Tytuł zamiast dorobku

Natalia Letki, Marcin Nowotny

W ciągu ostatnich trzydziestu lat Polska przeszła radykalną transformację niemal wszystkich sfer życia społecznego, politycznego i ekonomicznego. Zmiany inspirowane rozwiązaniami stosowanymi w rozwiniętych demokracjach zachodnich podniosły polską widzialność i konkurencyjność na świecie. Jednak w polskim systemie nauki stopnie awansu zawodowego i tytułów naukowych funkcjonują niemal tak samo, jak trzydzieści lat temu. Państwowe stopnie i tytuły, zwłaszcza habilitacja i tzw. profesura belwederska, są oficjalną drogą uzyskania pozycji zawodowej i wpływu naukowego. Wątpliwości na temat funkcjonowania tego systemu były już wielokrotnie wyrażane (np. Andrzej Jajszczyk, Kartagina i habilitacja nie powinny istnieć , „PAUza” 400/2017). Dołączamy do krytyków scentralizowanego systemu awansowego. Uważamy, że nie przynosi on polskiej nauce żadnych korzyści, a wręcz przeciwnie, ma na nią negatywny wpływ. Poniższy wywód jest napisany z perspektywy dwóch różnych dyscyplin – nauk społecznych i nauk o życiu. W obu liczy się przede wszystkim publikowanie w dobrych czasopismach i wydawnictwach w obiegu międzynarodowym. Dlatego też w obu dyscyplinach polski system awansowy z jednej strony jest zbędny, a z drugiej ogranicza i utrudnia działalność naukową.

Ocena ocenionych

Ocena osiągnięć naukowych przez grupę centralnie wyznaczonych, zazwyczaj krajowych badaczy jako wyznacznik pozycji i wpływu naukowego jest problematyczna z kilku powodów. Po pierwsze, elementy podlegające ocenie zostały już ocenione. Publikacje zostały zrecenzowane w systemie peer-review , podobnie jak projekty badawcze i sposób ich wykonania. Najczęściej oceny tej dokonali eksperci o wysokich kompetencjach w danej tematyce, pochodzący z ośrodków naukowych na całym świecie. Globalna pula takich ekspertów jest ogromna, w przeciwieństwie do grupy krajowej w postępowaniach habilitacyjnych i profesorskich. Co więcej, międzynarodowi eksperci oceniający publikacje nie są w swych ocenach motywowani ekonomicznie. Po drugie, scentralizowana ocena badaczy i ich dorobku ma charakter zero-jedynkowy. Nie jest wprowadzona gradacja, nie ma ustalonych przejrzystych kryteriów oceny. Bardzo częste są tzw. recenzje negatywne z pozytywną konkluzją – recenzenci nisko oceniają dorobek, ale rekomendują nadanie stopnia czy tytułu. Nasuwa się oczywiste pytanie: jeżeli nie ze względów naukowych, to jakich? W ten sposób stopień lub tytuł naukowy staje się w wielu sytuacjach „protezą dorobku” – uzyskanie habilitacji albo profesury zrównuje naukowców dobrych, średnich i słabych. Wynik tej zero-jedynkowej, nieprzejrzystej oceny może mieć duży wpływ na politykę zatrudnieniową uczelni i instytutów badawczych. Instytucje mogą preferować zatrudnienie badaczy, którzy uzyskali oficjalny, centralny certyfikat, a nie tych najlepszych lub najbardziej obiecujących. Stanowisko może zatem zdobyć uczony przeciętny, ale posiadający stopień lub tytuł, podczas gdy dobry badacz, który tegoż nie posiada – na przykład dlatego, że pracował w dobrym ośrodku za granicą, gdzie on nie istnieje – nie dostanie pracy.

