Jaka jest polska humanistyka?
Jak będzie realizowany NPRH w nowej kadencji rady?
W zakresie merytorycznym – bez zmian. Wypracowaliśmy procedury konkursowe spełniające bardzo wyśrubowane kryteria oceny wniosków. Decyzje o rekomendowaniu ministrowi nauki wniosków do finansowania – w modułach „Dziedzictwo narodowe”, „Uniwersalia” 1 i „Fundamenty” – rada podejmuje na podstawie rekomendacji dwóch różnych zespołów eksperckich, trzech (sic!) recenzji każdego wniosku w systemie peer review oraz rozmowy z kierownikami projektów. Dzięki temu system jest transparentny, kryteria oceny są precyzyjnie opisane, a w procedurę oceny każdego wniosku włączonych jest w sumie ponad dwadzieścia osób (eksperci, recenzenci, Rada NPRH). To jest ogromny wysiłek wielu ludzi, w tym pracowników ministerstwa nauki.
Tak jak dotychczas będziemy ogłaszać konkursy w czterech modułach. O trzech decyduje Rada NPRH („Dziedzictwo narodowe”, „Uniwersalia” 1 i 2), natomiast ogłoszenie czwartego („Fundamenty”) zależy od decyzji ministra. O konkursach w trzech pierwszych modułach decyzje podejmuje Rada NPRH, natomiast w zakresie „Fundamentów” robi to minister. W tym wypadku minister zleca Radzie NPRH organizację konkursu, który przebiega na takich samych zasadach, jak konkursy w pozostałych modułach.
Ze względu na ustawowe wygaszenie wszystkich zespołów doradczych ministra nauki w końcu 2018 r. i przedłużające się prace nad powołaniem nowych, pierwsze spotkanie rady NPRH odbyło się dopiero w połowie kwietnia br. (a planowaliśmy je na styczeń). W związku z tym wnioski, które przeszły ocenę formalną w 2018 r., nie mogły być skierowane do oceny merytorycznej, bo nie miał kto powołać ekspertów i recenzentów. Teraz już jednak wszystko działa. Mamy więc do rozstrzygnięcia konkurs ubiegłoroczny (zakładamy, że będzie to miało miejsce we wrześniu 2019 r.), a zaraz potem zabierzemy się do konkursu I/2019, który też ogłosimy we wrześniu.
Czy macie problem ze sfinansowaniem ciekawych projektów humanistycznych?
Nie. O liczbie wniosków kierowanych do finansowania decydują jednak dwa czynniki: budżet oraz jakość wniosków. Uśredniony współczynnik sukcesu w trzech ostatnich konkursach NPRH wyniósł 17%. Rzecz jasna, przy stałym budżecie i wyższej lub niższej liczbie zgłaszanych wniosków ten współczynnik zmniejsza się lub wzrasta. Do tej pory nie mieliśmy jednak problemu ze sfinansowaniem najlepszych wniosków. Zdarzało się nawet, że gdy nie wyczerpaliśmy wszystkich środków zarezerwowanych w budżetach konkursów „Uniwersalia” 1 i 2, to niewydane środki przesuwaliśmy do konkursów w modułach „Dziedzictwo narodowe” oraz „Fundamenty”, choć ten ostatni moduł ma osobne finansowanie, istotnie powiększające budżet NPRH. Na każdy konkurs mamy po 40 mln zł., a są to programy pięcioletnie.
Jakie są koszty pośrednie w konkursach NPRH?
Trzydzieści procent.
Wysokie.
Niższe niż w NCN, gdzie wynoszą 40 procent.
Kiedyś w NPRH wynosiły tylko 10 procent.
