Przede wszystkim większa autonomia uczelni

Rozmowa z dr. Jarosławem Gowinem, wicepremierem, ministrem nauki i szkolnictwa wyższego

Czy jest pan zadowolony z kształtu ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, w jakim podpisał ją prezydent i w jakim weszła ona w życie?

W lutym tego roku Komitet Polityki Naukowej sformułował listę najważniejszych rozwiązań, od których wprowadzenia uzależniał powodzenie tej reformy. Kiedy pan prezydent podpisał ostateczną wersję ustawy, spotkałem się z KPN. Przeanalizowaliśmy tekst i okazało się, że wszystkie punkty, na których nam najbardziej zależało, zostały w dokumencie zrealizowane. W toku prac parlamentarnych pojawiły się w niej pewne rozwiązania, które są, moim zdaniem, gorsze od tych, jakie zaproponowaliśmy w rządowej wersji ustawy, albo wręcz rozwiązania nieakceptowalne – w tym przypadku mam na myśli dożywotnią niezwalnialność sędziów, którzy są zatrudnieni na uczelniach. Natomiast z naszych rozwiązań, które zostały zmienione, żałuję osłabienia pozycji rady uczelni, a więc pozbawienia jej funkcji decyzyjnych, a pozostawienia tylko funkcji doradczych. Ważne jest jednak to, że udało się obronić ten organ i jestem przekonany, że z czasem jego rola, tak na poziomie ustawowym, jak i faktycznego funkcjonowania szkół wyższych, będzie rosła.

W projekcie ustawy na pewnym etapie pojawił się zapis dotyczący stopniowego wzrostu nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe w powiązaniu z PKB. Nie ostał się on w ustawie, która obowiązuje.

To było rozwiązanie bardzo śmiałe i miałem świadomość, że będzie trudne do przyjęcia dla rządu. Niemniej udało mi się wprowadzić rozwiązania, które gwarantują duży zastrzyk finansowy dla uczelni w najbliższych latach. Mam na myśli dodatkowe miliard trzysta pięćdziesiąt milionów złotych, które znajdą się w przyszłorocznym budżecie. Po drugie, obligacje Skarbu Państwa o wartości trzech miliardów, które zostaną podzielone pomiędzy uczelnie publiczne. Po trzecie, ustawa zawiera jednak pewien mechanizm gwarantujący systematyczny wzrost nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe. Nie tak śmiały, jak bym sobie życzył, tym niemniej te nakłady będą rosły.

W jaki sposób?

Co roku nakłady na naukę będą stanowiły wyższy odsetek polskiego PKB, zaś nakłady na szkolnictwo wyższe będą podlegały waloryzacji o inflację.

Czyli o ile?

Mechanizm waloryzacji środków na naukę, począwszy od 2019 r., podwyższa dynamikę wzrostu PKB o 1,25. Dynamika ta będzie corocznie mnożona przez wyższy mnożnik aż do osiągnięcia w 2028 wartości 2,25.

Z jednej strony ustawa daje uczelniom dużą autonomię organizacyjną, a z drugiej ogranicza możliwość prowadzenia polityki kadrowej poprzez obowiązek zatrudnienia na stanowiskach profesorów pracowników, którzy uzyskają tytuł naukowy.

Bądźmy precyzyjni: na skutek poprawek poselskich osoba, która uzyskuje tytuł profesora, czyli profesurę belwederską, automatycznie ma być zatrudniana na etacie profesora uczelni. Do tej pory tak nie było. Uczelnie miały swobodę, dlatego mieliśmy nawet przypadki profesorów tytularnych, zatrudnionych na stanowiskach adiunktów, co też nie było dobre. Osobiście opowiadam się jednak za jak najszerszą autonomią szkół wyższych i gdyby to tylko ode mnie zależało, tego przepisu by w ustawie nie było. Jednak w stosunku do ogromu pozytywnych zmian, które niesie ze sobą ustawa, uważam tę sprawę za marginalną.

Proszę wskazać rozwiązania, które wraz z Komitetem Polityki Naukowej uznał pan za zasadnicze dla ustawy.

