Program, a nie instytucja
Prof. Jan Szmidt, przewodniczący KRASP, rektor Politechniki Warszawskiej, mówi o pewnej koncepcji szkół doktorskich i ich roli w doktoryzowaniu.
Nowa ustawa każe zorganizować kształcenie doktorantów w postaci szkół doktorskich. Warto się przy okazji zastanowić nad tym, czym są studia doktoranckie, kim jest doktorant i doktor nauk.
Szkoła doktorska to nie studia. Ona jest potrzebna absolwentowi studiów magisterskich do zdobycia dodatkowych kompetencji związanych z obszarem, w którym jako doktorant porusza się robiąc badania, które mają skończyć się doktoratem. Realizacja pracy doktorskiej polega niemal wyłącznie na badaniach realizowanych w ramach projektu naukowego bądź to promotora, bądź własnego projektu doktoranta. Celem doktoratu powinno być rozwiązanie konkretnego problemu, dzięki temu, że doktorant potrafi się posługiwać właściwymi metodami i aparatem poznawczym oraz dysponuje odpowiednimi narzędziami. Ale doktorat to coś więcej niż tylko rozwiązanie problemu, to także pokazanie, że osoba uzyskująca ten stopień reprezentuje pewien poziom intelektualny, że ma potencjał i umiejętności na potrzeby prowadzenia samodzielnej pracy naukowej, definiowania problemów naukowych oraz znajdowania i umiejętności korzystania z narzędzi służących ich rozwiązaniu. Doktor musi umieć poruszać się biegle w literaturze światowej, być wyposażonym nie tylko w narzędzia badawcze, ale też przyswoić sobie pewien sposób myślenia, który jest charakterystyczny dla jego dyscypliny – a niekiedy dziedziny – naukowej. Ten sposób myślenia i język są przecież inny dla nauk społecznych czy humanistycznych, inny dla nauk ścisłych, a jeszcze inny dla nauk inżynierskich.
Szczególnie ważna dla kształcenia doktoranckiego jest relacja mistrz-uczeń. W tej relacji musi być określone jasno, jaki problem naukowy młody człowiek ma rozwiązać i czym to się powinno zakończyć oraz jaka jest w tym rola promotora. To pod okiem mistrza, czyli promotora, doktorant prowadzi badania, uczy się metodologii samych badań, jak i prezentacji wyników prac naukowych. Tego nie da się zrobić podczas klasycznej formy studiów – wykładów. To trzeba realizować w praktyce. Zatem zajęcia dla doktorantów muszą mieć charakter praktyczny i interaktywny. To powinny być seminaria, warsztaty, konwersatoria, a nie ogólne, a już w żadnym wypadku ogólnikowe, wykłady. Jeśli już wykłady, to prezentowane przez najlepszych specjalistów, na przykład o poziomie noblistów, wykłady rozszerzające horyzonty danej dyscypliny czy obszaru wiedzy lub też specjalistyczne dotyczące zagadnień naukowych związanych z daną dyscypliną. Doktorant musi też uczestniczyć, najlepiej czynnie, w konferencjach naukowych, gdyż na nich spotyka inne osoby działające w obszarze jego zainteresowań i „wchodzi” w środowisko – najlepiej, aby to było międzynarodowe środowisko naukowe. Uczy się w nim poruszać i komunikować w sposób zrozumiały. Tego nie musi koniecznie wiedzieć i umieć inżynier czy absolwent studiów magisterskich, ale doktor nauk technicznych – tak. Szkoła doktorska ma właśnie gwarantować możliwość rozwinięcia tych kompetencji.
Doktor musi też poznać współczesne techniki prowadzenia badań, musi umieć obsługiwać skomplikowaną aparaturę naukową i pomiarową. Musi znać narzędzia i środowiska programistyczne, które umożliwiają mu wykonanie obliczeń i symulacji. Doktor to człowiek, który nie tylko czymś się posługuje, ale zna możliwości i ograniczenia tych technik; umie rozwijać daną technologię, a nie tylko się nią posługiwać. Szkoła doktorska to swego rodzaju „narzędziownia”: ma dostarczyć narzędzia do prowadzenia samodzielnych badań i napisania na ich podstawie pracy naukowej – doktoratu. Wprawdzie jeszcze pod opieką naukową promotora, ale już na drodze do samodzielności naukowej. Można więc podsumować, że doktor musi zostać przygotowany do samodzielnej pracy badawczej i twórczego rozwiązywania problemów, niezależnie od tego, czy jego kariera zawodowa będzie związana z uczelnią bądź inną instytucją naukową, czy też będzie rozwijana poza sektorem szkolnictwa wyższego i nauki.
Według tej koncepcji będziemy budowali szkoły doktorskie w Politechnice Warszawskiej. Będą to szkoły kilkudyscyplinowe. Tam musi pojawić się relacja mistrz-uczeń, umiejętność posługiwania się narzędziami i stawiania problemów, czyli projekt naukowy. W wyniku wykorzystania tych wszystkich elementów powstanie doktorat.
