Może warto się wycofać?
Nowa ustawa z 20 lipca 2018 r. Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (Dz. U. z 30 sierpnia 2018 r. poz. 1668) wprowadza w miejsce Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułów (w skrócie: CK) Radę Doskonałości Naukowej (RDN). Cel rady został zapisany w art. 232 ust. 1 ustawy: „RDN działa na rzecz zapewnienia rozwoju kadry naukowej zgodnie z najwyższymi standardami jakości działalności naukowej wymaganymi do uzyskania stopni naukowych, stopni w zakresie sztuki i tytułu profesora” (wyróżnienie moje).
Co, poza „drobiazgami”, odróżnia RDN od CK w interesującym mnie w tym artykule problemie ustalania recenzentów we wnioskach profesorskich i habilitacyjnych? Występują trzy znaczące różnice.
Po pierwsze
Poszerzono zbiór osób, którym przysługują bierne i czynne prawa wyborcze do RDN. Będą to nie tylko, jak w CK, tytularni profesorowie, lecz także doktorzy habilitowani (bez tytułu profesora). To zaś może mieć takie konsekwencje, iż w trójkach specjalistów reprezentujących poszczególne dyscypliny (jest ich teraz – według rozporządzenia ministra nauki i szkolnictwa wyższego z 25 września 2018 r. w sprawie dziedzin nauki i dyscyplin naukowych oraz dyscyplin artystycznych – tylko 47, w tym dziedzina: nauki teologiczne) znajdą się: (1) osoby bez tytułu profesora, a więc i doświadczenia w zakresie opiniowania wniosków o tytuł profesora i (2) osoby, które stosunkowo od niedawna mają status pracownika samodzielnego, a więc i nikłe (czy nawet zerowe) doświadczenie recenzenckie. Nie można przecież zakładać, że uprawnione rady wskażą tylko bardzo doświadczonych kandydatów, którzy spełniają wszystkie kryteria wymienione w art. 233 ustawy). Ciekawe, że od kandydatów na członków RDN nie wymaga się (a od kandydatów na recenzentów tak) stosownego doświadczenia recenzenckiego. Przecież oni też będą opiniować, na poziomie zespołu dyscyplinowego, dla prezydium RDN wnioski profesorskie na posiedzeniu zespołu dyscyplinowego RDN (§ 9 ust. 3 litera e statutu – ta rola wymaga jednak doświadczenia akademickiego i nie da się go zastąpić jedynie przez mechaniczne zestawienie pięciu opinii – „najlepiej”, bo wygodnie przeliczonych na punkty – przygotowanych przez recenzentów). Moim zdaniem powinno się powrócić do ograniczenia biernego prawa wyborczego tylko do osób z tytułem profesora. Radzie, która ma w tytule słowo: „doskonałość” i ma zapewnić „najwyższe standardy” awansów naukowych, stawia się niestety bardzo niskie wymagania w zakresie dorobku jej członków powstałego w okresie ostatnich pięciu lat (art. 233 ustawy): tylko jedna monografia, która może być wydana nawet przez wydawnictwo „drapieżne” (predatory), „garażowe” czy po prostu marne (a takie, i to w dużej liczbie, znalazły się na ministerialnej liście wydawnictw; zob. załącznik do komunikatu ministra nauki i szkolnictwa wyższego z 18 stycznia 2019 r. w sprawie wykazu wydawnictw publikujących recenzowane monografie naukowe) lub tylko trzy artykuły opublikowane w czasopismach naukowych z list – jeszcze nieznanych – ogłoszonych przez ministra lub wybitne osiągnięcia projektowe, konstrukcyjne, technologiczne lub artystyczne lub jedno wybitne dzieło artystyczne. I warto było zmieniać, aby uzyskać mierny efekt?
