Humanistyka rozmnożona

Grzegorz Filip

Nie jest to oczywiście specyfika polska, a ferment utrzymuje się od kilkunastu, może dwudziestu kilku lat. Myślę o multiplikacji szkół i „zwrotów” zaobserwowanych w humanistyce, witanych z entuzjazmem przez młodych badaczy, którzy szukają tu dla siebie nietkniętych żerowisk i łowisk, a z rezerwą przez starszych. Lecz i wśród nich znajdzie się niemało fanów nowych obszarów badawczych, podejść teoretycznych i metodologii. Trudno więc mówić wyłącznie o zjawisku pokoleniowym. Powstałe kierunki i szkoły zyskały miano „nowej humanistyki”, a dla mniej zorientowanych w jej przeobrażeniach wymienię za Ewą Domańską (Humanistyka ekologiczna ) „zwroty” napędzające nowe tendencje: zwrot posthumanistyczny, relacyjny, przestrzenny, postsekularny, zwrot ku materialności, ku sprawczości, zwrot afektywny, gatunkowy, ku zwierzętom, neurobiologiczny i inne. W głowie się kręci.

Nowa humanistyka w licznych swych odmianach

Przemysław Czapliński w zatytułowanym Sploty wstępie do poświęconego nowej humanistyce numeru „Tekstów Drugich” (1/2017) wylicza takie jej odłamy: „studia postkolonialne i postzależnościowe, studia afektywne, studia nad rzeczami, humanistyka cyfrowa, humanistyka kognitywna, badania płci kulturowej, badania pamięci, studia nad kulturą wizualną, performatyka oraz rozległe spektrum posthumanistyki (od animal studies, water studies czy badań nad roślinnością aż po ekokrytykę czy Teorię Aktora-Sieci)”. To rzeczywiście gąszcz, w którym niełatwo się zorientować.

W artykule Nowa humanistyka w Polsce… Ryszard Nycz próbuje uporządkować ów konglomerat. Za najsilniejszy odłam uznaje humanistyk ę cyfrow ą z jej laboratoriami cyfrowych badań humanistycznych. Również silny i wcześnie wykrystalizowany nurt widzi w humanistyce zaangażowanej w sprawy społeczne, polityczne, ekonomiczne, kulturowe. Ma ona charakter krytyczno-emancypacyjny. „Trzeci nurt – pisze prof. Nycz – zdaje się łączyć różne humanistyczne programy zakładające wykorzystanie wyników i metod, współpracę, a najlepiej także wymianę z przyrodoznawstwem i naukami ścisłymi. Nurt ten często przyjmuje nazwę humanistyki kognitywnej (ze względu na znaczenie nauk o poznaniu w tych humanistycznych poszukiwaniach)”. „Do tej krótkiej listy trzech tendencji – nadal cytuję Ryszarda Nycza – chciałbym dorzucić jeszcze dwie, które współcześnie rosną w siłę. Byłaby to posthumanistyka , jeśli rozumieć ją dość szeroko jako orientację badającą relacje człowieka ze środowiskiem (naturalno-kulturowym), które na niego działa i na które on oddziałuje. Ostatnim zaś, czołowym nurtem byłaby natomiast humanistyka artystyczna (…) mieszcząca tyleż humanistykę wykorzystującą narzędzia i praktyki artystyczne, co sztukę jako opartą na badaniach praktykę kulturową”.

O humanistyce cyfrowej pisałem osobno na tych łamach, odeślę więc tylko czytelnika do artykułu Cyfrowy wariant humanistyki (FA 2/2016), gdzie znaleźć można przykłady badań i refleksje o zadaniach, warsztacie czy perspektywach tej odmiany poszukiwań. Przyjrzyjmy się więc kolejnej wyróżnionej gałęzi.

