Jeden z trzech

Rozmowa z prof. Andrzejem Lesickim, rektorem Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu w różnych zestawieniach jest trzecim uniwersytetem w Polsce. Czy to pana satysfakcjonuje?

Oczywiście, to dobra pozycja. Natomiast nie zaspokaja naszych ambicji. Chcielibyśmy dogonić UJ i UW. Jeśli mówimy o rankingu miesięcznika „Perspektywy”, to odległość, która nas dzieli od tych uniwersytetów, jest dosyć duża. Od tych, którzy są za nami, też dzieli nas spory dystans. Mamy zatem mocne trzecie miejsce wśród uniwersytetów, ale nie powinno nas uspokajać to, że na razie nie czujemy na plecach oddechu rywali.

Co pan robi, żeby zmniejszyć dystans do liderów?

Wspieramy pracowników, którzy przyczyniają się do poprawy naszej pozycji naukowej.

W jaki sposób?

Przyznaję na przykład nagrody rektora za najwyższą efektywność naukową.

Ile osób je dostaje i czym można zasłużyć na to wyróżnienie?

Nagroda za efektywność to nagroda rektora pierwszego stopnia. Jest jedna na każdy wydział, a zatem przyznajemy szesnaście nagród rocznie, gdyż mamy piętnaście wydziałów i jeden instytut na prawach wydziału. Wysokość tej nagrody to trzykrotność podstawowego wynagrodzenia profesora zwyczajnego, czyli w tym roku przekroczy 19 tys. złotych. Ale są też inne nagrody rektora, w tym za działalność naukową. Od ubiegłego roku nie dzielimy tych nagród proporcjonalnie na wydziały, gdyż na każdym osiągnięcia są zróżnicowane. Wydziały mają prawo złożyć wnioski o nagrody za najwybitniejsze osiągnięcia i rektor przyznaje je według swojego rozeznania. Rzecz w tym, że poprzednio niektóre wydziały stosowały politykę przyznawania większej liczby nagród niższego stopnia. Bywało, że te, które z racji licznej kadry dysponowały większą liczbą modułów na nagrody, przyznawały wysokie nagrody, podczas gdy mniejsze wydziały wnosiły, by za większe osiągnięcie przyznać nagrodę niższego stopnia, bo chciały wyróżnić większą liczbę pracowników. Staramy się zapobiegać takim sytuacjom przez nowy sposób dysponowania nagrodami. Przywilej przyznania nagrody I stopnia należy do rektora. Czasami przyznam pięć, czasami sześć takich nagród dla jednego wydziału, ale czasem, jak w zeszłym roku, dla niektórych tylko jedną. Te zasady dotyczą nagród pierwszego stopnia, wydziały mogą także wnioskować o nagrody niższego stopnia. W skali uczelni wyróżnień różnego typu jest dużo.

O jakości badań świadczy także kategoryzacja. W 2017 r. trzy wydziały UAM otrzymały kategorie A+. Czy to powód do dumy?

Oczywiście to ważne, że blisko 20% wydziałów otrzymało najwyższą kategorię, choćby z perspektywy ubiegania się o status uczelni badawczej. Łącznie mamy 75% jednostek z kategoriami A+ i A. Natomiast jasne, że 25% jednostek, które mają kategorię B – cztery na szesnaście podstawowych jednostek UAM – są przedmiotem mojej troski.

Nowa ustawa przenosi ciężar oceny z jednostek na dyscypliny, co zapewne będzie pewnym kłopotem, bo dyscyplin macie więcej niż jednostek.

Musimy pomyśleć o tym, żeby za każdą dyscyplinę odpowiadał jednoosobowo jej przełożony. Dlatego planujemy, by w strukturze uniwersytetu było w przyszłości więcej wydziałów dyscyplinowych. Jeszcze nie rozstrzygnęliśmy ile. Wydziały te będą miały rady naukowe z dziekanami, którzy są odpowiedzialnymi za badania naukowe w ramach dyscypliny i przygotowanie dyscypliny do ewaluacji w 2021 roku. W naszej propozycji wydziały będą odpowiadały za naukę, a rada naukowa dyscypliny będzie wskazana w statucie jako organ wykonujący zadanie nadawania stopni naukowych. Żeby jednak większa liczba wydziałów nie powodowała rozdrobnienia, bo zarządzanie uczelnią bardzo rozdrobnioną jest trudne, chcemy utworzyć szkoły dziedzinowe. Będą one odpowiedzialne za koordynację dydaktyki w ramach dziedzin. Kierunki studiów będą natomiast przypisane do dyscyplin. Wydziały będą w ten sposób związane ze szkołami, które staną się elementem integrującym uniwersytet, koordynującym dydaktykę, ale też badania, zwłaszcza interdyscyplinarne.

