Kowarzykowie
Dostałam list z Wrocławia. Nadawca mieszka przy ulicy Hugona Kowarzyka na osiedlu tego samego imienia składającym się z czterech kilkukondygnacyjnych budynków, o którego istnieniu w drugim z moich rodzinnych miast nie wiedziałam, ale patrona dobrze znałam. Tak znaczne upamiętnienie uznałam za impuls do poświęcenia miejsca profesorskiej parze wrocławian – z wyroku historii – pośród opowieści o rodzinach inteligenckich z naukową tradycją. W ich przypadku nie jest to tradycja długa, ale bardzo intensywna.
* * *
Przypominając sobie lata zapisane w najnowszej historii Ziem Zachodnich jako pionierskie, doznaję wrażenia codziennego wtedy przeżywania zadziwiających nowin. Te o uprzątnięciu gruzów z głównej części budynku szkoły albo wstawieniu szyb w sali, gdzie mój ojciec wykładał studentom podstawy interny, były zrozumiałe i powtarzanie ich wydawało się oczywiste. Rozmowa rodziców o wektokardiografii przestrzennej, którą będą rozwijać przybyli do Wrocławia Zofia i Hugon Kowarzykowie, brzmiała tajemniczo, zapowiadała coś ważnego i zupełnie nowego.
Dzisiaj, jak mi się zdaje, potrafię zobaczyć i docenić fenomen tamtych czasów, jakim było podejmowanie pionierskich badań, szybkie powstawanie wokół nich szkół naukowych, nawiązujących międzynarodowe kontakty. Lekarzom różnych dyscyplin medycznych, zaproszonym do powojennego Wrocławia przez Ludwika Hirszfelda, historia przedzieliła życie zawodowe na ogół w momencie najżywszej aktywności, stawiając nowe, także organizacyjne zadania, ale i otwierając nowe perspektywy, jak rozwiązywanie problemów regionu: chorób zawodowych w górnictwie miedziowym, wola endemicznego na pogórzu sudeckim, innych. Powodowało to często rozszerzanie obszaru poznania, wkraczanie na pogranicza dyscyplin, szczególny alians medycyny teoretycznej z kliniczną.
Nowy wymiar kardiologii
Ojciec Hugona Kowarzyka, po którym przyszły uczony odziedziczył pierwsze imię, był inżynierem, specjalistą od odwadniania kopalń, co stanowiło w jego czasach zespół wiedzy i umiejętności rzadkich, a potrzebnych w praktyce gospodarczej. Warto o tym wiedzieć, poznając osiągnięcia urodzonego w roku 1906 w Jaworznie Hugona juniora, który w innej dziedzinie łączył rozwiązywanie palących zagadnień praktyki z wizjami sięgającymi poza horyzont aktualnej wiedzy.
W Krakowie skończył Gimnazjum św. Anny i studia medyczne w UJ w roku 1930. Uzupełniał je w berlińskiej Akademii Weterynaryjnej, rozwijając zainteresowania w zakresie patologii ogólnej. Drogę akademicką przeszedł szybko: od asystentury w Katedrze Patologii Ogólnej i Doświadczalnej w macierzystej uczelni, zaraz po studiach, po funkcję pełniącego obowiązki jej kierownika w latach drugiej wojny światowej. Wtedy też wykładał fizjologię i chemię fizjologiczną na Tajnym UJ.
Dla laika nazwa placówki kierowanej przez Hugona Kowarzyka jest intrygująca w obu swoich przymiotnikach. Pojęcie patologii odnosimy do poszczególnych narządów oraz określonych funkcji organizmu, nie przypisując mu na ogół aspektów ogólnych. Patologia doświadczalna jawi się zgoła jako część wiedzy tajemnej. Badania jej przedstawiciela – jak miało się okazać jednego z czołowych – koncentrowały się wokół zagadnień krążenia krwi i można je umieścić w obszarze nowoczesnej, w połowie ubiegłego wieku, kardiologii. W 1939 roku powstała pionierska praca Badania nad własnościami, pochodzeniem i znaczeniem fizjologicznym cholinesterazy krwi .