Przede wszystkim chodzi o zwiększenie autonomii uczelni, co powiodło się na wielu poziomach, począwszy od tego, że uczelnie będą mogły swobodnie określać swoją strukturę organizacyjną. Dotacje zastąpimy subwencjami, co oznacza, że uczelnie będą otrzymywać określoną sumę pieniędzy i same decydować, na co je przeznaczą. Subwencja ma dla beneficjentów także wiele innych zalet. Trzeci punkt to wzmocnienie pozycji rektora. Następny – traktowanie uczelni jako jednolitego organizmu, a nie luźnej federacji wydziałów. Piąte rozwiązanie to wyłonienie uczelni badawczych. Szóste – nowe zasady ewaluacji, odchodzące od punktozy i zdecydowanie projakościowe. Kolejne to powiązanie uprawnień do nadawania stopni naukowych z kategoriami, a więc realnymi osiągnięciami naukowymi, a nie formalnymi kryteriami ilościowymi, jak liczba pracowników naukowych. I ostatnie kluczowe rozwiązanie to zastąpienie nieefektywnego modelu studiów doktoranckich interdyscyplinarnymi szkołami doktorskimi z równoczesnym zapewnieniem stypendiów dla wszystkich doktorantów.

Ustawa ma w tytule naukę, a nie obejmuje instytutów Polskiej Akademii Nauk. Ostatnio pojawił się apel środowiska instytutów o wprowadzenie minimalnych wynagrodzeń w tych jednostkach, podobnie jak to ma miejsce w szkołach wyższych i na podobnym poziomie.

Polska Akademia Nauk wiele lat temu zagwarantowała sobie pełną autonomię z wszystkimi jej blaskami i cieniami. Ta niezależność od ministerstwa nauki była przywilejem Akademii, a teraz okazuje się balastem. Jako minister nauki nawet nie dysponuję pełnymi informacjami na temat wynagrodzeń w instytutach PAN. Ustawa o PAN inaczej określa sposób wynagradzania pracowników naukowych. O ile na uczelniach to minister określa minimalne wynagrodzenie, o tyle w instytutach PAN panuje w tym zakresie całkowita autonomia. Jeżeli środowisko PAN jest w stanie zrezygnować z tej cząstki autonomii, to jestem gotów do dialogu w tej sprawie.

Czy sądzi pan, że w najbliższym czasie nastąpi nowelizacja ustawy o Polskiej Akademii Nauk lub włączenie jej do ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce?

Nowelizacja ustawy o Polskiej Akademii Nauk, a właściwie coś znacznie ważniejszego i szerszego, bo po prostu przyszły model Akademii, wymaga pilnej dyskusji, ale nie wymaga pilnej decyzji. W tej kadencji żadne fundamentalne rozstrzygnięcia co do przyszłości PAN nie zapadną. Dla mnie jasna jest jedna rzecz: w chwili gdy rozpoczynamy wyłanianie uczelni badawczych, PAN w obecnym kształcie traci rację bytu, gdyż czołowi badacze będą przechodzić z instytutów na te uczelnie. W tej sytuacji sama Akademia musi zdecydować, w jakim kierunku będzie ewoluowała: czy w kierunku powołania na bazie instytutów nowego uniwersytetu badawczego, czy na przykład w kierunku federalizacji poszczególnych instytutów z uczelniami badawczymi. Być może istnieją też inne możliwości i rozwiązania, ale utrzymanie status quo w PAN będzie prowadziło do marginalizacji tej zasłużonej instytucji.

Czy jest pan zwolennikiem którejś ze wspomnianych opcji?

Nie. Od samego początku powiedziałem naukowcom skupionym w PAN, że czekam na rezultaty dyskusji, która toczy się w Akademii. Niestety, środowisko PAN jest bardzo spolaryzowane i nie widać konkretnych rezultatów tej debaty. Dlatego ostatni rok tej kadencji w znacznej mierze poświęcę na to, żeby we współpracy z Akademią wypracować wariantowe rozwiązania tej kwestii, które przekażę swojemu następcy.

