Rodzinny doktorat

Cz. III

Marek Wroński

Rok temu w dwóch kolejnych artykułach (Rodzinny doktorat. Cz. I, FA 1/2018 oraz Rodzinny doktorat. Cz. II , FA 2/2018) opisałem historię „obrony” plagiatowego doktoratu, którego autorem był mgr inż. Witold Głowacz z Wydziału Elektrotechniki, Automatyki, Informatyki i Inżynierii Biomedycznej AGH w Krakowie (dziekan: prof. AGH Ryszard Sroka). Jego dysertacja, broniona w dyscyplinie informatyka (promotor: prof. dr hab. Ryszard Tadeusiewicz), została w ok. trzech czwartych przepisana z obronionej trzy lata wcześniej pracy doktorskiej młodszego brata – Adama Głowacza. Obaj bracia pracują w tej samej Katedrze Automatyki i Robotyki, którą od listopada 2016 r. kieruje prof. dr hab. inż. Marek Gorgoń, zaś wcześniej przez dwadzieścia lat kierował prof. R. Tadeusiewicz.

Recenzentami w obu przewodach doktorskich były te same osoby: prof. dr hab. inż. Ewa Dudek-Dyduch z Katedry Automatyki i Robotyki AGH oraz prof. dr hab. inż. Marek Skomorowski z Instytutu Matematyki i Informatyki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie (doktorant oraz wieloletni współpracownik prof. Tadeusiewicza). Teksty obydwu recenzji w dużej części były powielone z poprzedniej obrony w 2013 r., zaś recenzenci nie zauważyli żadnego podobieństwa między tekstami prac doktorskich.

Podczas publicznej obrony dysertacji 19 stycznia 2017 r. trzeci brat, dr inż. Andrzej Głowacz, publicznie zaprotestował i zarzucił Witoldowi popełnienie plagiatu w pracy doktorskiej. Obecny na sali dziekan nie zareagował, a obrony nie przerwano. Doktoranta żarliwie bronił ojciec wszystkich braci – prof. AGH Zygfryd Głowacz (Katedra Maszyn Elektrycznych, zmarł 18 lutego 2018 r.). Komisja Doktorska kierowana przez prof. Piotra Augustyniaka po krótkiej dyskusji przyjęła obronę i na wniosek recenzenta nagrodziła dysertację wyróżnieniem!

Dopiero kilka dni po obronie dziekan Sroka uważnie porównał obie prace doktorskie i doszedł do przekonania, że niestety jest to niewątpliwy plagiat naukowy. Przedstawił sprawę Radzie Wydziału, która zawiesiła postępowanie i powołała zewnętrznego opiniodawcę, prof. Radosława Pytlaka z Wydziału Matematyki i Nauk Informacyjnych Politechniki Warszawskiej. Potwierdził on zarzuty i uznał, że doktorat Witolda Głowacza nie jest oryginalny, wykorzystuje w szerokim zakresie metodykę podaną w pracy Adama Głowacza, nie omawia jego wyników, a szereg fragmentów z tej pracy jest przeniesionych dosłownie, bez żadnego odniesienia, co jest naruszeniem praw autorskich.

Pod koniec kwietnia 2017 r. Rada Wydziału po burzliwej dyskusji (nie wziął w niej udziału promotor, którego nie było na posiedzeniu!) nie nadała stopnia doktorskiego. Doktorant, którego reprezentował mecenas prof. dr hab. Jan Widacki, odwołał się do Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów, która powołała swojego opiniodawcę, prof. Stanisława Ossowskiego z Zakładu Elektrotechniki Przemysłowej Wydziału Elektrycznego Politechniki Warszawskiej. Ten przychylił się do odwołania, uważając, że Rada Wydziału nie miała prawa powołać swojego opiniodawcy (czyli prof. Radosława Pytlaka), zapożyczenia tekstu wynoszą ok. 20 stron i pochodzą ze wspólnych publikacji, jest to zatem autoplagiat występujący w obydwu doktoratach. Wiele rysunków jest wspólnych, zaczerpniętych z wcześniejszych, współautorskich artykułów. Zdaniem prof. Ossowskiego, zapożyczenia tekstu dotyczą głównie stosowanych potocznie zwrotów i w większości są mało istotne. Zwrócił też uwagę, że nie uwzględniono ewentualnej analizy wspólnych publikacji, z których obaj bracia mogli korzystać. Zdaniem prof. Ossowskiego, powinno się skierować sprawę do innej rady wydziału, która sprawdzi wspólne prace braci, na które powołują się w swoich dysertacjach, i ustali, czy nie doszło do autoplagiatu, co jednak nie stanowi naruszenia praw autorskich.