W 1946 roku Hugon Kowarzyk otrzymał tytuł profesora nadzwyczajnego i objął na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Wrocławskiego Katedrę Patologii Ogólnej i Doświadczalnej, jak kiedyś w Krakowie, gdzie pracowała m.in. jego żona, niebawem także profesor, Zofia z domu Wołk. Stanowili tandem naukowy, którego prace przyniosły nowe rozwiązania w kardiologii. W rozmowach domowych (tylko w części dla mnie zrozumiałych) słuchałam o kardiologii, którą zajmował się ojciec i często padało określenie Kowarzykowie, zawsze wspólnie obejmujące małżonków.
Razem zredagowali, mając znaczny udział autorski, pracę zespołową poświęconą wektokardiografii przestrzennej. Był to wówczas nowy kierunek podstawowego sposobu badania serca i dużych naczyń krwionośnych – elektrokardiografii, pozwalający tworzyć przestrzenny obraz napięć elektrycznych w sercu pacjenta. Do swoich badań Kowarzykowie sami skonstruowali potrzebny model elektrokardiografu. Z perspektywy dekad, jakie upłynęły od tego czasu, na przypomnienie zasługuje fakt, że teoretyczne podstawy wektokardiografii przestrzennej powstały z zastosowaniem metod geometrii wykreślnej, co zapewne było łatwiejsze we Wrocławiu, gdzie znalazło się spore grono przedstawicieli Szkoły Matematycznej, przybyłych ze Lwowa i Warszawy. Prekursorskim przejawom interdyscyplinarności, tak nie nazywanej, sprzyjała naturalna wspólnota środowiska w czasach pionierskich. W 1959 roku na międzynarodowym sympozjum zorganizowanym przez prof. Kowarzyka o wektokardiografii dyskutowali z lekarzami inżynierowie, fizycy, matematycy. Do dzisiaj odbywają się cyklicznie zapoczątkowane wtedy sympozja poświęcone szeroko traktowanej elektrokardiografii.
Kanon i awangarda
Niepodobna bliżej przedstawić licznych osiągnięć profesorskiego małżeństwa, jakie znalazły zastosowanie w medycynie klinicznej i należą dzisiaj do kanonu powszechnie stosowanych działań diagnostycznych oraz terapeutycznych.
Trzeba powiedzieć o drugim, rozległym polu naukowych poszukiwań profesora patologii, dlatego że podjął na nim zadania awangardowe. W powojennym Wrocławiu Ludwik Hirszfeld utworzył Zakład Mikrobiologii, pragnąc, by rozwinął się on w nowoczesny instytut uprawiający młodą wówczas jeszcze dyscyplinę, jaką była immunologia – nauka o odporności, bliska hematologii, w której wcześniej dokonał fundamentalnego odkrycia grup krwi. Doczekał tego niedługo przed śmiercią (1954).
Hugon Kowarzyk został w 1955 roku kierownikiem Zakładu Patofizjologii w Instytucie Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN (dzisiaj im. Hirszfelda), którą to funkcję pełnił do roku 1968, a w dziesięcioleciu 1975-1985 prowadził tam Zakład Genetyki Człowieka, przewodnicząc radzie naukowej instytutu. W roku 1958 został członkiem korespondentem, a w 1969 członkiem rzeczywistym PAN, działając aktywnie w komisjach i komitetach naukowych Akademii, jak również w międzynarodowych organizacjach uczonych.
Przypominając tę aktywność obojga profesorów Kowarzyków, bo była udziałem także pani Zofii, myślę o głębokiej trafności i aktualności stwierdzenia, jakie znalazłam w jednym z wywiadów jej męża udzielonym we wczesnym okresie rozwoju nauki w nowym dlań wrocławskim środowisku. Powiedział, że dokumentować polskość tego, pełnego wtedy gruzów, miasta najbardziej wiarygodnie mogą osiągnięcia naukowe. Dzisiaj dodajemy do tego szerszy, europejski i światowy kontekst. Osiągnięcia uczonego małżeństwa są takiej właśnie miary, niezależnie od tego, że niektóre zostały zastąpione nowymi rozwiązaniami, zwłaszcza zagadnień medycyny praktycznej.