Oprócz rad uczelni bardzo wiele emocji budzi ewaluacja, po pierwsze dlatego, że dotąd nie wiadomo, jak będzie wyglądała, a po drugie dlatego, że od jej rezultatów bardzo wiele obecnie zależy.

To prawda, już teraz kategoryzacja wpływa na poziom finansowania uczelni, a od roku 2021 zależeć od niej będą także uprawnienia do nadawania stopni. Dlatego rozporządzenia dotyczące ewaluacji oraz wykazów czasopism i wydawnictw publikujących monografie musimy przygotować bardzo starannie. Projekt, który wyszedł z ministerstwa, wywołał bardzo ożywioną dyskusję. Napłynęły do nas setki, o ile nie tysiące uwag. Bardzo uważnie je analizujemy. Nie ukrywam, że sam postanowiłem wgryźć się w te uwagi, zwłaszcza krytyczne, i uznałem, że pierwotny projekt ministerstwa musi w kilku punktach ulec istotnej przebudowie. Po pierwsze, inaczej będzie wyglądało sporządzanie listy czasopism i wydawnictw. W pierwotnym projekcie planowaliśmy oparcie tej listy na tzw. SNIP. Po przeprowadzeniu symulacji przekonałem się, że o ile ten wskaźnik daje bardzo dobre wyniki w przypadku niektórych dyscyplin naukowych, to nieco deformuje wyniki, jeśli chodzi o inne, nie tylko humanistyczne, ale także matematykę, fizykę czy informatykę. Dlatego w pierwszym etapie prac nad wyłonieniem listy czasopism referencyjnych zastosujemy do czasopism naukowych kilka obiektywnych wskaźników, nie tylko SNIP, lecz także inne, jak Journal Impact Factor czy kategorię konferencji informatycznych CORE, a może także jakiś inny. Przy zastosowaniu tych wskaźników zbudujemy robocze listy, a następnie poddamy je pod ocenę komitetów eksperckich, w skład których wejdą wybitni przedstawiciele poszczególnych dyscyplin. To oni, sami naukowcy, nadadzą tej liście ostateczny kształt. To pozwoli rozwiać uzasadnione wątpliwości środowiska humanistów, ale także przedstawicieli innych dyscyplin nauki.

Nad listą czasopism i wydawnictw dość długo pracował zespół stworzony przez MNiSW.

Zgodnie z przepisami nowej ustawy zespół ten będzie działał do końca roku. Ma on jednak wciąż ogromną rolę do odegrania: będzie prowadził prace związane z pierwszymi projektami nowych wykazów czasopism i wydawnictw.

Zatem wykaz czasopism jeszcze przed nami i chyba nieprędko?

Tak. Poprosiłem środowisko akademickie o trochę cierpliwości, bo na sporządzenie ostatecznej wersji rozporządzenia o ewaluacji potrzebujemy jeszcze kilku tygodni, natomiast konsultacje na temat tych zmian przynoszą pozytywny efekt i są dobrze oceniane przez środowisko akademickie.

Wciąż pojawiają się pytania, na ile koncepcja ewaluacji jest dziełem urzędników, a na ile naukowców.

Sama koncepcja ewaluacji sporządzona była dokładnie tak, jak tego oczekuje środowisko akademickie. Zamówiliśmy pogłębione badania w zespole, na czele którego stoi profesor Emanuel Kulczycki. Ten zespół, złożony w stu procentach z uczonych, na podstawie własnych badań, ale też analizy rozwiązań przyjętych w różnych krajach Europy i świata, przygotował propozycje, które znalazły odzwierciedlenie w pierwotnym projekcie rozporządzenia ewaluacyjnego. Natomiast w toku dalszej konsultacji ze środowiskiem akademickim wprowadzamy do tego projektu pewne istotne modyfikacje. O jednej już wspomniałem, a teraz powiem o drugiej. W pierwotnym projekcie przewidywaliśmy, że uczelnia będzie mogła w danej dyscyplinie przedstawiać 20% publikacji zamieszczonych w czasopismach z innych, pokrewnych dyscyplin. Pojawiło się zastrzeżenie, że ta restrykcja ogranicza interdyscyplinarność nauki, a przecież jednym z celów Ustawy 2.0 było wspieranie interdyscyplinarności. Po namyśle przychyliłem się do tej uwagi i w ostatecznym projekcie nie będzie takich ograniczeń.

