Kto zasługuje na awans naukowy?

Tomasz Borecki

Chciałbym przypomnieć wywód ks. prof. Józefa Tischnera, dotyczący porządkowania nauk. Tischnerowski podział na nauki „ucynkowe” i „nieucynkowe” ma swój głęboki sens. Trudno też znaleźć jeden miernik, który dałby możliwość uczciwej oceny, które nauki są ważniejsze. Tischner odpowiada w sposób zdecydowany, że „nauki ucynkowe”, jak i „nauki nieucynkowe” są tak samo ważne. Według Tischnera: „bo jedna nauka ci powie, jak obiod uwarzyć, a druga ci powi, po co jeść i żyć po co. Dopiero jedna i druga zrobi z ciebie cłeka”.

Powszechnie stosowany sposób wyceny jakości badań na podstawie wskaźników naukometrycznych spotyka się z coraz większą krytyką. Wskaźniki te powinny być narzędziem uzupełniającym, nigdy zaś zasadniczym. W wielu artykułach dotyczących tego problemu spotykamy się z opinią, że naukometria prowadzi do wielu szkodliwych zachowań ludzi nauki, ucieczki od żmudnych, często kilkuletnich doświadczeń prowadzonych w warunkach polowych, o dużym znaczeniu aplikacyjnym dla szeroko pojętej praktyki rolniczej, ogrodniczej, leśnej, na rzecz możliwych do wykonania w krótkim czasie analiz tylko laboratoryjnych, pozwalających szybko opublikować wyniki w wyżej notowanych czasopismach z wysokim impact factor. To bardzo błędna droga. Nie da się zunifikować parametrów oceny tak, żeby możliwe było porównanie poszczególnych dziedzin i dyscyplin naukowych. Z tego to, być może, powodu Nagroda Nobla jest przyznawana w kilku osobnych dziedzinach.

W artykule O niektórych skutkach ubocznych naukometrii autorstwa Włodzimierza Korohoda opublikowanym w „PAUzie Akademickiej” spotykamy się ze stwierdzeniami, że naukometrię cechuje mała wiarygodność i rzetelność. Autor stwierdza, że jeżeli jeden pracownik jest autorem kilkunastu albo kilkudziesięciu prac doświadczalnych rocznie, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że w nich nie uczestniczył. Powszechnie pokutuje u nas przekonanie, że ilością można zastąpić jakość. Według autora sukcesy i karierę w nauce zapewniają sobie pracownicy naukowi najaktywniej dopasowujący się do wymagań naukometrii, a nie uczelni, którzy poświęcają się badaniom naukowym. Korohod uważa, że negatywne skutki uboczne naukometrii szczególnie wyraźnie zaznaczają się w naukach przyrodniczych. Na zakończenie swojego artykułu stwierdza: „Nauka nigdy nie była sprawiedliwa. Ale chyba w przeszłości nigdy nie była przedmiotem takich manipulacji, jak w ostatnich latach. A przyczynia się do tego w znacznej mierze naukometria”.

Punkty czy prawda

W artykule prof. Andrzeja Kajetana Wróblewskiego Żeby ludzie się wstydzili… , opublikowanym w „PAUzie Akademickiej” w 2016 roku, pada mocne stwierdzenie, że posługiwanie się IF „jest marzeniem biurokratów, ponieważ pozwala samodzielnie zarządzać badaniami, bez pytania o opinie jakichkolwiek ekspertów”. Profesor informuje, że już w 2012 roku, podczas zjazdu Amerykańskiego Towarzystwa Biologii Komórki w San Francisco, uchwalono deklarację mającą na celu „zahamowanie szerzącej się w wielu krajach zarazy, polegającej na stosowaniu tzw. IF do oceny poszczególnych pracowników naukowych”. Profesor informuje, że Chiny, które są obecnie mocarstwem naukowym, ogłosiły w 2015 roku, że zaprzestają wykorzystywania bibliometrii do oceny wyników badań. Na zakończenie artykułu padają jakże mądre słowa: „Trzeba mieć nadzieję, że wkrótce także polscy badacze przypomną sobie, że celem badań naukowych nie jest zdobywanie punktów ministerialnych ani licytowanie się na wskaźniki bibliometryczne, lecz poszukiwanie prawdy o otaczającym nas świecie i wykorzystywanie wyników do odkrywania ich zastosowań”.

