Poszkodowana oskarżoną

Marek Wroński

Dokładnie trzy lata temu Prezydium Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów wznowiło przewód habilitacyjny z nauk prawnych dr Elżbiety Żywuckiej-Kozłowskiej z Uniwersytetu Warmińskiego-Mazurskiego, który miał miejsce na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu w Białymstoku. Podstawą wznowienia był zarzut prof. Krzysztofa Krajewskiego z UJ w Krakowie, iż habilitantka przejęła i odwzorowała metodologię oraz koncepcję badań z monografii habilitacyjnej dr Małgorzaty H. Kowalczyk Zabójcy i mordercy. Czynniki ryzyka i możliwości oddziaływań resocjalizacyjnych , wydanej w 2010 r., a obronionej w 2012 r. na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Szczegóły tej sprawy opisałem w artykule Habilitacja z prawa na lewo (FA 11/2016) oraz w drugiej części artykułu Orzeczenia dyscyplinarne są informacją publiczną (FA 9/2017). Obecnie chciałem poinformować, co się zdarzyło od tamtego czasu.

Reakcja splagiatowanej

Dr hab. Małgorzata Kowalczyk jest profesorem nadzwyczajnym w Katedrze Psychopedagogicznych Podstaw Rewalidacji Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK. O sprawie „kradzieży intelektualnej” z jej książki dowiedziała się z artykułu w „Forum Akademickim”. Miała olbrzymie problemy z dotarciem do monografii dr Żywuckiej-Kozłowskiej, bo autorka wbrew przepisom nie upubliczniła swojego dzieła. Pracę w kilkudziesięciu egzemplarzach prawie w całości odebrała z prywatnego wydawnictwa. Obowiązkowe egzemplarze przesłano jedynie do Biblioteki Narodowej w Warszawie oraz do Biblioteki Uniwersytetu Jagiellońskiego, choć powinny trafić do piętnastu bibliotek w całym kraju, w tym do Biblioteki Uniwersyteckiej w Toruniu.

Kiedy wreszcie w połowie grudnia 2016 r. dr Kowalczyk zapoznała się z treścią książki Relacje rodzinne sprawców zabójstw. Aspekty kryminologiczne , z miejsca napisała list do dziekana, prof. Emila Pływaczewskiego, oraz członków rady wydziału, w którym stwierdziła, iż naruszono jej prawa autorskie poprzez nieuprawnione przejęcie znacznych części jej książki i przypisanie sobie autorstwa. „Plagiat, którego dopuściła się pani E. Żywucka–Kozłowska, obejmuje przede wszystkim dosłowne skopiowanie całości rozdziału metodologicznego zawartego w mojej książce, czyli zarówno podstaw teoretycznych jak i autorskich rozwiązań metodologicznych (zastosowane paradygmaty, cele, problemy, hipotezy, zmienne wskaźniki, instrumentarium badawcze). Zachowany został nawet identyczny układ graficzny prezentujący wykorzystane metody i techniki badawcze. W sposób nieuprawniony zostało wykorzystane moje autorskie narzędzie badawcze odwołujące się do teorii GTS R. Agnew oraz teorii kontroli T. Hirscha. Wnioskuję to na podstawie układu zmiennych i wskaźników oraz opracowania danych liczbowych, bo samo narzędzie nie zostało zamieszczone w aneksie. Ponadto skopiowana została autorska koncepcja opracowania wyników jakościowych (odwołanie do paradygmatu interpretatywnego) obejmująca schemat redukcji i reprezentacji danych w matrycach uporządkowanych pojęciowo, a także autorskie opracowanie modelowego ujęcia sprawców zabójstw. Także w części teoretycznej został niemal dosłownie odtworzony układ treści (przy zachowaniu wielu niemal identycznych tytułów rozdziałów i podrozdziałów) oraz przejęte, jeśli nie w całości to w znacznym stopniu, niektóre części opracowania (przykładowo rozdział dotyczący kontekstu historycznego zabójstw został przepisany niemal w całości). Ponadto cytowane w mojej książce anglojęzyczne źródła zostały przetłumaczone przeze mnie, natomiast pani E. Żywucka–Kozłowska, umieszczając je wielokrotnie w swojej książce z naruszeniem moich praw, nie podała oczywiście źródła ani autora tłumaczenia. Zresztą moja książka, choć umieszczona w spisie bibliograficznym, ani razu nie została przywołana w przypisach”.

