Strzelba wisi na ścianie

Rozmowa z Piotrem Müllerem, podsekretarzem stanu w Ministerstiwe Nauki i Szkolnictwa Wyższego, o ustawie Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, która niedawno została przyjęta przez Parlament

Zacznijmy od celów tej ustawy.

Może nawet od diagnozy, bo wyjaśnia ona potrzebę zmiany prawa w obszarze szkolnictwa wyższego i nauki. Problemy od lat się nawarstwiały, a zauważyło je samo środowisko akademickie, które od dłuższego czasu myślało o nowej ustawie. Pierwszym problemem jest umasowienie szkolnictwa wyższego, które spowodowało spadek jakości kształcenia. Do tego dołączył się niż demograficzny. Brak kandydatów na studia sprawił, że ci gorzej przygotowani trafiali nawet na najlepsze uczelnie, zatem traciły one elitarny charakter. Kolejna sprawa to niski poziom kształcenia na studiach doktoranckich i ich słaba efektywność, wynikająca m.in. z tego, że nie istnieje powszechny system stypendialny. Dane pokazują, że mimo ogromnej liczby doktorantów, liczba nadanych stopni doktora nie zwiększyła się. Kolejna sprawa to nieefektywność badań interdyscyplinarnych, zamykanie się w wąskich dyscyplinach, co m.in. spowodowane jest rozdrobnieniem dyscyplin – mamy ich chyba najwięcej na świecie. Następna kwestia to niezadowalający poziom relacji nauki i biznesu, zwłaszcza wykorzystania nauki dla poprawy innowacyjności gospodarki, a to ona powinna być dźwignią nowoczesnej gospodarki. Dochodzi do tego nieefektywny poziom funkcjonowania systemu, szczególnie wewnętrznej organizacji uczelni. Na te wszystkie wyzwania odpowiedzieliśmy w rozwiązaniach wprowadzanych przez nową ustawę. Są to narzędzia. Celem jest poprawa jakości i efektywności badań naukowych w Polsce. Zdajemy sobie sprawę z tego, że przez ostatnie ćwierćwiecze polskie szkolnictwo wyższe nastawione było głównie na dydaktykę, i to nie na tę najwyższych lotów, na czym cierpiały badania naukowe. W szczególności problem ten dotknął nauk humanistycznych i społecznych, gdzie dydaktyka jest tania i łatwiej było na niej zarobić niż na prowadzeniu badań. Zależy nam, aby poziom badań był wyższy. Robimy też mocny zwrot w priorytetach państwa. Przesuwamy zatem nacisk z masowej dydaktyki na system, w którym dużo większego znaczenia nabiorą badania naukowe. Jesteśmy przekonani, że ich wysoki poziom to nie tylko korzyść dla gospodarki i społeczeństwa, ale także szansa na poprawę jakości dydaktyki akademickiej. Zmienia się system ewaluacji nauki, system finansowania, uzależniony teraz od jakości badań, a nie od pogłównego, system awansów naukowych. Kolejna rzecz to funkcjonowanie systemu. Wyszliśmy z założenia, że uczelnie, jako organizmy mniejsze, szybciej dostosują się do zmian otoczenia niż państwo, zatem proponujemy dużą swobodę w kształtowaniu ich struktury i sposobu działania. Państwo powinno dawać tylko szerokie ramy, a nie regulować każdą kwestię. Moim zdaniem, w pierwotnym projekcie ustawy było to oddane znacznie lepiej niż w obecnej wersji, ale musimy liczyć się z opinią partnerów społecznych.

Duże kontrowersje budziło powołanie i uprawnienia rad uczelni, co miało ograniczać autonomię uczelni.