Jestem zwolennikiem wysokich kosztów pośrednich i cieszę się, że Narodowe Centrum Nauki oraz znaczna część środowiska naukowego jest tego samego zdania. Koszty pośrednie od przyznanych grantów są najprostszym – a zarazem obiektywnym – sposobem zwiększania dotacji statutowej tych instytucji, których pracownicy są aktywni naukowo i otrzymują granty. Zamiast zwiększania dotacji statutowej w trybie decyzji administracyjnej (np. wszystkim jednostkom po 5%), lepiej skokowo zwiększać koszty pośrednie, bo wtedy te środki trafią do najlepszych jednostek, a przynajmniej – najaktywniejszych. Notabene dochody jednostek w formie kosztów pośrednich od otrzymanych grantów mogłyby być ważnym instrumentem oceny jakościowej (ewaluacji) jednostek. Algorytm podziału dotacji statutowej powinien uwzględniać liczbę i wysokość grantów zdobytych w okresie podlegającym ocenie, ale z jednym kategorycznym zastrzeżeniem – wysokość grantów w algorytmie powinna być normalizowana w poszczególnych dziedzinach. Jest oczywiste, że na przykład w dziedzinie nauk humanistycznych czy społecznych suma wysokości otrzymanych grantów (a w konsekwencji kosztów pośrednich) będzie wielokrotnie mniejsza niż w naukach o życiu czy naukach technicznych.
Czy w humanistyce koszty pośrednie powinny być aż tak wysokie, zbliżone do nauk eksperymentalnych?
W ogóle koszty pośrednie powinny być nie mniejsze niż 60% z tendencją zbliżania się nawet do 100%. Co do humanistyki, to poszedłbym dalej: koszty pośrednie w NPRH powinny być jeszcze wyższe niż obecnie. Dlaczego? Dlatego, że wysokość grantów dla humanistyki jest zdecydowanie niższa niż w innych naukach. Zatem kwota, którą może uzyskać dobry instytut przyrodniczy z kosztów pośrednich, będzie znacznie wyższa od tej, którą przy podobnej, a nawet większej „aktywności grantowej” otrzyma instytut humanistyczny. Jeśli uważamy, że humanistyka jest ważna, to trzeba jej dać szansę na rozwój, który w pewnej części można by sfinansować z wysokich kosztów pośrednich.
A co z kosztochłonnością badań? Jest ona w humanistyce zasadniczo niższa niż w naukach przyrodniczych, inżynierskich.
Mam tu mieszane uczucia. Oczywiście rozumiem, że konieczne są wskaźniki różnicujące dotację statutową w zależności od dziedziny badań. Ale nie rozumiem – choć zapewne to skutek mojej ignorancji – jak ta kosztochłonność jest związana z jakością badań i jaki jest projakościowy sens wskaźników kosztochłonności, skoro oparte są na danych historycznych. Pierwsze projekty nowych wskaźników kosztochłonności dotyczące humanistyki polegały na ich obniżeniu. Zmieniono je dopiero po protestach środowiska, ale zadziałał tu stereotyp, że humanistyka jest tania. Czyli jeśli ktoś otrzymywał kiedyś niską dotację statutową, to ona będzie nadal niska. Poza tym wskaźniki kosztochłonności przypisane są dyscyplinom, a przecież o rzeczywistej kosztochłonności decyduje nie dyscyplina, lecz miejsce, gdzie się prowadzi badania i ich jakość. Badania w tej samej dyscyplinie prowadzone w różnych jednostkach mają różne współczynniki kosztochłonności! Przecież o tym mówią nawet różne kategoryzacje jednostek od A+ do C. Konkludując: to nie jest dobry mechanizm i ja bym z niego w ogóle zrezygnował.
Wielu humanistów mówi, że potrzebują tylko biurka i komputera oraz dostępu do biblioteki, a nie potrzebują grantów.
