Światy, w których żyjemy
10 kwietnia 2019 być może uznany zostanie kiedyś za datę historyczną. Do takiego mniemania skłoniło mnie tego dnia otwarcie Google: wyeksponowana było nie logo firmy (nawet, jak to bywa z okazji różnych świąt czy rocznic, przetworzone graficznie), lecz informacja o pozyskaniu zdjęcia czarnej dziury. Dla astronomów i fizyków, ale też dla kosmologów – wreszcie nie na końcu dla poetów i malarzy – ujrzenie tej fotografii jest wydarzeniem równie doniosłym, jak dla majtka w bocianim gnieździe karaki „Santa Maria”, flagowego okrętu Krzysztofa Kolumba, dostrzeżenie 12 października 1492 brzegów nieznanego kontynentu, co, jak się okazało, mało doniosłe konsekwencje w dziejach całej ludzkości.
Na razie trudno sensownie orzekać o możliwych konsekwencjach sfotografowania czarnej dziury poza tym, że jest ono potwierdzeniem założeń przyjętych w teorii względności Einsteina, z których wynikało, że czarne dziury istnieć powinny, co zresztą w późniejszym okresie wielokroć potwierdzały liczne wyliczenia. Tyle że nikt nigdy owych czarnych dziur na oczy nie widział, a teraz oto jedną z nich zobaczyliśmy – zdjęcie już obiegło cały świat. Czy będzie jedynie naukową ciekawostką, chwilową sensacją, informacyjną łątką jednodniówką, to dopiero czas pokaże. W każdym razie naoczność owego tajemniczego obiektu kosmicznego stała się faktem i być może otwarciem dla nowego sposobu widzenia świata.
Przy czym ów tryb warunkowy jest w pełni uzasadniony: ileż to bowiem razy konstruktorzy rozmaitych obiektów poprzedzali ich udostępnienie wielkimi akcjami promocyjnymi zapowiadającymi rewolucję w naszym życiu, podczas gdy praktyka ich użycia zmieniała niewiele. Okazywało się oto, że dostaliśmy nowy, czasem rzeczywiście przydatny, najczęściej jednak po prostu mniej lub bardziej zabawny gadżet.
Zdjęcie czarnej dziury nie jest jednak gadżetem, lecz kolejnym przełamaniem istniejących granic poznawczych. To, co funkcjonowało dotąd jako wyobrażenie wsparte na abstrakcyjnych dla szerszej publiczności wyliczeniach matematycznych, zostało w dosłownym sensie unaocznione, zmaterializowane. To już nie jest twór abstrakcyjny, a tym samym przestał być on wyłącznie przedmiotem mniej lub bardziej prawdopodobnych spekulacji, lecz zjawiskiem włączonym do powszechnego, realnego obrazu świata, podobnie jak to się stało w chwili, gdy niedawno, w 2015 roku, zaobserwowano – dotąd traktowane jako uzasadnione wyłącznie teorią – fale grawitacyjne. Tak one, jak czarne dziury stały się obiektami, które można pomierzyć, a tym samym weszły w przestrzeń praktyki badawczej.
Nie sposób nie dostrzec, że w ciągu ostatnich lat coraz więcej odkryć naukowych związanych z doskonaleniem aparatury i procedur badawczych dotyczy zjawisk makrofizycznych, a nawet, chciałoby się powiedzieć, zjawisk i obiektów kosmicznych. Tak jakby sfera codziennego życia rozpinała się między dwoma innymi, niedostępnymi zmysłom człowieka obszarami: mikro– i makrokosmosu. Czytelnicy gazet dowiadują się – nie bez ekscytacji – nie tylko o istnieniu we wszechświecie innych układów planetarnych, ale także o wyodrębnieniu epoki Plancka trwającej w czasie od 0 do 10-43 sekundy po Wielkim Wybuchu oraz oglądają obraz czarnej dziury odległej od nas o 55 mln lat świetlnych. O tym, jakie procesy zachodziły w epoce Plancka i jakie zachodzą w czarnej dziurze, jak na razie powiedzieć możemy niewiele, przynajmniej w językach naturalnych, którymi operujemy w naszych codziennych rozmowach.
Ale w tym języku potrafimy tworzyć światy, które całkowicie potrafią zaprzeczyć wiedzy zdobywanej w szkołach i na uczelniach, i w których obowiązują prawa zdumiewające. Każdy bowiem, kto zdał maturę, powinien wiedzieć, że nic, ale to absolutnie nic nie może być szybsze od światła. Respektują to w zasadzie nawet wszyscy autorzy literatury fantastycznonaukowej. A jednak… A jednak uważny czytelnik Pana Tadeusza Adama Mickiewicza – lektury jeszcze niedawno z uporem wałkowanej na lekcjach literatury ojczystej, choć być może dziś zredukowanej do jakiegoś absolutnego minimum – dostrzeże, że nasz wieszcz coś szybszego od światła zdołał wymyślić i że tym czymś jest zwykły nóż: „Wtem Wojski zza stoła / Machnął ręką na odlew. Nóż w powietrzu świsnął / Między głowy i prędzej uderzył niż błysnął ”. Aż dech zapiera ze zdumienia. Przyznam, że to odkrycie osobliwości kosmosu naszego poematu narodowego było dla mnie wielce zaskakujące i co najmniej równie fascynujące jak obejrzenie opublikowanego właśnie zdjęcia czarnej dziury.
Ale jeszcze bardziej fascynuje mnie uświadomienie sobie, że świat wykreowany przez Mickiewicza jest tak samo realny jak światy, które prezentuje nam nauka. Ten świat jest – a przynajmniej do niedawna jeszcze był, gdyż obawiam się, że postępujące reformy systemu edukacyjnego go unicestwią – składnikiem naszego doświadczenia. Tyle że są to składniki dla zwykłych zjadaczy chleba w ich pospiesznej egzystencji nie tyle nieistotne, co niedostrzegalne.
Dodaj komentarz
Komentarze