W połowie grudnia 2016 r. do dziekana E. Pływaczewskiego dotarło obszerne ośmiostronicowe pismo dr hab. Moniki Płatek, prof. nadzw. w Zakładzie Kryminologii Uniwersytetu Warszawskiego i pierwotnego recenzenta w przewodzie habilitacyjnym. Napisała w nim, że „dostrzeżony i udowodniony plagiat, jakiego dopuściła się Elżbieta Żywucka-Kozłowska w pracy przedstawionej jako dzieło habilitacyjne, uzasadnia wznowienie postępowania i odmowę nadania jej stopnia doktora habilitowanego”. Dalej stwierdziła, że „nie licuje ani z etyką akademicką, ani wymogami samodzielnego wypracowania dzieła przepisywanie «garściami» cudzych pomysłów i niemal dosłowne kopiowanie tekstu cudzego dzieła bez podania źródła i sugerowania w tym względzie własnego autorstwa. Nie czyni to pracy oryginalną, a w tym konkretnym przypadku dodatkowo tłumaczy chaos, brak ciągłości rozumowania, niejasny związek, niezborność i niespójność zarówno metodologii, opisu przeprowadzanych czynności jak i ogólnikowych konkluzji pracy przedstawionej jako dzieło habilitacyjne. Negatywna opinia, którą byłam zmuszona napisać jako recenzentka w przewodzie habilitacyjnym dr hab. Elżbiety Żywuckiej-Kozłowskiej, wynikała z poziomu jej dzieła, które jest, także w efekcie braku samodzielności w istotnej części materiału, poniżej minimalnych wymogów stawianych habilitacjom. (…) Nadal mam nadzieję, że liczy się dla uzyskania stopnia doktora habilitowanego poziom naukowy, warsztat, samodzielność i istotny wkład w rozwój danej dziedziny. Plagiat takiego waloru nie posiada. Wymóg cytowania prac jest dyktowany uczciwością naukową i metodologiczną przejrzystością. Wynika to także wprost z wymogu oryginalności prac prezentowanych do oceny. Nie oznacza to, że autor/autorka nie mogą korzystać z prac wcześniejszych. Mogą, ale gdy to czynią, konieczne jest dokładne zacytowanie źródła; także gdy dotyczy to prac własnych. Obowiązkowe bowiem i zgodne z przyjętymi zasadami metodologii pracy naukowej jest to, aby ujawnić istniejący dorobek w temacie, który się opracowuje i z którego się korzysta”.

Miesiąc później, w połowie stycznia 2017 r., prof. M. Kowalczyk przesłała 23-stronicową opinię, w której wskazała nieuprawnione przejęcia z jej książki oraz skomentowała je. Jednocześnie znany warszawski adwokat, znawca prawa autorskiego Andrzej Karpowicz, wystąpił do dr Elżbiety Żywuckiej-Kozłowskiej z żądaniem przedprocesowym. Zażądał „natychmiastowego zaniechania naruszania praw autorskich” jego mandatantki i wycofania z rozpowszechnienia książki Relacje rodzinne sprawców zabójstw , jak również opublikowania przeprosin w „Gazecie Wyborczej” oraz w ramach zadośćuczynienia za dokonane naruszenie – zapłaty prof. M. Kowalczyk sumy 30 tys. złotych. Uprzedził, iż brak reakcji spowoduje skierowanie sprawy na drogę sądową oraz zawiadomienie prokuratury o popełnieniu przestępstwa.