Zostawi pan kierunek studiów etnologia?

Oczywiście. Etnologia jako kierunek studiów może istnieć. Uważam, że choć nie ma dyscypliny pod tą nazwą, można tę subdyscyplinę uprawiać i kształcić w tym kierunku. Instytuty Kulturoznawstwa oraz Etnologii i Antropologii Kulturowej trafią do jednego wydziału dyscyplinowego. W tym wypadku nastąpi konsolidacja jednostek, które dotychczas były w dwóch wydziałach. W nazwie wydziału nie musi być nauk o kulturze i religii, ale na przykład kulturoznawstwo i etnologia albo antropologia. Nie ja jednak o tym zadecyduję, lecz koledzy, którzy się tam znajdą. Zarząd uczelni odpowiada za przygotowanie statutu, który ma uniwersytetowi i jego pracownikom dać możliwości rozwoju i decydowania o sobie.

A jak będą zorganizowane szkoły doktorskie?

Mamy w tej chwili ponad tysiąc stu doktorantów na studiach stacjonarnych i trochę na niestacjonarnych. Generalnie chcemy mieć jedną szkołę doktorską UAM, ale rozumianą jako pewną nadbudowę nad sekcjami dziedzinowymi, zintegrowanymi ze szkołami dziedzinowymi. Za szkołę doktorską będzie odpowiadał prorektor. W każdej szkole będzie osoba odpowiedzialna za doktoraty.

Gdy powstanie szkoła doktorska, co się stanie z tymi doktorantami, którzy teraz są na studiach doktoranckich?

Oni skończą studia swoim trybem, bo studia doktoranckie będą istniały do 2022-23 roku. Nowy sposób kształcenia doktorantów niesie szereg wyzwań. Doktoranci obu trybów będą mieli jedną reprezentację, czyli sejmik. Mimo odrębnych trybów kształcenia, wszyscy będą przecież doktorantami UAM. W związku z tym chcę ich traktować tak samo. Teraz czekamy na subwencję, żeby można było się zorientować, jak rozwiązać kwestię stypendiów. Już w tej chwili podwyższyliśmy obecne stypendia, żeby zbliżyły się trochę do wysokości, którą wskazuje ustawa, ale przecież blisko połowa doktorantów nie otrzymuje stypendiów. Nie wiem, jak uda się nam pogodzić z tym, że wszyscy są doktorantami, ale nie wszyscy otrzymują stypendia.

Jaki jest współczynnik sukcesu studiów doktoranckich?

W przypadku studentów stacjonarnych jest lepiej. Stypendia też poprawiają ten wskaźnik. Sytuacja jest różna na poszczególnych wydziałach. Analizujemy ją. Na jednych wydziałach stopnie doktora nadawane są planowo na czwartym roku studiów doktoranckich. Ale są też wydziały, gdzie na czwartym roku nikomu nie otworzono przewodu doktorskiego, co oczywiście bardzo niepokoi. Niezależnie od tej sytuacji pamiętamy, że kształcenie doktorantów to rozwijanie własnej kadry, co jest jednym z zadań uczelni. Wśród nowych doktorów szukamy nowych pracowników nauki. Profesorowie odchodzą i trzeba ich zastąpić. Musimy mieć w tym celu znacznie większą liczbę adeptów nauki, bo tylko niektórzy z czasem awansują.

Można w drodze konkursu ściągnąć specjalistów spoza uczelni.

Oczywiście. I coraz częściej konkursy mają faktycznie otwarty charakter. Czasy, gdy na konkurs zgłaszała się jedna osoba, już minęły. Teraz zdarza się nam po kilku kandydatów, czasami nawet z zagranicy.

Na UAM jest jedyny badacz zagraniczny, który zdecydował się realizować w Polsce grant ERC.

Rzeczywiście. I to z zakresu nauk humanistycznych.

Mówił pan o rozbudowie kadry. Jednak jest też problem z tymi, którzy nie trafili z powołaniem naukowym. Co z nimi?