Na posiedzeniu Sekcji Nauk Technicznych CK 6 października 2017 r. rozpatrywano odwołanie Witolda Głowacza od uchwały jego macierzystej RW odmawiającej mu nadania stopnia doktorskiego. Prof. Antoni Tajduś (były przewodniczący CK i były rektor AGH) powiedział, że decydujące w tej sprawie są „względy natury niemerytorycznej” i trzeba przewód doktorski przenieść do innej jednostki. Sekcja oparła się wyłącznie na opinii prof. Ossowskiego i nie sięgnięto do żadnych dokumentów. (Mogą natomiast zrobić to Czytelnicy, bowiem redakcja „Forum Akademickiego” opublikowała je w internecie pod lutowym artykułem – FA 2/2018).

Prezydium CK 30 października 2017 r. uchyliło uchwałę RW EAIiIB AGH o niezatwierdzeniu doktoratu i przekazało sprawę do rozpatrzenia Radzie Wydziału Elektrotechniki, Elektroniki, Informatyki i Automatyki Politechniki Łódzkiej (dalej RW EEIA).

Co się działo w Łodzi?

Dokumentacja przewodu doktorskiego Witolda Głowacza w styczniu 2018 r. została przesłana do dr. hab. inż. Sławomira Hausmana, dziekana WEEIA PŁ. Zgodnie z kodeksem postępowania administracyjnego sprawa ponownego głosowania powinna być załatwiona w ciągu trzech miesięcy. Jest to procedura stosunkowo prosta i były wszystkie niezbędne dokumenty i dane, aby to zrobić, łącznie z przesłaną przeze mnie konkordancją (ukazuje ona ok. 90-procentowe przejęcie tekstu), która przez przewodniczącego Centralnej Komisji została dziekanowi przekazana pod koniec lutego 2018 r.

Tak się jednak nie stało. Głosowanie nad doktoratem miało miejsce dopiero po wakacjach, 16 października 2018 r. W posiedzeniu Rady Wydziału wziął udział promotor, prof. R. Tadeusiewicz, oraz prof. Marek Skomorowski, recenzent. Druga recenzentka, prof. Ewa Dudek-Dyduch, nie mogła przyjechać ze względu na inne obowiązki zawodowe, ale przesłała list ze swoją opinią.

