Kądzielowie
Cz. 2 Bracia
W pierwszej części rodzinnej opowieści Paweł Kądziela mówił o domu, w którym wychowali się z bratem, Łukaszem, na wytrawnych, twórczych humanistów, którego to określenia używam, po wysłuchaniu opowieści oraz po uzupełniających lekturach, z najgłębszym przekonaniem.
Przypominając teraz klimat tego domu, posłużę się opinią Marka Kunickiego-Golfingera z publikacji Łukasz Kądziela (1955-1997) in memoriam. Czytamy tam: „Do dziś pamiętam to piękne mieszkanie, w starej przedwojennej kamienicy (zatłoczone co prawda przez dokwaterowanych lokatorów), w którym spotkałem Łukasza i jego rodziców: mamę, Teresę, urodzoną pedagog, i ojca, Jerzego, wydawcę dzieł Żeromskiego. Dla mnie – pochodzącego z rodziny nauczycielskiej, znającej tego pisarza, związanego z tradycja PPS jeszcze z czasów sprzed I wojny światowej, a wychowanego również na tradycji Limanowskiego, Abramowskiego, Brzozowskiego czy Korczaka – dom ten stał się w ten sposób naturalny i bliski”.
Łukasz – modelowy los
Obaj synowie Teresy i Jerzego Kądzielów dorastali wśród książek, słuchając rozmów o książkach, oddychając atmosferą kulturalnych zaciekawień i pasji. Jak mi mówił młodszy brat, Paweł, obaj wcześnie wiedzieli, że będą humanistami.
Łukasz i Paweł skończyli ogólnokształcące liceum im. Narcyzy Żmichowskiej (za rogiem ulicy, przy której mieszkam prawie pół wieku), wspominane z uznaniem i sentymentem przez potomków niejednego „uczonego rodu”.
Podczas studiów historycznych na UW związał się z Komitetem Obrony Robotników, co nie przeszkadzało być jednym z najlepszych studentów na roku, ale uniemożliwiło, naturalne dla takich osób, wejście po uzyskaniu magisterium na drogę naukową. Został opiekunem-asystentem wybitnego historyka, prof. Witolda Kuli, wówczas ciężko chorego, i porządkował jego bibliotekę oraz spuściznę naukową.
Ze wszystkich wspomnień o Łukaszu Kądzieli wyłania się sylwetka humanisty, jaką pamiętam z własnej studenckiej młodości – ożywionego ambicją poznawania jak najwięcej z przeszłości wybranej epoki końca szlacheckiej Rzeczypospolitej, szybkiego, znacznego pomnożenia zasobu tej wiedzy o własne dokonania i przekonania jak największej liczby ludzi o znaczeniu oraz urokach uprawianej dziedziny.
Po Sierpniu wrócił na uniwersytet jako asystent, niebawem adiunkt. W roku 1989 obronił doktorat na podstawie pracy o Fryderyku Józefie Moszyńskim, targowiczaninie, późniejszym marszałku sejmu rozbiorowego w Grodnie, która stała się podstawą wydanej w roku 1993 książki Między zdradą a służbą Rzeczypospolitej. Fryderyk Moszyński w latach 1792-1793.
Tytułowy problem pasjonował autora przez całe – krótkie – życie, stanowiąc przedmiot kwerend archiwalnych i bibliotecznych, temat licznych artykułów i rozpraw publikowanych w „Wieku Oświecenia” i „Przeglądzie Historycznym”. Na pytanie, w którym momencie kompromis staje się zdradą, Łukasz Kądziela odpowiadał bezbłędnie i jednoznacznie swoją postawą i aktywnymi działaniami przeciwko systemowi komunistycznemu. Zapłacił za to licznymi represjami, a 3 maja 1983 roku, kiedy funkcjonariusze SB napadli na klasztor św. Marcina w Warszawie, gdzie mieścił się komitet pomocy represjonowanym, pobili go i wraz z trzema innymi współpracownikami komitetu wywieźli do Kampinosu.
W tekstach naukowych analizował drobiazgowo okoliczności i wyważał argumenty. W ostatnim rozdziale książki o Fryderyku Moszyńskim tak tłumaczy zapatrywania swego bohatera na sytuację po drugim rozbiorze Polski: „Właśnie rozwój gospodarczy, obok promowanego przez Stanisława Augusta rozkwitu edukacji, stanowił ten kierunek działań władz Rzeczypospolitej, który Moszyński uważał za najważniejszy”.