Zarzut o ograniczanie autonomii jest nietrafny. Rada uczelni może składać się w większości z osób z uczelni, choć połowa członków rady – minus jeden – powinna pochodzić spoza niej. Oczywiście uczelnie mogą sobie wybrać rady składające się tylko z osób spoza uczelni, koniecznie z przedstawicielem studentów. Ustawa powstawała w drodze dyskusji, a zatem i kompromisów. Ustąpiliśmy w wielu sprawach dotyczących uprawnień rady, np. zgodziliśmy się, żeby to senat, a nie rada, przyjmował strategię uczelni. Rada nie będzie też wyłącznym organem, który zgłasza kandydatów na rektora. Ma ona jednak wyraźne kompetencje, na przykład będzie przyjmowała plan rzeczowo-finansowy i rozliczała rektora z jego realizacji. Zależy nam na dobrym zarządzaniu uczelniami także pod względem finansowym, choć nie mówimy o zamianie uczelni w przedsiębiorstwa. Uczelnie nie działają dla zysku, jednak powinny swoimi zasobami gospodarować racjonalnie. Kontrola ze strony rady wydaje się dobrym rozwiązaniem w tym zakresie. Podobnie jak kompetencje rady w dyskusjach rozstrzygnęła się sprawa habilitacji. W rezultacie konsultacji ze środowiskiem habilitacja, którą chcieliśmy znieść, pozostała. Stworzyliśmy system łączący świat bez habilitacji i ten z habilitacją.

Czy rady będą miały większe kompetencje niż te, które wynikają z prawa dostępu do informacji publicznej?

Tak. Jest to inny tryb, który został opisany w ustawie. Rada może wzywać rektora do złożenia wyjaśnień. Senat również ma dostęp do kluczowych danych. Ostatecznie to statuty określą szczegółowo wzajemne zależności.

W jakim stopniu władza rektora jest faktycznie wzmacniana w ustawie?

Nie wiem, czy w ogóle można mówić o znaczącym zwiększeniu kompetencji rektora. W jednej sprawie ustawa zdecydowanie je zwiększa – mianowicie rektor może powoływać osoby na stanowiska kierownicze, jednak ustawa mówi, że powoływanie i odwoływanie następuje na zasadach określonych w statucie. Na każdym kroku podkreślamy ogromną rolę statutu, czyli autonomicznych decyzji uczelni.

Zatem naprawdę to senat określi zasady obsadzania stanowisk kierowniczych w uczelni.

Senat nikogo nie zmusi do powołania tej czy innej osoby. Wyobrażam sobie sytuację, że rektor ma prawo powołać dziekana tylko spośród kandydatów wskazanych przez radę wydziału. Oczywiście legislacyjnie nie jest możliwe wskazanie tylko jednego kandydata, bo to oznaczałoby, że rektor nie ma żadnego wyboru; zabiera mu się kompetencje, które daje mu ustawa.

Czyli nie ma żadnego zwiększenia kompetencji rektora?

Jednak obsada stanowisk kierowniczych, czyli dobór współpracowników, to ważna kompetencja. Wiele emocji budzą kompetencje, które rektorzy mają już teraz, czyli na przykład tworzenie struktury organizacyjnej uczelni. Przecież już w tej chwili rektor może zlikwidować wydział jedną decyzją, zasięgając opinii senatu, która jednak nie jest wiążąca. Pozycja rektora ustalona w ustawie pozwala na skuteczne zarządzanie uczelnią. Obecnie rektor nie jest na przykład w stanie wymusić na wydziałach, aby korzystały z jednej uczelnianej domeny internetowej. Możliwości zmiany struktury bardzo ograniczają w tej chwili przypisane do wydziału uprawnienia. Zmieni się to, gdy uprawnienia trafią na poziom uczelni. To również wzmocni kompetencje rektora. Statut tylko zadecyduje, jaki organ uczelni będzie je realizował.

Zgłaszana jest wątpliwość, w jaki sposób senat będzie mógł nadawać stopnie.

A jak to robią wydziały wielodyscyplinarne? Tak, jak w przyszłości będzie to robił senat. Może on jednak przekazać te uprawnienia powołanym przez siebie organom. Nadawanie stopni może się odbywać przez inny organ uczelni określony w statucie, np. aktualne rady wydziałów.

Czyli mogą być powoływane dyscyplinowe komisje doktorskie i habilitacyjne?