Humanistyka zaangażowana

Wydawałoby się, że to pleonazm, bo nie ma humanistyki niezaangażowanej, przecież zjawiska społeczne, polityka, ekonomia – wszystko to sprawy głęboko ludzkie. Tymczasem jednak chodzi tu, jak się domyślimy, o specjalne zaangażowanie, lewicowe, interwencyjne. Nowość tej humanistyki polega na przywróceniu perspektyw marksistowskich i darwinowskich. Jak powiada Ewa Domańska, „we współczesnej humanistyce Marks zmaga się z Darwinem o intelektualne przywództwo” (Jakiej metodologii potrzebuje współczesna humanistyka? ). I choć zapewnia nas Ryszard Nycz, że w humanistyce zaangażowanej „początkowy prymat inspiracji lewicowych orientacji światopoglądowych dziś zrównoważył się udziałem (wkładem) stanowisk liberalnych, konserwatywnych czy nawet religijno-teologicznych”, łatwo zauważyć, że marksistowsko-lacanowska perspektywa rozpleniła się tu niezwykle mocno.

Ten sam autor tak charakteryzuje badania zaangażowane: „Nie przedstawiają się one jako nowy obszar wiedzy, lecz jako humanistyczny, «ludzki wymiar» wiedzy w ogóle. Nie proponują nowej systemowej analizy ludzkiego świata, lecz raczej konstelacyjną różnorodność studiów przypadków, które ukazują związki między różnymi sposobami myślenia, metodami, polami wiedzy. Uczą (uczyć mają) kreatywnej lektury, angażującej nie tylko wiedzę, ale też doświadczenie oraz inwencję i wyobraźnię odbiorcy. Zachęcają do rozwijania «wiedzy jak», umiejętności «technicznych» i narzędziowych, radzenia sobie w sytuacjach ryzyka (eksperymentalnych), krytyczności wobec pewników i dogmatów, do sprawczej partycypacji w rzeczywistości kulturowej, społecznej czy politycznej”.

Humanistyka kognitywna

To ona była z początku nazywana nową humanistyką, zanim kolejne „zwroty” nie sprawiły, że wokół niej zaroiło się od masy pączków. Prof. Nycz zauważa, że spośród nowych gałęzi jest ona „najbardziej otwarta na idee, metody i wyniki badań nauk przyrodniczych (zwłaszcza o życiu i o umyśle)”, lecz także pozostaje „w najbardziej nierównoprawnym z nimi położeniu; zderza się bowiem w praktycznych próbach współpracy z twardym stanowiskiem przedmiotowym i metodologicznym tych twardych nauk”. Humanistyka kognitywna preferuje poznanie uczestniczące, badacze mówią tu o „partycypacyjnej pozycji” podmiotu poznającego. „Nie możemy w żaden sposób dotrzeć do rzeczywistości, jeśli nie staniemy się jej częścią”, twierdzi Kirsten Hastrup. Owo przeniknięcie podmiotu do wewnątrz, to dopiero pierwszy krok. Inne odmiany nowej humanistyki widzą bowiem podmiot rozpuszczony w świecie.

W stronę biomasy

Najsilniej akcentuje tę bezpodmiotowość humanistyka nieantropocentryczna, uznając, że „ludzkość to nie tylko ludzie” (posthumanizm), bo „ludzie nie są już najważniejszymi rzeczami we wszechświecie”. Magdalena Hoły-Łuczaj tak to określa: „chcąc dowartościować kondycję bytów pozaludzkich, postmodernizm dążył do eliminacji pojęcia «człowiek», podczas gdy posthumanizm chce je rozszerzyć” (Posthumanizm. Między metafizyką a etyką ). Ryszard Nycz tłumaczy, że „posthumanistyka rozpatruje człowieka w środowisku «kulturonatury» (zwrotnego sprzężenia między kulturą i naturą, historią i przyrodą, tym, co społeczne, i tym, co biologiczne)”. Dlatego podmiot nie może być ujmowany jako czysty intelekt i sytuowany na zewnątrz, w opozycji do natury, lecz coś w rodzaju „psychocielesnej istoty owładniętej przez zmory przeszłości, widma przyszłości oraz fantazmaty pragnień i afektywnych pobudzeń”.

