Dwiema nogami w innym wymiarze nauki
Zdawałoby się, że nie ma lepszego miejsca do tworzenia innowacji niż Dolina Krzemowa. Marcin Staniszewski obrał jednak inny kierunek. Po skończeniu studiów inżynieryjnych na uniwersytecie w Akron w USA i współpracy z NASA powrócił nad Wisłę. Już wtedy myślał o wynalazku, który ma szansę zrewolucjonizować medycynę. Technika działania laserowej mikrosondy detekcyjnej do nowotworów piersi będzie wprawdzie podobna do biopsji, ale z wyjątkiem etapu pobierania materiału. Dzisiaj oceniany on jest morfologicznie przy użyciu mikroskopu świetlnego i na tej podstawie podejmuje się decyzje o sposobach dalszego leczenia. Czas oczekiwania na wyniki to dla pacjentki wieczność. Za pomocą mikrosondy lekarz otrzyma informację w mgnieniu oka. Urządzenie ma być na tyle czułe, że nie będzie potrzeby wbicia się do guza, wystarczy – w jego okolice. Wkłucie się do pacjentki igłą cieńszą niż włos nie spowoduje żadnego dyskomfortu, a jeśli nawet, to będzie on minimalny w porównaniu z tradycyjną techniką diagnostyczną.
– Dodatkową przewagą naszej sondy jest to, że da ona w pełni zobiektywizowany wynik matematyczny. W przypadku biopsji patolog decyduje na podstawie zabarwienia tkanki. Jeden zobaczy mniej różowy kolor, inny – bardziej. My natomiast pokazujemy w sposób cyfrowy, jaki jest poziom danej substancji w konkretnym miejscu, co całkowicie eliminuje błąd ludzki – tłumaczy Marcin Staniszewski, prezes SDS Optic.
Open minded po polsku
Tak jak rewolucyjny jest sam pomysł, do którego zaangażował naukowców z różnych dziedzin: fizyków, biotechnologów, biochemików i specjalistów od światłowodów, tak i sam model współpracy z nimi odbiega znacząco od polskich standardów. Większość osób do dwudziestoosobowego zespołu badawczego ściągnięto z zagranicy. Tylko one spełniały mocno sprecyzowane oczekiwania, zarówno co do wąskiej specjalizacji w obszarze biologii molekularnej, jak i podejścia open minded . Aplikującym z Polski zależało tymczasem na zostawieniu sobie furtki w postaci uczelnianego etatu.
– Nie da się nauki realizować jednocześnie w biznesie i na uniwersytecie. Na uczelni wszystko funkcjonuje dużo wolniej, w firmie o tym, jaki sprzęt kupić, decydujemy w kilkadziesiąt minut, a dostawcę wybieramy w kilka dni. Chcąc u nas pracować, dalej można się rozwijać naukowo, być autorem publikacji, patentów, ale uczelnię trzeba zostawić. Taki warunek stawiamy wszystkim kandydatom – mówi Mateusz Sagan, dyrektor rozwoju i członek rady nadzorczej SDS Optic.
Na dowód, że w grę nie wchodziły żadne ustępstwa, przywołuje rozmowę z osobą, która miała nie tylko ponadprzeciętne doświadczenie, ale do tego determinację, by wejść w komercyjny segment badań naukowych. Ale tylko jedną nogą. Woleli więc zawczasu uniknąć konfliktów ogniskujących się wokół rytmu pracy wszystkich zaangażowanych w projekt – trudno o płynność, gdy na przeszkodzie w prowadzeniu badań staje akurat sesja egzaminacyjna czy inne akademickie obowiązki. Potencjał naukowców – m.in. z politechnik Warszawskiej i Wrocławskiej, Warszawskiej Akademii Technicznej, uniwersytetów medycznych z Lublina i Wrocławia, Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie oraz Polskiego Ośrodka Rozwoju Technologii we Wrocławiu – postanowiono jednak wykorzystać, tyle że w inny sposób. Współpraca z nimi odbywa się poprzez zlecenia określonych badań, zaś wszelkie prawa autorskie i prawa do wytworzonej własności intelektualnej stają się własnością spółki.