To znaczy, że ocena dorobku psychologii będzie mogła zawierać 30-40% publikacji z innych dyscyplin?

Tak, o ile mają one związek z psychologią.

Czy pozostaje aktualne rozwiązanie stanowiące, że każdy uczony może do ewaluacji przedstawić tylko cztery wybrane prace za okres czterech lat?

Tak. Uważam je za głęboko słuszne. Nie możemy tolerować sytuacji, że około 20% osób zatrudnionych na etatach naukowych czy naukowo-dydaktycznych niczego nie opublikowało w ciągu czterech lat. Takie osoby, jeśli są dobrymi dydaktykami, powinny być przenoszone na etaty dydaktyczne, a jeśli niczym się nie wyróżniają, nie są na uczelni przydatne, powinny z niej odejść. Natomiast równocześnie chcemy odejść od punktozy, dlatego będziemy oceniać tylko najlepsze osiągnięcia naukowe. Każdy będzie mógł zgłosić jedynie cztery prace, a mówiąc ściślej – sloty publikacyjne, bo zdajemy sobie sprawę, że wiele artykułów ma charakter wieloautorski.

Likwidacja minimów kadrowych, którą pan wymienił jako pewną wartość nowej ustawy, budzi zachwyt uczelni niepublicznych.

Także wiele uczelni publicznych, gdyż to rozwiązanie kończy z fikcją zatrudniania emerytowanych profesorów, którzy często nawet nie pojawiają się na uczelniach. Tego typu zjawiska mają charakter patologiczny i to rozwiązanie je eliminuje. Z drugiej strony wprowadziliśmy do ustawy rozwiązanie, które stabilizuje sytuację kadry akademickiej zarówno na uczelniach publicznych, jak i niepublicznych. Mianowicie na studiach o profilu praktycznym  co najmniej pięćdziesiąt procent zajęć będzie musiało być prowadzone przez osoby zatrudnione na etatach, a na studiach o profilu ogólnoakademicki – co najmniej siedemdziesiąt pięć procent zajęć.

Kiedyś padło pytanie, czy te pięćdziesiąt procent to będą mogli być magistrzy.

Teoretycznie tak. Od tego jest jednak Polska Komisja Akredytacyjna, by z takimi zjawiskami walczyć. Nawet uczelnie zawodowe muszą utrzymać charakter wyższy, mają być uczelniami, a nie tylko szkołami.

Mam wrażenie, że w koncepcji uczelni badawczej odeszli państwo od pomysłu wyłonienia tylko kilku najlepszych uczelni. Konkurs Inicjatywa Doskonałości Uczelnia Badawcza zakłada wyłonienie nawet dziesięciu uczelni, a te, które wezmą udział w konkursie, ale nie zostaną badawczymi, też dostaną dodatkowo po 2% swojej subwencji wynikającej z algorytmu. To znaczne uprzywilejowanie, także pod względem wysokości środków, w stosunku do uczelni, które będą mogły uczestniczyć w konkursie Regionalna Inicjatywa Doskonałości. Takie rozwiązanie może trwale podzielić polskie uczelnie na dwie grupy – wyższą i niższą, której trudno się będzie potem z tego poziomu wyrwać.

To błędne wrażenie. Zależy mi na tym, a pewnie nie tylko mnie, żeby w Polsce były uczelnie, które skutecznie potrafią konkurować, i naukowo, i dydaktycznie, ze światową czołówką uniwersytetów. Dlatego zamierzamy wesprzeć kilka uczelni, nie zaniedbując jednak pozostałych szkół wyższych, ale wspierając je w inny sposób, np. przez konkurs Regionalna Inicjatywa Doskonałości oraz innymi programami. Chcę też przypomnieć, że konkurs na uczelnie badawcze będzie miał charakter cykliczny. Te uczelnie, które wygrają pierwszy konkurs, ale nie wykorzystają szansy, nie będą mogły brać udziału w kolejnym konkursie, a w to miejsce będą wchodziły inne szkoły wyższe, które dzięki swej pracy, dobremu zarządzaniu uzyskają odpowiednie wyniki w ewaluacji.