Posthumanistyka prowadzi więc badania nad rzeczami, materialnością, środowiskiem przyrodniczym, światem roślinnym i zwierzętami. Próbuje zapędzić człowieka do zagrody z innymi gatunkami, z której zresztą podobno nigdy on nie wyszedł, jak twierdzi Bruno Latour. Skrajność takiego stanowiska podkreśla Agata Bielik-Robson (Nowa humanistyka: w poszukiwaniu granic ), pisząc: „ograniczenie podmiotowej wolności okazuje się w istocie rezygnacją z idei jednostkowego podmiotu w ogóle”. Nowa humanistyka przestaje być humanistyką, „zaleca wręcz strategię dehumanizacji” – mówi autorka. Bielik-Robson traktuje posthumanizm jako regres do wspólnoty naturalnej (Latour), cyniczną tendencję naszej epoki. „Nowa humanistyka znalazła się w impasie bez wyjścia” – pisze. I powołując się na Adorna, uznaje pojednanie człowieka z naturą za możliwe wtedy, gdy „człowiek stanie się nie mniej, lecz bardziej człowiekiem niż dotychczas”.

Sztuka czy nauka?

Wreszcie ostatnie wymieniane przez prof. Nycza odgałęzienie, humanistyka artystyczna . „Artystyczny eksperyment zostaje tu potraktowany jako jeden ze sposobów konstruowania humanistycznego poznania, i to takiego, które wykracza poza granice języka i pojęciowej racjonalności – pisze badacz. – Badania oparte na sztuce zmierzają w ten sposób do poszerzenia granic poznania oraz wiedzy o ludzkich zdolnościach, funkcjach i formach pojmowania, a także sposobach formowania tożsamości, postaw sprawczego działania, struktury odczuwania, afektywnego podłoża więzi wspólnotowych”. Płynna staje się więc granica między nauką a innymi dziedzinami ludzkiej aktywności. Przemysław Czapliński, charakteryzując nową humanistykę, zauważa w niej „w miejsce spójnych metod – praktyki, łączące eksperyment, zabawę i ryzyko”. Może to rzecz cenna, tylko jak przekonać do tego podatnika? W innym miejscu autor tak charakteryzuje badania humanistyczne: „nowa humanistyka przechodzi od konkretnych obiektów do badania sieci, w której obiekty są wytwarzane, od dzieł do procesów wytwórczych, od gotowych artefaktów do warunków ich powstawania. To nie wielość punktów widzenia jest dzisiaj ambicją humanistyki, lecz raczej badanie wielości linii przebiegających przez jeden punkt, poznawanie niedomkniętości pola, na którym ów punkt się znajduje, śledzenie mnogości śladów tam pozostawionych i interpretowanie nieoczywistości kierunków, ku którym ślady prowadzą”. Cóż, trzeba przyznać, że brzmi to wyjątkowo niekonkretnie i chciałoby się zakrzyknąć: Pięknie, ale pokażcie mi metody! Czapliński, opisując różne odgałęzienia nowej humanistyki, sam przecież zauważa, że „niemal żadna z powyższych szkół nie jest metodologicznie wypłacalna”. Zaraz wszelako dodaje: „Nie oznacza to jednak, że nowa humanistyka jest rezultatem rozmnożonego i zinstytucjonalizowanego oportunizmu – że tworzy ją archipelag placówek i projektów, które powstały w warunkach obniżonego kryterium ścisłości i podwyższonego zapotrzebowania na słabe teorie. (…) Przeciwnie, odmowa posiłkowania się pozorami kompletnej metody jest przejawem badawczej uczciwości” (Sploty ).

