Osiągnięcia są moje
W czerwcowym numerze FA ukazała się polemika prof. W. Przetakiewicza ze stanowiskiem autora cyklu „Z Archiwum Nieuczciwości Naukowej”. Postaram się odnieść do postawionych mi w polemice zarzutów.
Podążając za tekstem artykułu prof. Przetakiewicza Kłopoty z cyklem publikacji (FA 6/2018) czytelnik się dowiaduje, iż „Nadany cyklowi tytuł jest ogólny w stosunku do zawartości merytorycznej” oraz „w przypadku osiągnięcia naukowego (…) tytuł (…) ma stanowić rozwiązanie określonego problemu naukowego”. W jednej z opinii zamawianych na potrzebę wszczęcia mojego postępowania habilitacyjnego jej autor wymienia kilka przykładowych tematów monografii dotyczących laserowej obróbki materiałów, oto one: „Lasery w technologii elektronowej i obróbce materiałów”, „Promieniowanie laserowe – oddziaływanie na ciała stałe”, „Lasery i ich zastosowania w inżynierii materiałowej”. Z pełnym szacunkiem do ich autorów oraz zawartości naukowej, ale tytuły te nie wskazują na rozwiązanie konkretnego problemu, definiują zaś zakres badań. Podążając za Dieterem Bäuerle, a konkretnie jego pracą Laser Processing and Chemistry , możemy z kolei się dowiedzieć, iż każdy proces laserowy to modyfikacja materiału, bądź w sensie geometrycznym – poprzez np. ablację lub inną formę obróbki erozyjnej zmieniającą jego formę, bądź też w sensie zmian własności fizykochemicznych. Ponieważ w swoich badaniach zajmowałem się oboma zagadnieniami, uznałem, iż nic trafniej nie podsumuje tych prac, jak krótkie stwierdzenie „Wybrane zagadnienia z laserowej modyfikacji materiału”. Myślę jednak, iż zawartość monografii jest istotniejsza niż jej tytuł, a jej głównym celem była szczegółowa analiza i wyjaśnienie zmian, jakie są wynikiem interakcji promieniowania laserowego z materią na wybranych przykładach, nie zaś właściwości materiałów jako takich.
Kolejny akapit wspomnianej na wstępie polemiki dotyczy kwestii połączenia w jedno dzieło pod jednym nazwiskiem kilkunastu współautorskich publikacji. Bez wahania stwierdzę, iż ponad 90% materiału zaprezentowanego w monografii to mój osobisty wkład w sensie szczegółowej analizy danych, wyczerpującego opisu oraz przygotowania wszystkich z ponad 400 rysunków (włączając w to wykresy oraz traktując np.: a), b), c), d) jako osobne pozycje). Szerzej to opiszę w dalszej części.
Przy tak dużym wkładzie osobistym uznałem, iż opatrzenie monografii jednym nazwiskiem, dokładne cytowanie (ponad 360 razy) swoich wcześniejszych prac oraz podziękowanie współpracownikom na końcu monografii jest zarówno rzetelnym, jak i właściwym rozwiązaniem. Żaden z 26 współpracowników nie miał do tego zastrzeżeń i każdy otrzymał ode mnie autorski egzemplarz monografii w wersji książkowej lub elektronicznej.
Kwestię tę próbowałem wyjaśnić również na posiedzeniu Komisji Habilitacyjnej w Warszawie, jednak powtarzające się stwierdzenia „Pan minie nie przekonał” czy też „Ja w życiu napisałem cztery publikacje w ciągu roku, pan twierdzi, że napisał ich siedem i do tego opracował monografię – to niemożliwe” skutecznie mi to uniemożliwiało. Nie będę się użalał nad sobą, ale w latach 2013/14 nie przespałem kilkudziesięciu nocy, aby napisać i zredagować tę pracę. Teraz zastanawiam się po co.