Znam też matematyków, którzy mówią to samo. To jednak bardzo egoistyczne opinie. Dlaczego minimalizm kosztowy np. filozofa ma kształtować wyobrażenia o niskich kosztach badań archeologicznych, etnologicznych czy nawet edytorskich? W wielu dyscyplinach humanistycznych stosuje się coraz bardziej wyrafinowane i kosztowne metody badań, technologie, aparaturę, używa się skomplikowanych programów komputerowych, sięga się po badania z zakresu chemii, fizyki, biologii, nie wspominając o takich kosztach, jak prawa autorskie (np. w historii sztuki, muzykologii, edytorstwie etc.). Poza tym, skoro chcemy badań interdyscyplinarnych (interdziedzinowych czy interobszarowych), to musimy się liczyć z zasadniczym wzrostem kosztów. Rzeczywista interdyscyplinarność generuje bowiem coraz większe koszty. Np. archeologia jest przykładem nie tylko bardzo kosztochłonnej, ale też najbardziej interdyscyplinarnej gałęzi wiedzy. Więc jeżeli dana dyscyplina ma niski współczynnik kosztochłonności, to konsekwencją będzie unikanie konstruowania ambitnych, interdyscyplinarnych projektów badawczych. Nb. rozporządzenie dotyczące kosztochłonności ograniczyło możliwość prowadzenia wspólnych badań interdyscyplinarnych w dziedzinie nauk humanistycznych i pozostałych, bo przy różnych współczynnikach kosztochłonności nikt nie będzie budował programów badawczych z partnerami, do których będzie musiał dokładać. Mamy już przykłady takich sytuacji przy tworzeniu szkół doktorskich. Na przyszłość trzeba szukać innych rozwiązań.
Dyrektorzy instytucji cieszą się z wysokich kosztów, ale już beneficjenci grantów mówią, że po odliczeniu kosztów pośrednich i VAT-u zostaje im na badania połowa wartości oficjalnej grantu.
To świadczy o niezrozumieniu sposobu konstruowania kosztorysu projektu. Rzecz w tym, że koszty pośrednie nie są od grantu odejmowane, ale są do niego dodawane. Najpierw sporządza się rzeczywisty kosztorys badań, a potem dodaje do tego koszty pośrednie na odpowiednim poziomie i w ten sposób określa się pełny koszt projektu.
W tym kontekście należy rozumieć wspomniane przed chwilą 100 procent kosztów pośrednich?
Dokładnie tak. Jeśli np. wartość projektu wynosi 100 tysięcy złotych, to połowa tej kwoty stanowi koszt wykonania badań, a druga połowa to koszty pośrednie.
W poprzedniej kadencji Rada NPRH ustaliła pewne priorytety. Czy w tej kadencji pozostaną one zmienione? Zapewne badacze chcieliby to wiedzieć już teraz.
W każdym konkursie mamy dwa priorytety stałe i dwa zmienne, a jedne i drugie są podawane w ogłoszeniach o konkursach. Priorytety zmienne dla konkursów w następnych latach ogłosimy najpóźniej po wakacjach.
Nie wszyscy uczeni pracują nad takimi tematami, jakie określono w priorytetach NPRH.
W 2016 r. zwróciliśmy się do środowiska humanistycznego z pytaniem, jakie tematy badań powinny być w pierwszym rzędzie finansowane przez NPRH. Dostaliśmy wtedy około dwustu propozycji, z których wybraliśmy te, które powtarzały się najczęściej i naszym zdaniem były najważniejsze. Priorytety pomagają Radzie NPRH zaplanować wybór ekspertów z wyprzedzeniem, a nie w ostatniej chwili, czyli po zamknięciu listy zgłoszonych wniosków. Poza tym, ponieważ od ogłoszenia konkursu do otwarcia możliwości składania wniosków jest mało czasu, dobrze jest wiedzieć, jakie będą tematy priorytetowe w kolejnych konkursach. I trzeba pamiętać, że priorytet nie oznacza zamknięcia drogi innym tematom badań. Jeśli wpłynie bardzo dobry wniosek spoza obszaru priorytetowego, to na pewno nie zostanie oddalony przez ekspertów.
Czy priorytety NPRH należy traktować jako wyraz polityki naukowej państwa?
