Inaczej

Leszek Szaruga

Relacjonując swe rozmowy z kolegami z Dalekiego Wschodu, niemiecki fizyk Carl-Friedrich von Weizsäcker, brat byłego prezydenta Niemiec Zachodnich, podkreślał: „Teoria jest, tak to odczuwam, szczególnym dziełem sztuki kultury zachodniej, odróżniającym ją od wszelkich innych kultur. Hindusi i Japończycy powiedzieli mi: «Siłą i granicą waszej kultury jest panowanie logiki arystotelesowskiej»”. Pisał o tym w nawiązaniu do problemów, jakie stwarza poznawanie rzeczywistości odkrywanej przez fizykę kwantową, a wiodące go do stwierdzenia, że „nauka, gdy wierzy, iż jest całą prawdą, jest największym błędem, który kiedykolwiek popełniła ludzkość”, a wreszcie i do wniosków dotyczących istnienia danych elementarnych: „Jeśli dzisiejsza fizyka jest słuszna, to samo pojęcie przedmiotu, na którym fizyka ta jest oparta, jest tylko przybliżeniem”. Ma to, oczywiście, swoje konsekwencje w innych niż fizyka dziedzinach. Zaś przekroczenie ograniczeń, jakie narzuca logika arystotelesowska z jej definicją prawdy, pozwala mu stwierdzić, że „pojęcie sensowne jest tylko wtedy, gdy doświadczona może być jego negacja: bycie tam, gdzie istnieje niebyt”, co zresztą nie jest zaskakujące dla wielkich mistyków, takich choćby jak Mistrz Eckhart. Stawia to wszystko w podejrzenie – pozwolę sobie na taki żarcik – trafność sentencji powiadającej, że dżentelmeni o faktach nie dyskutują. Otóż okazuje się, że dyskutować jak najbardziej nie tylko mogą, ale być może powinni.

Że nie są to kwestie wyłącznie filozoficznej natury – albo inaczej: że kwestie natury filozoficznej dotyczą realnego doświadczenia ludzkich społeczności – zdaje się potwierdzać w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” amerykański wykładowca i pisarz wywodzący się z Kamerunu, Achille Mbeme, podnoszący niefunkcjonalność tego, co określa jako „zachodnią metafizykę dualizmu”, która pozwala na tworzenie przeciwstawień między człowiekiem i światem („napełniajcie ziemię i czyńcie ją sobie poddaną”), a także między społeczeństwami i ludźmi, co powoduje utratę perspektywy globalnej: „W Afryce np. – powiada Mbeme – filozofia skupia się bardziej na kwestii relacji niż na ontologii. W myśli zachodniej, która uprzywilejowała ontologię, wszystko, co istnieje, posiada niejako automatycznie swojego „innego” – to, co przeciwstawne”.

Piszę o tym w kontekście uwag pomieszczonych przed laty w mało chyba znanej i niedocenionej książce wybitnego prozaika i reportera Jana Józefa Szczepańskiego, który, zastanawiając się nad upadkiem cywilizacji indiańskich pisał na kartach tomu Nasze nie nasze : „Dawne kultury statyczne umierały lub upadały nagle z powodu nadmiernej jednorodności, z powodu niedostatku opcji pobudzających proces poszukiwań i wyboru. Ta sama przyczyna może być zalążkiem klęski naszej nowoczesnej cywilizacji”. O tyle to interesujące, że, jak dotychczas, cywilizacja europejska rozwijała się między innymi poprzez zdolność jeśli nie kwestionowania samej siebie, to w każdym razie zdolności budowania wobec siebie dystansu i dokonywania redefinicji oraz przewartościowania własnych wartości wraz ze zmiennymi okolicznościami, w jakich przychodziło jej funkcjonować. Prowadziło to nieraz do rozłamów i konfliktów, czasem, jak choćby w wypadku wojny trzydziestoletniej, dramatycznych, ale jednocześnie nie pozwalało zastygać w raz na zawsze ustalonych sztywnych schematach.

W zglobalizowanym świecie, w jakim żyjemy – a jest to świat o gigantycznym przyroście naturalnym, w którym czynnik demograficzny odgrywa coraz większą, choć rzadko, zwłaszcza przez polityków, dostrzeganą rolę – zdolność do „innego spojrzenia” pozwalającego na wyszukiwanie alternatywnych rozwiązań może okazać się jednym z głównych sposobów przezwyciężania narastających kryzysów, czy to ekologicznych, czy społecznych. W tym ostatnim wypadku chodzi o kwestie związane ze spiętrzającymi się falami imigracyjnymi, ale też z pytaniami o naszą tożsamość, zarówno lokalną, jak ludzką. Być może pomocne mogą się tu okazać doświadczenia innych niż dominująca kultur powstałych poza naszym kręgiem cywilizacyjnym. Pewności w tym względzie mieć nie można, ale warto ten stan rzeczy mieć na uwadze i uczyć się od „obcych”, a przynajmniej – to minimum – poznać ich postawy i je rozumieć. To ostatnie, rzecz jasna, jest najtrudniejsze, bo wymaga porzucenia mniemań o wyjątkowości i „wyższości” naszego widzenia świata.

Oczywiście – można podjąć walkę z globalizacją, niektórzy zresztą od lat już to czynią. Postępują jak aktywiści dziewiętnastowiecznego ruchu niszczycieli maszyn w Anglii. Można z góry przyjąć, że celu nie osiągną, podejmują bowiem wojnę z żywiołem tak od nich samych niezależnym, jak trzęsienia ziemi czy wiatr kosmiczny. Kwestię zatem winni chyba przeformułować i zadać sobie pytanie nie o to, jak z tym walczyć, lecz jak z tym żyć. Bo żyć z tym – czy chcą tego, czy nie – będą musieli. I żeby nie było wątpliwości: czas naprawdę nagli. Kryzys może się okazać zapaścią, ale może też prowadzić do przełomu. Zależy od podejścia.