Kuniccy-Goldfingerowie. Cz. 3

Cz. 3 Ta sama droga

Magdalena Bajer

Dzieci wybitnego genetyka Władysława Kunickiego-Goldfingera poszły tą samą drogą co ojciec, ale różnymi ścieżkami. W ich losach widać oddziaływanie wzorów, ale także śmiałość wyborów własnych, nierzadko oryginalnych.

Najbliżej

Młodszy syn, Jerzy Jakub, poszedł w życiu drogą najbliższą ojcowskiej tradycji przyrodniczej. Skończył studia z konserwacji zabytków na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu i jest światowej miary konserwatorem szkła, z dorobkiem kilkudziesięciu znaczących publikacji z tego zakresu. Ciągle niewielu jest takich specjalistów i może ten stan rzeczy skłonił młodego człowieka do rezygnacji z początkowo wybranej konserwacji kamienia, bardziej w praktyce potrzebnej.

Zdaniem mego rozmówcy ta oryginalna, rzadka specjalność stanowi swego rodzaju połączenie dwóch pasji ojca – zainteresowań przyrodniczych obecnych w rodzinnej tradycji od czasu dziadka lekarza – przede wszystkim wiedzy z fizyki i chemii z wrażliwością artystyczną, umiłowaniem literatury, uważnym śledzeniem wydarzeń kulturalnych.

Jerzy w czasie studiów część doświadczeń niezbędnych do pracy magisterskiej wykonywał w ówczesnym Instytucie Badań Jądrowych, gdzie następnie rozpoczął pracę. Wcześnie zaczął bywać na stażach naukowych za granicą i publikować artykuły dotyczące szkieł z różnych epok – od starożytności po czasy współczesne, proponując metody ich badania, które byłyby uniwersalne, zarazem pozwalały odkrywać odrębności związane z czasem powstania zabytku. Badał również witraże. Trzeba zauważyć, że wkraczał na obszar pogranicza nauk, zdawałoby się nie bardzo sobie bliskich, w czasach gdy o interdyscyplinarności dopiero wzmiankowano. Na macierzystym toruńskim wydziale jego koledzy uczą dziś studentów tego, co o szkłach artystycznych powiedział w swoich publikacjach (zaczął je ogłaszać, gdy sam był jeszcze studentem) Jerzy Kunicki-Goldfinger.

Ojciec, który podobnie szeroko wykreślił swój naukowy horyzont, cenił to u syna i bardzo go wspierał. Dzisiaj jego młodszy syn pracuje w Instytucie Techniki Jądrowej (cześć dawnego IBJ). Często wyjeżdża za granicę; był stypendystą Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pozostając w gronie, wciąż elitarnym, wybitnych specjalistów z różnych miejsc świata.

Siostry

Starsza córka profesora z pierwszego małżeństwa, urodzona na zesłaniu Waleria, jest archeologiem. Przyrodni brat przypisuje ten wybór wpływom ojca, zawsze zainteresowanego kulturą, w tym materialną, i przypomina, że profesor biologii jeździł na różne wycieczki, także na wykopaliska.

Waleria przez wiele lat prowadziła badania archeologiczne, pracując w muzeum na Zamku w Lublinie. Określa swój status skromnie jako naukowo-muzealny, w czym jednak trzeba widzieć wzajemne wzbogacanie się obu członów tego określenia.

Jej mężem był zmarły niedawno Janusz Misiewicz, uczeń dwu wybitnych Marii, badaczek literatury: Janion i Żmigrodzkiej, profesor literaturoznawstwa na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej, który pozostawił tam znaczące grono kontynuatorów zainicjowanych badań m.in. nad historią dramatu.

Córka Walerii, Karolina, skończyła na KUL romanistykę, mieszka w Lyonie i zajmuje się tłumaczeniem literatury francuskiej na polski. Jej mąż, fizyk, jest wybitnym specjalistą od… dronów, pracuje w elitarnym zespole zajmującym się tymi, wciąż dla nas tajemniczymi, urządzeniami. Podczas wakacji zademonstrował mojemu rozmówcy działanie drona, nieco przybliżając historykowi świat zaawansowanej technologii.