Ten punkt obrad poprowadził prof. Michał Strzelecki, prodziekan ds. nauki, który przedstawił kalendarium sprawy i wstępne informacje. Następnie głos zabrał dr hab. Piotr Szczepański, prof. PŁ, z Instytutu Elektroniki, który dokonał analizy obu doktoratów za pomocą programu Copyscape, pokazując zgromadzonym na slajdach identyczne fragmenty. Na koniec stwierdził, że doktorat „pod względem przeglądu wiedzy, przedstawienia problemu naukowego i celu, nie jest oryginalny. (…) Projekt stanowiska diagnostycznego oraz urządzenia monitorującego też jest w dużym stopniu niesamodzielny”. Po nim zabrał głos dr hab. inż. Szymon Grabowski, prof. UŁ, z Instytutu Informatyki Stosowanej, który odczytał udostępnioną wcześniej „Analizę porównawczą rozpraw doktorskich oraz wspólnych publikacji Adama Głowacza i Witolda Głowacza”, wykonaną na zlecenie łódzkiej RW. W dużej części omawiała ona formalnie to, co wcześniej pokazano na slajdach. Autor stwierdził, że globalna miara podobieństwa (rozumiana jako procent słów z odnośnego rozdziału pracy WG, które występują, jako część frazy złożonej przynajmniej z trzech słów, w postaci identycznej jak w pracy AG) dla poszczególnych rozdziałów doktoratu WG wynosi odpowiednio: 64%, 56%, 81%, 28%, 76%, 35%. (Komentarz: wyłączono rysunki, diagramy, nie brano też pod uwagę zdań sparafrazowanych ani fragmentów, które przeniesiono w inne miejsce w tekście – MW). Zdaniem prof. Grabowskiego, rzeczywiste podobieństwo jest większe niż sugerują podane liczby. Wstęp do doktoratu i rozdział ostatni należą do najbardziej podobnych do siebie części obu dysertacji, co oznacza, że ani koncepcji badań w doktoracie WG, ani otrzymanych wyników (rozumianych jako idee i algorytmy) nie można uważać za samodzielne.

Zgodnie z sugestią opiniodawcy CK, prof. Stanisława Ossowskiego, prof. Grabowski dokładnie zanalizował dwie (poz. 46 i 47 bibliografii) z trzech publikacji (poz. 44 opublikowana w nr 2 z 2010 r. czasopisma „Bezpieczeństwo Pracy i Ochrona Środowiska w Górnictwie” była niedostępna), które są wymienione w doktoracie WG, a które są wspólnymi artykułami braci. Analiza porównawcza z użyciem Copyscape wykazała, że odnośne miary podobieństwa tych artykułów wynoszą 2% i 3%, zaś z drugiego pobrano dwie frazy o długości 20 i 21 słów.

Odnosząc się do opinii prof. Ossowskiego, że „zapożyczenia dotyczą głównie często stosowanych (potocznych) zwrotów i mało istotnych z punktu widzenia merytorycznego fragmentów pracy”, prof. Grabowski podkreślił, że zapożyczenia nie dotyczą zwrotów potocznych, „gdyż obejmują ok. 70% rozprawy, w tym jej zawartość ściśle merytoryczną (…) Nawet pobieżna analiza wykazuje daleko posunięte podobieństwo metod badawczych. (…) Formalnie rzecz ujmując, obiekt badań w obu pracach jest inny (inny rodzaj sygnałów), ale jeśli zastosowane metody badawcze mogą być niemal bliźniacze, to i rozrzut tematyczny obu prac wydaje się jedynie pozorny”. Z tego powodu „liczba i charakter zapożyczeń w rozprawie doktorskiej Witolda Głowacza jest absolutnie nie do zaakceptowania, co sprawia, że rozprawy tej nie można uważać za samodzielną i oryginalną”.

Opinia promotora

Po tych dwóch wystąpieniach głos oddano prof. R. Tadeusiewiczowi, który jest doktorem honoris causa Politechniki Łódzkiej z 2005 r. (na wniosek tego właśnie wydziału) i ma wśród członków Rady Wydziału przyjaciół i dobrych znajomych. Jak można się dowiedzieć z protokołu obrad, promotor od razu uprzedził, że z pracą doktorską Adama Głowacza „nie miał żadnej styczności”. Był tylko przewodniczącym komisji doktorskiej w 2013 r. i nie wczytywał się w szczegóły opisu tej pracy, stąd nie zauważył ani nie przypuszczał, że doktorant, który przynosił mu kolejne fragmenty pracy do zaakceptowania, swoje tabelki, wykresy i wyniki wstawia do tekstu, który skopiował od brata, z którym pracowali „ramię przy ramieniu”. Robili rozmaite badania – jeden akustyczne, drugi prądowo-napięciowe. Z drugiej strony praca jest wartościowa, wyniki przydatne, a wnioski odrębne. Prof. Tadeusiewicz poinformował, że pewna firma chce te badania wdrożyć i zastosować w praktyce. Dodał, że on sam nie ma zwyczaju sprawdzać systemem antyplagiatowym tekstów nadzorowanych czy recenzowanych prac. „Postępowanie p. Witolda Głowacza zasługuje na jak najbardziej dramatyczne… naganę, bo nie robi się takich rzeczy – nikt z nas tego nigdy w życiu nie robił, żeby kopiować cudzą pracę i przedstawiać pod własnym nazwiskiem – skandal, absolutny skandal” – kończył prof. Tadeusiewicz.

