×

Serwis forumakademickie.pl wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z naszej strony wyrażasz zgodę na wykorzystanie plików cookies w celach statystycznych. Jeżeli nie wyrażasz zgody - zmień ustawienia swojej przeglądarki internetowej.

Wspomnienie o Pawle Adamowiczu

Paweł Adamowicz był znany nie tylko z działalności samorządowej. Niewiele osób pamięta, że w latach 1990-93 jako magister i asystent na Wydziale Prawa Uniwersytetu Gdańskiego został prorektorem tej uczelni ds. studenckich. Na rektora UG wybrano wówczas prof. Zbigniewa Grzonkę . Podobno powiedział on wówczas, że lepiej, by Adamowicz zapobiegał strajkom studenckim, niż je organizował. Poprosiliśmy prof. Grzonkę o wspomnienie tamtych czasów i wydarzeń.

Gdy we wrześniu 1990 roku uchwalono nową ustawę o szkolnictwie wyższym, byli rektorzy Uniwersytetu Gdańskiego, profesorowie Janusz Sokołowski i Robert Głębocki, zaproponowali, żebym kandydował na stanowisko rektora.

Gdy się zdecydowałem, trzeba było wskazać kandydatów na prorektorów. Rozpocząłem konsultacje w tej sprawie. O ile z prorektorem ds. kształcenia nie było problemu – zaproponowałem to stanowisko Bronkowi Synakowi, a on dość szybko się zgodził – o tyle z prorektorem ds. nauki nie było już tak łatwo. Chciałem powierzyć tę funkcję Maćkowi Żyliczowi, obecnemu prezesowi Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, ale miał on inne, ważne plany naukowe. Wspomógł mnie Robert Głębocki. Był to okres przełomu i istniała konieczność włączenia się w proces zmian, a Maciek nie tylko był osobą predestynowaną do udziału w tych przemianach, ale miał też poglądy, które bardzo mnie przekonywały, gorąco go namawiałem, ostatecznie z dobrym skutkiem.

Pozostała kwestia obsady prorektora ds. studenckich. Nie miałem żadnej własnej propozycji. I wtedy prof. Czesław Jackowiak powiedział: »Słuchaj, przecież dobrym kandydatem mógłby być Paweł Adamowicz – świeżo upieczony absolwent prawa, który przewodniczył strajkowi studenckiemu w 1989 roku«. Rektor Jackowiak znał go osobiście nie tylko z okresu strajku, ale także ze studiów, gdyż był prawnikiem. Czasy były trudne, a studenci byli społecznością radykalną, która mogła sprawić problemy nie do przewidzenia. Prof. Jackowiak mówił wtedy do mnie: »Wybierz Pawła Adamowicza. Zna doskonale środowisko studenckie i potrafi rozmawiać z ludźmi. Na pewno będzie dobrym kandydatem«. Zapaliłem się do tego pomysłu.

Miałem wówczas „Malucha”, czyli Fiata 126p. Podjechałem nim na gdańską starówkę, pod dom, w którym mieszkał Paweł. Z drzwi wyszedł szczupły, wysoki chłopak, który w tym samochodzie ledwie mieścił się na przednim siedzeniu. Pojechaliśmy do dziekanatu Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii. Propozycja zupełnie go zaskoczyła. Tłumaczył, że on jest ledwie magistrem, a pozostali kandydaci na prorektorów to profesorowie… Mówię wtedy: »Proszę posłuchać – nie byliśmy jeszcze wtedy po imieniu – są sprawy ważne dla uniwersytetu, którymi mógłby się pan zająć z racji własnego doświadczenia«. Tym go chyba zjednałem, bo po bardzo długiej rozmowie wyraził zgodę. Został wybrany na prorektora i był najmłodszą osobą na takim stanowisku, chyba w całej historii polskich uniwersytetów ostatnich lat. Nie było wówczas w ustawie zastrzeżeń co do statusu naukowego, ale i tak ten wybór wzbudził w Polsce sensację. Powstawała wówczas Konferencja Rektorów Uniwersytetów Polskich. Gdy w gronie rektorów omawialiśmy różne ważne sprawy, wszyscy byli zaskoczeni, że mamy na UG tak młodego rektora. Nasza ekipa z początku lat dziewięćdziesiątych była znakomita. To byli ludzie szczerze i głęboko zaangażowani w reformę szkolnictwa wyższego, a nie tylko własnych uczelni.

Paweł na stanowisku prorektora sprawdził się znakomicie. Właściwie w ogóle przez te trzy lata nie musiałem zajmować się sprawami studenckimi. Oczywiście, jeżeli miał jakieś problemy, przychodził z nimi do mnie i wspólnie, a czasami nawet w szerszym gronie, wraz z pozostałym prorektorami, roztrząsaliśmy zgłaszane przez niego kwestie. Dzięki Pawłowi miałem przez trzy lata święty spokój w zakresie spraw studenckich. Wtedy go bliżej poznałem i od tej pory byliśmy przyjaciółmi. Spotykaliśmy się wielokrotnie. Koniecznie chciał być samorządowcem. Został najpierw radnym i przewodniczącym Rady Miejskiej w Gdańsku, a potem prezydentem miasta. Ostatni raz rozmawialiśmy pięć dni przed jego śmiercią. Mimo że moja prośba była dość błaha, powiedział, że natychmiast się nią zajmie…

Not. PK