Oczywiście. Będzie to organ uczelni odpowiedzialny za awanse w danej dyscyplinie bądź dziedzinie, gdyż doktoraty można będzie uzyskiwać w dziedzinie, a nie tylko w dyscyplinie. Jeżeli uczelnia ma w danej dziedzinie ponad połowę uprawnień do nadawania stopnia naukowego doktora, to będzie mogła nadawać doktorat w dziedzinie, czyli np. doktorat z nauk społecznych, a nie z socjologii. Należy zauważyć, że gdy wydział będzie miał dość jednorodny charakter, komisją może być po prostu rada wydziału. Z drugiej strony ta zasada daje możliwość, by w jednej komisji połączyć pracowników z całej uczelni pracujących w danej dyscyplinie czy dziedzinie. Zarzuca się nam, że utrudnimy badania interdyscyplinarne, przypisując coś do dyscyplin. Jednak przecież konsolidujemy dyscypliny – zamiast obecnych stu dwóch będzie ich czterdzieści kilka, co znaczy, że w jednej znajdą się średnio ponad dwie dotychczasowe. Mówiąc krótko, to co dziś jest interdyscyplinarne, po konsolidacji dyscyplin często odbywać się będzie w jednej dyscyplinie.

Czy także habilitacje będą mogły być nadawane w dziedzinach?

Nie, to byłoby o wiele trudniejsze do uchwycenia niż w przypadku rozprawy doktorskiej, choć w przyszłości pewnie trzeba będzie wrócić do tej dyskusji.

Statuty mają tworzyć senaty i mają na to rok. Zapewne powstaną komercyjne firmy, które będą sprzedawały gotowe statuty.

W ramach programu Dialog prowadzimy projekt, który na jesień przygotuje wzorcowy statut – dla uczelni będzie dostępny bezpłatnie. Przygotowujemy też przewodnik po reformie, bezpłatne szkolenia, odpowiedzi na najczęściej pojawiąjące się pytania. Uczelnie nie zostaną z problemami same. Konsulting komercyjny, pomaganie uczelniom za pieniądze we wdrażaniu reformy, nie jest czymś nagannym, podobnie jak korzystanie z takich usług. Czasami lepiej skorzystać z dobrego konsultingu, niż zrobić błędy.

Reforma studiów doktoranckich jest głęboka, ale nie powiązano doktoratów z badaniami i grantami realizowanymi przez szefa zespołu naukowego.

Nie zdecydowaliśmy się aż tak mocno przesunąć tej granicy. Środowisko akademickie w Polsce jest bardzo podzielone w tej sprawie. Część uważa granty za dobry system finansowania nauki, a część za najgorsze zło, jakie nauce mogło się przytrafić. Czasami, np. w niektórych badaniach humanistycznych, może się sprawdzić inny niż grantowy system finansowania. Prawdę mówiąc, mamy w Polsce system mieszany, który odpowiada na postulaty obu tych grup. Trzeba powiedzieć, że w wielu grantach są środki na zatrudnianie doktorantów. Mamy więc przyczółki systemu, o którym pan wspomniał.

Ile będzie kosztował system ze stypendium dla każdego doktoranta? Czy ministerstwo nie obawia się, że liczba doktorantów rozrośnie się przez tę zachętę jeszcze bardziej?

Pracujemy nad takim rozwiązaniem w algorytmie, aby uczelni nie opłacało się mieć ani za dużo, ani za mało doktorantów. Z jednej strony zatem chcemy się zabezpieczyć przed spadkiem liczby doktorantów, a z drugiej, przed tym, by uczelnie nie traktowały tego systemu stypendialnego jako łatwego sposobu na ściągnięcie sobie asystentów opłacanych z innej puli. Szacujemy, że koszt stypendiów doktoranckich, gdy wejdą w ten system cztery roczniki, wyniesie ok. pół miliarda złotych rocznie. Naszym zdaniem jest to niezbędny nakład, aby nie było negatywnej selekcji do zawodu naukowca.

Uważam, że nauka jest atrakcyjnym miejscem pracy. Stwarza możliwości, jakich nie ma w innych zawodach, choćby bardzo klarowna ścieżka kariery, duże możliwości dodatkowych zarobków, wyjazdów zagranicznych.

Oczywiście. Jest też niższe pensum dydaktyczne np. w stosunku do nauczycieli, dłuższe wakacje. Średnio w Polsce profesor zarabia 10 tys. zł brutto miesięcznie, czyli bardzo dobrze, ale jest to ukoronowanie kariery akademickiej. W niektórych zawodach rynek oferuje jednak lepsze możliwości niż uczelnie, zwłaszcza absolwentom, którzy właśnie chcą rozpocząć karierę zawodową. Wiele osób porównuje nasze wynagrodzenia bezpośrednio do wynagrodzeń np. niemieckich naukowców, ale przecież zarobki w Polsce są średnio niższe niż na zachodzie. Gdybyśmy je porównali do średniej krajowej, płace w nauce nie wyglądają tak źle. Chcemy jednak podnieść minimalne płace naukowców, zwłaszcza tych najmłodszych, bo ich wynagrodzenia są na żenującym poziomie. Mamy na to zapewnione środki w budżecie państwa. Płacę minimalną podniesiemy o ponad 800 zł brutto. Zabiegamy też o środki na podwyżki dla wszystkich pracowników szkół wyższych i instytutów naukowych. Chcemy zdobyć na ten cel ok. 700-800 milionów zł.