Rozumiem, że szczegółowe warunki konkursu poznamy dopiero w rozporządzeniu czy też regulaminie konkursu na uczelnie badawcze?

Tak. Zamierzamy rozpocząć procedurę wyłaniania uczelni badawczych już w roku 2019, a ekspertami, którzy wskażą zwycięzców konkursu, będą wybitni uczeni zagraniczni, tak żeby nie było jakiegokolwiek podejrzenia o konflikt interesów.

Moje wątpliwości budzą kwoty przeznaczone na oba konkursy, tj. znacznie niższa kwota na Regionalną Inicjatywę Doskonałości.

Uczelnie, które uzyskają status uczelni badawczych, dostaną o 10% wyższą subwencję. Pozostali uczestnicy tego konkursu dostaną po 2% swojej subwencji, a zatem nie stracą znacząco dystansu do zwycięzców. Te szkoły wyższe, które nie mogą wziąć udziału w konkursie na uczelnię badawczą, mogą ubiegać się o środki na realizację konkretnych projektów w Regionalnej Inicjatywie Doskonałości. Ten konkurs już trwa, otrzymaliśmy projekty, które teraz są oceniane przez ekspertów i wkrótce poznamy wyniki konkursu. Zwycięzcy otrzymają znaczące środki na rozwój „wysp doskonałości” w swoich regionach.

Ustawa właściwie nie odnosi się do uczelni niepublicznych. Czy to nie jest zaniechanie?

Nie. Jeśli chodzi o obszar nauki, uczelnie niepubliczne działają na takich samych zasadach jak publiczne – mogą poddać się ocenie i na jej podstawie otrzymać dotację statutową, mogą brać udział w konkursach grantowych na tych samych zasadach co publiczne. Zasadnicza różnica polega na tym, że uczelnie niepubliczne nie otrzymują dotacji podstawowej, czyli na działalność dydaktyczną. W związku z tym mają znacznie szerszą autonomię, bo nie obowiązują ich wszystkie rygory związane z dotacjami, a w przyszłości z subwencjami.

Mimo wprowadzenia kar finansowych za łamanie prawa przez uczelnie, minister ma stosunkowo słabe narzędzia nadzoru nad szkołami wyższymi.

Nie chciałbym, żeby ustawa dawała jakiemukolwiek ministrowi możliwości ręcznego sterowania uczelniami. Autonomia szkół wyższych jest wpisana w polską konstytucję, a moim zdaniem wpisana jest też w konstytucję samej nauki. Nie da się jej bowiem uprawiać inaczej niż w sposób wolny. Uważam, że te instrumenty nadzoru, które ustawa 2.0 daje ministrowi, są wystarczające.

Mankamentem ustawy jest brak stanowczych uregulowań dotyczących nierzetelności akademickiej, zwłaszcza systemu obowiązujących kar.

Staraliśmy się zaostrzyć przepisy dotyczące etyki akademickiej. Mam świadomość, że znacznie więcej zależy tu od świadomości i kultury, a nie rzeczników dyscyplinarnych. Ministerstwo od wielu lat, a więc nie tylko w ostatnich latach, lecz także za moich poprzedników, kładzie ogromny nacisk na walkę z plagą plagiatów, nie tylko wśród naukowców, lecz także wśród studentów. Cieszę się, że wkrótce wejdzie do użytku Jednolity System Antyplagiatowy, który przygotowano pod auspicjami ministerstwa. Dostęp do niego będzie bezpłatny dla wszystkich uczelni w Polsce.

Ten system ma już rok opóźnienia, a niektórzy uważają, że wciąż nie jest gotowy.