Opinia recenzentów

Następnie zabrał głos recenzent, prof. Skomorowski, który powiedział, że tyle już mówiono o podobieństwach obydwu prac, że skupi się na różnicach. Podkreślił, że jego zdaniem obie prace doktorskie są inne, bowiem badano co innego i czym innym. Witold Głowacz użył innych klasyfikatorów i rozpoznawał cztery typy uszkodzeń silników elektrycznych, a Adam Głowacz tylko dwa typy uszkodzeń. Dorobek Witolda Głowacza wynosił ponad 50 publikacji, w tym 7 z listy filadelfijskiej, a obaj bracia prowadzą wspólne badania od 2008 r. i opublikowali 34 wspólne prace z tego zakresu. Nie byłoby problemu, gdyby Witold Głowacz doktoryzował się na podstawie publikacji, ale jest już za późno.

Prodziekan, prof. Michał Strzelecki odczytał przesłaną opinię prof. Ewy Dudek-Dyduch, która podkreśliła wartość koncepcyjną doktoratu, którego „istotnym osiągnięciem było podanie nowej, wieloetapowej, wielowariantowej metody automatycznego rozpoznawania stanów przedawaryjnych silników elektrycznych, opartej na analizie prądowo-napięciowej”. Jej zdaniem, praca doktorska pod względem merytorycznym nie jest plagiatem pracy brata. Obaj panowie od dawna prowadzili wspólne badania i opublikowali na ten temat 24 prace. Ideę stworzenia systematyki metodologicznej i opartych na niej badań wariantowych można potraktować jako wspólną. Stąd podobny, jakkolwiek nie tożsamy, układ pracy i dalsze podobieństwa. Jako recenzent popiera on nadanie stopnia doktora Witoldowi Głowaczowi.

Z kolei wypowiedział się prof. dr hab. Krzysztof Ślot z Instytutu Informatyki Systemowej PŁ, który czytając dysertację Witolda Głowacza zauważył pewne błędy w klasyfikacji danych i brak wiedzy doktoranta w zakresie nieliniowych klasyfikatorów (sieci neuronowej), jak i zbyt małą liczbę analizowanych próbek, co może zmienić wnioski w przeprowadzonych analizach.

Prof. Zbigniew Lisik zwrócił uwagę, że doktorant „poszedł na łatwiznę” i „zachował się w sposób niegodny naukowca”, więc nie powinien mieć stopnia naukowego. „Musimy pilnować pewnych zasad i te zasady zostały tu złamane”.

Z kolei dr hab. inż. Jacek Kabziński, prof. PŁ, z Zakładu Teorii Sterowania Instytutu Automatyki zauważył, że jeden doktorat był prowadzony w elektrotechnice, a drugi w informatyce. W związku z tym postawione problemy powinny się w istotny sposób różnić. Natomiast on odniósł wrażenie, że metody badawcze są takie same, mimo że odnoszą się do innych sygnałów i w części do innych maszyn, a wnioski są bardzo podobne. Stwierdził, że w doktoracie Witolda Głowacza nie znajduje żadnego osiągnięcia w informatyce. Ponieważ na sali byli doktoranci (zaproszono ich w „celu pedagogicznym”, aby uzmysłowić, czym kończy się plagiatowanie w tekście doktoratu – MW), mówca zwrócił uwagę, że: „to nie jest standardowa sprawa w polskiej nauce – jesteście świadkami fenomenu, który w ogóle nie powinien się wydarzyć”.

