Otwartość to postawa w nauce

Ewa Wróblewska-Trochimiuk

O otwartym dostępie napisano już wiele, nie ma więc potrzeby wymieniać nowych racji, które miałyby przekonywać do zalet tego modelu publikowania. Jako najważniejszy podaje się oczywiście pragmatyczny argument finansowy: podatnik powinien mieć swobodny i bezpłatny dostęp do wyników badań prowadzonych i finansowanych z budżetu państwa, a zatem i z kieszeni tegoż podatnika. Idealiści dodają, że koncepcja otwartego dostępu to nic innego jak powrót do pierwotnych założeń nauki, zgodnie z którymi jest ona działalnością ludzką polegającą na wymianie myśli, konfrontowaniu wyników badań oraz prowadzeniu naukowej dyskusji. Na mocy tego argumentu ograniczanie dostępu do wyników badań przeczy idei nauki.

Oba stanowiska – choć dotyczą dwóch zupełnie różnych aspektów zjawiska – są niezwykle ważne. Moim zamiarem jest jednak nie tyle ponowne przywołanie pojawiających się już w dyskusji głosów, ile zwrócenie uwagi na kwestię fundamentalną. Otwarty dostęp jako model publikowania to w moim przekonaniu kropla w morzu, zaledwie jeden z przejawów szerszego zjawiska: otwartości jako postawy naukowej i elementu naukowej etyki.

Choć świat akademicki nigdy się do tego nie przyzna, w nauce wciąż rzadko mamy do czynienia z autentyczną postawą otwartości. Doskonale widać to w sposobie komunikowania się naukowców z otaczającym ich światem. W społeczeństwie dominuje przekonanie, że naukowcy są otwarci na dyskusje, pragną konfrontować wyniki swoich badań i marzą o tym, by ze swoimi naukowymi ustaleniami dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców. W rzeczywistości jednak przedstawiciele świata akademickiego niekoniecznie chętnie wystawiają się na krytykę, niezbyt ochoczo wchodzą w dyskusje, zamykają się w swoim hermetycznym języku, lubują w naukowym żargonie, często wręcz marzą o tym, by prowadzić badania z dala od świata, w zaciszu swoich gabinetów i nie konfrontować ich nawet z własnym środowiskiem. Spora część badaczy z oporem ogłasza wyniki swoich badań. Powodem takiej sytuacji jest oczywiście bardzo zróżnicowany poziom odkryć naukowych, ale przede wszystkim lęk przed krytyką.

Postawa i sposób myślenia

Jest to o tyle trudne do zrozumienia, że podejmując się uprawiania nauki już na samym początku wyraża się zgodę na weryfikację i krytyczną ocenę dokonań. Jako naukowcy świadomie przystajemy na to, że w każdym momencie ktoś może powiedzieć „sprawdzam”: kiedy oddajemy do recenzji pracę magisterską lub doktorską czy podczas publicznej obrony doktoratu bądź kolokwium habilitacyjnego, czy wówczas, gdy na konferencji prezentujemy referat, czy wreszcie – gdy publikujemy nasze teksty. Ci, którzy czują paraliżujący lęk przed ogłaszaniem wyników badań, powinni raczej zmienić zawód.

Promocja otwartego dostępu powinna być poprzedzona gruntowną edukacją z zakresu otwartości, rozumianej jako postawa i sposób myślenia w nauce. Przyjęcie takiej postawy wiąże się z koniecznością uznania wcale nadal nie tak oczywistych zasad: uczciwości i sumienności naukowej, rzetelnego i odpowiedzialnego podejścia do badanego problemu. Tak rozumiana otwartość powinna rzutować również na styl uprawiania nauki i sposób prowadzenia wywodu – dbałość o jego logikę, spójność, przejrzystość i komunikatywność. Można więc z powodzeniem uznać, że w tym sensie otwartość to po prostu troska o jakość nauki.

Promocja otwartości jako wartości to w moim przekonaniu zadanie dla przedstawicieli nauk humanistycznych i to właśnie humaniści powinni się stać jej najzagorzalszymi adwokatami, a w konsekwencji również promotorami otwartego dostępu. Po pierwsze, otwartość jest wbudowana w humanistykę, w ramach której nie zawsze bada się rzeczywistość taką, jaką ona jest, ale uczy się o niej mówić na różne sposoby. Celem humanistyki nie jest dążenie do obiektywności, lecz do zrozumienia, jak ludzie budują swoje światy i jak starają się do nich przekonać innych. Żeby tę różnorodność i wielość narracji dostrzec, trzeba się cechować nie tylko określoną wrażliwością, lecz także, a może przede wszystkim – otwartością. Jej pochodnymi są zaś ciekawość ludzkich poglądów, otwartość na obcość i potrzeba przełożenia jej na własny język. Ten – nazwijmy go – konwersacyjny model humanistyki przyjmuje otwartość za swą wartość podstawową i obliguje nas do jej aktywnej promocji. Humaniści mają – lub powinni mieć – naturalne predyspozycje do kształtowania takiej postawy, także w obszarach innych niż tylko nauka.