Jak dużo dostaną naprawdę naukowcy?

Niektóre grupy nawet o 30% więcej. Zasadnicza płaca adiunkta wyniesie blisko 4,7 tys. zł brutto. Zasadnicza minimalna płaca profesora wyniesie nieco ponad 6,4 tys. zł. Zaznaczam, że to minimalna płaca zasadnicza – do tego dochodzą różne dodatki, np. stażowe, funkcyjne. A także oczywiście środki z grantów i ewentualnych nadgodzin.

Ile będzie kosztować cała reforma?

Przewidujemy, że w ciągu dziesięciu lat do systemu wpłynie dodatkowo ok. 50 miliardów złotych. Co roku zwiększamy o około miliard złotych nakłady na naukę i szkolnictwo wyższe, ale na przykład środki na podwyżki minimalnych wynagrodzeń nie są wpisane w OSR, czyli w koszty realizacji nowej ustawy, choć przecież jest to powiązane.

Niektóre grupy pracowników uczelni stracą na reformie, na przykład dyplomowani bibliotekarze.

Rzeczywiście, dyplomowani bibliotekarze oraz dyplomowani pracownicy dokumentacji i informacji naukowej nie będą już mieli statusu nauczycieli akademickich.

Co z administracją uczelni? W ustawie niewiele się o niej mówi.

O ile możemy stworzyć krajowy system ewaluacji badań naukowych, w dydaktyce mamy oceny okresowe i system akredytacji, a teraz jeszcze system Ekonomiczne Losy Absolwentów, to znacznie trudniej, a pewnie wręcz niemożliwe jest zbudowanie krajowego systemu oceny pracowników administracji uczelni. To zadanie po prostu musimy zostawić wspólnocie akademickiej. Pytanie o podwyżki dla tej grupy jest zasadne. Ktoś, kto racjonalnie zarządza uczelnią, zdaje sobie sprawę, jak ważna jest sprawna administracja, a osoby odpowiedzialnie oraz skutecznie pracujące w administracji i obsłudze muszą być godziwie wynagradzane. Zastanawiamy się nad strumieniem finansowym na ten cel w ramach planowanych podwyżek, ale wciąż jeszcze negocjujemy środki na rok 2019.

Jaki jest cel konkursu „Inicjatywa doskonałości – uczelnia badawcza”? Początkowo miał on skutkować wyłonieniem kilku najlepszych uniwersytetów, które dostaną duże środki i będą mogły skutecznie konkurować na międzynarodowym rynku szkolnictwa wyższego. Obecne zasady konkursu wydają się mieć na uwadze jakiś inny cel.

Rzeczywiście moglibyśmy przekazać duże środki, np. 25% budżetu, kilku uczelniom i na tym poprzestać. Zdecydowaliśmy się przeznaczyć co najmniej 10% całej subwencji, czyli zarówno obecnej dotacji podstawowej, jak i statutowej, większej liczbie uczelni; w ustawie mówimy o dziesięciu uczelniach.

Pozostaje zasada, że każda uczelnia, która weźmie udział w konkursie, ale nie wejdzie do tej ścisłej dziesiątki, i tak dostanie dodatkowe 2% subwencji?

Tak.

Tymczasem w konkursie „Regionalna inicjatywa doskonałości”, w którym może wziąć udział znacznie więcej uczelni, środki są znacznie mniejsze. Na dodatek to tylko trzy projekty na region, a regiony są większe niż województwo.

Chciałbym zwrócić uwagę, że mamy pewien problem semantyczny, czyli określenie „uczelnie regionalne”. Gdy myślimy o uczelni badawczej, przychodzą na myśl Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński, tymczasem prawo udziału w tym konkursie ma wiele mniejszych uczelni, choćby Politechnika Gdańska i Uniwersytet Mikołaja Kopernika. W tej chwili wygląda na to, że będzie to około dwadzieścia, nie tylko z Warszawy i Krakowa, jak się to czasami mówi w dyskusji o uczelniach regionalnych.