– Na polskich uczelniach są niesamowite zasoby, ale ci ludzie boją się opuścić strefę komfortu, nie potrafią się zdecydować na uprawianie nauki poza uniwersytetem – mówi Mateusz Sagan.
Nie-perfekcyjny naukowiec
Dlatego właśnie sięgnięto po zasoby z zagranicy. Do zespołu trafiła m.in. biolożka po doktoracie pracująca dotąd we Włoszech w instytucie prowadzonym przez laureata Nagrody Nobla czy chemiczka z Wielkiej Brytanii. Obie to Polki, które skusiła perspektywa udziału w ciekawym przedsięwzięciu. Od początku wiedziały, że muszą się przestawić na inny tryb pracy. W biznesowym podejściu do nauki mniej się liczy perfekcja, bardziej to, co chce się osiągnąć i w jakim czasie. Nie ma mowy – oczywiście poza podstawowymi parametrami – o poprawianiu, sprawdzaniu, szlifowaniu w nieskończoność. Pojawiają się coraz to nowe mutacje różnych chorób i niewykluczone, że przygotowywany produkt – w tym wypadku sonda – za kilka lat będzie musiał ulec modyfikacji i to wcale nie dlatego, że pojawi się inny, lepszy, ale z powodu zmieniającej się nieustannie biologii nowotworów.
– Będąc ojcem jakiegoś rozwiązania, naukowiec nigdy nie spojrzy nań krytycznie, ciągle będzie robił kolejne wersje, a według nas lepiej zrobić jedną, wejść z nią na rynek i poddać ocenie klientów – wyjawia jedną z dewiz firmy Mateusz Sagan.
Jego zdaniem trudno sobie wyobrazić, by tak przełomowe rozwiązanie mogło powstać na uczelni. Abstrahując od ogromnych kosztów, pozostaje jeszcze myślenie w innych niż biznesowe kategoriach. Twierdzi, że prawdziwą zmorą jest publikowanie, które na dobrą sprawę odcina możliwość przekuwania wyników w jakąkolwiek wartość. Polskie innowacje lądują więc w „zamrażarkach”, a naukowcy mogą się szczycić patentami. Tyle że ich otrzymanie jest w miarę tanie, za to utrzymanie w kolejnych latach i rozszerzanie na kolejne kraje pochłania olbrzymie koszty. Tych brak, a świat nie śpi.
– Całe nasze know how trzymamy w sejfie. Mamy już zabezpieczone środki na patent w kluczowych krajach, które stanowią 90% rynku światowego. Opracowaliśmy też strategię rozwoju naszej własności intelektualnej, myślimy o innych aplikacjach, zastosowaniach, o przeskalowywaniu technologii na inne rzeczy – wybiega w przyszłość badacz, dodając, że o powodzeniu tego projektu decydowało właśnie połączenie nauki ze światem biznesu.
Tłumaczy, że mikrosonda, powstała na styku biologii, fizyki i inżynierii, wykorzystuje technologię używaną w trudno dostępnych miejscach, np. na dużych głębokościach w kopalniach. To tzw. hermetyzacja światłowodowa – aby zapobiec degradacji światłowodu, na którego czole umieszczono laboratorium histopatologiczne, musi on być w momencie wkłucia się w okolice guza odpowiednio zabezpieczony. Właśnie brak takiego zabezpieczenia decydował o porażce francuskiego projektu, opartego również na światłowodzie. Innym trendem w diagnostyce onkologicznej, o którym coraz częściej się mówi, jest ciekła biopsja, czyli badanie komórek nowotworowych z pobranej krwi. Krótko mówiąc, wyścig technologiczny trwa.