Po tym wystąpieniu nastąpiło tajne głosowanie nad nadaniem stopnia doktora nauk technicznych Witoldowi Głowaczowi. Rada Wydziału większością głosów (31 na nie, 4 na tak, 6 wstrzymujących się) odmówiła nadania stopnia. Nieoficjalnie wiem, że pod koniec listopada 2018 r. wpłynęło odwołanie doktoranta do Centralnej Komisji, które Rada Wydziału musi zaopiniować. Nastąpi to zapewne na początku 2019 r. Z kolei Centralna Komisja powoła dwóch superrecenzentów, którzy ocenią, czy w postępowaniu doktorskim nie naruszono prawa. Po ewentualnym oddaleniu odwołania doktorant może jeszcze złożyć skargę do WSA/NSA.

Postępowanie dyscyplinarne

Rektor AGH, prof. Tadeusz Słomka został formalnie poinformowany przez dziekana Srokę o naruszeniu praw autorskich w doktoracie Witolda Głowacza w połowie maja 2017 r. Mimo obowiązku prawnego rektor nie podjął żadnych kroków i nie przekazał sprawy rzecznikowi dyscyplinarnemu. Dopiero ukazanie się artykułu Rodzinny doktorat i oburzenie środowiska akademickiego tą sprawą oraz protest Wydziałowej Rady Samorządu Doktorantów EAIiIB AGH z 9 lutego 2018 r. – napisali oni, że są „zbulwersowani brakiem wyciągnięcia jakichkolwiek konsekwencji wobec Pana Witolda Głowacza” – spowodowały, że rektor następnego dnia sprawę plagiatu przekazał rzecznikowi dyscyplinarnemu, prof. Januszowi Majcie z Wydziału Inżynierii Metali i Informatyki Przemysłowej AGH.

Rzecznik dysponował bogatą dokumentacją przewodu doktorskiego, w tym konkordancją (umieszczono ją w linku pod lutowym artykułem – MW) sporządzoną na prośbę redakcji „Forum Akademickiego”, która ukazywała ok. 90% zapożyczenia. Przesłuchał obydwoje recenzentów oraz dr. inż. Andrzeja Głowacza, dziekana Ryszarda Srokę i mgr. inż. Witolda Głowacza, który odmówił szczegółowych wyjaśnień. Podobnie zrobił dr inż. Adam Głowacz powołując się na pokrewieństwo. Nie przesłuchano promotora pracy doktorskiej, prof. Ryszarda Tadeusiewicza. Nie powołano biegłego z prawa autorskiego do formalnej oceny zapożyczeń, mimo że na Uniwersytecie Jagiellońskim działa najlepsza w Polsce Katedra Prawa Własności Intelektualnej. Rzecznik nie poczynił także żadnych własnych ustaleń.

4 czerwca 2018 r. prof. Majta skierował do Uczelnianej Komisji Dyscyplinarnej (dalej UKD) jedenastostronicowy wniosek dyscyplinarny o ukaranie asystenta W. Głowacza karą nagany „za wykorzystanie bardzo obszernej ilości tekstu z wcześniej obronionej pracy doktorskiej dr. inż. Adama Głowacza we własnej rozprawie doktorskiej, bez należytej informacji o źródłach jego pochodzenia, co mogło wywrzeć wrażenie, że obwiniony ma pełne prawo autorskie, co do treści i formy wykorzystanego tekstu. Tym samym jest to czyn uchybiający obowiązkom nauczyciela akademickiego oraz godności zawodu w zakresie co najmniej obowiązku dbania o rzetelność, uczciwość i staranność w prowadzeniu działalności naukowej”. Rzecznik argumentował, iż „proponowana do zastosowania kara dyscyplinarna (nagana, a nie upomnienie) wynika również z tego, iż obwiniony nie wykazał w czasie postępowania wyjaśniającego ani skruchy, ani chęci współpracy z rzecznikiem dyscyplinarnym. (…) Proponując wnioskowaną karę Rzecznik ma na uwadze konieczność zastosowania dostatecznie dotkliwej kary, tak aby obwiniony wyciągnął właściwe wnioski ze swojego postępowania”. Całość wielostronicowego wniosku składała się z podanych in extenso fragmentów zeznań świadków, natomiast rzecznik nawet nie wspomniał, iż obwiniony dopuścił się plagiatu, czyli naruszenia praw autorskich!