Wygląda na to, że te umowne uczelnie regionalne będą miały do dyspozycji mniejsze środki na badania niż uczelnie duże, które określimy jako badawcze.

Będą miały większy dostęp niż obecnie. Ponadto zagwarantujemy uczelniom stabilny system finansowania w ramach subwencji. Zasady zmienią się na korzyść uczelni regionalnych, ale oczywiście musimy zdawać sobie sprawę z tego, że w systemie będzie funkcjonał mechanizm konkurowania o środki na badania naukowe, m.in. w systemie grantowym. Zmieniony algorytm oraz mechanizm finansowania konkurencyjnego mają zapewnić zdrową równowagę w tym zakresie.

Niemniej to jest proces różnicowania uczelni.

To jest proces naturalny, który już trwa i jest pytanie, czy da się go zatrzymać. I czy warto zrobić to z punktu widzenia polityki naukowej państwa i jego interesów, ale także interesów młodzieży, która chce uzyskać dobre wyższe wykształcenie. Musimy mieć kilka bardzo dobrych uczelni w kraju, jednocześnie nie zapominając o ważnej roli uczelni w mniejszych miastach.

Z tym się zgadzam: kilka, ale czy aż dziesięć?

Duże uczelnie badawcze pozyskują spore środki z grantów. One i tak będą rosły. Mamy je powstrzymywać czy wspomagać? Czy na poziomie ustawy mamy wybrać trzy, cztery uczelnie, a resztę zostawić samym sobie?

Mam wrażenie, że kryteria udziału w konkursie „Regionalna inicjatywa doskonałości” są znacznie wyrazistsze niż w konkursie na uczelnie badawcze.

Po prostu jeszcze nie ustaliliśmy wymagań, one pojawią się w regulaminach konkursów. Poważnie się zastanawiamy, czy jednym z wymogów dla uczelni badawczych nie będzie ograniczenie liczby studentów, np. do 10, a nie 13 na pracownika, tak aby mocniej przekierować ich misję na badania naukowe, a jednocześnie zapewnić innym uczelniom kandydatów na studia.

Czy będą wymogi co do pozyskiwania grantów? W Stanfordzie na jednego pracownika naukowego przypadają dwa granty zewnętrzne.

Raczej nie zdecydujemy się postawić aż tak wysokich wymogów.

Czy ministerstwo będzie wzmacniało system grantowy?

Większość dodatkowych środków finansowych na badania naukowe będziemy kierowali na granty. Chcę przy tym zauważyć, że w 2019 roku mocno podwyższymy płace minimalne w uczelniach, więc tam również pojawią się dodatkowe środki. Natomiast najlepsi niech starają się zdobywać środki na badania drogą konkurencyjną, a my stworzymy do tego możliwości. Będzie to również szansa dla najlepszych badaczy z mniejszych ośrodków, którzy nie są w stanie przebić się do finansowania z obecnej dotacji statutowej, bo są blokowani przez koleżanki i kolegów.

Wydaje się, że są argumenty za oceną dyscyplin, a nie jednostek. Jednak przeszły już dwa lata, które podlegają ocenie w 2021 roku, a nie znamy szczegółowych zasad ewaluacji.

Na wniosek prezydenta wprowadziliśmy poprawkę do ustawy, polegającą na tym, że ocena i punktacja publikacji z lat 2017 i 2018 będzie dokonana według obecnych zasad. Cała reszta ewaluacji – na nowych zasadach. Zatem nie jest tak, że czas płynie, a my nie wiemy, jak będzie oceniana aktualna działalność naukowa. Kryteria oceny będą trzy, a nie cztery. W tym sensie upraszczamy zasady oceny. Do konsultacji niedługo trafi rozporządzenie w sprawie wykazów czasopism i wydawnictw…

Co może być kluczowe dla oceny w 2021 roku.

