Dylematy wydawców, rozkosze czytelników
22. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie
Zaraz na początku wpadam na kilka białych regalików ustawionych na kształt malutkiej biblioteki, niepasujących do reszty przestrzeni, zagubionych w niej i zarazem mocno się dzięki temu wyróżniających. To stoisko Świadomych Wydawców, wydawnictw niezależnych, które skrzyknęły się w konsorcjum, aby zwiększyć siłę przebicia. Do nich należało także sfinansowane przez Instytut Książki i Polską Izbę Książki stoisko pod hasłem „Biblioróżnorodność”. Spotykam tam Janinę i Jana Koźbielów z oficyny JanKa w Pruszkowie. Wydają kilka starannie zredagowanych tytułów rocznie, promując polskich pisarzy, często debiutujących, ignorowanych przez duże, bogate domy wydawnicze. – Łatwo produkować zagraniczne bestsellery – mówi Janina Koźbiel. – Najtrudniej wydawać polskich autorów.
No właśnie. Może dziś, gdy wszystko polega na języku, retoryce, efekciarstwie stylistycznym, przydałoby się wprowadzić w obieg publiczny nowe, dowartościowujące określenia? Skoro mówi się o wydawcach świadomych, niezależnych, mówmy podobnie o niezależnych pisarzach.
Motocykliści i podróżnicy
Ze względu na ciasnotę dostawiono w tym roku namiot. Mieści on najbardziej popową część ekspozycji, w tym bajki, gry, wielki czarny motocykl i Wojciecha Cejrowskiego. Kiedy fotografuję kontrastującą z kontekstem, efektowną maszynę opatrzoną napisem „Na tym motocyklu jeździ autorka trylogii pt: Kroniki Saltamontes, Monika Marin”, podchodzi do mnie elegancka kobieta z kolorowymi ulotkami. Mówi, że książka przyciąga aktualnym przesłaniem tolerancji, pokoju i otwartości na inność. „Trylogia, która łączy pokolenia” to „trzy wciągające i mocno europejskie powieści napisane współczesnym językiem” – jak przekonuje kolorowa ulotka wręczona mi przez panią z Pinus Media. Czytam tekst, mający zachęcić do zakupu książki, wypełniony poprawnościową ideologią aż do poziomu karykatury, i zastanawiam się, w jakim stopniu strategia promocyjna współbrzmi z zawartością książki, a w jakim się z nią rozchodzi czy może jej nawet przeczy. Ale nie decyduję się na zakup tylko po to, by się o tym przekonać. Zresztą namiot za mocno nagrzano, a potężna, niecierpliwa kolejka gimnazjalistów do bosego podróżnika podnosi temperaturę. Uciekam do głównych hal, gdzie powietrze wydaje się wyraźnie chłodniejsze.
W czwartek i piątek jest luźniej, prawdziwy najazd przyjdzie dopiero w sobotę i niedzielę, gdy cała Polska i pół Krakowa zjadą na tę imprezę. Jednak już teraz potrącają mnie czytelniczki z walizami na kółkach. Za przyniesione książki można dostać kupon rabatowy. Mama z dziećmi – każde z plecakiem – stoi na środku przejścia, nie mogąc się zdecydować, dokąd iść. Niektórzy gromadzą zapowiedzi wydawnicze – potrafi być tego cała sterta, gdy się tak przejdzie i pozbiera na stoiskach dużych domów wydawniczych. Każdy katalog to przecież spora książka.
Orient i smutna codzienność
Pierwsze narożne stoisko, wyeksponowane przy wejściu do hali, zajmuje Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wyraźnie postawiono tu na poszerzenie oferty i ekspansję poza wąski krąg książki naukowej. Przy tym produkcja ujęta została w serie wydawnicze, co na ladzie i półkach bardzo rzuca się w oczy. Seria z żurawiem to literatura piękna, seria #nauka – popularnonaukowa. Kilka półek pokaźnej ekspozycji zajmują książki o tematyce japońskiej. Pytam o źródła tej egzotycznej specjalizacji wydawnictwa.
– Mamy odbiorcę tematyki japońskiej, to się wywodzi jeszcze z naszej serii Ex Oriente. To była seria naukowa dla interesujących się Japonią. Cały czas jest na to zapotrzebowanie. Kiedy otwieraliśmy serię literatury pięknej, w naturalny sposób pojawiła się tam również Japonia – mówią Sylwia Skalik i Monika Tatka z Wydawnictwa UJ.
– Czy krakowska japonistyka jest promotorem tych publikacji?