Humanistyka i siła przebicia

Po drugie, uznanie otwartości za cechę flagową humanistyki jest dla tego obszaru nauki niepowtarzalną szansą na uzasadnienie jej uprawiania. Nawiązuję tu w sposób oczywisty do toczącej się od wielu lat dyskusji o kryzysie humanistyki i prób podważania zasadności jej istnienia (i finansowania). Humaniści, inaczej niż np. przedstawiciele nauk medycznych, nie dążą do rozwiązywania problemów, a jedynie je uwidaczniają. Nie mają na celu ustalenia jednego języka opisu, lecz zwracają uwagę na wielość i różnorodność takich języków. W ten sposób nauki humanistyczne opierają się zaszufladkowaniu jako nauki nieużyteczne, w znikomy sposób przyczyniające się do budowania ogólnoludzkiego dobrobytu. Otwartość i umiejętność rozumienia różnych języków opisu świata to sedno tego obszaru nauk. Naturalną konsekwencją tak rozumianej humanistyki jest więc konieczność komunikowania się w sposób otwarty. Jednym z elementów takiej komunikacji jest zaś publikowanie w modelu otwartym. Humanistyka ze względu na wieszczony jej kryzys bardziej niż inne gałęzie nauki powinna szukać dla siebie medium zapewniającego jej dostateczną siłę przebicia, medium, za pomocą którego demonstrować będzie wytwarzane w jej ramach treści, a tym samym własną relewantność. Otwarty dostęp, rozumiany właśnie jako narzędzie komunikacji, przyczynia się zasadniczo do zwiększenia widzialności humanistyki, a tym samym do podkreślania znaczenia prowadzonych w jej obszarze badań.

Co więcej, otwartość, a co za tym idzie otwarte publikowanie, świadczy o tym, w jaki sposób odnosimy się do wspólnoty, do której należymy, lub w jaki sposób ją tworzymy. Otwartość w nauce to tworzenie wspólnoty dyskusji i polifonicznego namysłu, nawet jeśli w jej obrębie zdarzają się opinie skrajnie różne. Wyrażane od jakiegoś czasu zwątpienie w zasadność uprawiania humanistyki wynika między innymi z braku zrozumienia jej sedna, będącego konsekwencją niemożności porozumienia się. Humanistom nie pozostaje więc nic innego, jak nauczenie innych własnego języka, odkrycie swojej fundamentalnej zasady, jaką jest właśnie otwartość. Szansą na przyspieszony kurs humanistycznej wrażliwości i otwartości jest natomiast otwarty dostęp. Pożądanymi skutkami ubocznymi tego kursu będzie jednocześnie promocja czytelnictwa, trening wyobraźni, przywrócenie wiary w bogactwo świata duchowego.

W książce Not for Profit: Why Democracy Needs The Humanities (2010) Martha C. Nussbaum pisze, że współczesna demokracja potrzebuje obywateli mających między innymi zdolność przekraczania lokalnych uwarunkowań i traktowania globalnych problemów z perspektywy obywatela świata. To właśnie dzięki sprzężeniu humanistyki z otwartością jako postawą etyczną możliwe jest kształtowanie takich obywateli, o których pisze amerykańska filozofka. Otwartość bowiem to umiejętność wykroczenia poza to, co osobiste oraz zestrojenie własnego języka z językiem, którym mówi świat.

Czy można ją kształtować na poziomie instytucjonalnym? Oczywiście. Potrzebujemy jednak dużych zmian strukturalnych w obrębie nauki. Powinny one zajść na każdym poziomie – od właściwego ministerstwa, poprzez jego agencje, aż po instytuty i instytucje. Te zmiany jednak wprowadzają ludzie, nie komputery. Może warto zasięgnąć opinii humanistów w tej sprawie.