Na pewno w głównym wykazie czasopism znajdą się wszystkie z międzynarodowych baz: Web of Science, Scopus oraz kilku baz branżowych. Będą to tysiące czasopism. Jest w tych bazach kilkaset polskich czasopism, a ponadto odbędzie się konkurs, w wyniku którego 500 polskich czasopism naukowych dostanie środki na to, żeby podnieść jakość, spełnić formalne i merytoryczne kryteria wejścia do baz międzynarodowych. One będą już teraz miały tyle punktów, ile czasopisma, które są w bazach. Dążymy do tego, aby były one widoczne na świecie. Podkreślam, że to mogą być także czasopisma publikujące artykuły w języku polskim.

Jakie będą kryteria oceny?

Trzy główne. Pierwsze naukowe, parametryczne – punkty za publikacje naukowe. Drugie – wdrożeniowe, czyli patenty i środki uzyskane w wyniku współpracy z biznesem. Trzecie – wpływ społeczno-gospodarczy.

Czy już są znane wagi?

Z pewnością w naukach humanistycznych i społecznych waga kryterium pierwszego i trzeciego będzie większa niż drugiego. W technicznych zaś drugie będzie miało duże znaczenie. Przedstawimy rozporządzenie i będą trwały konsultacje, zatem jeszcze można będzie coś w rozporządzeniu poprawić.

Skoro subwencja zastąpi obecne dotacje, to musi też powstać nowy algorytm jej naliczania.

Tak, już nad nim pracujemy. W ministerialnym zespole ds. algorytmu są przedstawiciele uczelni regionalnych. Chcemy, aby próg zejścia, który obecnie ustawiony był na 5%, wynosił 2%. Okazało się, że obecne warunki mogą po kilku latach doprowadzić niektóre uczelnie do kłopotów finansowych. Chcemy osłabić rolę kategorii naukowej. Algorytm działa co roku, a kategorie są przyznawane na cztery lata. Nie chcemy zlikwidować ich wpływu, ale musimy dać szansę tym, którzy podejmują starania o poprawę funkcjonowania swojej uczelni. W ramach algorytmu akademickiego – bo istnieje jeszcze osobny algorytm dla uczelni zawodowych – mają de facto funkcjonować dwa systemy: dla uczelni badawczych warunki brzegowe i niektóre wskaźniki będą działały inaczej niż dla uczelni naukowo-dydaktycznych. Wolę to określenie od „uczelni regionalnych”. Zatem uczelnie naukowo-dydaktyczne nie będą musiały ścigać się tylko w obszarze badań. System musi doceniać starania o poprawę jakości na różnych płaszczyznach, także dydaktycznej.

Na czym będzie polegało przekazanie uczelniom trzech miliardów w obligacjach.

To będą obligacje skarbu państwa. Każda uczelnia będzie mogła z nimi zrobić, co zechce. Może je szybko sprzedać, jeśli ma pilne potrzeby inwestycyjne, ponieważ właśnie na inwestycje te środki mogą być przeznaczone, ale może też trzymać je przez wiele lat i użyć dopiero wtedy, gdy jakieś potrzeby w tym zakresie się pojawią. Obligacje mogą też być pomocą przy uzyskiwaniu kredytów.

Które uczelnie dostaną te obligacje i jak będą one rozdzielone?

Chcemy, aby wszystkie uczelnie publiczne otrzymały obligacje. Zastanawiamy się, jak je podzielić: czy będzie to podział algorytmiczny, czy też częściowo uznaniowy – widzimy, że jest jakaś luka inwestycyjna w pewnej uczelni i tę lukę trzeba uzupełnić. Dotyczy to w szczególności uczelni, które nie dostawały wcześniej dodatkowych środków na inwestycje.

Co z KUL-em i UPJP II?

Ich status będzie analogiczny do obecnego.

Czy ministerstwo nie obawia się, że uruchomienie ścieżki kariery dydaktycznej zepchnie w nią słabych naukowców?

Istnieje takie ryzyko, podobnie jak obecnie z wykładowcami i starszymi wykładowcami. Nie ma ustawowych narzędzi, aby przed tym zabezpieczyć. Mamy środowiskowy problem z rozstawaniem się z osobami, które nie powinny już pracować w nauce czy szkolnictwie wyższym.

Sądy przywracają do pracy osoby, które rektorzy zwalniają z realnych powodów.

W większości przypadków sądy słusznie przywracają te osoby ze względów formalnych. Z przykrością muszę stwierdzić, że uczelnie nie dopełniają procedur, które – przyznaję – są dość skomplikowane. Trzeba się zastanowić, jak działają służby prawne w uczelniach.