Raczej jako wyraz strategii Rady NPRH, choć formalnie – ministra nauki, dla którego rada jest zespołem doradczym. Jednak minister Gowin dał radzie całkowicie wolną rękę i za decyzje merytoryczne odpowiedzialność spada wyłącznie na nią. Natomiast moduł „Fundamenty” można potraktować jako wyraz polityki państwa, bo jego tematyka jest określana bezpośrednio przez ministra, czyli jest to odpowiednik dawnych programów zamawianych. W ubiegłej kadencji tematem „Fundamentów” była „Epoka jagiellońska i jej dziedzictwo do 1795 r.”, a drugi konkurs miał tytuł „Odrodzona po latach niewoli”. Specyfika tego konkursu polegała na tym, że nie chodziło w nim o finansowanie edycji źródeł, lecz o przygotowanie tzw. kompendiów wiedzy, czyli syntez, słowników, encyklopedii i podobnych opracowań wiedzy już wytworzonej. Celem jest wypełnianie ogromnej luki w polskiej humanistyce w zakresie takich publikacji. A przy okazji taki temat stymuluje tworzenie zespołów badawczych.
A co z edycjami krytycznymi i źródłowymi? Podobno nawet nie wszyscy wieszczowie zostali wydani w ten sposób.
Tylko nieliczni pisarze należący do kanonu literatury polskiej doczekali się zbiorowych edycji naukowych. To jest ogromne zadanie na pokolenia. Dlatego finansowanie tego rodzaju edycji jest jednym z priorytetów NPRH.
To literatura, ale mamy też ogromne zbiory niewydanej, nieznanej muzyki polskiej.
Nie tylko muzyki. Dochodzą do tego bibliografie, katalogi, inwentarze, słowniki, mapy, zbiory muzyczne i ikoniczne etc., które mogą dotyczyć dowolnego obszaru badań humanistycznych. NPRH jest otwarty dla wszystkich tego rodzaju prac w humanistyce.
Czy mamy do tego wszystkiego ludzi?
Doskonałe pytanie! Na pewno nie mamy, ale odpowiem ostrożniej – mamy ogromne braki kadrowe. Typ prac, o których rozmawiamy, wymaga zbudowania stabilnych zespołów badawczych, a są to prace, które nie przynoszą szybko efektu i nie przynoszą medialnego splendoru. Problem polega na tym, że po 1989 r. rozpadły się stare zespoły, w których pracowali wybitni specjaliści, a na zatrudnienie i kształcenie nowych badaczy brakowało pieniędzy. Doszło do zapaści tego typu prac zespołowych i przerwania ciągłości. To jest tak, jak z dzietnością w demografii: jeśli spadnie poniżej pewnego wskaźnika, populacja zaczyna zanikać. Co więcej, prace, o których mówimy, są specyfiką badań humanistycznych wszędzie tam, gdzie przedmiotem badań jest kultura narodowa, czyli kulturowa lokalność, a ta dotyczy każdego kraju czy regionu.
Wielkim zadaniem stojącym przed tą częścią humanistyki, o jakiej rozmawiamy, jest z jednej strony tworzenie ewidencji dokumentów i wszelkich poloniców na byłych wschodnich obszarach Rzeczypospolitej, np. inwentarzy, bibliografii, kolekcji, albumów, katalogów etc. Do dzisiaj nie mamy przecież nowocześnie przeprowadzonych, kompletnych wyliczeń i opisów strat kultury polskiej podczas II wojny światowej, nie mówiąc o wcześniejszych kataklizmach historycznych. Także takich strat na Zachodzie, np. zasobów archiwalnych kolejnych emigracji.
Mamy zatem wiele zadań dla humanistyki.
W humanistyce rozumianej jako obszar badań podstawowych obowiązują kryteria identyczne jak we wszystkich obszarach nauki. Czyli tworzenie wiedzy nie tylko nowej, ale przede wszystkim nowatorskiej, a co najmniej oryginalnej. I to jest jedno zadanie humanistyki. W tym zakresie polska humanistyka musi cały czas bezpośrednio konkurować z myślą światową. Tu stawką jest wkład w naukę światową.
Jak np. strukturalizm?
