PIASt ambasadorem polskiej nauki
Był pan inicjatorem powstania instytutu.
Gwoli prawdy historycznej należy dodać, że mniej więcej dziesięć lat wcześniej była już w Polsce próba utworzenia podobnej placówki, ale widać było za wcześnie. Mnie skłonił do tego mój dziesięciomiesięczny pobyt w podobnym instytucie w Lyonie (Collegium de Lyon). Zobaczyłem wtedy, jak skuteczne jest oderwanie naukowca od jego codziennych spraw, danie mu mieszkania, stypendium i miejsca do pracy. Jeszcze podczas pobytu we Francji zacząłem starania, by utworzyć w Polsce podobny instytut. Zarówno we władzach PAN, jak i Ministerstwa Nauki spotkało się to z przychylnością. Podobne placówki są już niemal w całej Europie, a w naszej części kontynentu na Węgrzech, w Rumunii, Chorwacji, Łotwie, Bułgarii. Tylko Polska była białą plamą.
Mówił pan o spokojnej pracy, oderwaniu od codzienności. Istnieją wszak domy pracy twórczej.
Tak, ale do nich wyjeżdża się na dwa tygodnie czy miesiąc, a to coś zupełnie innego. Sens ma to wówczas, gdy taki pobyt trwa cały rok akademicki lub przynajmniej jeden semestr. Poza tym chodzi o cudzoziemców, którym umożliwia się pobyt w innym kraju i kontakt z lokalnym środowiskiem naukowym. Kiedy byłem w Lyonie zapraszano mnie na wykłady, pojechałem także do Paryża, by zobaczyć tamtejszy instytut. Francuzi są liderami w tej dziedzinie. Mają już pięć takich placówek. Uznali je za doskonałe narzędzie promowania współpracy międzynarodowej. Uznali, że jest to niezwykle korzystne propagandowo.
A ile jest takich instytutów w całej Europie?
Około trzydziestu. Działają na podobnych zasadach, choć mają różne nazwy. Wszystkie łączy ta sama idea – zapraszanie obcokrajowców na roczne albo półroczne pobyty w celu realizowania konkretnych projektów, wybieranych w drodze konkursu.
Kto może się ubiegać o stypendium?
Zdecydowana większość tych instytutów kieruje swoje oferty do przedstawicieli nauk humanistycznych i społecznych, którzy mają mniejsze od innych możliwości wyjazdów długoterminowych. Pomiędzy poszczególnymi instytutami są pewne różnice. Np. WissenschaftsKolleg w Berlinie zaprasza konkretne osoby, natomiast w Oslo czy Jerozolimie ogłasza się konkursy dla kierowników badań, którzy potem organizują swoje zespoły badawcze. My dopiero zaczynamy, więc przyjęliśmy najprostsze rozwiązanie i oferujemy dwanaście dziesięciomiesięcznych stypendiów indywidualnych w dwu kategoriach: junior – dla osób, które są co najmniej trzy lata po doktoracie i senior – dla tych, którzy są co najmniej dziesięć lat po doktoracie.
Jakie są kryteria wyboru beneficjentów?
Wygrywają najlepsze projekty. W praktyce wygląda to tak, że kiedy ogłaszamy konkurs, nie ma w nim żadnych ograniczeń, ani tematycznych, ani geograficznych czy wiekowych. Do ostatniego, zamkniętego właśnie konkursu, zgłosili się kandydaci z tak odległych zakątków świata, jak Nowa Zelandia czy Południowa Afryka. Jak oceniamy? W pierwszym etapie recenzenci, anonimowi dla kandydatów, oceniają ich CV i zgłoszone projekty, co pozwala stworzyć listę zawierającą dwukrotność liczby oferowanych stypendiów.
Czyli kandydatów jest znacznie więcej niż miejsc.
Nasze obawy, że nie będzie chętnych do przyjazdu do Polski, się nie sprawdziły. W tym roku zgłosiło się 79 kandydatów. W drugim, decydującym etapie powołana przez prezesa PAN międzynarodowa rada – Scientific Advisory Board – złożona z sześciorga cudzoziemców i czterech Polaków, rozstrzyga o tym, kto zdobędzie stypendium. Nie ma preferencji dla żadnych tematów. Ważne, by były one interesujące, nowoczesne i możliwe do zrealizowania w ciągu pięciu albo dziesięciu miesięcy. Nikt z pracowników instytutu nie bierze udziału w procedurze selekcyjnej, aby cały ten proces był w pełni transparentny. Nasza rada dopuściła jednak zaproszenie od czasu do czasu wybitnego naukowca, który ze względu na swój wysoki status międzynarodowy nie startuje w takich konkursach.
Dlaczego stypendystów może być tylko dwunastu? To ograniczenia finansowe, lokalowe czy formalne?
Taką minimalną kwotę, brzydko nazywaną „120 osobomiesięcy”, ustaliła NetIAS, Network of European Institutes for Advanced Study, czyli międzynarodowa sieć takich instytutów. By do niej przystąpić, trzeba też mieć własną siedzibę, gwarantującą stypendystom dobre warunki do pracy oraz stabilne finansowanie. Na wiosnę, kiedy odbędzie się kolejny zjazd dyrektorów instytutów zrzeszonych w NetIAS, będziemy mogli wystąpić o członkostwo. Dzięki współpracy z tą siecią udało nam się w zeszłym roku dołączyć do programu EURIAS, czyli EuropeanInstitutes of Advanced Studies. To był – niestety właśnie się skończył – duży grant Komisji Europejskiej, w ramach którego w Paryżu organizowano konkurs dla chętnych do realizacji różnych projektów. Mieli oni wskazać trzy placówki, w których chcieliby pracować. Dzięki EURIAS uzyskaliśmy dwa stypendia juniorskie, co jest bardzo korzystne, bo 40% kosztów ich pobytu w Polsce finansuje UE.