Niecodzienne oskarżenie

Powyższe pismo nie doczekało się odpowiedzi, jednak liczne organa (rektorzy UMK i UWM, dziekani wydziałów w Białymstoku i Toruniu, przewodniczący Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów i niżej podpisany) otrzymały pisemną informację wraz z załącznikami, że w końcu stycznia 2017 r. dr hab. Elżbieta Żywucka-Kozłowska złożyła formalne zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej Toruń-Centrum Zachód o domniemanym plagiacie w monografii Zabójcy i mordercy autorstwa prof. Małgorzaty Kowalczyk. Pismu towarzyszyła 44-stronicowa lista zarzutów, wg której naruszenie praw autorskich jakoby było na szkodę psychologa klinicznego i psychoterapeuty dr Anny Wolskiej z jej książki Model czynnika ryzyka popełnienia zabójstwa , wydanej w Szczecinie w 2001 r.

Wśród adresatów, do których trafiło pismo z zarzutami, oczywiście nie było prof. Kowalczyk. Dowiedziała się o nim z ust dziekana Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK, prof. Piotra Petrykowskiego, i mogła w ciągu kilkunastu minut pismo przejrzeć, ale zrobienia kserokopii już jej odmówiono. W końcu marca 2017 r. rzecznik dyscyplinarny UMK, dr hab. Krzysztof Lasiński-Sulecki, wszczął postępowanie wyjaśniające w związku z podejrzeniem popełnienia przez nią nierzetelności naukowej. Kilka tygodni później Centralna Komisja zażądała od dziekana całej dokumentacji jej przewodu habilitacyjnego i po otrzymaniu zaczęła prowadzić postępowanie sprawdzające, powołując recenzenta. Jednocześnie prokuratura w Toruniu wszczęła postępowanie w sprawie przywłaszczenia autorstwa z książki Anny Wolskiej oraz w sprawie gróźb karalnych.

Mimo olbrzymiego stresu i poczucia dużej krzywdy dr Kowalczyk pod koniec lutego 2017 r. przygotowała 42-stronicową, dokładną odpowiedź na każdy zarzut E. Żywuckiej-Kozłowskiej i wykazała ich bezpodstawność oraz udowodniła, że wszędzie poprawnie cytowała i powoływała się na pracę A. Wolskiej oraz innych autorów. Dokument ten, razem z całą inną dokumentacją, złożyła na ręce prorektora ds. kadr UMK, prof. Andrzeja Sokali, wysłała do Biura Centralnej Komisji oraz do innych adresatów, w tym swojego dziekana. Kiedy w marcu 2017 r. została wezwana na policję w celu złożenia zeznań do prowadzonego postępowania prokuratorskiego, również złożyła ten dokument do akt śledztwa.

Rzecznik dyscyplinarny UMK przez wiele miesięcy raczej nie podejmował działań i dopiero po pół roku, 12 września 2017 r., przesłuchał obwinioną. Dwa miesiące później, 19 grudnia 2017 r., powołał jako biegłą dr hab. Monikę Wałachowską, prof. nadzw. w Katedrze Prawa Ubezpieczeniowego UMK. Z wydanej przez nią 20 lutego 2018 r. opinii wynikało, że biegła nie stwierdziła popełnienia plagiatu, aczkolwiek uznała, że pewne dzieła były niedokładnie oznaczone. Mimo tego przez następny rok rzecznik nie podejmował żadnych kroków, zapewne czekając na zakończenie sprawy karnej przez prokuraturę.

W tym okresie dr Żywucka-Kozłowska przesłała kilkanaście nowych zarzutów, biorąc „pod lupę” prawie cały dorobek prof. Kowalczyk. Wszystkie one zostały drobiazgowo odparte przez „obwinioną” poprzez załączanie dokładnych przytoczeń i wykazanie poprawnego cytowania.