Tak. Warto wiedzieć, że w zakresie literaturoznawstwa źródła tego nurtu powstawały w Europie Wschodniej i Środkowej, bo tworzyli go badacze rosyjscy, czescy, polscy, węgierscy czy bułgarscy. Tu powstawały zręby tej metodologii, która kilkadziesiąt lat później – głównie dzięki recepcji francuskiej – stała się znana na całym świecie. To był transfer kulturowy, który ciągle nie jest dostatecznie zbadany.
A z perspektywy NPRH?
NPRH obejmuje zupełnie inny obszar badań humanistycznych, tj. taki, który polega na ewidencjonowaniu faktów i artefaktów należących do wspólnego obszaru kulturowego – możemy go nazwać „archiwum”. Musimy tworzyć, katalogować, konserwować zasoby i opracowywać je. To jest obowiązek i zarazem znaczenie humanistyki w każdym miejscu świata. To drugie zadanie humanistów. Archiwa nigdy nie będą w pełni uporządkowane, zawsze jesteśmy parę kroków wstecz. Nie mamy pełnego rozpoznania zasobów naszego dziedzictwa narodowego, ponieważ zasoby te były w ostatnich wiekach niszczone, palone, przemieszczane, wywożone, po prostu kradzione. Szwedzi, Niemcy czy Rosjanie podczas wojen prowadzonych na obszarach Rzeczypospolitej uprawiali przecież grabież dóbr na nieznaną wcześniej skalę. Do dzisiaj liczne polonica znajdują się w zasobach rosyjskich, szwedzkich, niemieckich, francuskich, czeskich, ukraińskich etc. Nie chodzi o ich restytucję, bo to sprawa polityki, lecz o informację, o wiedzę o nich, czyli o ich opisanie, skatalogowanie. Włączenie informacji o nich do narodowego archiwum wirtualnego wymaga jeszcze długiej pracy, a trzeba pamiętać, że te zasoby często traciły własne atrybucje. Dodajmy do tego, że po drugiej wojnie światowej, która była ostatnim etapem brutalnej dekompozycji i niszczenia polskiego zasobu kulturowego, co na niewyobrażalną skalę zaczęło się podczas najazdu szwedzkiego w XVII w., nie było środków i woli, żeby skupić się na tych stratach. To jest zadanie dla kolejnych pokoleń. Musi je wspierać konsekwentna polityka państwa, a NPRH jest tylko malutkim strumyczkiem w tym obszarze. Do tego są potrzebne duże programy rządowe. NPRH jako program, który służy realizacji polityki historycznej państwa, powinien mieć zagwarantowane stabilne finansowanie, ponieważ jego celem jest badanie i konserwowanie polskiego dziedzictwa narodowego. A to jest obowiązek państwa polskiego, bo nikt za nas tego nie zrobi. Trzeci obszar nazwijmy „kompendium” – w humanistyce potrzebujemy permanentnego syntetyzowania zebranej wiedzy, żebyśmy wiedzieli, gdzie jesteśmy i jak do tej wiedzy doszliśmy. To są działania, które mają podstawowe znaczenie dla kultury i tożsamości narodowej, czyli dla trwania społeczeństwa i państwa.
A program tłumaczeniowy?
Mówimy o dwóch różnych modułach, spiętych jedną nazwą: „Uniwersalia”. W pierwszym wypadku chodzi o umiędzynarodowienie najważniejszych polskich prac humanistycznych. Polska humanistyka z perspektywy humanistyki światowej nie będzie istnieć, jeśli jej osiągnięcia nie będą krążyć w obiegu światowym, w wielu językach, przede wszystkim w angielskim. Umiędzynarodowienie jest kontynuacją prac wszystkich dotychczasowych rad NPRH. Do prac najnowszych dodaliśmy możliwość finansowania klasycznych dzieł polskiej humanistyki, o ile oczywiście zainteresowanie publikacją wyrazi renomowane wydawnictwo zachodnie. Drugi moduł („Uniwersalia” 2) nie dotyczy jednak tłumaczeń – choć początkowo tak był rozumiany przez wnioskodawców – lecz oryginalnych badań w Polsce nad ważnymi dziełami (tekstami) obcojęzycznymi, czego wynikiem jest także przekład. Inaczej mówiąc, w „Uniwersaliach” 2 finansujemy wyłącznie oryginalne projekty naukowe, tworzące nową wiedzę o tekstach napisanych w innych językach. Mam nadzieję, że „Uniwersalia” 2 przyczynią się w najbliższych latach do rozwoju tego typu badań.