Po drugie
Zmieniono liczbę i skład zespołów rozpatrujących wnioski awansowe (przy zmniejszeniu o ponad połowę liczby dyscyplin – z ponad 100 do 47). W ramach RDN działać będzie osiem zespołów – każdej dziedzinie odpowiada jeden zespół. Także dziedzinie nauk teologicznych (nie dzieli się ona na dyscypliny) odpowiada jeden, liczący… trzy osoby, zespół. Czy tak być powinno?! Odpowiem: nie, gdyż grozi to wystąpieniem efektu gettyzacji w tej dziedzinie. Obecnie, od 1991 r., wnioski z dziedziny nauk teologicznych rozpatrywane są na posiedzeniach sekcji nauk humanistycznych i społecznych CK liczącej 52 profesorów. I żadna krzywda się teologom nie stała. Trzeba zauważyć, że dość często wnioski w tej dziedzinie zbliżają się merytorycznie do wniosków z historii, filozofii czy pedagogiki. Dyskusja w szerszym gronie (też z recenzentami spoza klasycznej teologii) jedynie sprzyja lepszemu rozpoznaniu wniosków. Nauka, zwłaszcza w dzisiejszej dobie, ma w coraz większym stopniu charakter interdyscyplinarny i zamykanie się w skorupie jednej dyscypliny (tu równoważnej z dziedziną), nawet tak specyficznej jak teologia, jest anachroniczne.
I jeszcze „drobiazg” techniczny. Dotychczas (w CK) głosowania w sekcjach nad składami recenzentów miały charakter ostateczny. Nie były zatwierdzane przez Prezydium CK. Teraz zespoły poszczególnych dyscyplin przygotowują jedynie propozycje, a Prezydium RDN wyznacza członków komisji habilitacyjnych i recenzentów oraz recenzentów w postępowaniach w sprawie nadania tytułu profesora. To nie poprawi jakości funkcjonowania RDN.
Po trzecie
Zmienia się sposób prowadzenia postępowań o nadanie tytułu profesora i powoływania komisji habilitacyjnych. I w jednym, i w drugim przypadku kluczowe jest powołanie kompetentnych recenzentów.
Paragraf 23 zarządzenia ministra nauki i szkolnictwa wyższego z 28 grudnia 2018 r. w sprawie statutu Rady Doskonałości Naukowej (Dz. Urzędowy MNiSW z 4 stycznia 2018 r., poz. 2) uszczegóławia tryb powoływania przez RDN recenzentów w sprawach awansowych. Brzmi on następująco: „§ 23. Imienna lista recenzentów jest ustalana poprzez losowanie za pomocą narzędzia informatycznego działającego w oparciu o generator liczb losowych bez powtórzeń” (wyróżnienie moje).
Liczba kandydatów na recenzentów musi być co najmniej trzy razy większa od ustawowo wymaganej liczby recenzentów (art. 240 ustawy i § 21 statutu) (wyróżnienie moje). Wymagana liczba recenzentów podana jest w art. 221 ust. 4 ustawy (stopień doktora habilitowanego – trzech recenzentów wyznaczanych przez RDN) i w art. 228 ust. 5 (tytuł profesora – pięciu recenzentów wyznaczanych przez RDN). Sposób wyznaczania jednego recenzenta przez „podmiot habilitujący” (losowanie z jakiejś listy kandydatów? wedle uznania członków podmiotu habilitującego? rozwiązanie „eksperckie”?) nie jest podany ani w ustawie, ani w zarządzeniu. Brak tu symetrii w postępowaniu na dwóch poziomach: podmiotu habilitującego oraz zespołu RDN. Dlaczego? Jednego recenzenta można też wylosować z większej puli kandydatów.
Postawmy jednak podstawowe pytanie. Czy RDN musi losować (jeżeli „podmiot habilitujący” nie musi – postąpi jak zechce)? Tak, musi. Zobowiązanie do tego jest podane w art. 240 ustawy: „Art. 240. 1. Zespół, o którym mowa w art. 235 ust. 5, wskazuje kandydatów na recenzentów w liczbie stanowiącej co najmniej trzykrotność liczby recenzentów wyznaczanych przez RDN w danej sprawie.
2. Recenzenci są wyznaczani przez RDN po przeprowadzeniu losowania spośród kandydatów, o których mowa w ust. 1. (wyróż. moje)”.
Chyba, że zmieni się ustawę i zrezygnuje z tego stwarzającego pozory obiektywizacji postępowania „unaukowionego” wyboru recenzentów. O pozorach owych niżej.