Sprawa karna

Z kolei sprawa karna prowadzona przez prokurator Natalię Gorzycką miała szybkie tempo. Już 27 lipca 2017 r. powołano biegłego, którym został dr Jan A. Piszczek (ur. 1948), były adiunkt Katedry Prawa Cywilnego UWM i radca prawny praktykujący w Toruniu, który był starszym kolegą z Wydziału Prawa dr Żywuckiej-Kozłowskiej. Pracował też kiedyś razem z nią w Szczecińskiej Szkole Wyższej Collegium Balticum. Ze względu na tę znajomość był w konflikcie interesów i nie powinien zostać biegłym. W swojej opinii z 28 września 2017 r. napisał, że w jego ocenie „publikacja M. Kowalczyk nie wprowadza więc w błąd co do autorstwa całości lub części publikacji A. Wolskiej” i prace te nie są tożsame. Jednakże podnosi, że znalazł różne zdania w tabeli sporządzonej przez p. Żywucką-Kozłowską, które zweryfikował i potwierdził, a które są przykładami przywłaszczenia przez M. Kowalczyk części/ fragmentów prac A. Wolskiej. „Są one nieliczne, co nie wyłącza stwierdzenia, że spełniają hipotezę przepisu art. 115 ust. 1 Prawa Autorskiego”. I tutaj podał trzy zdania pochodzące z dwóch różnych książek A. Wolskiej.

W odpowiedzi na opinię biegłego prof. Kowalczyk stwierdziła, że zarzuty są chybione. Uważa, iż biegły nie sprawdził ich w dokumentach źródłowych, bo łatwo by stwierdził, że te „znalezione zdania” pochodzą z prac innych autorów i są do nich odwołania. Zdanie pierwsze jest parafrazą zdania z opracowania Pytki i Zacharuk, zdanie drugie to fragment z książki Leytona, gdzie są dwa przepisy odwołujące się do tego dzieła, zaś zdanie trzecie pochodzi z książki A. Wolskiej Zabójcy – studium psychologiczne , ale jest do niego wyraźny przypis. Do pisma, które wysłał mecenas Karpowicz, dołączone były kserokopie z odpowiednich książek potwierdzające prawdziwość twierdzenia.

Mimo tych wyjaśnień, na podstawie owych trzech zdań i nierzetelnej opinii biegłego, który – podkreślam jeszcze raz – pozostawał w ewidentnym konflikcie interesów, prokurator Natalia Gorzycka sporządziła 28 grudnia 2017 r. akt oskarżenia przeciwko Małgorzacie Kowalczyk, zarzucając jej czyn z art. 115 ust. 1 i 2 ustawy o prawie autorskim. Skierowany on został do Sądu Rejonowego w Toruniu. Ciekawostką było, że kiedy podczas przedstawienia zarzutów, gdy oskarżona zapoznała się z aktami, okazało się, że „zniknął” stamtąd obszerny 42-stronicowy elaborat, w którym M. Kowalczyk odpiera wysunięte zarzuty plagiatu, a który był dołączony do akt w czasie jej wcześniejszego przesłuchania na policji. Prokurator nie potrafiła wytłumaczyć, co się z nim stało i w jakich okolicznościach zaginął. Dołączono więc kolejny egzemplarz z poświadczeniem odbioru.