Kto był pierwszy
Dalej prof. Przetakiewicz przechodzi do rozliczania mnie i innych autorów, kto i w której pracy był pierwszy. Zanim ustosunkuję się do tej kwestii, pozwolę sobie zauważyć następującą sprzeczność. Z jednej strony podkreśla się istotę prowadzenia szeroko zakrojonej współpracy, wskazuje się na konieczność prowadzenia prac interdyscyplinarnych, z drugiej zaś istnieje oczekiwanie, że publikacje mają być jednoautorskie, a w przypadku wieloautorskich każdy ma być pierwszym autorem. W swojej pracy w celu charakterystyki często dość złożonych procesów korzystałem z kilkunastu technik analitycznych, w tym: DSC, GPC/SEC, TGA, XPS, XRD, SEM, EDX, TEM, ATR/FT-IR, EA, kolorymetrii, profilometrii, analiz zwilżalności powierzchni, klasycznej mikroskopii konfokalnej, pomiarów optycznych, elektrycznych, elektromagnetycznych, przyspieszonych badań starzeniowych i wielu innych. Nie znam osoby, która byłaby w stanie opanować obsługę tych wszystkich przyrządów jednocześnie. Dlatego w moich pracach jest wielu współautorów. Niemniej w przeważającej większości otrzymywałem jedynie surowe wyniki w formie tekstowej, a ich analizę oraz, co istotniejsze, interpretację uwzględniającą inne techniki analityczne, opracowywałem osobiście. Jestem w stanie to udowodnić.
We wspomnianym akapicie prof. Przetakiewicz wrzuca do jednego worka zarówno najistotniejsze z punktu widzenia procedury habilitacyjnej publikacje filadelfijskie, jak i prace konferencyjne, które nie były publikowane, tak aby statystyka ilości prac, w których jestem pierwszym autorem, była dla mnie najmniej korzystna. Do oceny habilitanta brane są pod uwagę głównie prace z listy filadelfijskiej. Już w autoreferacie (dokument upubliczniony – posłużę się więc oznaczeniami z autoreferatu), stanowiącym załącznik do wniosku z 29 grudnia 2014 r. o przeprowadzenie postępowania habilitacyjnego, na stronach 3-5 precyzowałem, na czym polegał mój udział w poszczególnych publikacjach. I tak w czterech przypadkach (prace A3, A7, A10 oraz A12) deklarowałem 100% opracowania manuskryptu. W przypadku artykułu A1 – 90%, w pięciu pracach (A2, A5, A8, A11, A13) – ponad 50%, w dwóch pracach (A6 oraz A8) – 45%. Jedynie w pracach A9 oraz A4 mój udział był zdecydowanie mniejszy, poniżej 35%, lecz prace te nie zostały zawarte w monografii. Co istotne, w publikacjach, w których nie przygotowałem 100% manuskryptu, byłem odpowiedzialny za najistotniejszą ich część – Results and discussion oraz Conclusions , tj. część, gdzie opracowywane są analizy oraz definiowane wnioski, i te fragmenty zostały wykorzystane w monografii. Ta informacja widnieje również w autoreferacie pod poszczególnymi publikacjami (str. 3-5), jednak jak dotychczas nie została przez nikogo wzięta pod uwagę. Ponad 90% opisu oraz blisko 100% rysunków znajdujących się w monografii (znalazły się one w również w publikacjach) było opracowanych przeze mnie osobiście. Świadczy o tym choćby jednolita szata graficzna (posiadam pliki źródłowe z wieloma wersjami tych rysunków) oraz jednolity styl.
Wykorzystałem własne prace
Tak naprawdę zostałem oskarżony, iż „wykorzystałem” własne materiały i prace, pomimo iż precyzyjnie je cytowałem, nawet jeśli np. wykres został sporządzony na podstawie tych samych danych tekstowych co w publikacji, choć w monografii w istocie był inny. Ponadto nie było to wykorzystanie „cudzych ustaleń naukowych”, lecz własnych. W ogólnodostępnych opiniach prawników i językoznawców miałem do tego prawo. Monografia, jak podkreślałem w autoreferacie, miała pełnić rolę przewodnika po moim osiągnięciu naukowym. Intencją było kompleksowe przedstawienie podjętych tematów, tak aby nadać im spójny, harmonijny oraz w miarę wyczerpujący obraz. Książka ta jest dostępna dla wąskiego grona odbiorców (150 egzemplarzy), nie widnieje w żadnej bazie, nie przynosi cytatów. Na początku każdego rozdziału precyzowałem, w jakich pracach zostały opublikowane badania w nim omawiane, więc nie miałem na celu wprowadzać kogokolwiek w błąd.
Dla przykładu: „W ramach przeprowadzonych badań skoncentrowano się na określeniu wpływu parametrów procesowych na efektywność bezpośredniej, laserowo indukowanej metalizacji ceramiki AlN [345, 346]. Ustalono, który z czynników i w jakim stopniu wpływa na rezystancję, rezystywność oraz morfologię wytwarzanych pokryć. Wykazano możliwość zastosowania tej technologii do wytwarzania metamateriałów zarówno na zakres mikrofalowy [354, 355], jak i w paśmie terahercowym [356, 357] oraz zaproponowano sposób laserowego wytwarzania elementarnej komórki 3D przestrzennych struktur metamateriałowych [358]. Ponadto przeprowadzono badania z zakresu szybkiego prototypowania obwodów drukowanych PCB [353]”.