Doświadczamy sytuacji, gdy niełatwo się rozstać z pracownikiem, który nie spełnia założonych wymagań lub nie dość dobrze wypełnia swoje obowiązki. Rośnie ranga oceny okresowej, która może pomóc rozwiązywać tego rodzaju problemy. Rozmawiałem z dziekanami, aby pomyśleli o tym, czy wszyscy pracownicy naukowi rzeczywiście prowadzą sensowne badania i osiągają satysfakcjonujące uczelnię rezultaty. Trzeba się zastanowić, co zrobić z tymi, którzy nie mają wyników naukowych.

Co?

Pewnie pojawią się głosy, że są potrzebni w dydaktyce. Nie chciałbym jednak, żeby słabych badaczy automatycznie przenoszono na stanowiska dydaktyczne. Trzeba będzie podnosić standardy oceny okresowej. Wkrótce, w 2020 r., przeprowadzimy ocenę okresową całej kadry przed ewaluacją w 2021 r., żeby jeszcze zdążyć przeprowadzić ruchy kadrowe, które mogłyby poprawić efektywność za lata, które już będą za nami.

Czy UAM jest już uczelnią badawczą?

Jesteśmy uczelnią badawczą w tym sensie, że prowadzimy badania na wysokim poziomie, co potwierdziła ocena ekspertów zewnętrznych w procesie ewaluacji jednostek naukowych. Mamy jednak wskaźnik SSR 13 – taki, jakiego wymaga od nas obecny ministerialny algorytm. To wskazuje, że mamy dużą liczbę studentów, a nasze zadania dydaktyczne są rozbudowane. Ubiegamy się o status uniwersytetu badawczego, gdyż wiąże się on z pewnymi przywilejami, także finansowymi. Znamy już nowe rozporządzenie ewaluacyjne. Dotychczas w parametryzacji liczyły się osiągnięcia pracowników afiliowanych na wydziale. Zgłaszało się tylko 3N osiągnięć przypisanych do kadry wydziału. Na tę liczbę mogły się składać publikacje kilku osób o wybitnym dorobku pracujących na pozycję całej jednostki. Teraz w ramach ocenianej dyscypliny trzeba będzie pokazać do czterech slotów każdego pracownika badawczego i badawczo-dydaktycznego. To zasadniczo zmienia sytuację. Lokomotywa nie pociągnie całej dyscypliny, wszyscy badacze muszą pracować solidarnie na jej pozycję. Najlepsi, nawet jeśli przygotują ogromną liczbę znakomitych publikacji, i tak będą mogli pokazać cztery ich zdaniem najlepsze. Także ci słabsi będą musieli się wykazać konkretnym dorobkiem. Mówię dziekanom wydziałów, które mają kategorię A+, że ocena pracowników w 2020 r. ma im pokazać, jaka jest ich faktyczna pozycja. To wymaga indywidualnego podejścia do kadry. Nie będzie już miejsca dla N zero. Pojawia się ponadto pytanie, co z wybitnymi profesorami, którymi się chlubimy, a którzy nie piszą już tak wielu prac naukowych jak kiedyś, ale przecież są potrzebni, bo świetnie prowadzą doktoraty, bo stworzyli działające do dziś zespoły naukowe i często pozostają ich liderami. Ścieżka kariery dydaktycznej nie wydaje mi się zbyt przemyślanym projektem, ale może stanowić miejsce dla profesorów, którzy stali się mniej efektywni w rozumieniu nowych zasad ewaluacji.

Na ile obostrzenia dotyczące 67. roku życia utrudnią formowanie organów UAM?

Dotkną nas, ale bardzo źle nie będzie. Zapisy o wieku sprawią, że nie wszyscy profesorowie wejdą do rad naukowych dyscyplin. Rok 2020 będzie czasem prawdy w tym zakresie.

Co robicie z milionem złotych, który dostaliście na przygotowanie do konkursu na uczelnię badawczą?