Przyczyny rozmnożenia

Humanistyka XXI wieku staje przed nowymi zadaniami. Problemy migracyjne, kryzys demokracji liberalnej, terroryzm i nowe oblicze wojen, bieda, utrata kontroli nad postępem technologicznym, problemy środowiska naturalnego, klęski żywiołowe… No cóż, trzeba przyznać, że nie radzimy sobie z tymi kwestiami. Czy nowa humanistyka szykuje się do ich rozpoznania i ujarzmienia? Czy powstaje ona po to, żeby sobie z nimi poradzić? Czy nowe podejścia służą człowiekowi i zapewnieniu mu przyszłości na Ziemi? Trudno tu być optymistą. Wydaje się, że część szkół humanistycznych angażuje się nie tyle w walkę o człowieka, ile walkę o wyznawane przez siebie ideologie. Z kolei inne nurty osłabiają pozycję człowieka, preferując podejścia nieantropocentryczne. Człowiek staje się wówczas częścią biomasy, jednym z wielu gatunków, a że gatunki wymierają, by dać miejsce innym… Cóż, takie jest odwieczne prawo przyrody.

Ewa Domańska (Sprawiedliwość epistemiczna w humanistyce zaangażowanej ) kreśli wizję humanistyki prefiguratywnej, zwróconej ku przyszłości, „będącej rodzajem praktyki ochronnej”. Wiedza taka będzie pomocna w „budowaniu alternatywnych wizji przyszłości”, „kreowaniu krytycznej nadziei”. Autorka mówi o tworzeniu tekstów humanistycznych osłaniających kulturę, „odsuwających możliwość katastrof przez tworzenie warstwy ochronnej w postaci specyficznego imaginarium społecznego”. Ciekawe to i pobudzające wyobraźnię, a jak się zrealizuje – zobaczymy.

Słysząc o kryzysie humanistyki, warto się zastanowić, czy omawiane rozmnożenie to jego rezultat, czy przyczyna? A może pączkowanie humanistyk jest efektem szerszego kryzysu i poczucia wyczerpania, jakie musiały nastąpić w schyłkowej fazie postmodernizmu? Niektórzy twierdzą, że nowa humanistyka jest reakcją na postmodernizm, z jego metaforami końca i katastrofy. Ona chce widzieć przyszłość jako wynik odpowiedzialnych działań człowieka. W tym sensie wyrasta z myślenia ekologicznego, z lewicowych utopii społecznych, w tym sensie też nawiązuje do modernizmu. Warto wreszcie pomyśleć, czy to nie przejaw dramatycznej walki o przetrwanie dyscypliny, w przekonaniu, że któraś odrośl uprawomocni swoje istnienie, udowodni przydatność.

Efekty

Bo popatrzmy na wytwory tego mnożenia. Powstaje humanistyka cyfrowa, która próbuje się przedstawiać jako dyscyplina quasi ścisła, humanistyka ekologiczna, którą Domańska wita jako symptom nowego paradygmatu naukowego, bliską naukom społecznym i przyrodniczym. A więc reprodukcja ta ma na celu stworzenie wrażenia, że o ile stare dyscypliny humanistyczne pozostały we własnym świecie, o tyle te nowe idą z duchem czasu i chcą udowodnić swoją przydatność w stechnicyzowanej, spragmatyzowanej rzeczywistości. A przynajmniej dopasować się do przestrzeni zakreślonej żargonem współczesnych administratorów nauki, którzy mówią dużo o innowacyjności, interdyscyplinarności. Ale widać również trend odwrotny – do zamykania się świeżo wyodrębnionych problematyk badawczych, które się autonomizują i przestają funkcjonować w ramach szerszej dziedziny wiedzy. Mowa tu o badaniach nad afektem, pamięcią, płcią kulturową czy traumą. Wygląda to na tendencję do atomizacji i izolacji.