– Nie, ale mamy odbiorców wśród japonistów. W serii wydajemy książki z tego wydziału. Jednym z naszych największych hitów jest Yokai Michaela Fostera, o tajemniczych stworach w kulturze japońskiej. Teraz wydaliśmy drugą część, Yurei , o niesamowitych duchach. Duchy i stwory mają w kulturze japońskiej wielką rolę, są czymś naturalnym.
– U nas też.
– Ale my się ich boimy, oni je akceptują.
– Mickiewicz się nie bał – oponuję. – Choć jednak drżał, rzeczywiście – przypomina mi się Świtezianka , przy której dostawałem dreszczy.
Robert Szary pracuje przy kolportażu w Wydawnictwie Uniwersytetu Rzeszowskiego. Pytam, co przynosi oficynie uczelnianej obecność na targach, po co tu przyjeżdżają.
– Dla prestiżu. Żeby znaleźć się w szacownym gronie innych wydawnictw akademickich. Jest to też miejsce spotkań, wymiany doświadczeń i poglądów między nami, wystawcami akademickimi.
– O czym państwo rozmawiają?
– O dniu dzisiejszym i przyszłości – uśmiecha się tajemniczo.
– A konkretnie?
– Wchodzi nowa ustawa, jesteśmy pod znakiem zapytania. Boimy się, że możemy zostać usunięci jako nieprzydatni uczelni. Są takie głosy. Mówią, że jesteśmy kosztowni, ale zewnętrzny partner też będzie kosztowny. Teraz mają się liczyć punkty i wiadomo, wygra najsilniejszy. Tort jest mimo wszystko dosyć mały, a chętnych dużo. To właśnie temat, który przewijał się w naszych rozmowach. A targi? Wiadomo, teraz książki można zaprezentować w internecie, kiedy się tylko ukażą. No ale tu trzeba je przywieźć, pokazać. Na stoisko przychodzi bardzo dużo ludzi, porozmawiać, obejrzeć. Targi są także miejscem spotkań towarzyskich.
To, o czym wspomina rzeszowski wydawca, jest i moim spostrzeżeniem. Na co dzień przeglądam wszak nowości wydawnictw akademickich, szukając książek do działu recenzji. Wydawałoby się, że znam je na pamięć, a jednak na stoiskach znajduję tytuły, które mi umknęły w internecie. Kiedy mogę do ręki wziąć wolumin, poczuć jego ciężar i grubość, zupełnie inaczej reaguję na książkę niż wtedy, gdy widzę płaski obrazek okładki na ekranie. Czy to na tym polega wyższość rzeczywistości nad wirtualem?
Trochę ciszy i coś o agentach
Czwartek, pierwszy dzień, branżowy, jak to nazywają fachowcy, a jednak publiczności już sporo. Zwarty tłumek otoczył i całkiem przesłonił jakieś stoisko, udaremniając przejście.
– Co tu się szykuje? – pytam, przeciskając się obok starszej pani.
– Otwarcie stoiska szwedzkiego – słyszę.
Targi to nie wyłącznie spacery pomiędzy kramami, przeradzające się czasem w intensywne przepychanie. To także imprezy towarzyszące, pomieszczone w wytłumionych salkach, gdzie można odpocząć od gwaru i posłuchać na przykład panelu o roli i pracy agenta literackiego na polskim rynku książki. Instytut Książki aktywnie zabiega o to, by na świecie ukazywały się tłumaczenia polskich książek i to właśnie ta placówka była organizatorem spotkania. Rolę agentów biorą na siebie tłumacze, menedżerowie wydawnictw, istnieją wszak również agencje literackie.
– Jak realizują swoje zawodowe cele, jak działają agenci? Ich nazwiska nie pojawiają się w stopce książki, a wkład nie jest tak twórczy jak tłumacza czy redaktora, ale większość książek tłumaczonych z najpopularniejszych języków przeszło przez ręce agentów literackich. Agent to ktoś, kto w tym łańcuchu aktywnie uczestniczy – mówi prowadząca spotkanie Agnieszka Urbanowska z działu programowego Instytutu Książki, przedstawiając dwoje gości.
Anna Rucińska – pracowała w Znaku jako wydawca i redaktor, a także w dziale praw autorskich – parę lat temu dołączyła do zespołu dużej agencji brytyjskiej, która otworzyła przedstawicielstwo w Warszawie. Pytana o najlepsze warunki, jakie może zapewnić autorowi wydawnictwo, mówi, że niekoniecznie chodzi o wysokość honorarium. Czasem jest to potencjał wydawcy, jego stopień zaangażowania i możliwość zadomowienia się książek autora na rynku. Szukając wydawnictwa dla polskiej książki za granicą nie zawsze decydujemy się na wielkiego wydawcę. U mniejszego, który jest zaangażowany w promocję i sprawi, że o książce napiszą wszystkie najważniejsze media, możemy osiągnąć więcej.