Po otwarciu rosyjskich archiwów dr Kądziela znajdował tam nowe materiały do dziejów końca XVIII wieku, co pozwalało myśleć o nowej interpretacji niektórych znaczących zdarzeń. Na podstawie m.in. tych materiałów przygotowywał rozprawę habilitacyjną, której nie zdążył ukończyć.
Jak wielu wybitnych historyków, a szybko stało się wiadome, że będzie w ich gronie, pragnął dzielić się własnymi ustaleniami faktów, intuicjami dotyczącymi ich interpretacji, ocenami przeszłości. Bardzo interesującym przykładem takiej popularyzacji jest wydana w roku 1991 książka Narodziny Konstytucji 3 Maja, z której dowiadujemy się (po szeroko zarysowanej sytuacji zewnętrznej i wewnętrznej Polski) o obradach Sejmu Czteroletniego, nierzadko z datami dziennymi, i – co nowe na tle wcześniejszej historiografii – o znaczącej roli króla Stanisława Augusta w inspirowaniu przemian ustrojowych zapisanych w ustawie zasadniczej.
Od roku 1993 dr Kądziela pracował, równolegle z zajęciami uniwersyteckimi, w Bibliotece Narodowej, mając tam za zadanie utrzymywanie i rozwijanie kontaktów książnicy ze środowiskami naukowymi i szerzej ze społeczeństwem – na wzór europejski, w połączeniu z aktywnością w pracach Rady Fundacji Pomocy Bibliotekom Polskim. W praktyce oznaczało to działalność badawczą, oświatową, wydawniczą, wystawienniczą. W tej ostatniej młody historyk objawił niepodejrzewane talenty. Nie zdążył zrealizować zaplanowanej w ostatnim roku życia (1997) wielkiej wystawy z okazji dwusetlecia Biblioteki Załuskich, pozostawił zarys jej koncepcji. Od roku 1995 przejął koordynowanie pomocy finansowej udzielanej przez Ministerstwo Kultury i Sztuki Bibliotece Polskiej w Paryżu.
Opowieść o Łukaszu Kądzieli wypada zakończyć tak, jak skończyło się jego krótkie życie wypełnione rozlicznymi działaniami po brzegi. W pół zdania otwierającego nowy rozdział lub nową książkę, w pół kroku na nowej drodze do jasno określonego celu.
Paweł – wybrana droga
Młodszy syn państwa Kądzielów poszedł śladem ojca. Można powiedzieć, że kontynuuje dziedzictwo z poczuciem odpowiedzialności za rozwój ojcowskich osiągnięć, a także tej podstawowej dla inteligenta powinności, jaką sformułował wieszcz w Testamencie moim jednoznacznie: „I przed narodem niosą oświaty kaganiec”.
Urodzony w roku 1958, absolwent warszawskiej polonistyki (podczas studiów przez rok był przewodniczącym studenckiego koła naukowego), miał propozycję pozostania na uniwersytecie, czyli kariery akademickiej. Będąc starszą koleżanką, potrafię docenić taką szansę, wymarzoną przez wielu. Nie skorzystał z niej, choć od lat szkolnych miał żywe zainteresowania humanistyczne – uczestniczył aktywnie w pracach Sekcji Kultury KIK-u, w dyskusjach u dominikanów, ale także gromadził fiszki związane z życiem i twórczością umiłowanego poety, Zbigniewa Herberta.
Syn znakomitego wydawcy dzieł Żeromskiego wybrał edytorstwo jako pasjonujące zajęcie na całe życie. W wywiadzie dla „Nowych Książek” z roku 2010 uzasadnił to bardzo precyzyjnie: „Wydaje mi się, że kolejność – być może nieco idealistyczna – prac nad dziełem pisarza powinna być następująca: bibliografia, kalendarium życia, filologiczna edycja krytyczna dzieł, a dopiero potem monografia twórczości. Ale tę już zazwyczaj pisze ktoś inny”. Młodzi poloniści (starsi też) zwykle pragną być „kimś innym”, mniej ich ciekawi drobiazgowe ustalanie dat powstania utworów, odmianki tekstu w kolejnych wydaniach itp. Myślałam tak, pracując w kolejnych wydawnictwach: Ossolineum, Wiedzy Powszechnej, PIW-ie, doświadczając tylko nieznacznie satysfakcji z udziału w polityce wydawniczej, wówczas państwowej, zatem ograniczonej cenzurą.