„Pomysł na wzmocnienie humanistyki przez mnożenie jej dyskursów w niebezpieczny sposób przypomina logikę nadmiaru typową dla kultury późnego kapitalizmu. Czy rzeczywiście więcej znaczy lepiej? Czy supermarketyzacja humanistyki i zbliżenie jej uprawiania do frustrującego doświadczenia klientki stojącej przed sklepową półką z 50 markami dżemu truskawkowego i niemogącej się zdecydować, który słoik wybrać, jest rzeczywiście pożądanym sposobem odnoszenia się do współczesnej kultury?” – pyta obrazowo Jan Sowa (Humanistyka płaskiego świata).

Krytyka humanistyki koncentruje się „wokół trzech kwestii spornych: społecznej przydatności, nowatorskiej rangi merytorycznej i dyscyplinowego profesjonalizmu” – wylicza Ryszard Nycz i dostrzega takich m.in. krytyków, dla których „programy nowej humanistyki to rzeczywiste zagrożenie dla zachowania owego profesjonalizmu: negują one bowiem stabilność i określoność przedmiotu badania, odrębność i jedność metody oraz w ogóle możliwość zbudowania teorii w nowoczesnym rozumieniu naukowej humanistyki – czyli jako usystematyzowanego zespołu ogólnych twierdzeń, wieńczących ostatecznie proces opracowania kompleksu orzeczeń szczegółowych”.

Zadania humanistyki

Czy wciąż jeszcze możemy się zgodzić co do podstawowych zadań humanistyki? Rozważający ten temat ujmują go na przykład tak: „głównym zadaniem humanistyki jest przekształcanie społecznego imaginarium, a więc wpływ na to, jak i co ludzie myślą o świecie. Zadanie to zwykle przypisuje się polityce, staram się więc powiedzieć, że zadanie, jakie stawia sobie humanistyka jest na wskroś polityczne. Humanistyka nie zmierza jednak do przekonania ludzi do tej lub innej racji, do tego lub innego zbioru wyobrażeń. Humanistyka nie skłania się ku którejś konkretnej treści społecznego imaginarium. Nie, jej zadanie jest całkiem odmienne. Humanistyka pokazuje, że nie istnieje jeden słownik, którym możemy świat objaśniać, że nie istnieje jedna nadrzędna ideologia (z prawa czy z lewa, ze środka czy ze skrajnych biegunów), którą możemy się posługiwać, że nie istnieje z góry uprzywilejowany zbiór symbolicznych przedstawień, który byłby bardziej adekwatny od innych zbiorów. Humanistyka uwrażliwia nas na to, że żaden z obiegowych słowników nie jest ostateczny i zawsze można go zmienić na inny, lepiej nam służący, lepiej odpowiadający nie tyle rzeczywistości (bo żaden język nie odpowiada rzeczywistości lepiej niż inne), ile naszym przeświadczeniom, naszym przekonaniom, naszym marzeniom”. To oczywiście Michał Paweł Markowski (Humanistyka: niedokończony projekt ) i jego przekonanie, że wszystko jest płynne.

Ale można też inaczej: Świat się zmienia, a wpływ tych zmian na nauki humanistyczne jest negatywny i wywołuje ich kryzys – tak można streścić stanowisko Michała Wendlanda (Humanistyka w oczach humanistów ), który powołuje się w tym myśleniu na argumentację Heideggera, Adorna, Horkheimera, Rorty’ego, Nussbaum i innych. Uwaga kierowana tu jest w stronę wpływu świata na humanistykę. Ale przecież możliwe jest także oddziaływanie odwrotne i to powinno nas interesować znacznie bardziej: czy humanistyka może mieć jakiś wpływ na nasz świat?