„Twórczy”, a zarazem „nowoczesny” (wszak żyjemy w erze elektronicznej!) wkład zarządzenia w uściślenie rekomendowanego przez ustawę „losowania” recenzentów z puli kandydatów do pełnienia tej zaszczytnej roli polega na wprowadzenie nakazu posługiwania się przez zespoły RDN „generatorem liczb losowych bez powtórzeń”. Domyślam się, że chodzi o zapewnienie „najwyższych standardów”, a więc i bezstronności członków zespołów reprezentujących poszczególne dyscypliny. Ale samo losowanie nie ma wpływu na wybór merytorycznie dopasowanych do wniosków kandydatów na recenzentów. Może być też i tak, że pogorszy ten wybór. Ten zaś w ostatecznej instancji zależy od kompetencji i staranności w pracy członków zespołu reprezentujących poszczególne dyscypliny. To ich wiedza (a nie tylko biegłość w nawigowaniu po bazach danych) będzie skutkowała doborem (5 z 15 czy 3 z 9) dobrze merytorycznie dolosowanych do profilu dorobku kandydata recenzentów.
Miara rozpoznawalności i sztuka pisania
Tym trybem postępowania będą objęte wnioski awansowe wszczęte po 30 września 2019 r. Przejdźmy zatem do omówienia zasygnalizowanych problemów. Zacznę od sprawy najtrudniejszej dla przyszłych członków RDN – od wyznaczania recenzentów w postępowaniu o nadanie tytułu profesora.
Jak stanowi ustawa, kandydat do tego tytułu występuje wprost – z pominięciem (!) uprawnionej rady naukowej (wg nowej ustawy byłaby to rada dyscypliny) do RDN (art. 228 ust. 1 ustawy) o wszczęcie postępowania awansowego. Bardzo ważnym etapem tego postępowania jest powołanie w trybie losowania pięciu recenzentów z uprzednio wyłonionej (w jaki sposób?) listy piętnastu (bo: 5 ´ 3 = 15) kandydatów na recenzentów. I tu zaczynają się przysłowiowe schody.
Pierwsza trudność związana jest z ustaleniem listy piętnastu kandydatów, którzy z uwagi na wysoką pozycję w reprezentowanej dyscyplinie naukowej będą w stanie, przynajmniej potencjalnie, przygotować rzetelną recenzję dorobku kandydata do tytułu naukowego profesora. Zarządzenie ministra – jeżeli traktować je literalnie (bo inaczej staje się ono tylko pustym zaleceniem) – stawia bardzo wysokie wymagania kandydatom na recenzentów (§ 22). I tak, aktualny dorobek naukowy lub artystyczny kandydatów powinna cechować „renoma” (najlepiej międzynarodowa), ich dorobek powinien mieć „znaczenie (…) w zakresie zagadnień związanych z osiągnięciami osoby ubiegającej się o tytuł profesora”. Kuriozalnie brzmi warunek 3. mówiący o tym, że należy wziąć pod uwagę: „liczbę sporządzonych recenzji przez kandydata na recenzenta w postępowaniach prowadzonych przez RDN lub postępowaniach w sprawie nadania stopnia doktora habilitacyjnego” (tak w tekście!; wyróż. moje). To zaś oznacza, że nie tak szybko kandydaci na recenzentów zgromadzą godny uwagi członków RDN dorobek recenzencki. Ile czasu potrzeba, aby baza potencjalnych recenzentów w dostatecznym stopniu się wypełniła? Dużo! Oczywiście można powiedzieć (i nawet trzeba), że powinno się też wziąć pod uwagę sporządzanie recenzji – i to nie tylko w postępowaniach o nadanie tytułu profesora (nie ma znaczenia, czy jest to postępowanie „po staremu”, czy „po nowemu”), ale też recenzji w sprawach nadania stopnia doktora habilitowanego. Chodzi wszak o naukową rozpoznawalność kandydata na recenzenta w jego środowisku naukowym „mierzoną” liczbą cytowań. Jeżeli, przykładowo, kandydat na recenzenta już od dziesięciu lat nie wykonał ani jednej recenzji habilitacyjnej czy profesorskiej, to trzeba zadać sobie pytanie: dlaczego tak się stało? Życie pokaże, że będzie to martwa rekomendacja. Może go nie lubią, a może nie jest, mimo posiadanego tytułu, rozpoznawany w środowisku jako fachowiec. Jeżeli tak, to po co o tym pisać w statucie?