Mamy projekt zmian i dobrych liderów tego projektu. Wśród zadań jest wsparcie efektywnego aplikowania o granty – liczba wniosków w UAM i UW czy UJ jest różna. Musimy poprawić i liczbę aplikacji, i ich efektywność. Jak mówiłem na początku, chciałbym dogonić tę przodującą dwójkę, abyśmy byli nie trzecim uniwersytetem, ale jednym z trzech. Widzę wydziały, które już są badawcze, które składają dużo wniosków o finansowanie projektów i mają wysoki wskaźnik sukcesu, to jest biologia, chemia, ale i historia – żeby nie powiedziano, że wskazuję same nauki ścisłe i przyrodnicze. Są jednak i takie, których pozycję musimy poprawić. Jako uczelnia wypadamy zupełnie dobrze właśnie dzięki kilku efektywnym jednostkom. Interesująca jest sytuacja Wydziału Prawa i Administracji – efektywność w pozyskiwaniu środków jest mała, ale wydział uzyskał kategorię A+. Sukcesy tych najlepszych zostały osiągnięte nie za pomocą sprytnych trików, ale dzięki wieloletniej pracy. Gdy byłem dziekanem Wydziału Biologii, uczyliśmy młodych pracowników pisania grantów. Ogłaszaliśmy konkursy wydziałowe na granty. Namówiliśmy kilku profesorów spoza uniwersytetu, żeby za „Bóg zapłać” oceniali te wnioski. Co roku na wydziale ogłaszałem listy rankingowe, to też mobilizowało młodych badaczy. To razem przyniosło rezultat taki, że dzisiaj na biologii nie ma problemu z wnioskami. Pracownicy wiedzą, że to jest droga pozyskania środków na badania. Ze wskaźnikiem sukcesu bywa różnie, ale dochodzi do 30%.

Ma pan pomysł na podział subwencji?

Będziemy się trzymali naszych zasad optymalizacji zarządzania finansami, czyli algorytmicznego dzielenia subwencji pomiędzy wydziały, bo przyniosło to pozytywne efekty. Nasz algorytm jest zbliżony do ministerialnego, z drobnymi korektami dotyczącymi m.in. stałej przeniesienia. Teraz trzeba będzie go przeanalizować raz jeszcze z perspektywy nowego ministerialnego algorytmu naliczania subwencji. Zrobię wszystko, żeby w 2019 r. dla wydziałów została odtworzona dotacja statutowa z roku 2018. Jednak rok 2020 już stanowi nowy rozdział. A zupełnie nowa sytuacja powstanie po konkursie na uczelnie badawcze. Dotychczas budżet centralny stanowił 10% dotacji. Natomiast teraz ustawowo uniwersytet dostał pewne zadania centralne, np. szkoły doktorskie. Zatem władze uczelni muszą mieć środki na ich realizację. Zapewne trzeba będzie określić tę część centralną budżetu, rezerwę rektorską, na wyższym niż dotychczas poziomie. Ale ponieważ subwencja ma być wyższa, to chciałbym zachować środki w dyspozycji dziekanów w dotychczasowej wysokości.

Jaką macie teraz subwencję?

Sumując ubiegłoroczne dotacje, podstawową i statutową, otrzymaliśmy ponad 500 milionów. Zatem gdybyśmy zdobyli 10% więcej, czyli prawie 50 milionów, to byłby znaczący skok. Jest o co walczyć. Wtedy nie będzie problemu ze środkami na badania.

Jakich macie studentów: skąd, jak przygotowanych do studiów?

Prowadzimy badania, skąd pochodzą nasi studenci. Jest to nie tylko Wielkopolska, raczej Polska północno-zachodnia. Ale na przykład studenci z Leszna, które leży w Wielkopolsce, wybierają Wrocław z powodów komunikacyjnych. Mamy też studentów z innych części Polski, ale to nie jest wielka liczba. Natomiast kandydaci na studia się nie zmienili – zawsze byli słabsi i lepsi, i tak jest obecnie. Oczywiście kiedyś, gdy było pięć osób na miejsce, wybierani byli tylko najlepsi. Teraz kiedy kandydatów jest mniej, jest trochę inaczej, większa liczba słabszych maturzystów trafia na uniwersytet. Odpływ studentów w ciągu i po pierwszym roku na niektórych kierunkach jest zbyt duży. Nie powinien przekraczać 10-20%, a bywa większy.

Czy matura jest dobrym wyznacznikiem poziomu kandydatów na studia?

Tak, ale jak wiele innych uczelni poprzeczkę ustawiamy dosyć nisko, często poniżej 50 punktów. Są też wypadki, gdy wykorzystywane jest minimum maturalne, czyli 30 punktów.

Widzi pan potrzebę wprowadzenia innej formy kwalifikacji na studia?

Przydałoby się. Pomogłoby to uniknąć przyjmowania osób, które trafiają do nas przypadkiem, tylko dlatego, że nie wiedziały, co chcą robić, albo wskutek błędnego rozeznania własnych zdolności i możliwości. Liczymy się z tym, że gdy uzyskamy status uniwersytetu badawczego, będziemy musieli stopniowo zmniejszyć liczbę studentów, czyli wspomniany wcześniej wskaźnik SSR równy 13 obniżyć do 10. To nie oznacza, że będziemy usuwać obecnych studentów. Jeśli rekrutację na pierwszy rok studiów obniżymy z 14 tys. do 12,5 tys., to za kilka lat ten pożądany wskaźnik osiągniemy.