Możliwości uzyskiwania wysokich wartości IF są zróżnicowane w poszczególnych dziedzinach i dyscyplinach. W artykule Zbigniewa Błockiego i Karola Życzkowskiego pt. Czy można porównywać jabłka i gruszki? O danych bibliometrycznych w różnych dziedzinach nauki , opublikowanym w „Nauce” 2/2013, zamieszczone są m.in. informacje dotyczące średniej liczby publikacji oraz liczby uzyskanych cytowań rocznie na jednego pracownika nauki w USA. Zaskoczyła mnie informacja, że najniższą wartość średniej liczby cytowań ma matematyka (3,45), niewiele wyższe – nauki społeczne (6,16), inżynierskie (7,28). Prawdziwymi potentatami są nauki o ziemi (73,04), nauki biologiczne (55,84), fizyka (54,81) czy chemia (25,98). Autorzy zestawili dane dotyczące liczby cytowań otrzymanych przez osoby zajmujące setne miejsce na liście najczęściej cytowanych uczonych w danej dziedzinie w roku 2012. I tu również najniższe wartości dotyczą matematyki, a podobne wartości uzyskali uczeni zajmujący się informatyką, naukami rolniczymi, naukami społecznymi, ekonomią. Najwyższe wartości uzyskali przedstawiciele medycyny klinicznej, fizyki, chemii, nauk kosmicznych, biologii molekularnej i genetyki. Liczba cytowań setnej osoby na liście rankingowej w tych dyscyplinach jest średnio dwudziestokrotnie wyższa niż w matematyce. Jak zatem można porównywać uczonych reprezentujących różne dziedziny i dyscypliny naukowe?

Autorzy stwierdzają w podsumowaniu, że w ocenie indywidualnych osiągnięć naukowca bibliometria może pełnić jedynie rolę pomocniczą. Uważają, że nawet bardzo wysokie wskaźniki bibliometryczne nie muszą implikować wybitnego dorobku naukowego. Są bowiem przykłady naukowców „produkujących” całe serie prac bez nowych pomysłów, a także spółdzielnie nawzajem cytujących się badaczy. Autorzy uważają, że istnieje korelacja między liczbą cytowań danego artykułu, IF czasopisma a jego wartością naukową, lecz często jest mało znacząca. Przy awansach naukowych powinniśmy oceniać przede wszystkim jakość pracy naukowej, niekoniecznie jej ilość. A w tym względzie najważniejsza jest dobra, merytoryczna recenzja wykonana przez uznanego w danej dyscyplinie, niezależnego, uczciwego eksperta.

Dbałość o wskaźniki

Chciałbym się podzielić uwagami, będącymi efektem pracy przez trzy kadencje w Sekcji III Nauk Biologicznych, Rolniczych, Leśnych i Weterynaryjnych Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów. Skonsultowałem je z moim kolegami. Generalnie wszyscy uważają, że naukometria może być tylko i wyłącznie dodatkową informacją przy ocenie pracownika naukowego. Oceniać można tylko w ramach jednej dyscypliny. Dyscypliny między sobą są nieporównywalne. Trudno porównywać wskaźnikami naukometrycznymi np. medycynę czy biotechnologię, w których to dyscyplinach są możliwości publikowania w czasopismach z IF 80, czy 50, a rolnictwem, w którym czasopisma naukowe mają przeciętną wartość IF około 2. Nie wspominając już o leśnictwie, tu najpoważniejsze czasopismo polskie „Sylwan” ma obecnie IF równy 0,7. Są dyscypliny tak zróżnicowane, że przy ocenie dorobku powinno się uwzględniać specjalność, w której zainteresowany pracuje. Inne możliwości publikowania w naukach weterynaryjnych mają np. immunolodzy, a inne chirurdzy.

Wskaźniki bibliometryczne są liczbami, które łatwo nadinterpretować. Dlatego porównanie naukowców za pomocą tych wskaźników może mieć miejsce tylko i wyłącznie w przypadku tej samej dyscypliny.