Takie myślenie reprezentuje Jan Sowa: „Zadanie, które ma dzisiaj do spełnienia humanistyka, i sens jej istnienia polegają na dopilnowaniu, aby ruch dialektycznej śruby mógł wykonać swój pełny obrót, czyli żeby wyalienowane efekty działalności człowieka przestały sprawować nad nim władzę i zamiast tego stały się środkami jego (i jej!) emancypacji. To jest stawka dla humanistyki XXI wieku”. I dalej: „Naszym zadaniem, jako humanistów i humanistek, jest takie myślenie i taka praca z pojęciami, które pozwolą człowiekowi – jako jednostce i jako gatunkowi – zyskać kontrolę nad wyalienowanym światem jego własnych wytworów. Nie idzie więc o (re)/(de)konstrukcje podmiotu, ale o ustanowienie podmiotowości – indywidualnej i zbiorowej – która wobec tej ogromnej alienacji dawałaby nam przynajmniej rudymentarne poczucie sprawstwa. Taki jest dzisiaj sens i cel uprawiania humanistyki”.

A więc zmieniać świat. A może wystarczy być, przetrwać?

„Humanistyka, by spełnić wyzwania, które rzuca jej współczesny świat, powinna stać się rodzajem wiedzy performacyjnej (…) ułatwiającej elastyczne przystosowanie się do zmieniających warunków i radzenia sobie ze zmieniającym się środowiskiem zarówno społecznym, jak i naturalnym (jeżeli takie rozróżnienie jest nadal zasadne). Owa «wartość przeżycia» decyduje zatem o wadze tej wiedzy. Taka opcja – mimo pewnej nostalgii za kontemplacyjnym modelem wiedzy – wymuszona jest przekonaniem, że o b e c n i e potrzebna jest nam praktyczna i skuteczna wiedza, która zwiększa szanse przetrwania (nie tylko człowieka)” – pisze Domańska (Jakiej metodologii potrzebuje wspó łczesna humanistyka? ).

Udział w przyszłości

Ryszard Nycz (Nowa humanistyka w Polsce ) podtrzymuje w sobie przekonanie, że „podstawowa funkcja humanistyki w dalszym ciągu polega na formowaniu krytycznej samowiedzy oraz wrażliwości i sprawczej kreatywności jednostek i wspólnot”. Podobnie też widzi rolę nowej humanistyki. Broni jej również Przemysław Czapliński (Sploty ): „Nowa humanistyka nie dąży więc do – kluczowego dla formalizmu czy hermeneutyki – odnawiania znaczeń, koncentruje się natomiast na innowacyjności. Szuka nowych rozwiązań, ale przede wszystkim praktykuje nowe wiązania. Dlatego nowa humanistyka jawi się jako szansa powrotnego splątania badacza z przedmiotem badań, humanistyki z naukami ścisłymi i nauki ze społeczeństwem. Stawką, o którą toczy się gra, jest odzyskiwanie udziału w przyszłości”.

Co nam utrudnia osiąganie owych celów? Włodzimierz Bolecki wprost wymienia wrogów humanistyki: „Najbardziej jednak uderza wyjątkowo jednolity obraz «wroga zewnętrznego» – tych wszystkich, którzy humanistyki nie rozumiejąc i jej nie potrzebując, zmówili się działać na jej zgubę. Lista takich «wrogów» też zdaje się powtarzalna: merkantylizacja i infantylizacja kultury współczesnej, niski poziom edukacji, chęć zawłaszczenia «miejsca» humanistyki przez dziedziny niehumanistyczne, bezpardonowa walka innych (niehumanistycznych) wydziałów uniwersyteckich o jak największy kawałek uniwersyteckiego tortu (kosztem budżetu dla dyscyplin humanistycznych), o przydział godzin, o kadrę, o powierzchnię do pracy etc.” (O humanistyce inaczej ).

Czy nowa humanistyka zdolna jest do udźwignięcia poważnych zadań? Czy „wroga” nie należy widzieć również w rozbiciu dyscyplinowym, dyspersji szkół, postaw, kierunków i języków, a także w podważaniu klasycznej koncepcji człowieka? Czymże bowiem będzie humanistyka bez homo.

Z braku miejsca nie podaję pełnych odniesień bibliograficznych, a jedynie tytuły artykułów. Same teksty i miejsca ich publikacji łatwo znaleźć w internecie.