Rozprawa dyscyplinarna

Zespół Orzekający UKD składał się z przewodniczącego: dr hab. inż. Piotra Saługi, prof. AGH, z Katedry Zarządzania w Energetyce Wydziału Zarządzania, dr. Jerzego Pałosza z Katedry Kulturoznawstwa i Filozofii Wydziału Humanistycznego oraz studenta ostatniego roku Wydziału Fizyki i Informatyki Stosowanej. Komisja obradowała dwukrotnie. Na pierwszym posiedzeniu, 18 września 2018 r., nie było obwinionego, ale był pełnomocnik, mecenas Jan Widacki, który oświadczył, że jego klient nie przyznaje się do winy, a doktorat nie jest plagiatem. Mimo wniosku rzecznika dyscyplinarnego, aby nie przesłuchiwać świadków, obrona wnioskowała o wezwanie świadków, w tym promotora. Jednocześnie poproszono o zawieszenie rozprawy do czasu decyzji Rady Wydziału Politechniki Łódzkiej w kwestii przyjęcia doktoratu. Komisja oddaliła ten wniosek.

Prof. Majta oświadczył, iż wykluczył sprawę plagiatu z postępowania wyjaśniającego, bowiem jest ona przedmiotem właściwości sądu powszechnego, a to jest postępowanie dyscyplinarne wobec nauczyciela akademickiego, który uchybił swoim obowiązkom. (Komentarz: rzecznik postąpił niezgodnie z prawem i zasadami etycznymi, bowiem plagiat naukowy jest poważnym deliktem dyscyplinarnym, bezpośrednio wymienionym w ustawie o szkolnictwie wyższym. Kiedy zostanie wykryty, nie można go „wykluczać” – MW). Przesłuchani recenzenci podtrzymali swoje opinie, że praca nie jest plagiatem oraz że solidaryzują się z opinią prof. Ossowskiego wykonaną dla CK. Z kolei następny świadek, dr inż. Andrzej Głowacz, opisał dokładnie zapożyczenia i podważył merytoryczne różnice pomiędzy obydwoma doktoratami. Podobnie zeznał dziekan Ryszard Sroka, który stwierdził, że metodyka badań jest b. podobna, dotyczy tego samego obiektu i prawie tych samych metod. Różnica jest tylko w badanych sygnałach, zaś rysunki, schematy i analizy są przekopiowane prawie 1:1, źródło nie jest cytowane, a zapożyczenia stanowią ponad 80% pracy.

Druga rozprawa odbyła się 23 października 2018 r. Ponownie Witold Głowacz był nieobecny. Stawił się świadek Ryszard Tadeusiewicz, który odpowiadał na pytania obrony. Powiedział, iż kontrolował wpływające rozdziały pod względem merytorycznym i nie miał przypuszczeń co do braku oryginalności tekstu, zaś wcześniejszej rozprawy Adama nie pamiętał. Nie zareagował na zarzut plagiatu podczas obrony, bo było to nieoczekiwane i zaskakujące. Jako promotor nie czuł się w obowiązku zająć stanowiska w tej kwestii. To komisja doktorska wyznaczała recenzentów, a on na to nie miał wpływu. Nie miał też wtedy świadomości, że recenzenci w obydwu doktoratach byli ci sami. Oświadczył, że nikt dotąd nie zakwestionował metodyki badań, wyników badań i wniosków. Są ewidentne powtórzenia tekstów, ale w opinii prof. Dudek-Dyduch jest to efekt tego, że bracia mieli wspólne publikacje. Potwierdził, że w Łodzi odmówiono nadania stopnia, ale on ma inne zdanie, zwłaszcza jeśli odmowa nadania stopnia doktora nie wiązała się z poziomem merytorycznym pracy, a raczej „lenistwem doktoranta przy tworzeniu tekstowego wypełniacza pracy”. Sprawa go bulwersuje. Nie odpowiedział na pytanie, czy kara nagany jest wystarczająca.