Czy nowe tłumaczenie i wydanie tekstów Platona mogłyby być przedmiotem finansowania przez NPRH?
Platona, Arystotelesa, Ksenofonta, Herodota, Orygenesa i wielu, wielu innych – pod warunkiem, że przekład będzie elementem projektu badawczego skupionego na przygotowaniu oryginalnej wiedzy o poszczególnych dziełach, np. o ich dotychczasowych tłumaczeniach, recepcji, problemach interpretacyjnych etc. Wynikiem takiego projektu musi być wiedza, której nie ma we wcześniejszych, np. zagranicznych, badaniach dzieł konkretnych autorów.
Humanistyka wydaje się być w Polsce rozwinięta: ogromna liczebność wydziałów humanistycznych, są to duże jednostki i kadrowo i pod względem liczby studentów, wiele osób na studiach doktoranckich, specjalny program finansowania badań. Tymczasem mamy wciąż do czynienia z protestami humanistów. Co zatem z tą humanistyką?
Listy protestacyjne podpisuje się bardzo łatwo, nawet bez ich czytania. Ale żeby rzetelnie odpowiedzieć na pana pytanie, trzeba by przeprowadzić ewaluację całej humanistyki, bo teraz po prostu nie mamy danych, a humanistyka jest dziś bardzo zróżnicowana, także pod względem jakości badań w różnych dyscyplinach.
Czy to znaczy, że nie wiemy, jaka jest polska humanistyka?
Wiemy bardzo dużo, ale jest to wiedza cząstkowa, środowiskowa, bardziej dyscyplinowa niż dziedzinowa. Na dodatek przedstawiciele poszczególnych dyscyplin uważają, że cała humanistyka jest taka, jak ich dyscyplina. Patrzymy na humanistykę raz oczami historyków, a raz literaturoznawców, raz lingwistów, innym razem filozofów. Potrzebne jest całościowe spojrzenie z zewnątrz.
Jak taką ewaluację zrobić, skoro mamy problem z podstawową ewaluacją polskiej nauki do celów przyznawania środków?
Ewaluacja, o jakiej mówię, jest możliwa, ale musi być przeprowadzona przez specjalnie dobrane międzynarodowe zespoły ekspertów. Dziesięć lat temu brałem udział w Szwecji w ewaluacji, która obejmowała cały uniwersytet, wszystkie jego wydziały i zespoły, i każdego pracownika. Trwała blisko rok, mój zespół pracował przez tydzień. To jest do zrobienia, powtarzam. Najważniejsze, żeby nie wymyślać prochu. Ewaluację muszą przeprowadzać doświadczeni uczeni, uznani specjaliści w konkretnych dyscyplinach, a nie bibliometrzy i urzędnicy. Jestem bardzo sceptyczny, mówiąc eufemistycznie, wobec koncepcji ewaluacji przyjętej teraz przez ministerstwo, zwłaszcza co do jej skutków w naukach humanistycznych.
Myślę, że cel tej ewaluacji jest bardzo specyficzny, techniczny, i taka ewaluacja nie da nam odpowiedzi na pytanie o stan polskiej humanistyki, choć zapewne trochę wiedzy jednak przyniesie.