– Lekarzy nie interesuje, jak dana technologia jest skonstruowana, a bardziej to, na ile jest kompatybilna z dzisiejszymi procedurami medycznymi i czy jest bezpieczna dla pacjentów. Dla inwestora ważne jest, by była przełomowa. Z kolei naukowcy za istotne uważają cały proof , „mięso” technologiczne. Udało nam się to wszystko połączyć, tworząc unikatowy projekt w skali europejskiej – mówi M. Sagan.
Horyzont za trzecim razem
Przedsięwzięcie o nazwie OncoMicroprobe rozpoczęło się w 2014 roku, zakończenie planowane jest za trzy lata. Cały proces badawczo-rozwojowy pochłonie około 50 mln zł, część tych środków zapewniło już Narodowe Centrum Badań i Rozwoju w ramach programów STRATEGMED oraz PatentPlus. INNOventure, fundusz Krakowskiego Parku Technologicznego i inwestorów prywatnych, powstały w ramach inicjatywy NCBiR – BRIdge Alfa – zainwestował 3 mln zł w profesjonalny i nowoczesny sprzęt laboratoryjny, w skład którego wchodzi m.in. chromatograf i system ChemiDoc do obrazowania i analizy żeli, zaawansowany spektrofotometr, flagowy model mikroskopu fluorescencyjnego Nikon oraz szereg urządzeń i akcesoriów, jak system do przechowywania komórek i tkanek w niskich temperaturach, inkubatory, autoklaw, dygestoria, wirówki i wytrząsarki. Otwarcie własnego laboratorium ze sprzętem dopasowanym pod konkretny projekt dało komfort nieoglądania się na dostępność uniwersyteckich pracowni i stanowiło ważny krok w krótkiej historii firmy. Kolejnym było sięgnięcie po środki z programu SME Instrument (Horyzont 2020). W ubiegłym roku, za trzecim podejściem, projekt otrzymał prawie 4 mln euro. To najwyższy grant z tego programu w Polsce i najwyższy z tego rozdania w całej Europie. Zgłoszone rozwiązanie znalazło się wśród 57 projektów, jest jednym z dwóch z Polski, które otrzymały dofinansowanie. Będzie promowane przez Komisję Europejską jako to, w które warto zaangażować środki.
– Chcąc, by stary kontynent dogonił USA i Chiny w wyścigu technologicznym, nie szuka się badań, tylko wdrożeń, a do tego trzeba mieć pomysł na biznes. Dlatego właśnie na przestrzeni lat przestawiliśmy się z firmy badawczo-rozwojowej na projekt komercyjny. W Horyzoncie wniosek stricte naukowy nie ma szans, bo ocenie podlegają takie kwestie, jak skalowalność, aplikowalność, model biznesowy, strategia komercjalizacji, plan finansowy itd. Komisja pełni w Horyzoncie rolę takiego inwestora – przekonuje Sagan.
Otrzymane pieniądze zostaną przeznaczone na dalsze prace nad sondą. Do tej pory przeprowadzono badania in vitro na komórkach pobranych od pacjentek z nowotworami HER2, wykonano badania na zwierzętach, wreszcie skonstruowano prototyp urządzenia. Niedawno rozpoczęła się faza kliniczna. Przebadanych zostanie około 200 pacjentek w pięciu ośrodkach, być może również zagranicznych, np. ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich bądź Arabii Saudyjskiej. Kontakt z tamtejszymi lekarzami-onkologami został już nawiązany. To rynki bogate i otwierające się na nowe technologie. Tymczasem rak piersi będący tam jeszcze tematem tabu - głównie z uwagi na religijne zasady odnoszące się do ciała kobiety – jest chorobą ściśle związaną z rozwojem cywilizacyjnym. Jeśli w danym regionie ten rozwój szybko następuje, wraz z nim lawinowo rośnie zachorowalność na nowotwory. Każdego roku notuje sie? ok. 1,7 miliona nowych przypadków raka piersi i około pół miliona zgonów. Lubelska mikrosonda daje dużą nadzieję na wczesne wykrycie, a tym samym wyleczenie.
Dodaj komentarz
Komentarze