Proces w Goleniowie

Dużym zaskoczeniem był fakt, że nagle Sąd Rejonowy w Toruniu zadecydował, iż ze względu na „ekonomikę procesową” rozprawa powinna być przeniesiona do Goleniowa, gdzie mieszka oskarżycielka i w pobliskim Szczecinie – dr Anna Wolska. „Ekonomika” była wyliczona nieprawdziwie, bowiem więcej osób biorących udział w procesie mieszkało znacznie bliżej Torunia niż Goleniowa. W tym obrońca dr Żywuckiej-Kozłowskiej, radca prawny, dr hab. Jarosław Szczechowicz, prof. UWM, kierownik Katedry Postępowania Cywilnego na Wydziale Prawa i Administracji, pełnomocnik prawny rektora Góreckiego i były sędzia Sądu Okręgowego w Olsztynie. Nie przypadkiem też dr Żywucka-Kozłowska jest adiunktem w Katedrze Prawa Karnego Wykonawczego i Psychologii Sądowej, którą kieruje dr hab. Krystyna Szczechowicz, pracująca także jako sędzia Sądu Okręgowego w Olsztynie. Ale w ten sposób „przeczołgano” prof. Kowalczyk i zmuszono ją i jej obrońcę do kilkukrotnych, całodziennych i uciążliwych podróży.

Rozprawę w Goleniowie prowadził sędzia Kamil Worsztynowicz, przewodniczący II Wydziału Karnego. Były trzy rozprawy (20.09.2018, 15.11.2018 i 17.01.2019) i na żadnej nie zjawiła się ani dr Żywucka-Kozłowska, ani dr Anna Wolska – obie, jak również ich przedstawiciele prawni, prawidłowo wezwane. Prokuraturę reprezentował miejscowy prok. Mikołaj Rydz, który nie bardzo się orientował, o co chodzi z tym procesem, szczególnie że obrońca, mec. A. Karpowicz, przedłożył trzy dodatkowe opinie biegłych (UMK, UWM, CK) oraz czwartą, wykonaną na zlecenie Sądu Okręgowego w Białymstoku. Tam ma miejsce sprawa cywilna z powództwa prof. Kowalczyk przeciwko dr E. Żywuckiej-Kozłowskiej o naruszenie praw autorskich. Wszystkie opinie biegłych były korzystne dla oskarżonej.

Wyrok został wydany 25 stycznia 2019 r. i uniewinniał prof. Małgorzatę Kowalczyk. 11-stronicowe uzasadnienie jest w zasadzie bezpośrednią, dogłębną krytyką opinii biegłego, dr Jana Piszczka z Torunia. Pośrednio to także krytyka prokurator Natalii Gorzyckiej, która świadomie oparła akt oskarżenia na „niejasnej” ekspertyzie powołanego przez siebie biegłego i nie chciała wziąć pod uwagę innych opinii, a także argumentów i dowodów przedstawionych przez oskarżoną. Sędzia K. Worsztynowicz podkreślił, że nie dał wiary opinii biegłego J. Piszczka. Uznał, że pozostałe opinie, a szczególnie opinia dr Joanny Piwowar, biegłej z zakresu językoznawstwa powołanej przez Sąd Okręgowy w Białymstoku, są dokładniejsze i rzetelne. Biegła analizowała te same fragmenty i całe publikacje Anny Wolskiej i stwierdziła, że książka Małgorzaty Kowalczyk w tych częściach, do których odwołał się biegły Jan Piszczek, nie nosi cech plagiatu, a nawet ich nie naśladuje. Obie autorki odzwierciedlają bądź to sposób prezentowania treści, jaki stosowali wcześniej inni autorzy, bądź wyniki badań, przywołując stosowne przypisy. Zdaniem sądu, powołanie się biegłego na zestawienie sporządzone przez zawiadamiającą nie jest żadną miarą wystarczające i jeżeli biegły chciał tak czynić, to wymagało to od niego, a także od prowadzącej postępowanie przygotowawcze prok. Natalii Gorzyckiej, dokonania wielorakich ocen przedłożonego materiału, choćby z tego powodu, że oskarżona w wielu miejscach odwołuje się do różnych tekstów Anny Wolskiej, w tym wymienionych w akcie oskarżenia. W przedmiotowej opinii J. Piszczka nie podano żadnego fragmentu stanowiącego niedozwolone zapożyczenie. Fragmenty te były analizowane w innych opiniach i wykazano w nich, że bądź stanowiły cytaty z innych autorów opatrzone przypisami, bądź zawierały odniesienie do publikacji A. Wolskiej. Zdaniem sądu, działanie oskarżonej M. Kowalczyk nie wyczerpywało znamion przestępstwa naruszenia praw autorskich, dlatego została ona uniewinniona.