W sytuacji nacisku na umiędzynarodowienie postępowań awansowych powinno się kierować wnioski do zaopiniowania przez recenzentów z zagranicy. Kandydaci do tytułu (ale też habilitacji) i tak sporządzają autoreferaty i wykazy publikacji w dwóch językach: polskim i angielskim. Ale czy jest sensowne wymaganie od recenzentów z zagranicy, aby mieli doświadczenie uczestniczenia w procedurach przeprowadzanych przez RDN? A czy można od nich wymagać doświadczenia opiniowania wniosków habilitacyjnych, gdy w ich krajach takich awansów się nie przeprowadza? Oczywiście nie. Chyba że uznamy, iż miarą ich kompetencji jest występowanie w roli recenzenta przed polskim RDN. Ironizuję, ale od dokumentu prawnego oczekujemy, że jest dopracowany pod każdym względem. Także bez literówek (patrz: „doktor habilitacyjny”). Ogłoszony statut taki nie jest. Może wystarczy wymagać od recenzentów spoza Polski jedynie doświadczenia w zakresie opiniowania awansów doktorskich? Moim zdaniem jest to jakaś miara rozpoznawalności w środowisku i miara opanowania sztuki pisania opinii awansowych. Zaś w przypadku recenzentów krajowych dobrze byłoby widziane doświadczenie w opiniowaniu wniosków profesorskich i habilitacyjnych. Jeżeli kandydatem na recenzenta jest profesor, to wiemy o nim przynajmniej tyle, że wypromował co najmniej jednego doktora (a według starej ustawy, że jest autorem dwóch recenzji: habilitacyjnych lub doktorskich).
Trudno znaleźć recenzentów
Druga trudność związana jest z osobliwością (tak jeszcze nie było!) prowadzenia postępowań o nadanie tytułu profesora. Otóż zgodnie z obowiązującą ustawą kandydat do tytułu, gdy „poczuje wolę bożą”, że zbliża się „rozwiązanie”, sam się zgłasza do RDN z wnioskiem o wszczęcie postępowania awansowego, bez wsparcia jakimikolwiek uchwałami ciał kolegialnych (art. 228 ustawy). To novum. I nie rozumiem, dlaczego oderwano wniosek kandydata od środowiska, w którym pracuje? Moim zdaniem wnioski mogłyby być wstępnie opracowane przez rady dyscypliny, wraz z podpowiedzią kandydatów na recenzentów (tak, jak to jest teraz: uprawnione rady „podpowiadają” CK listy kandydatów na recenzentów; CK nie musi z tych podpowiedzi skorzystać).
Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedno utrudnienie – lista potencjalnych kandydatów na recenzentów musi zawierać co najmniej piętnaście nazwisk. Z własnych, wieloletnich doświadczeń pracy w CK wiem, jak trudno znaleźć recenzentów, którzy spełnialiby wysokie standardy naukowe (a na te położony jest, w aktualnym uregulowaniu prawnym, szczególny nacisk; używa się takich słów, jak renoma, wysokie standardy, doskonałość), nie byli w konflikcie interesów z kandydatem do tytułu, zwłaszcza gdy kandydat reprezentuje dość wąską specjalność naukową. Wyłonienie piętnastu profesorów, kandydatów na recenzentów, zwłaszcza w dyscyplinach humanistycznych, które są mocno zanurzone w kulturze i danym języku etnicznym, jest prawie niewykonalne. Zapewne tych trudności nie mają fizycy, matematycy czy psychologowie (ci ostatni, gdy mają dorobek naukowy w języku angielskim). Chociaż problem wąskich specjalności także i ich dotyka.