Ustawa 2.0 radykalnie zmieniła wymogi wobec jednostek, uniezależniając ewaluację czy uprawnienia do nadawania stopni i tytułów od liczby samodzielnych pracowników naukowych, ale uczelnie preferują na stanowisku profesora uczelni osoby, które mogą promować doktorantów. Niebawem dowiemy się też, jak wielu członków powołanych na uczelniach rad dyscyplin to „niesamodzielni pracownicy”, czyli doktorzy. Może się okazać, że bardzo niewielu. Z kolei profesorowie tytularni cieszą się w dalszym ciągu uprzywilejowaną pozycją pod względem stałości i stabilności zatrudnienia bez względu na to, czy są aktywni badawczo, czy nie, i Ustawa 2.0 nic w tym zakresie nie zmienia. Choć realizowana obecnie reforma nauki i szkolnictwa wyższego znacząco zmniejsza znaczenie habilitacji, wiele instytucji w dalszym ciągu uzależnia różne elementy swojej struktury i strategii od liczby „samodzielnych pracowników naukowych” Co więcej, algorytmy służące do obliczania subwencji danej instytucji zakładają większe środki na zatrudnianie pracowników z habilitacją i profesurą, co stanowi silną zachętę do zatrudniania i utrzymania takich naukowców lub wymuszania na pracownikach starań o państwowe stopnie i tytuły naukowe, niezależnie od ich dorobku naukowego.

Bój o niezależność

W systemie anglosaskim badacz ze stopniem doktora zazwyczaj odbywa staż podoktorski, aby zdobyć dodatkowe doświadczenie, a następnie obejmuje stanowisko samodzielnego badacza (np. typu assistant profesor ). Ma pełną wolność wyboru tematów badawczych, ale i całkowitą odpowiedzialność za ich powodzenie i za zdobycie środków na badania w postaci grantów. Bardzo często pierwsze lata samodzielności to najbardziej kreatywny okres działalności badawczej, który tworzy podwaliny całej kariery. Ten sam badacz, jeżeli zdecyduje się przyjechać do Polski, z powodu braku stopnia lub tytułu utraci przynajmniej na pewien czas niezależność, na przykład nie będzie mógł być promotorem swoich doktorantów. Biorąc pod uwagę obecną falę wniosków habilitacyjnych i profesorskich złożonych do CK (5240 w ciągu czterech pierwszych miesięcy tego roku), to oczekiwanie na awans może trwać bardzo długo. Młodzi naukowcy prowadzący własne projekty w strukturach polskich uczelni czy instytutów często nie posiadają formalnej niezależności, a uzyskać ją mogą tylko przez habilitację. Znamienne jest to, że w polskim systemie „samodzielny pracownik nauki” to osoba ze stopniem doktora habilitowanego lub tytułem profesora. Ma to swoje konsekwencje. Jak pokazał raport Komisji Europejskiej, polscy badacze wyjątkowo późno osiągają niezależne pozycje (https://rio.jrc.ec.europa.eu/en/policy-support-facility/peer-review-polish-higher-education-and-science-system). Najlepszy i najbardziej kreatywny okres dla wielu z nich mija bezpowrotnie. Co więcej, wymaganie uzyskania stopnia może być wykorzystywane przez starszych kolegów do uzależnienia od siebie młodszych badaczy i ograniczania ich rozwoju. Przyznanie tytułu profesora może się z kolei stać elementem kształtowania układu towarzysko-lojalnościowego.

Ważnym przykładem tego, jak polski system kariery naukowej nie przystaje do systemu obowiązującego w Europie, są granty European Research Council. Granty te są podzielone na kategorie: Starting – dla osób bezpośrednio po stażu podoktorskim, ale już z pełną samodzielnością i możliwością stworzenia grupy badawczej, Consolidator – dla osób do 12 lat po doktoracie, ale już z własnymi niezależnymi osiągnięciami (w biologii to prace opublikowane przez danego badacza jako tak zwanego autora korespondującego, czyli tego, który niezależnie kierował badaniami i zdobył dla nich finansowanie) oraz Advanced – dla doświadczonych badaczy. W pierwszych dwóch konkursach niezależność naukowa czy koncepcyjna, ale też formalna, jest jednym z najważniejszych kryteriów oceny. Celem tych programów jest wsparcie przyszłych liderów danej dziedziny w ich najtrudniejszym, ale też najbardziej kreatywnym okresie kariery. Aplikacje w konkursach Starting i Consolidator to najlepsza szansa dla Polski na zwiększenie liczby grantów ERC. Niestety, nasz system kariery naukowej jest niekompatybilny ze strukturą grantów ERC.