W pozostałych przypadkach środki pochodzą z PAN?
Początkowo, by szybko zainicjować działalność instytutu, zaprosiliśmy czterech profesorów z Anglii, Francji, Niemiec i Włoch na pięciomiesięczny pobyt i sfinansowała to akademia ze swoich środków. Teraz działalność instytutu współfinansowana jest przez MNiSW.
Dwa lata to wprawdzie niewiele, ale może pokusi się pan o podsumowanie pierwszych pobytów stypendystów w PIASt.
To jest inwestycja z opóźnionym zyskiem. Trzeba więc cierpliwie czekać na efekty. Ukazała się już po rosyjsku książka prof. Vladislava Inozemtseva na temat imperialnej strategii Putina. W styczniu pojawią się jej wersje po polsku i po angielsku. Prof. Sven Eliaeson ze Szwecji oddaje właśnie do druku swoją książkę o działalności słynnych szwedzkich noblistów – małżeństwa Myrdalów. Prof. Victor Rosenthal, były dyrektor paryskiego Instytutu Marcela Maussa, oddaje do druku książkę poświęconą wewnętrznemu dialogowi, jaki każdy z nas prowadzi sam ze sobą.
Nasi stypendyści nawiązują kontakty z polskimi placówkami, oferując specjalistyczne wykłady i włączając polskich naukowców do współpracy międzynarodowej. Są też „wykorzystywani” przez działające przy PAN Biuro Doskonałości Naukowej w „crash testach” organizowanych dla polskich naukowców występujących o granty ERC. Poddają ich próbnemu przesłuchaniu, jak w prawdziwym konkursie.
Jednym słowem stypendyści nie tylko pracują nad własnymi projektami, lecz także aktywnie włączają się w polskie życie naukowe.
To wszystko oczywiście zależy od ich sposobu pracy naukowej. Jeśli chcą się poświęcić tylko własnej pracy, to ograniczają swoją aktywność do udziału w organizowanych na terenie instytutu seminariach wewnętrznych, na które także zapraszamy osoby z zewnątrz. Inni mają wykłady w różnych ośrodkach naukowych w Polsce, biorą udział w seminariach czy konferencjach.
W dziedzinie nauk ścisłych, przy często bardzo wąskiej specjalizacji, naukowcy muszą się uczyć mówić wspólnym językiem, po to, by móc prowadzić badania interdyscyplinarne. Jak to jest w przypadku nauk humanistycznych i społecznych?
Nasi stypendyści reprezentują bardzo różne dyscypliny, by wymienić choćby takie, jak: prawo, archeologia, filozofia, socjologia, ekonomia, politologia czy historia. Oczywiste jest więc, że zagadnienia, nad którymi pracują, wymagają nieco innego warsztatu, ale na początku pobytu muszą oni przedstawić innym uczestnikom w sposób jasny i zrozumiały swój problem badawczy. Towarzyszy temu dyskusja, która sprzyja interdyscyplinarnemu podejściu do wielu zagadnień, choć w naukach humanistycznych rzadziej pracuje się w zespole, częściej są to indywidualne dociekania.
Czy w najbliższym czasie formuła PIASt ulegnie zmianie lub modyfikacji?
Nie unikamy zmian, ale na razie chcemy utrwalić to, co już osiągnęliśmy. W najbliższym czasie czeka nas przeprowadzka, ponieważ pomieszczenia, które zajmujemy w Instytucie Sztuki PAN, wynajęliśmy tylko na dwa lata. Nie mamy tu dostatecznej powierzchni. Dobiega końca remont dwu pięter w budynku przy ulicy Jaracza, nad Instytutem Psychologii PAN. Tam zyskamy zdecydowanie lepsze warunki, bo każdy z naszych stypendystów będzie miał oddzielny pokój do pracy. Będzie tam też duża sala seminaryjna.
Nie zamierzmy na tym etapie zmieniać formuły działania. Był pomysł, aby ogłaszać konkursy tematyczne, ale to się nie sprawdziło w wielu miejscach. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli na razie pozostaniemy przy otwartej formule. Jeśli chodzi o konkursy dla zespołów, co robią niektóre instytuty, to wymagałyby one jeszcze lepszych warunków lokalowych, więc na razie nie możemy pójść w tym kierunku. Poza tym w humanistyce nadal efektywna praca jest kwestią indywidualnej refleksji materializującej się w postaci np. konkretnej monografii.
Początek udany, a jak długo instytut będzie trwać?
Moja kadencja kończy się za dwa lata, ale sądzę, że PIASt jeszcze długo będzie ważnym elementem w systemie organizacyjnym polskiej nauki. Jedynym zagrożeniem może być brak finansowania. Sądzę, jednak, że korzyści z istnienia instytutu są oczywiste. Nasi stypendyści stają się niejako ambasadorami polskiej nauki, a to ludzie opiniotwórczy, którzy po pobycie u nas mogą zaświadczyć, że nasza nauka jest otwarta, nowoczesna i warto tutaj przyjeżdżać nie tylko po to, by realizować własne projekty, lecz także nawiązywać kontakty z polskimi badaczami. Liczę więc, że instytut PIASt przetrwa i będzie się rozwijał.
Dodaj komentarz
Komentarze