I jeszcze jedno. Można stosunkowo łatwo wyobrazić sobie taką oto sytuację. Członkowie odpowiedniego zespołu RDN usiłują w wielkim trudzie skompletować zbiór piętnastu zbliżonych do siebie co do „renomy” profesorów. Zapewne nie będą mieli problemów ze znalezieniem pięciu, a może nawet ośmiu (wykluczając wybitnych specjalistów uwikłanych w konflikt interesów). Pozostałe osoby też mogą być na przyzwoitym poziomie naukowym, ale nie będą dobrze „wpasowane” w profil osiągnięć naukowych kandydata. Ba, ich uwzględnienie może nawet budzić zdziwienie bardziej krytycznie nastawionych osób. Ale mówi się trudno: trzeba skompletować listę piętnastu osób. I co dalej? Uruchamiamy ów tajemniczy „generator liczb losowych”. Ten zaś – jak się wydawało ustawodawcy – całkowicie bezstronnie wskaże nam obok osób najbardziej kompetentnych także osoby z końca naszej listy. I co? Ponawiamy losowanie, bo to nam nie wyszło? Oczywiście takie losowanie ma sens tylko wówczas, gdy zbiór obejmuje „elementy” do siebie pod względem jakiegoś kryterium podobne (gdy jest on jednorodny). Przy dużym zbiorze wyjściowym łatwiej będzie znaleźć piętnastu specjalistów do siebie podobnych pod względem specyfiki dorobku naukowego. Przy małym będzie to bardzo trudne albo niemożliwe. Samo zaś losowanie wcale nie gwarantuje bezstronności. Przecież lista kandydatów na recenzentów, w danym przypadku dr. hab. Józefa K., jest ustalana i uzgadniana przez członków reprezentujących daną dyscyplinę i z możliwością wprowadzenia przez zespół korekt, gdy na liście jakaś osoba znalazła się pomyłkowo. Jeżeli podchodzimy nieufnie do pracy członków RDN, to powinniśmy też (jak już, to już!) wziąć pod uwagę i to, że członkowie zespołu danej dyscypliny naukowej mogą, z powodów osobistych, nie wprowadzić na listę kandydatów na recenzentów w danym wniosku profesora X czy profesora Y. W ten prosty sposób mogą te osoby odsunąć od możliwości opiniowania danego wniosku. Tak jednak myśląc, możemy popaść w paranoję. A co zrobić, gdy losowo wytypowana osoba nie podejmie obowiązków recenzenta? Losujemy nową osobę z listy pięciu kandydatów? A może powtarzamy całą procedurę od początku? Jeszcze nie jest za późno, aby na te pytania znaleźć sensowne odpowiedzi.
W stronę czarnej listy
Ani w ustawie, ani w statucie nie wskazano powodów wykluczających daną osobę z listy kandydatów na recenzentów (poza jednym: nie może być kandydatem na recenzenta „osoba, która w okresie ostatnich 5 lat dwukrotnie” nie sporządziła recenzji w przeciągu trzech miesięcy. A może nie wykazała się zaniedbaniem (choroba, wyjazd zagraniczny itp.) i jest niesłusznie karana? Rozumiem, że RDN będzie prowadził taką „czarną listę”. Jednakże w art. 221 ust. 4 ustawy zapisano, że w postępowaniu w sprawie nadania stopnia doktora habilitowanego RDN wyznacza recenzentów spośród osób „niebędących pracownikami podmiotu habilitującego ani uczelni, instytutu PAN, instytutu badawczego lub instytutu międzynarodowego, których pracownikiem jest osoba ubiegająca się o stopień doktora habilitowanego”. Myślę, że w pośpiechu zapomniano analogiczne zastrzeżenia wprowadzić także do procedury ustalania kandydatów na recenzentów w awansach profesorskich. Chyba że ustawodawca celowo zrezygnował z tego ważnego zastrzeżenia.
Moim zdaniem z listy kandydatów (także w postępowaniu habilitacyjnym) wykluczone powinny być osoby, co dla mnie oczywiste, pozostające z kandydatem w konflikcie interesów (np. sprawy toczące się w sądach cywilnych, pozostawanie w związku małżeńskim czy partnerskim), osoby, które opiniowały wcześniejsze awanse naukowe, były recenzentami wydawniczymi jego monografii awansowej czy były współautorami jego publikacji.
Podobne problemy, aczkolwiek w znacząco mniejszej skali, występują także przy ustalaniu składów komisji habilitacyjnych. Też ustalamy listę kandydatów na recenzentów, ale posiłkując się znacznie liczniejszą pulą kandydatów: profesorów i doktorów habilitowanych danej dyscypliny naukowej (co znacząco ułatwia dobór specjalistów) i wybieramy tylko trzech recenzentów z dziewięciu kandydatów. Zmniejsza się też lista osób wykluczanych z powodu konfliktu interesów.
Wprowadzenie do procedury tajemniczego, stwarzającego wrażenie obiektywizacji postępowania „generatora” tylko zwiększa zamieszanie. Ustawa i statut RDN wcale nie czynią postępowań awansowych bardziej transparentnymi i efektywniejszymi od prowadzonych przez CK. Moim zdaniem, lepsze i niewprowadzające zamieszania byłoby jedynie dokonanie niezbędnych korekt przepisów regulujących funkcjonowanie CK. Za szkodliwe uważam zwłaszcza zmiany wprowadzone w postępowaniu o tytuł profesora. Może jednak warto się wycofać. Nowe jeszcze jest uśpione.
Dodaj komentarz
Komentarze