Wielu kolegów pracujących w Sekcji III CK uważa, że naukę w Polsce niszczy punktomania, która w pogoni za najwyższymi wskaźnikami prowadzi często do patologii. W pracach wieloautorskich, w których określany jest procentowy udział każdego współautora w powstanie dzieła, często spotykamy się z nieuczciwym, wynikającym z doraźnych potrzeb awansowych podejściem do określania udziału konkretnej osoby w powstaniu pracy. Naukometria doprowadza często do sytuacji, w której finanse na prowadzenie badań otrzymują osoby niekoniecznie najlepsze, ale potrafiące „zadbać” o wartości swoich wskaźników naukometrycznych.

Światowe i mało światowe

Przy ewaluacji dorobku w większym stopniu niż obecnie powinien być oceniany charakter aplikacyjny badań. Przypomnę słowa Stanisława Staszica widniejące w Małej Auli Politechniki Warszawskiej: „Umiejętności dopotąd są jeszcze próżnym wynalazkiem, może czczym tylko rozumu wywodem, albo próżniactwa zabawą, dopokąd nie są zastosowane do użytku narodów. I uczeni potąd nie odpowiadają swemu powołaniu, swemu w towarzystwach ludzkich przeznaczeniu, dopokąd ich umiejętność nie nadaje fabrykom i rękodziełom oświecenia, ułatwienia kierunku postępu”.

Nauki nie znają granic, często słyszymy, że mają charakter uniwersalny, światowy. Lecz należy stwierdzić, że są nauki wybitnie światowe, mające bezpośredni wpływ na postęp cywilizacyjny na całym świecie, mniej światowe oraz bardzo mało światowe, mające charakter krajowy czy lokalny. Niezależnie jednak od swojego charakteru wszystkie badania są ważne. Badania związane np. z nowymi odmianami roślin czy gatunkami zwierząt, często wieloletnie i bardzo czasochłonne, mają zasięg tylko krajowy lub regionalny, ale przecież bezpośrednio wpływają na jakość życia i z punktu widzenia danego kraju czy regionu są bardzo ważne. A uczeni prowadzący te badania zasługują na takie same awanse naukowe, jak ci, którzy zajmują się naukami chemicznymi, medycznymi czy fizycznymi.

Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden, moim zdaniem ważny, problem. Kandydatów do tytułu profesora można podzielić generalnie na dwie grupy: młodych, poniżej 50. roku życia, i dojrzałych pracowników nauki. Wskaźniki bibliometryczne „młodych” są najczęściej bardzo wysokie, są efektem ostatnich intensywnych lat pracy. Starsi pracownicy nauki, a zwłaszcza ci, którzy ukończyli 60. rok życia, bardzo często mają niskie wskaźniki naukometryczne i wielkie trudności w uzyskaniu awansu profesorskiego, bowiem na takim etapie kariery zajmują się innymi zadaniami naukowymi. Oni najlepsze swoje lata publikacji mieli w okresie, kiedy wskaźniki naukometryczne nie były liczone. Tu również rola dobrego recenzenta, uznanego w danej dyscyplinie, jest nie do przecenienia.

Kończąc chciałbym się odwołać do słów Stephena Curry, biologa strukturalnego z Imperial College London, który twierdzi, że dla uniwersytetów kluczowe jest wymyślenie innych sposobów oceny pracowników niż impact factor: „Naukowcy zasługują na ocenę na podstawie tego, co zrobili, a nie tylko miejsca, w którym opublikowali – i zasługują na uznanie za różnego rodzaju wkład, którego dokonują poza publikacją prac badawczych”. Wskaźniki naukometryczne nie mogą wpływać na eliminację z pracy zespołów uczonych ważnych z punktu widzenia dydaktycznego, np. zespołów dydaktycznych do nauki przedmiotów podstawowych. Nie mogą też powodować rezygnacji z wieloletnich i żmudnych badań, a w efekcie trudnych do opublikowania w renomowanych czasopismach, i poszukiwania łatwiejszych sposobów uzyskania punktów potrzebnych do awansu naukowego.

Prof. dr hab. Tomasz Borecki, pracownik Wydziału Leśnego SGGW