Humanistyczna wrażliwość kazała panu Markowi podkreślić, że żyjąca we Francji Karolina dba o to, by dzieci znały jej ojczyznę i rodzinne gniazdo w Lublinie, dokąd przyjeżdżają, odwiedzając także warszawskich krewnych, by mówiły po polsku.

Młodszą córkę prof. Kunickiego-Goldfingera z pierwszego małżeństwa, Annę Marię, przyrodni bracia poznali stosunkowo późno, gdyż niedługo po wojnie wyjechała z matką do Stanów Zjednoczonych. Na święta przychodziły stamtąd kartki z widokami, dla mieszkańców PRL egzotycznymi.

Później skończyła studia na Wydziale Biologii UMCS, kontynuując tradycję, i w USA została laborantką. Jej córka, Nina, zdaniem wuja, odznacza się bogatą i ciekawą osobowością. Całą młodość przetańczyła w najlepszych nowojorskich szkołach i zespołach baletowych, by następnie ukończyć… ekonomię. Teraz studiuje medycynę (!). Przyjechała do Polski na pogrzeb dziadka, który mawiał: „Ja też byłem w życiu lekarzem, bo w tajdze koło Archangielska trzeba było przynajmniej diagnozować różne choroby; nikt sobie z tym nie radził, a nas w UJ uczono przynajmniej podstawowych badań krwi i innych umiejętności lekarskich”. Pan Marek dodał, że w armii Andersa jego ojciec służył w oddziałach felczersko-lekarskich, z czego był dumny.

Humaniści

Pytany o wybór kierunku studiów, Marek Kunicki-Goldfinger zacytował odpowiedź swojego ojca na nieco ogólniejsze pytanie: „Wiedziałem czym nie chcę być, ale czym chcę być, tego dokładnie nie wiedziałem. Na pewno nie chciałem być oficerem, stróżem, nadzorcą (…). Dlaczego zostałem naukowcem – pytał dalej ojciec sam siebie. – Myślę, że to mnie trochę bawiło. Czy miałem poczucie misji? Nie”. Misji może i nie – dopowiada syn – ale odpowiedzialności społecznej na pewno.

Starszy syn wybitnego uczonego chciał studiować prawo. Ojciec odwiódł go od tego zamiaru, nierokującego dobrze w minionej epoce. W przeddzień naszego spotkania pan Marek złożył w wydawnictwie napisaną wspólnie z żoną Agatą książkę biograficzną o Januszu Krupskim, historyku, opozycjoniście z czasu PRL i polityku III RP, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Jej bohater, podobnie jak autor, uważał historię za naturalną ucieczkę od rzeczywistości, ukazującą bogactwo życia, możliwości wyboru, istnienie wolnych ludzi, obecność wartości, których trudno było doświadczyć w realnym otoczeniu. „Dla mnie, może bardziej niż dla Janusza Krupskiego, taką ucieczką była literatura. Wolę czytać dobrą literaturę, dobrą poezję niż książki historyczne”. Jak tylekroć w naszej rozmowie Marek Kunicki-Goldfinger odwołuje się do ojca, uświadamiając mnie, że profesor ogromnie lubił literaturę polską, ale i angielską czy niemiecką, poznawane też w oryginale.

„Większość przyjaciół rodziców bywających u nas w domu to byli przyrodnicy, ale oni rozmawiali nie tylko o doświadczeniach, jakie robili w laboratorium czy o teoriach naukowych, nawet nie o nagrodach Nobla. Oni rozmawiali dużo o literaturze i o historii. Można powiedzieć, bez nadużycia, że często panowała atmosfera bardziej humanistyczna niż naukowo-przyrodnicza”.

Marek Kunicki-Goldfinger, pytany o to, co wyniósł z rodzinnego domu, ocenia własną duchowość jako odmienną od ojcowskiego agnostycyzmu – podkreśla wpływ ojca chrzestnego, prof. Stefana Gumińskiego, światłego katolika (bohater jednej z opowieści w cyklu „Rody uczone”) – także inną niż gorliwy katolicyzm matki.

Z jego opowieści nietrudno odczytać, że ojciec był wzorem, który starszy syn chciał naśladować. Dzielił się doświadczeniami, także najtrudniejszymi, jak te z 1968 roku, kiedy usuwano go z pracy w PAN, a później ze stanowiska dyrektora Instytutu Mikrobiologii Uniwersytetu Warszawskiego. Poddawał przy tym ocenie własne postępowanie, czyniąc je trwałym przykładem. Tworzyło to bardzo mocne więzi rodzinne, górujące nad różnicami pokoleniowymi, jakie wywołują czasem nieoczekiwane przez rodziców wybory potomków.