Wszystkie opisane powyżej elementy systemu awansów naukowych pozostają w oczywistej sprzeczności z promowaniem jakości badań naukowych, ale również z ideą autonomii uniwersytetów i jednostek badawczych. W krajach, które są potęgami naukowymi, polityka zatrudniania prowadzona przez uczelnie i instytuty badawcze ma na celu wyłonienie tych badaczy, którzy mają największy potencjał, by wzmocnić pozycję naukową jednostki. Zatrudnienie jest uwarunkowane oceną, która odbywa się w zatrudniającej instytucji, bardzo często przy udziale międzynarodowych komitetów doradczych i zewnętrznych recenzentów. Instytucje biorą na siebie obowiązek oceny swoich pracowników i odpowiedzialność za efekty swoich decyzji kadrowych. W nauce na każdym poziomie najlepiej sprawdza się zasada „wolność i odpowiedzialność”. Najwyższy czas, aby polskie instytucje naukowe przestały podpierać się wynikami centralnych procedur awansowych.

System nie promuje jakości

Argumentem najczęściej podawanym przez zwolenników centralnego systemu awansowego jest gwarancja jakości kadr w polskiej nauce. System jednak ewidentnie nie spełnia tego podstawowego zadania. Analiza bibliometryczna osiągnięć naukowych nowo wybranych członków Rady Doskonałości Naukowej pokazała, że paradoksalnie, znaczna część z nich (zwłaszcza w naukach społecznych i humanistycznych) nie ma kwalifikacji, które dawałyby prawo oceny kandydatów do stopnia doktora habilitowanego lub tytułu profesora. Około 25% badaczy wybranych do ciała, które ma przyznawać kolejne stopnie i tytuły, ma wg. bazy Scopus wskaźnik Hirscha równy zero (http://ekulczycki.pl/warsztat_badacza/rdn/). Oznacza to, że nigdy nie opublikowali prac, które zainteresowały innych naukowców na tyle, aby je zacytować, lub nigdy nie opublikowali pracy w czasopiśmie indeksowanym w bazie Scopus. To jaskrawy przykład, że państwowy system stopni i tytułów naukowych nie promuje jakości, ponieważ osoby bez widzialnego międzynarodowo dorobku naukowego mają nadzorować decyzje o awansie naukowym innych badaczy, w tym tych ze znaczącymi osiągnięciami.

Duże znaczenie ma również wymiar ekonomiczny centralnego systemu awansowego. Habilitacja i profesura to bardzo drogie procedury (koszt około 25 tys. za proces habilitacji, https://wfis.uw.edu.pl/stopnie-i-tytuly-naukowe/postepowanie-habilitacyjne/koszty-habilitacji/). Ten koszt to głównie wynagrodzenie recenzentów i członków komisji. Dla niektórych korzyść ekonomiczna z regularnego udziału w tym procesie może być ważniejsza niż rzetelne wykonanie recenzji i ryzyko, że nie zostanie się zaproszonym do wykonania kolejnych. Środki, które w tej chwili są przeznaczone na działanie CK, RDN oraz systemu habilitacji i profesur, można przeznaczyć na sfinansowanie międzynarodowych komitetów doradczych instytucji naukowych, co będzie miało rzeczywiste, bezpośrednie przełożenie na promowanie jakości kadr i badań naukowych. Oczywiście stanie się to możliwe tylko wtedy, gdy środowisko naukowe będzie zainteresowane realną, merytoryczną oceną, a nie budowaniem struktur wzajemnego wsparcia. Należy też pamiętać, że w niektórych dziedzinach, takich jak np. medycyna czy prawo, tytuł naukowy staje się tytułem zawodowym i przekłada się na korzyści ekonomiczne. Mieszają się tu więc dwa różne porządki – kariery naukowej i zawodowej. Pojawiają się zatem bardzo silne zachęty ekonomiczne, a nie naukowe, które mogą prowadzić do przyznawania tytułów za niskiej jakości badania.

Krajowa ocena peer-review była zapewne uzasadniona w czasach, gdy Polska pozostawała w izolacji od światowej nauki, a publikacje i osiągnięcia oceniane przez gremia międzynarodowe były w polskiej nauce nieobecne. Ta sytuacja zmieniła się w sposób oczywisty, czyniąc centralny system stopni i tytułów naukowych całkowicie zbędnym, a często wręcz dysfunkcyjnym. Bilans korzyści z tego systemu i problemów, które generuje, naszym zdaniem jasno wskazuje, że najwyższy czas, aby z niego zrezygnować na rzecz zwiększenia autonomii i niezależności instytucji badawczych.

Dr hab. Natalia Letki , socjolog i politolog, Instytut Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego
Dr hab. Marcin Nowotny , biolog, Międzynarodowy Instytut Biologii Molekularnej i Komórkowej w Warszawie
Autorzy są laureatami grantów ERC