Monitorujemy postępy prac, których realizacją zajmuje się Ośrodek Przetwarzania Informacji. Moim zdaniem nowy termin oddania tego systemu do użytku, czyli początek 2019 roku, nie jest zagrożony.

JSA to była jedna z pierwszych inicjatyw pana zespołu w ministerstwie. Nie ma pan wrażenia – z perspektywy tych kilku lat – że lepiej byłoby wykorzystać jeden z gotowych, już istniejących na rynku systemów?

Kłamałbym mówiąc, że jestem ekspertem od tych spraw. Gdy zostałem ministrem, okazało się, że mamy przeznaczyć sto milionów na rozproszone systemy, które będą stosowane przez kilkadziesiąt uczelni w Polsce, a z drugiej strony możemy za kilkanaście milionów zbudować własny system, który będzie bezpłatnie udostępniany wszystkim uczelniom. Elementarna troska o wykorzystanie środków publicznych dyktowała to drugie rozwiązanie. Chcieliśmy stworzyć system dostępny dla wszystkich, a nie tylko dla tych, których na to stać.

Trwa ostry konflikt między rektorem a częścią społeczności akademickiej Politechniki Opolskiej. Jednym z wątków jest płaca rektora i źródła jej finansowania. Czy nowa ustawa zmienia coś w zakresie kształtowania płac rektorów?

Pod tym względem nic się nie zmienia. Wynagrodzenie rektora pochodzi ze środków publicznych i powinno być poddane publicznej kontroli. Trzeba pamiętać, że wszystkie środki, którymi dysponuje uczelnia publiczna, są środkami publicznymi. Różne może być tylko źródło ich pochodzenia – dotacje i subwencje z budżetu państwa, przychody własne uczelni. W przypadku rektorów wysokość wynagrodzenia ustala minister, zasadnicza część ich wynagrodzenia jest finansowana ze środków przekazywanych uczelniom w ramach dotacji (od 1 stycznia 2019 r. – subwencji). Pojawiają się również wnioski o przyznanie rektorom dodatków, które mają być sfinansowane z przychodów własnych uczelni. Taka sytuacja miała miejsce między innymi w przypadku rektora Politechniki Opolskiej, któremu został przyznany, na wniosek Senatu, dodatek, który ma być finansowany z przychodów własnych uczelni (źródeł innych niż dotacje z budżetu państwa).

Jest pan gorącym zwolennikiem dydaktycznej ścieżki kariery akademickiej, tymczasem w środowisku wciąż nie została ona do końca zaakceptowana. Jak by pan przekonał do tego rozwiązania niedowiarków?

Rzeczywiście, jestem zwolennikiem tego rozwiązania. Gdy byłem stypendystą Uniwersytetu w Cambridge, to obok licznych laureatów Nagrody Nobla spotkałem wśród kadry wielu wybitnych dydaktyków, którzy własną działalność naukową już dawno odwiesili na kołek, a prowadzili zajęcia na najwyższym poziomie. Byli oni cenieni na uniwersytecie równie wysoko, co znakomici badacze, także pod względem finansowym. Wprowadzenie dydaktycznej ścieżki kariery akademickiej, zwieńczonej stanowiskiem profesora uczelnianego, bo przecież nie tytułem naukowym, to postulat części środowiska akademickiego, np. Obywateli Nauki. Uważam, że nadeszła najwyższa pora, aby docenić tych, którzy decydują o jakości kształcenia akademickiego.

Na etapie procesu legislacyjnego powstały opóźnienia w stosunku do przewidywanego harmonogramu. Czy nie zagrażają one terminowości wdrożenia ustawy?

Nie. One tylko wymuszają ścisłe trzymanie się kalendarza. Ustawa jest rozpisana na szereg lat. W tym kalendarzu nie ma już luzów. W najbliższym roku akademickim najważniejsze jest to, aby wszyscy pracownicy naukowo-dydaktyczni i naukowi przypisali się do na nowo zdefiniowanych dyscyplin oraz żeby uczelnie przygotowały nowe statuty, bo będą one pełniły znacznie ważniejszą rolę niż dotychczas.