Dziesięcioletniemu Markowi prof. Kunicki-Goldfinger spisał dzieje człowieka od czasów przedhistorycznych, ilustrując pięknymi rysunkami, do czego miał talent. Na końcu, w notatniku, który mój gość przyniósł, napisał: „Człowiek nie staje się lepszy przez to, co zdobył, posiadł i ma, lecz przez to czym jest dla innych, czym innych wzbogaca. Przez poznanie i opanowanie siebie”. Przyszły historyk uznał to za wiążące, a pośród inspiracji do studiowania wylicza jeszcze nauczycieli w liceum im. Żmichowskiej, zaś do uprawiania historii – profesorów Aleksandra Gieysztora, Andrzeja Zahorskiego, Antoniego Mączaka, Benedetto Bravo i innych.

Z ojcem dzieliło go zaangażowanie w działania opozycji demokratycznej. Opisowi działalności Towarzystwa Kursów Naukowych, organizującego nielegalne wykłady na zakazane przez cenzurę tematy, poświęcona jest przygotowana do druku przez starszego syna monografia naukowa.

Marek Kunicki-Goldfinger przypisuje się do znaczącej w rodzinie tradycji nauczycielskiej. O sobie mówi: nauczyciel wiejski, jako że jedną czwartą życia uczył w szkołach dla niewidomych dzieci w Laskach. Kiedyś zastąpił żonę, koleżankę ze studiów, gdy poszła na urlop. Teraz pracują tam oboje, a poza tym redagują książki o bóżnicach drewnianych i murowanych.

O swoich zainteresowaniach historycznych mój rozmówca mówi, że są w istocie stawianiem tego samego pytania, jakie stawiał sobie z innej perspektywy ojciec, jakie nurtuje filozofów, ale i przedstawicieli nauk szczegółowych: Kim jest człowiek? Jak próbuje kształtować otaczającą rzeczywistość? Sam jest wydawcą źródeł historycznych, wytworzonych przez pojedynczych ludzi, jakimi są np. pamiętniki i diariusze. Pracując ponad dziesięć lat w Instytucie Języka Polskiego PAN, opracowywał m.in. diariusz Teodora Billewicza, siedemnastowiecznego protoplasty Józefa Piłsudskiego, z rodziny zamieszkałej na Litwie, o tradycjach wielonarodowych i wielokulturowych przynależnych do duchowego centrum Europy. Wydał pamiętnik Karoliny Lanckorońskiej z podróży po Grecji, kilka lat temu zaś, z bratem Markiem, diariusz podróży po krajach europejskich młodego Jana Sobieskiego, który, podobnie jak dziennik Billewicza, jest wymownym świadectwem jedności kultury polskiej i europejskiej, zaprzeczając utrwalonym przekonaniom wielu historyków, że w XVII wieku byliśmy na obrzeżu Europy.

Marek Kunicki-Goldfinger mówił podczas naszego spotkania o różnych czynnikach, jakie ukształtowały go jako historyka i edytora, ale także – wcześniej – jako jednego z inspiratorów i organizatorów samorządu studentów jesienią 1980 roku (napisał o tym szereg artykułów i książkę). Jest wśród nich zażyłość z rodziną Kądzielów, w której trwa tradycja edytorstwa naukowego. Przede wszystkim ojcowska wiedza o tym, jak różne są mechanizmy tworzenia wspólnoty ludzi – na poziomie rodzinnym, akademickim, ale także szerszym – republikańskim, jak i w ramach kooperacji w społecznościach zwierzęcych. Są też przeczytane książki, m.in. Edwarda Abramowskiego, z domowej biblioteki.

* * *

Starszy syn Marka Kunickiego-Goldfingera, Tomasz, rozpoczyna studia doktoranckie w Instytucie Badań Literackich, po ukończeniu Wydziału Artes Liberales w UW. Młodszy, Witold, po licencjacie na europeistyce i magisterium z historii pracuje w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Tradycja humanistyczna utrwala się i pewnie będzie przedłużać.