W Instytucie Immunologii i Terapii Doświadczalnej Hugon Kowarzyk zajmował się głównie patofizjologią krążenia krwi. Prace profesora wyjaśniły szereg zmian w zawartości acetylocholiny, substancji istotnej w funkcjonowaniu ośrodkowego układu nerwowego, pod wpływem różnych związków chemicznych. Ich autor przyczynił się także do określenia wartości ważnych czynników procesu krzepnięcia krwi. Prace z tego zakresu wiązały się z równoległym nurtem badań kardiologicznych i ich najnowszego odcinka – wektokardiografii.
Osobny wątek – pionierski, jak należy go określić – stanowiła cytogenetyka, badania nad populacjami chromosomów, którego to pojęcia prof. Kowarzyk jest autorem. Wspólnie z wybitnym matematykiem Hugonem Steinhausem ustalał dystans między tymi populacjami, co ma znaczenie dla pewnych funkcji komórki.
Zastosowania matematyki i współpraca matematyków z przedstawicielami innych dziedzin była (i jest) rysem charakterystycznym wrocławskiego środowiska.
Pamiętam z domowych rozmów opinie o zainteresowaniach profesorskiej pary Kowarzyków, pełne uznania dla „rozmachu” (to określenie się powtarzało) ich pracy, dla sięgania od tego, co stanowi kanon, w czym zresztą znajdowali miejsca dotąd niespenetrowane „szkiełkiem i okiem”, po zagadnienia dopiero przeczuwane przez najbardziej śmiałe umysły. I na tym obszarze między kanonem i awangardą narodziło się niemało rozwiązań rychło znajdujących zastosowania w klinicystyce. Powtórzę w tym miejscu przeświadczenie, któremu historia przyniosła już sporo argumentów, o tym że konieczność rozpoczęcia na nowo i życia, i pracy w sferze wymagającej dużego umysłowego wysiłku stymuluje doń i wyzwala nieprzewidywane często potencje.
Zaszczepianie
Twórcy nowych metod, czy to diagnostycznych, czy terapeutycznych, zależało na ich szerokim i możliwie szybkim upowszechnieniu. Prof. Kowarzyk przeznaczał część swojego czasu na realizowanie tego zadania, choć nigdy nie miał go dosyć na prowadzenie badań. Działał w nowych warunkach odmiennych niż te, które panowały, gdy zaczynał drogę naukową. Śmiałe pionierskie idee trzeba było poddawać kontroli centralnych władz, nie deklarując zbyt skwapliwie pożytków z kontaktów z ośrodkami zachodnimi.
Był zastępcą przewodniczącego Komisji Chorób Wewnętrznych, w skład której wchodziła Podkomisja Wektokardiografii. W latach 1955-1958 był członkiem rady naukowej przy ministrze zdrowia, w dziesięcioleciu 1957-1967 redaktorem naczelnym „Postępów Higieny i Medycyny Doświadczalnej”.
W pierwszych latach trzeba było ustalić pozycję wrocławskiego ośrodka naukowego na mapie krajowej, zyskując dla powstających szkół badawczych miejsce i rangę odpowiednie do osiągnięć oraz zamierzeń. Grono opatrzone mianem pionierów ma w tym niepodważalne zasługi.
Hugon Kowarzyk wraz z żoną należeli do członków założycieli Wrocławskiego Towarzystwa Naukowego i stałych uczestników organizowanych przez nie spotkań, a trzeba przypomnieć, że zwłaszcza w czasach kształtowania się środowiska akademickiego, napływania przybyszów z różnych stron Polski (lwowianie przyjechali w dużej grupie pierwsi), odegrało ono ważną rolę.
* * *
Szczególne rysy akademickiej tradycji uosabiane przez profesorskie małżeństwo i innych przedstawicieli uczonego Wrocławia warte są poznania, bowiem zachowały aktualność, a nawet przybrały na znaczeniu.
Dodaj komentarz
Komentarze
Zofia Kowarzyk z domu Wołek a nie Wołk. Ulica we Wrocławiu winna nosić nazwę Zofii i Hugona Kowarzyków.