Narysowaliśmy sobie taki schemat. Młody człowiek przychodzi realizować doktorat i realizuje dwie ścieżki. Jedną bezpośrednio ze swoim promotorem, w wyniku czego prowadzone są badania naukowe, a ich wyniki podlegają merytorycznej ocenie śródokresowej, i na końcu ma się pojawić doktorat. Równocześnie, doktorant z promotorem ustalają cykl uzyskiwania kompetencji, jaki powinien przejść doktorant, by zdobyć narzędzia do realizacji doktoratu – i to jest druga równoległa ścieżka pracy doktoranta, czyli szkoła doktorska. Doktorant, choć przypisany do jednej ze szkół, czyli do właściwego dla siebie środowiska naukowego, może sobie wybierać zajęcia oferowane przez różne szkoły. Podkreślam jednak potrzebę rozwoju i funkcjonowania w określonym środowisku naukowym, w którym operuje się charakterystycznym dla danej dziedziny językiem, metodami badań i stylem publikacji wyników. Naukowiec pozostawiony sam sobie wiele nie dokona. Koncepcja jednej szkoły na uczelni ma tylko taki plus, że ktoś może np. powiedzieć, że skończył szkołę doktorską PW. Ale co to znaczy? On i tak będzie musiał w tej jednej szkole wybrać swoje środowisko naukowe i właśnie w nim nauczyć się funkcjonować zawodowo.
Szkoły doktorskie w Politechnice Warszawskiej będą prowadzone zasadniczo po polsku. Musimy mieć swój własny język naukowy. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby na studia doktoranckie przyjąć kogoś, kto np. nie rozumie wykładu ze swojej dziedziny po angielsku. Wszyscy doktoranci będą też mogli doskonalić swoje umiejętności językowe. Gdyby się okazało, że mamy chętnych spoza Polski, wtedy bez problemu te same zajęcia zrealizujemy w języku angielskim.
Studenci, którzy do końca kwietnia będą mieli otwarty przewód, będą swoje studia kontynuowali w dotychczasowym trybie. Ci, którzy są dopiero np. po roku tych studiów, mogą zapewne bez szkody dla swojej dotychczasowej pracy zdecydować się na przeniesienie do szkoły doktorskiej. Ale będą musieli przejść normalną procedurę kwalifikacyjną. Za rok pojawią się zatem dwa tryby realizacji studiów doktoranckich. Ten stary – dla tych, którzy mają już otwarte przewody i kontynuują swoje prace na dotychczasowych zasadach (wygaśnie on za ok. 4-5 lat, czyli w roku 2022-2023), i szkoły doktorskie.
Będą też odpowiednio dwa rodzaje stypendiów: stare i nowe, które będą limitowane. Stare de facto też były limitowane, bo nie wszyscy doktoranci je otrzymywali, ale do szkół doktorskich nie można przyjąć kogoś, dla kogo nie będzie stypendium. Wiemy na pewno, że ministerstwo nie pokryje pełnych kosztów nowych stypendiów, nigdy zresztą tego nie obiecywało. Najpewniej otrzymamy około 40% kosztów takich stypendiów. Jak zostaną te środki przekazane uczelni, na razie nie wiadomo. Najpewniej będzie tak, że wzrośnie subwencja z przeznaczeniem na stypendia doktoranckie. Uzupełnimy te środki pieniędzmi, które będą zwalniane przez odchodzących doktorantów-stypendystów. Będą one mogły być przeznaczone na stypendia dla kolejnych doktorantów w nowym systemie. To wszystko się powoli ułoży.
Już w dotychczasowym trybie bardzo wielu doktorantów ma stypendia nie bezpośrednio z uczelni, ale z projektów, które realizują promotorzy. Prowadzę teraz duży projekt, w którym przewidzieliśmy zatrudnienie przy badaniach minimum 45 doktorantów i studentów. Oni w ramach projektu zrealizują swoje dyplomy, doktoraty. To jest idealna sytuacja, jeśli chodzi o kształcenie doktorantów. Jeśli ktoś nie ma projektów zewnętrznych, to uczelnia powinna kreować wewnętrzne projekty naukowe, które pozwolą na zatrudnianie doktorantów przy prowadzonych badaniach w konkretnych projektach, ze wszystkimi stąd wynikającymi rygorami.
Szkoła doktorska w nowym systemie nie będzie w PW jednostką uczelni w sensie administracyjnym. To forma umożliwienia doktorantom nabycia odpowiednich umiejętności, kompetencji w prowadzeniu badań. To program, a nie instytucja. Budżet szkół będzie jeden w całej uczelni – na ich całą obsługę, za wyjątkiem badań. Pieniędzmi na badania będą dysponowały rady naukowe dyscyplin.