Mam wrażenie, że ministerstwo, zwiększając bardzo autonomię szkół wyższych, nie zapewniło sobie jednocześnie narzędzi nadzoru nad nimi.

W kilku miejscach systemu są jednak pewne straszaki w postaci możliwości nałożenia kar na uczelnie łamiące zasady. Strzelba wisi na ścianie.

Czy kary wystarczą?

Warto porównać to do możliwości, jakie mamy obecnie. Teraz mam trzy narzędzia nadzoru przestrzegania prawa w uczelniach. Jedno to wezwanie do zaprzestania naruszania prawa. Drugie to uchylenie uczelnianych aktów prawnych, które naruszają przepisy. Trzecie to odwołanie rektora. Czyli nie mogę prawie nic lub mogę spuścić bombę atomową na uczelnię. Po wejściu w życie nowej ustawy będziemy mogli nałożyć na uczelnie kary administracyjne za określone przewinienia. Za zmianę opłat od studentów uczelnia może dostać 50 tys. zł kary. Te nieuzasadnione opłaty wprowadzały głównie uczelnie niepubliczne. Wprowadzamy zasadę ogólną, że student na początku studiów musi wiedzieć, ile będą go one kosztowały, a uczelnia nie może tych zasad zmieniać w trakcie kształcenia. Kary są np. za złamanie zasady jawności postępowania doktorskiego, czyli publikowania w odpowiednim terminie wszystkich dokumentów. Jeśli uczelnia tego nie zrobi, może zapłacić karę. Teraz nic jej za to nie grozi. Jeśli uczelnia niepubliczna prowadzi studia niezgodnie z prawem, np. gdy nie ma na nie pozwolenia, to mogę tylko wzywać do zaprzestania naruszania prawa. Od pierwszego października będę mógł nałożyć na taką uczelnię karę finansową w wysokości stu tysięcy złotych. To zasadnicza różnica. To się po prostu przestanie opłacać. Wprowadzenie administracyjnych kar finansowych przeszło niezauważone w trakcie dyskusji nad ustawą, co może znaczyć, że panuje powszechna zgoda co do potrzeby istnienia takiego narzędzia.

Duża zmiana następuje w wyznaczaniu wysokości płacy rektora.

Teraz ustala ją senat, a akceptuje minister. Według nowych zasad ustali ją rada uczelni, a zaakceptuje minister.

Jak rozumiem, wraz z przyjęciem ustawy przez Parlament i podpisem prezydenta zaczniemy od października wdrażanie reformy szkolnictwa wyższego i nauki.

Tak. Jest ono rozłożone w czasie, bo to skomplikowany proces, a szczegóły określają przepisy przejściowe. Chcę podziękować uczelniom i naukowcom za dotychczasowe zaangażowanie w przygotowanie reformy. Na razie mamy ustawę. Już publikujemy projekty rozporządzeń, zatem uczelnie oraz różne organy i organizacje działające w obszarze szkolnictwa wyższego będą mogły włączyć się w ich opiniowanie.

Niestety, przypada to na okres wakacji.

Niestety. Nie mieliśmy na to większego wpływu. Plany były nieco inne. Jednak prawdziwa praca właśnie przed nami. Musimy teraz budować ducha przemian. Uczestnicy zmiany muszą widzieć jej cel, mieć motywację.

Wydaje mi się, że jedną z najsilniejszych mógłby być mechanizm stopniowego zwiększania finansowania szkolnictwa wyższego i nauki, czyli tzw. drabinka. Jednak nie ma jej w ustawie.

Mimo że nie ma drabinki, finansowanie będzie rosło, o czym już mówiliśmy. Na przyszły rok będziemy mieli 700 milionów więcej. Są środki na podwyżki wynagrodzeń. Są ustalenia, że nakłady będą rosły. Nie jest to zapisane w ustawie w postaci schematu wzrostu nakładów, np. do poziomu jakiegoś odsetka PKB w 2025 roku. Nie było na to zgody rządu.

Mówiąc krótko, to było urealnienie zapisów w stosunku do możliwości.

Liczę jednak na to, że nakłady będą rosły. Jako argument posłuży to, że reforma będzie wdrażana i gdy zacznie przynosić rezultaty, stworzy mocny argument za zwiększeniem finansowania.

Rozmawiał Piotr KIERACIŃSKI