Sprawa w CK

Tymczasem po nadesłaniu dokumentacji z UMK w Toruniu Centralna Komisja powołała jeszcze przed wakacjami 2017 r. recenzenta, aby ocenił zarzuty nierzetelności naukowej i naruszenia praw autorskich w monografii habilitacyjnej Małgorzaty Kowalczyk. W swojej 15-stronicowej opinii z 30 października 2017 r. prof. Iwona Chrzanowska z Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu bardzo dokładnie sprawdziła wszystkie zarzuty dr Żywuckiej-Kozłowskiej. Do każdego odniosła się indywidualnie i kategorycznie stwierdziła, że zarzut plagiatu jest bezpodstawny, a M. Kowalczyk „precyzyjnie odnosi się do wykorzystanych źródeł”. Jej zdaniem, „zawiadamiająca nie dostrzega różnicy między plagiatem pojmowanym jako przypisanie sobie własności intelektualnej innego autora, z możliwością skorzystania (przy zachowaniu koniecznych kryteriów odwołania się do źródeł, co w pracy M. Kowalczyk ma miejsce) z tych samych i opublikowanych i ogólnie dostępnych prac naukowych”. Recenzentka podkreśliła, że nigdzie nie dostrzegła znamion plagiatu czy też nieoryginalności publikacji M. Kowalczyk. Zarzut kopiowania, powtarzania treści z publikacji A. Wolskiej jest bezpodstawny, zaś wskazane podobieństwa nie mają znamion plagiatu pracy A. Wolskiej przez M. Kowalczyk. W konkluzji prof. Chrzanowska napisała, że nie znajduje podstaw do uznania, że Małgorzata H. Kowalczyk w swojej książce Zabójcy i mordercy. Czynniki ryzyka i możliwości oddziaływań resocjalizacyjnych przywłaszczyła autorstwo, dokonując jawnego lub ukrytego plagiatu publikacji Anny Wolskiej. Z tego powodu nie ma podstaw do wznowienia przewodu habilitacyjnego.

Jej recenzja przesłana do Biura Centralnej Komisji na początku listopada 2017 r. została przetrzymana „w szufladzie” i weszła pod obrady Prezydium Centralnej Komisji dopiero po roku. Na posiedzeniu w listopadzie 2018 r. zarówno Sekcja Nauk Humanistycznych, jak i Prezydium Centralnej Komisji uznały, że brak jakichkolwiek przesłanek do wznowienia habilitacji z urzędu. Wnioskodawczynię, dr Żywucką-Kozłowską, poinformowano na początku lutego 2019 r. o tym, że jej zarzuty były bezpodstawne, zaś dziekan Piotr Petrykowski otrzymał z Centralnej Komisji formalne pismo ponad miesiąc później. „Obwiniona, ale uniewinniona” do dzisiaj nie dostała oficjalnie formalnego pisma zarówno od CK, jak i od własnego dziekana – tak jakby sprawy w ogóle nie było.

Postępowanie dyscyplinarne w UMK wobec pokrzywdzonej

Po otrzymaniu pisma z Centralnej Komisji „ruszyło się” i w biurze rzecznika dyscyplinarnego UMK, dr hab. Krzysztofa Lasińskiego-Suleckiego, który 4 marca 2019 r. umorzył dyscyplinarne postępowanie wyjaśniające. W super krótkim uzasadnieniu napisał, że dwie opinie, dr hab. Moniki Wałachowskiej oraz prof. Iwony Chrzanowskiej, wykazały, że zarzuty sformułowane przez Elżbietę Żywucką-Kozłowską w zakresie nierzetelności naukowej dr hab. Małgorzaty Kowalczyk, prof. UMK, są nieuzasadnione. Umorzenie zatwierdził rektor Andrzej Tretyn i nie było odwołania.