Cel jest pragmatyczny: ustawowa konieczność przeprowadzenia oceny jednostek naukowych. Ale mnie interesuje nie ustawowa konieczność, lecz ocena rzeczywistej jakości badań. Obawiam się, że to, co poprzednio nazywano parametryzacją, dziś nazywane jest ewaluacją. Podstawą ewaluacji w humanistyce musi być jednak całościowa ocena ekspercka, której nieusuwalnym elementem jest rozmowa ekspertów z badaczami pracującymi w ocenianej jednostce. Nie da się do oceny humanistyki zastosować bibliometrycznych wskaźników identycznych jak w naukach twardych. Tymczasem ministerstwo wybrało metodę, której sens polega na przyznawaniu „punktów za pochodzenie”. W humanistyce to droga donikąd. Nie ocenia się jakości osiągnięć badacza, ale „pochodzenie” tego osiągnięcia, czyli miejsce publikacji. Pomysł, aby przyjąć jako kryterium oceny osiągnięć naukowych tzw. dziedziczenie prestiżu, jest moim zdaniem pomyłką. Zamiast oceniać jakość, na co kładzie nacisk Ustawa 2.0, oceniamy nośniki treści. Gdy ocenimy czasopisma i wydawnictwa, to już nie ma dalej czego oceniać – sprawa oceny jakości publikacji jest zamknięta. Przyznamy punkty za nośniki, ale o jakości treści nie dowiemy się niczego.
Czy język polski ma być podstawowym językiem humanistyki?
W Polsce tak, ale nie w obiegu międzynarodowym. Musimy przecież nieustannie się porozumiewać ze światem, informować, co i jak robimy, porównywać się, a tam, gdzie to możliwe, konkurować, np. metodologicznie. Do tego potrzebny jest język-pośrednik, a dzisiaj jest nim angielski.
Język polski wystarczy do komunikacji między Siedlcami a Szczecinem.
Świat jest jednak trochę większy. Musimy na jak najszerszą skalę wprowadzać polskie prace do obiegu międzynarodowego. Te prace muszą być znane, żebyśmy mogli prowadzić partnerską dyskusję z badaczami, którzy zajmują się analogicznymi problemami. Nie ma takiego zagadnienia w humanistyce, którego nie można wprowadzić do obiegu międzynarodowego. Trzeba jednak odróżniać umiędzynarodowienie, o czym teraz mówiłem, od samych badań humanistycznych, których szczegółowość, precyzja, specyfika kontekstów kulturowych nie zawsze może wyjść poza język polski. W badaniach nad lokalnościami (czyli kulturami narodowymi) mamy zazwyczaj do czynienia z dwiema fazami: z procesem badawczym, w którym komunikujemy jego wyniki własnemu środowisku odbiorców, a następnie z umiędzynarodowieniem tych wyników. Tego nie ma w innych dziedzinach nauki.
Pojawiała się nam mimochodem kwestia cyfryzacji humanistyki.
Narzędzia cyfrowe dla humanistyki są znacznie bardziej zaawansowane niż wiedza humanistów o tych narzędziach. Cyfryzacja może dotyczyć narzędzi do prowadzenia badań, ale także udostępniania tych badań. Barierą w udostępnianiu bywają kwestie prawne. W humanistyce polskiej najsłabiej rozwinięta jest sieć do budowania naukowych cybertekstów, w których konstrukcja ma charakter przestrzenny i multimedialny. Druk jest zamknięciem badań, jest jak zatrzaśnięcie drzwi. Cyfryzacja daje nam natomiast możliwość permanentnej aktualizacji. To nie znaczy, że narzędzia cyfrowe mają unieważnić publikacje papierowe. Nie ma nic bardziej trwałego od papieru.
Jaki wpływ na humanistykę ma NPRH?
Suma, jaką dotąd wydało ministerstwo nauki na granty NPRH, to już przeszło 500 mln zł. Program uświadomił środowisku, że prace edytorskie, źródłowe, dokumentacyjne czy słownikowe mogą być finansowane w nowoczesnym systemie grantowym. NPRH już przysporzył polskiej humanistce licznych publikacji, które nigdzie indziej nie otrzymałyby finansowania na ich przygotowanie. W programie szlify zawodowe zdobywało wielu młodych badaczy. Dziś NPRH jest najlepszym dowodem, że w humanistyce możliwe są konkursy, w których kryteria są merytoryczne, procedury przejrzyste i wszyscy mają równe szanse.
Dodaj komentarz
Komentarze