Jak sobie absolwenci UAM radzą na rynku pracy?

Bardzo dobrze. Mamy bardzo mały odsetek absolwentów bezrobotnych. Prowadzimy badania losów absolwentów, nawet niektóre wydziały robią własne dokładne analizy, np. Wydział Matematyki i Informatyki oraz Wydział Nauk Społecznych. Śledzi je też uniwersyteckie Biuro Karier. Informacji o studentach kończących UAM dostarcza też uczelniane Stowarzyszenie Absolwentów.

Jaka jest rola UAM w bliższym i dalszym otoczeniu?

W ostatnich latach widać poprawę współpracy z miastem. Jest nawet specjalny miejski program akademicki, są stypendia prezydenta Poznania. Teraz miasto wspiera nas w organizacji stulecia uniwersytetu. My też organizujemy pewne wydarzenia otwarte dla społeczności miejskiej czy wręcz specjalnie dla niej. Gdy miasto potrzebowało gruntu pod budowę szkoły, a akurat dysponowaliśmy odpowiednią działką, porozumieliśmy się z władzami Poznania. Było wiele spornych kwestii dotyczących nieruchomości. Są rozwiązywane w bardzo dobrej atmosferze. Planowane utworzenie Centrum Szyfrów Enigma im. Mariana Rejewskiego, Jerzego Różyckiego i Henryka Zygalskiego to nasze wspólne przedsięwzięcie – miasto zdobyło środki na budowę, uniwersytet dał część obiektu na jego lokalizację.

Widać wpływ badaczy z UAM na naukę światową?

To zawsze bardzo ryzykowne zadanie dla rektora, by wymieniać wybitnych uczonych, bo jest ich wielu. Są w naszym gronie badacze, którzy mają znakomite wyniki o międzynarodowej randze, choćby wiele osób z mojego Wydziału Biologii, jak profesorowie Tomasz Osiejuk, Zofia Szweykowska-Kulińska, Artur Jarmułowski, Przemysław Wojtaszek, Jacek Radwan; podobnie chemicy, profesorowie Andrzej Katrusiak, Bronisław Marciniak, Robert Pietrzak, Stefan Lis, Izabela Nowak, matematycy – profesorowie Tomasz Łuczak, Jerzy Kaczorowski, fizycy – prof. Józef Barnaś jest wielkiej klasy badaczem, podobnie prof. Michał Banaszak. Na pewno mogę wskazać też profesorów Michała Buchowskiego i Waldemara Kuligowskiego w obszarze antropologii. Mamy wybitnych historyków, psychologów, socjologów, filozofów. Teraz organizujemy Polski Instytut Archeologiczny w Atenach, który powinien być otwarty w najbliższych miesiącach – to przecież mówi o znaczeniu naszych badaczy w archeologii światowej. Zatem na pewno w niektórych obszarach mamy wpływ na naukę światową.

Kampus na Morasku był przedstawiany jako błogosławieństwo uniwersytetu. Czy stał się prawdziwym uniwersyteckim centrum?

Morasko jest wizytówką nowoczesności uniwersytetu. Kampus jest już prawie skończony w sensie inwestycyjnym. Musimy jeszcze wykupić jedną działkę i dokończyć obiekty sportowe. Problem tylko z tym, że po zajęciach studenci opuszczają kampus i wieczorem życie w nim zamiera. Zamierzamy zbudować akademik z 400 miejscami i studenckim zapleczem. To pomoże zmienić tę sytuację.

Macie też sporo obiektów w centrum Poznania. Pozostaną w infrastrukturze UAM?

Moim zadaniem jest zapewnienie wszystkim studentom takich samych warunków kształcenia, a pracownikom – badań, zajęć dydaktycznych. Te obiekty w centrum miasta są starsze i zwykle wymagają doinwestowania. Ważnym zadaniem inwestycyjnym jest zbudowanie obiektu dla Wydziału Prawa i Administracji, który ma wspaniały budynek, jednak nie został on dokończony. Zbudowano sale dydaktyczne, natomiast profesorowie wciąż mają marne warunki pracy. Stara chemia to drugie wyzwanie – rewitalizacja tego obiektu powinna zostać skończona w 2020 r. Mamy w centrum obiekty Wydziału Nauk Społecznych i Wydziału Studiów Edukacyjnych. Pojawił się też dodatkowy kłopot. Przez ostatnie dwadzieścia, a może więcej lat staraliśmy się ulokować wydziały w określonym obiekcie, a teraz niektóre budynki znów staną się wielowydziałowe. Nasza wieloletnia polityka inwestycyjna staje się nieaktualna. Sytuacja lokalowa się nam komplikuje.