Co ministerstwo robi, żeby ta ustawa została skutecznie i terminowo wdrożona?

Po pierwsze, stworzyliśmy trzy zespoły monitorujące reformę: pierwszy na poziomie ministerialnym, drugi na poziomie rządowym – bo trzeba pamiętać, że są uczelnie, które podlegają innym ministerstwom – oraz trzeci, składający się z przedstawicieli świata akademickiego. Po drugie, zorganizowaliśmy serię szkoleń, które trwać będą jeszcze przez długie miesiące. Trzeci sposób troskliwego monitorowania wdrożenia to bardzo szerokie konsultacje, które na nowo rozpocząłem ze środowiskiem akademickim już w połowie sierpnia. Mogę zapewnić, że dopóki ja jestem ministrem szkolnictwa wyższego, to takie konsultacje we wszystkich sprawach będą prowadzone.

Mimo ponad dwóch lat konsultacji ustawy, wciąż są w środowisku akademickim osoby, które twierdzą, że nie była ona dostatecznie konsultowana.

No cóż, autorów głosów krytycznych na ogół nie widziało się ani na konferencjach Narodowego Kongresu Nauki, ani w setkach innych sympozjów i dyskusji dotyczących reformy. Jeśli ktoś milczał prawie trzy lata, niech się teraz nie skarży, że jego głos nie został wysłuchany.

Ustawa dopiero zaczyna być wdrażana, a już mówi się o potrzebie jej nowelizacji. O co chodzi?

To są drobne doszlifowania szczegółowych przepisów, wynikające po części ze zmian wprowadzonych na etapie prac parlamentarnych, a po drugie takich, które trzeba doprecyzować, aby nie pozostawiały miejsca na rozbieżne interpretacje.

Parlament zdemolował ustawę?

Nie. Widziałem, jakie kontrowersje ta ustawa budzi w środowisku akademickim, a nawet w moim zapleczu politycznym i parlamentarnym. Spodziewałem się też, że swoje trzy grosze dorzuci opozycja. Mam też świadomość, że byli tacy, którzy mieli nadzieję, że ta ustawa nigdy nie ujrzy światła dziennego. Zatem siłą rzeczy jakieś zmiany w projekcie musiały się pojawić na etapie procesu legislacyjnego. Jednak wersja, którą ostatecznie podpisał prezydent, jest rozsądnym kompromisem.

Ile kosztowało przygotowanie ustawy i jaki będzie koszt jej implementacji?

Koszt konsultacji to ponad 5 mln zł, ale proszę zwrócić uwagę, że ustawa powstała w dialogu ze środowiskiem akademickim, a mówimy o największych konsultacjach po 1989 r. W konsultacjach wzięło udział ok. 7 tys. osób, trwały dwa lata i zostały uznane za wzorcowe przez Komisję Europejską. Skuteczna komunikacja na taką skalę wymagała środków, ale każda złotówka została wydana w słusznym celu.

Wydatki na wdrażanie ustawy to przede wszystkim koszt szkoleń, na które środowisko akademickie bardzo czekało – są całkowicie pokrywane z projektu PO WER, więc nie uszczuplają budżetu resortu. Trudno lepiej wydać te pieniądze.

Niegdyś zadeklarował pan, że zadaniem ministerstwa na drugą połowę kadencji będzie informatyzacja. Czy to aktualne zadanie w sytuacji opóźnienia ustawy i napiętych terminów jej wdrażania?

Zostało już niewiele czasu, mniejsza część tej kadencji, jednak informatyzacja nauki i szkolnictwa wyższego jest bardzo ważna, bo ściśle związana z wdrażaniem reformy. Intensywnie współpracujemy z OPI. Jestem zadowolony z tego, jak ten instytut funkcjonuje, i jestem przekonany, że podoła zadaniom, jakie przed nim stoją w zakresie informatyzacji.

Które zadanie informatyczne są najpilniejsze?

To wszystko, co ma związek z ewaluacją.

Rozmawiał Piotr Kieraciński