Dobry przykład

O tym, że głębokie zmiany są możliwe, świadczy na przykład sytuacja w jednym z humanistycznych instytutów Polskiej Akademii Nauk, w którym pracuję. W 2017 roku Rada Naukowa zatwierdziła instytucjonalną politykę otwartego dostępu (open mandate ), stosowaną do publikacji i danych badawczych. Jednogłośne poparcie tej polityki zbiegło się w czasie z ostatnim etapem procesu kształtowania postaw otwartości w jednostce – przejściem instytutowego wydawnictwa do trybu publikowania wyłącznie w modelu open access . Dokument ten był zwieńczeniem wieloletnich systematycznych działań: budowy ponadinstytucjonalnego repozytorium, które ostatecznie połączono z platformą wydawniczą, oraz transformacji ośmiu wydawanych tu, wysoko punktowanych czasopism naukowych, które obecnie dostępne są wyłącznie w otwartym dostępie (dla zainteresowanych link: https://ispan.waw.pl/journals/). Zmiany te przyczyniły się do gruntownych przeobrażeń naszych czasopism. Publikujemy w nich teksty naukowców z całego świata we wszystkich językach słowiańskich i w języku angielskim, a formuła open access okazała się jednym z czynników zachęcających zagranicznych naukowców do publikowania. W wydawnictwie przyjęto złoty model, przy czym za publikację nie pobierane są opłaty. Artykuły poddawane są recenzji (double blind peer review ) oraz skrupulatnemu procesowi redakcji. Informację na temat polityki wydawniczej zawiera baza Sherpa/Romeo: http://www.sherpa.ac.uk/romeo/search.php. Przestrzegane są tu także wytyczne organizacji Committee on Publication Ethics (COPE), której instytut jest członkiem. Tak sprofilowana działalność wydawnictwa wymaga dużego nakładu pracy, ale przede wszystkim jasno określonej wizji, czemu służyć ma także powołanie w jednostce pełnomocnika ds. otwartego dostępu. W celu zapewnienia spójności działań funkcję tę powierzono kierowniczce wydawnictwa. Realizacja tak zakrojonej polityki otwartego dostępu, polegająca nie tylko na publikowaniu własnych tekstów w otwartym dostępie, ale również na współtworzeniu postaw otwartości, to działanie o charakterze całościowym, wymagające holistycznego spojrzenia na sprawy jednostki.

Krzewienie idei otwartości odbywa się również na poziomie planowanych grantów. Mimo że w Polsce nie istnieją jeszcze jednolite instrukcje agencji ministerialnych odpowiedzialnych za finansowanie badań naukowych, na poziomie instytutu publikacje będące efektami grantów są planowane niemal wyłącznie jako pozycje w open access . Obecnie stoimy przed wyzwaniem otwierania tzw. surowych danych badawczych, którymi w naszym przypadku są nagrania i materiały pozyskane podczas badań terenowych. To zadanie wymagające zaangażowania całego zespołu naukowców, mających doświadczenie w pracy z takimi danymi, świadomych zagrożenia płynącego z ich „uwolnienia”, ale również przekonanych o potrzebie ich upubliczniania. Przy wspólnym namyśle nad jednolitą strategią publikowania tego typu nieopracowanych materiałów potrzebne są także konsultacje z zespołem prawników. Widzimy to jako zadanie na najbliższą przyszłość.

Promocja wciąż potrzebna

Do kształtowania postawy otwartości i konsekwentnego promowania idei otwartego dostępu nie zniechęca nas fakt, że aktualnie nie jest on jeszcze ewaluowany na poziomie ministerialnym. Nie miało to znaczenia w ostatniej ewaluacji jednostek naukowych, obejmującej lata 2013–2016, i nic nie wskazuje na to, żeby sytuacja miała się zmienić w kolejnej ewaluacji, której projekt został już ogłoszony. Warto jednak zauważyć, że baza Polska Bibliografia Naukowa (PBN) zbiera informację o materiałach wydawanych w trybie open access , co być może w przyszłości przełoży się na „punkty”, które jednostki zbierają w czasie ewaluacji, i ich ocenę.

O tym, że promocja otwartości i otwartego dostępu jest wciąż potrzebna, świadczy także niedawne niefortunne sformułowanie o open access w komunikacie wydanym przez Narodowe Centrum Nauki dotyczącym tzw. predatory journals . W komunikacie tym zostały one scharakteryzowane jako te, które „przedkładają swój własny zysk ponad etykę badań naukowych i zasady publikowania wyników, dlatego najczęściej publikują artykuły za opłatą w tzw. złotym otwartym dostępie (gold open access )”. Choć drapieżność czasopism została zdefiniowania celnie, w środowisku naukowym – zarówno wśród promotorów otwartego dostępu, jak i tych, którzy wciąż nie są do niego przekonani – zawrzało. Pierwsi oburzyli się tym, że NCN zniechęca do otwartego dostępu, drudzy zaś uznali, że to potwierdzenie ich obaw. Choć wydawać by się mogło, że kilka lat promocji otwartości powinno przynieść już oczekiwane rezultaty, okazuje się, że przed nami jeszcze sporo pracy.

Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że internet i otwarty dostęp są dzisiaj dla nauki tym, czym kiedyś było wynalezienie przez Gutenberga druku. Dają możliwość rozpowszechnienia idei na bardzo szeroką skalę i tworzą szansę na prowadzenie światowego dialogu. Open access to krótko mówiąc technologiczna możliwość dotarcia dalej, niż sobie do tej pory wyobrażaliśmy. To jednak nie tylko model publikowania, lecz także postawa transparentności i otwartość na dzielenie się w obrębie nauki i poza nią. Bez nich uprawianie nauki jest bezzasadne.

Dr Ewa Wróblewska-Trochimiuk , doktor nauk humanistycznych w zakresie kulturoznawstwa, slawistka, kroatystka, kulturoznawczyni