Piotr Wawrzeńczyk z agencji Book/lab, który ma pod swoimi skrzydłami wielu pisarzy szwedzkich, mówi o tym, że agent zna specyfikę lokalną, dany rynek, przedstawicieli branży, redaktorów, tłumaczy, instytucje rynku książki, śledzi dystrybucję, poziom czytelnictwa, jest lokalnym ekspertem w swojej dziedzinie. Jeździ na targi i imprezy branżowe, pisze mejle. Reprezentuje autora i dba o jego interesy. Wawrzeńczyk szczegółowo opowiada też o procesie pracy nad wydaniem książki.
Nauka interwencyjna i „widmowa nierzeczywistość”
Przyznawaną na targach Nagrodę im. Jana Długosza za najlepszą publikację z dziedziny humanistyki opublikowaną w 2017 roku otrzymała Monika Bobako z Pracowni Pytań Granicznych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu za książkę Islamofobia jako technologia władzy. Studium z antropologii politycznej . Krótki cytat z laudacji autorstwa prof. Ryszarda Nycza zorientuje nas zarówno w charakterze tej publikacji, jak i w podejściu jury złożonego z krakowskich profesorów humanistyki do swej roli.
„Książka Moniki Bobako to pierwsza w polskiej humanistyce monografia problemowa doniosłego we współczesnym życiu społecznym zjawiska islamofobii. Można powiedzieć, iż jest to książka zaangażowana, a nawet interwencyjna – w najlepszym humanistycznym rozumieniu tego terminu; proponuje bowiem oryginalne badanie i rozwiązanie ważnego społecznie problemu w sposób, który prowadzi, prowadzić może czy powinien, do zmiany mentalno-społecznych postaw, w których ów żmut uprzedzeń się manifestuje”.
„Ludzkie uprzedzenia to bodaj najpodatniejszy grunt do sprawowania władzy – poprzez wzbudzanie lęku przed obcymi, niechęci do nich, wreszcie organizowania publicznych spektakli nienawiści. Nie trzeba wielkiej przenikliwości, by dostrzec, że współczesne polskie życie publiczne, reakcje i postawy jednostek, grup i zbiorowości stanowić mogą wzorcowy przykład sprawności politycznej strategii władzy, która aktywując uprzedzenia i obawy, budząc ksenofobiczne upiory, rządząc emocjami, kreuje widmową nierzeczywistość, odsuwającą jako nieistotne pytania o prawdę, etykę czy sprawiedliwość”.
No cóż, chyba nie jestem tak przenikliwy, natknąłem się jednak na targach na inne książki humanistyczne, może mniej zaangażowane, lecz za to skoncentrowane na rzeczywistych problemach. Omawiamy je i będziemy omawiać w dziale recenzji. ?
Z Targami Książki w Krakowie związana jest nagroda Gaudeamus, przyznawana przez Stowarzyszenie Wydawców Szkół Wyższych
W tym roku jury wytypowało następujące wydawnictwa akademickie:
Do Nagrody Targów w Krakowie
Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego za publikację Tomasza Lachowskiego Perspektywa praw ofiar w prawie międzynarodowym. Sprawiedliwość okresu przejściowego (transitional justice)
Do Nagrody Stowarzyszenia Wydawców Szkół Wyższych „GAUDEAMUS”
Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej za publikację Metody terapii logopedycznej pod redakcją Anety Domagały i Urszuli Mireckiej
Decyzją jury, na wniosek Grażyny Banaszkiewicz i Piotra Dobrołęckiego, specjalną Nagrodę Dziennikarzy otrzymała Oficyna Wydawnicza Politechniki Wrocławskiej za publikację Ernesta Niemczyka Kolosy. Wielkie rzeźby figuralne — od antyku po współczesność
Do wyróżnień jury wytypowało
1. Wydawnictwo Politechniki Krakowskiej (wyróżnienie za walory edytorskie) za publikację Urszuli Forczek-Brataniec Przestrzeń widziana. Analiza widokowa w planowaniu i projektowaniu krajobrazu
2. Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego i Fundację Profesora Wacława Szybalskiego za publikację Jarosława Abramowa-Newerlego Profesor Wacław Szybalski o Lwowie, genach, istocie życia i noblistach
3. Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika za publikację Przemysława Urbańczyka Bolesław Chrobry — lew ryczący.
Dodaj komentarz
Komentarze