W słowie końcowym mecenas Widacki podkreślił, że w przewodzie doktorskim prowadzonym na AGH, który zakończył się niepowodzeniem, za winnego uznano tylko doktoranta. A co z winą recenzentów i promotora? Kto bardziej naruszył prestiż uczelni? Witold Głowacz czy promotor z recenzentami? Mecenas poprosił, aby komisja zważyła winę wszystkich.

Po naradzie, komisja ukarała obwinionego naganą zgodnie z wnioskiem rzecznika dyscyplinarnego, uważając, że kara jest zasadna i adekwatna do zarzucanego czynu. (Komentarz: UKD mogła ukarać o wiele surowej, bo nie jest ograniczona wysokością kary żądanej przez rzecznika – MW). Orzeczenie nie jest prawomocne.

Będę zatem dalej śledził tę niecodzienną historię, podobnie jak inne sprawy z obszaru rzetelności akademickiej, które obecnie mają miejsce na krakowskiej AGH.

Marekwro@gmail.com
 

Sprostowanie

Chciałbym sprostować informację, którą podałem w mojej polemice Rudek bis? (FA 11/2018), że „prof. Wojciech Przetakiewicz w kolejnej polemice «Osiągnięcia są moje – zamiast ad vocem, FA 09/2018» wycofał się z zarzutu, iż prace są słabe, a w monografii popełniono nierzetelność i podkreśla, że te wartościowe publikacje są wkładem w rozwój inżynierii materiałowej, a nie elektroniki”.

Chciałbym stwierdzić, iż rzeczywiście Profesor od początku (patrz „Opinia” dla Centralnej Komisji z 30 listopada 2016 r.) uważał cykl publikacji wieloautorskich dr. A. Antończaka, „za wartościowy wkład w rozwój inżynierii materiałowej”.

Przepraszam za mało dokładne sprawdzenie źródła i wynikającą z tego pomyłkę.

Marek Wroński

Komentarz

Jednakże prawdą jest, iż prof. W. Przetakiewicz zakwestionował wiodący wkład autorski dr. A. Antończaka i stwierdził, że „nie można uznać przedstawionego «osiągnięcia» za znaczący, osobisty wkład Habilitanta do wiedzy w obszarze zakreślonym tematyką [elektronika – MW] rozważanego cyklu prac”. Jego „Opinia” została zakończona stwierdzeniem „iż dr Antończak opracowując jednoautorską monografię w oparciu o wieloautorskie publikacje (w 13. na 36 jest I autorem) i zaliczając w niej wyniki innych osób do własnych osiągnięć postąpił nierzetelnie. Można nawet doznać wrażenia, że wydając monografię rozmył niezbyt korzystny dla Niego obraz osobistych osiągnięć naukowych w obszarze objętym tematyką cyklu publikacji”.

Nie zgadzam się z powyższą opinią, bowiem znaczny i wiodący wkład autorski Habilitanta jest bezsprzecznie udowodniony poprzez oświadczenia wszystkich współautorów, a monografia habilitacyjna jest napisana rzetelnie i nie narusza niczyich praw autorskich.

Z tego powodu, moim zdaniem, wznowienie przewodu habilitacyjnego nastąpiło bez podstaw prawnych.

dr hab. Marek Wroński, prof. PWSZ w Kaliszu,
publicysta „Forum Akademickiego”