Paweł Kądziela zaczął pracować w „Więzi” jesienią 1981 roku, będąc czytelnikiem miesięcznika od czasów szkolnych, znając środowisko ze spotkań w redakcji i w KIK-u. To był moment wyboru drogi życiowej, który sam określa jako świadomy, bez dłuższej walki z ponętą kariery akademickiej, czego nigdy nie pożałował. Łatwiej zrozumieć taką decyzję, podjętą w momencie obudzonej nadziei na to, że będzie można swobodniej (może całkiem swobodnie) dyskutować o losie Polski i Polaków, o najważniejszych potrzebach intelektualnych i duchowych, dostarczać dyskutantom długo niedostępną strawę. Enklawa wolności, jaką była „Więź”, miałaby się rozszerzyć.
Od roku 1986 Paweł Kądziela prowadzi serię wydawniczą „Biblioteka WIĘZI”, w której opublikował już blisko 300 tytułów. Od początku jest to, choć w miarę upływu czasu w coraz mniejszym stopniu, uzupełnianie bibliotek polskich inteligentów o książki wcześniej niedostępne, a konieczne do rozumienia współczesnego świata, miejsca w nim chrześcijaństwa i roli Kościoła Powszechnego; takich jak wybór pism Emmanuela Mouniera Co to jest personalizm, o dzieła literatury emigracyjnej, której obfitość szef Biblioteki WIĘZI poznawał podczas pobytów w Paryżu i Londynie w latach osiemdziesiątych. Spotykał się tam z pisarzami i przedstawicielami polskiej kultury na obczyźnie, wertował emigracyjne archiwa i prasę, którą uważał za cenne źródło wiedzy o literaturze.
Mój rozmówca podkreślał kilkakrotnie, a z użyczonych mi lektur wiem, że czyni to przy niejednej okazji, iż dziwi go niewielkie wśród polonistów zainteresowanie szeroko pojętą pracą dokumentacyjną. Argumentował własnym, bogatym i unikalnym doświadczeniem z redagowania wspomnień, pamiętników, listów, dzienników m.in. Karoliny Lanckorońskiej, Anny Micińskiej, Józefa Czapskiego, Andrzeja Bobkowskiego, Kazimierza Wierzyńskiego, Anny Kowalskiej, Anny Iwaszkiewiczowej, wielu innych osób, które w obraz epoki wpisały „swoje wnętrze”, indywidualne hierarchie faktów historycznych, oceny postaci, własne reakcje na aktualne zdarzenia polityczne.
Mimo wyznania w cytowanym wywiadzie dla „Nowych Książek”, że bardziej lubi czytać i redagować niż pisać, Paweł Kądziela jest autorem – bardzo znaczącej w swoim rodzaju – dwutomowej książki: Twórczość Zbigniewa Herberta. Monografia Bibliograficzna. Nieco zagadkowy (nawet dla polonisty) tytuł kryje owoc długotrwałej pracy „u podstaw’, tj. to wszystko o poecie, co niezbędne temu, kto będzie o nim pisał monografię „kanoniczną”, chyba wolno tak powiedzieć, czyli taką, z której będą się uczyć studenci, a każdy kolejny wydawca utworów Zbigniewa Herberta będzie ją trzymał na redakcyjnym biurku. Obok podstawowej zawartości – kalendarium utworów, ich przekładów na języki obce, kolejnych wydań, publikacji o autorze, jest tam m.in. wykaz „Analogii z utworami Zbigniewa Herberta” (!), dorobek recenzencki, wszelkie wiadomości rzucające światło na tytułową postać.
* * *
W rodzinnej tradycji Kądzielów obecne są wszystkie wątki stanowiące o żywotności humanistyki, którą nazwalibyśmy nowoczesną. Przede wszystkim integralność uwagi zwracanej ku wielu różnorodnym zjawiskom kultury, z akcentem na ich wzajemne oddziaływania. To warte kontynuacji. ?
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.