A co z młodą kadrą naukową? Jakie są relacje liczbowe młodych do starszych pracowników?

Profesorów tytularnych mamy 360, w średnim wieku 63 lat. Adiunktów jest 967, średnio w wieku ponad 39 lat. Mamy też znaczącą liczbę profesorów uniwersyteckich i adiunktów z habilitacją, razem ok. 900. Nie możemy zatem mówić o prawidłowej piramidzie zatrudnienia w uniwersytecie. Liczba doktorów powinna wyraźniej przewyższać liczbę doktorów habilitowanych.

Co by pan wskazał jako mocną stronę uniwersytetu?

Mocną stroną jest kadra naukowa. Na niej można budować uniwersytet badawczy.

A słaba strona?

Powiedziałbym raczej, że pewne kwestie stanowią wyzwanie i czekają na rozwiązanie, na przykład w naszych jednostkach poza Poznaniem. Wspólnie z Europejskim Uniwersytetem Viadrina szukamy pomysłów na wykorzystanie nowoczesnych obiektów Collegium Polonicum w Słubicach. Otworzyliśmy tam także uniwersyteckie liceum. W Pile nasz obiekt został zbudowany poza miastem, na obszarze dawnego lotniska. Utworzyliśmy tam Instytut Nadnotecki, który jednak jeszcze w tym roku przestanie być podstawową jednostką uniwersytetu. Z tamtejszą PWSZ mamy świetne relacje i myślimy o wspólnym wykorzystaniu naszego obiektu. Podobnie w Gnieźnie, gdzie również współpracujemy z PWSZ, której zapewne udostępnimy nasz obiekt.

Uniwersytet im. Adama Mickiewicza działa od stu lat. Jaki pan sobie wyobraża uniwersytet za następne sto lat?

Mamy sto lat i z perspektywy czasu były to dobre lata. Ustawa 2.0 daje nam większą niż dotąd autonomię, szansę na organizację kształcenia, badań, struktury według własnych oczekiwań i planów. Jeśli dobrze to wykorzystamy, czeka nas kolejne dobre sto lat. Złożyliśmy w międzynarodowym konsorcjum EPICUR wniosek o status uniwersytetu europejskiego. Jesteśmy w dobrym towarzystwie. Nie jestem prorokiem, żeby przewidzieć, co się stanie za sto lat, ale mogę popuścić wodze fantazji. Uniwersytet może przybrać formę federacji złożonej z uczelni, które w ciągu tych pierwszych stu lat wyodrębniły się z niego w osobne instytucje, to jest Uniwersytetu Przyrodniczego, Akademii Wychowania Fizycznego i Uniwersytetu Medycznego. Powstałby w ten sposób naprawdę wieloobszarowy uniwersytet badawczy o wielkim potencjale. To nie jest tylko czcza fantazja, bowiem coraz częściej myślimy w Poznaniu o takiej formie konsolidacji. Rozmowy na ten temat trwają na razie w kuluarach. Mam wrażenie, że jest coraz bardziej sprzyjająca atmosfera dla tego typu rozwiązań. Słyszałem pozytywne reakcje z ust rektorów innych poznańskich uczelni publicznych, w tym rektora Uniwersytetu Ekonomicznego, a nawet Uniwersytetu Medycznego, gdzie jeszcze do niedawna taka koncepcja wydawała się niemożliwa do realizacji. Także Politechnika Poznańska przyłączyła się do tych rozmów. Takie rozwiązanie niesie ze sobą szereg wyzwań. Np. biolodzy będą się zastanawiać, czy ocena tej dyscypliny uczelni federacyjnej będzie równie dobra, co dziś ocena biologii na UAM. Na razie to jednak tylko przypuszczenia. W tej chwili każda uczelnia zajęła się wdrażaniem Ustawy 2.0 i temat federacji zszedł na drugi plan. Wróci, gdy skończymy prace nad zmianami wynikającymi z nowego prawa.
Rozmawiał Piotr KIERACIŃSKI