Postępowanie dyscyplinarne w UWM wobec obwinionej

Opisana w listopadzie 2017 r. w „Forum Akademickim” sprawa nierzetelnej habilitacji dr Żywuckiej-Kozłowskiej spowodowała reakcję zatrudniającej ją uczelni, bowiem rzecznik dyscyplinarny, prof. Zbigniew Wieczorek, fizyk z Wydziału Nauki o Żywności, na polecenie ówczesnego prorektora, śp. prof. Grzegorza Białuńskiego, wszczął postępowanie wyjaśniające. Obwiniona została przesłuchana w charakterze świadka, składając pisemną odpowiedź na zarzuty, a następnie rzecznik zlecił wykonanie opinii z zakresu językoznawstwa w sprawie podejrzenia przywłaszczenia autorstwa części cudzego utworu w monografii habilitacyjnej Relacje rodzinne sprawców zabójstw . Biegłym został dr hab. Michał Szczyszek z Zakładu Frazeologii i Kultury Języka Polskiego Instytutu Filologii Polskiej UAM. W obszernej, kilkudziesięciostronicowej opinii z 17 listopada 2017 r. biegły uznał, że rozdział drugi tej publikacji jest efektem przywłaszczenia autorstwa utworu, zaś identyczność rozdziału z rozdziałem prof. Kowalczyk wynosi 80-90%.

Na tej podstawie prof. Zbigniew Wieczorek 23 marca 2018 r. złożył wniosek dyscyplinarny o ukaranie dr Żywuckiej-Kozłowskiej karą zakazu wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego na okres trzech lat. Wniosek przeleżał w szufladzie przez ponad pół roku i dopiero jesienią 2018 r. powołano UKD w składzie: prof. Czesław Hołdoński, przewodniczący, dr hab. Artur Siemaszko, członek, i Martyna Witulska, przedstawicielka Samorządu Studentów.

Niestety przez opieszałość popełniono poważny błąd prawny, gdyż od 1 X 2018 r. w Ustawie 2.0 wprowadzono nowe przepisy i komisją dyscyplinarną, która orzeka w sprawach zakazu wykonywania zawodu, nie jest komisja uczelniana, lecz komisja dyscyplinarna przy Radzie Głównej w Warszawie. Natomiast uczelniany zespół orzekający powołany na podstawie poprzednich przepisów musiał się składać z pięciu osób, a nie trzech, które powołała obecna przewodnicząca UKD, dr hab. Agnieszka Skóra z Katedry Postępowania Administracyjnego i Sądowoadministracyjnego UWM.

W uczelni jednak od wielu miesięcy nie udaje się odbyć pierwszej rozprawy dyscyplinarnej, gdyż obwiniona dr Żywucka-Kozłowska przedstawia kolejne zwolnienia lekarskie. Ostatnio otrzymała roczny urlop na poratowanie zdrowia. Powinien on być przestrzegany i honorowany w Szczecińskiej Szkole Wyższej Collegium Balticum (rektor: dr hab. Aleksandra Żukrowska), gdzie dr Żywucka-Kozłowska jest zatrudniona na drugim etacie jako profesor nadzwyczajny w Katedrze Bezpieczeństwa.

Na koniec chciałbym podkreślić, że postępowanie wznowieniowe (o czym już pisałem we wrześniu 2017 r.) zostało bezprawnie zawieszone przez Radę Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Białostockiego, dlatego apeluję do Prezydium Centralnej Komisji, aby podjęło szybko działania naprawcze. Nie może być tolerancji dla takich zachowań i przedłużania na lata procedur wznowieniowych.

Marekwro@gmail.com wronski@forumakademickie.pl