Wyjaśniając dalej cytowania, bo to przecież odróżnia plagiat lub autoplagiat od powoływania się na prace swoje (do których się już ma prawa autorskie) lub cudze, wyglądało to następująco: w swojej monografii cytuję 35 prac współautorskich (nie 36 – jedna to nagroda), w tym 12 publikacji filadelfijskich, 13 prac konferencyjnych, 6 patentów oraz 4 raporty zdokumentowane w bazie DONA Politechniki Wrocławskiej oraz jednokrotnie powołuję się na nagrodę Brussels Innova 2012 (pozycja [134]). W sumie wszystkie prace cytowane są 362-krotnie, w tym najistotniejsze prace z listy filadelfijskiej 198 (średnio ponad 16 razy na pracę).
Rysunki oraz treści, które pojawiły się w innych pracach, są z największą starannością cytowane. Wyjaśnię, iż, co widać powyżej, rozróżniam wkład do publikacji oraz to, kto i w ilu procentach pisał manuskrypt, co jest oczywiste. Jeśli ktoś przygotowywał dla mnie próbki do badań według mojego pomysłu czy też wykonywał zdjęcia lub pomiary i nie było tego można rozliczyć finansowo (np. poprzez zlecenie usługi badawczej), stawał się współautorem. W oświadczeniach ci współautorzy deklarują zwykle po 5%. Uznałem, że jest to uczciwe. Jeśli nawet ktoś stwierdzi, że te osoby niepotrzebnie były wpisywane do publikacji i wystarczyło im za to podziękować, to nie jest to powód, aby mnie teraz napiętnować.
Współautorzy nie protestują
Prof. Przetakiewicz twierdzi, iż „zasadniczy wkład naukowy w osiągnięcie tego celu, zwłaszcza w zakresie kolorowania metali i obróbki polimerów (rozdz. 4 i 5 monografii), wnieśli ww. materiałoznawcy” oraz „ wiodącą rolę odegrali elektronicy – współpracownicy habilitanta”. Można przyjąć, właściwie się z tym pogodziłem, że moje oświadczenia złożone w procedurze habilitacyjnej zostały zignorowane. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że tym samym zignorowano wiele oświadczeń innych autorów, w tym kilku profesorów, którzy deklarowali np. po 5% wkładu jako współautorzy i do tego precyzowali, na czym ten wkład polegał. Dodam, iż po artykule-polemice prof. Przetakiewicza wszyscy wymienieni w jego tekście moi współautorzy odcięli się od tych insynuacji w stosownych komentarzach-oświadczeniach (widniejących pod tekstem polemiki w internecie – FA 06/18). Wszyscy wskazują na moją wiodącą rolę w tych badaniach.
Ponadto po uzyskaniu informacji o wznowieniu postępowania habilitacyjnego oraz zgromadzeniu dokumentów z nim związanych podjąłem decyzję o konieczności poinformowania o zaistniałej sytuacji wszystkich współautorów. Udostępniłem dokumentację oraz poprosiłem ich o dobrowolne ustosunkowanie się do kwestii rzekomego naruszenia ich praw autorskich w mojej monografii. W odpowiedzi otrzymałem 14 jedno– lub wieloautorskich (zbiorowych) oświadczeń łącznie od wszystkich 26 współautorów prac stanowiących osiągnięcie naukowe i podstawę do ubiegania się o stopień doktora habilitowanego. Żadna z powyższych osób nie dopatruje się jakichkolwiek nadużyć związanych z prawem autorskim. Współautorzy doprecyzowali, na czym w praktyce polegał ich wkład w poszczególne publikacje. W wielu przypadkach widnieje informacja, iż osoby te nie brały udziału w analizie wyników oraz opracowywaniu manuskryptów. Ponadto w kilku przypadkach współautorzy deklarują, iż wykonali jedynie pomiary i udostępnili mi wyniki w postaci surowej. Wielu współautorów deklaruje chęć złożenia formalnych wyjaśnień, jeśli to będzie konieczne.
Kolejna kwestia to liczba cytowań. Prof. Przetakiewicz pisze (w roku 2018): „Na marginesie można dodać, że odzew na powstałe w latach 2012–2015, ujęte w cyklu publikacje z udziałem habilitanta okazał się – jak dotychczas – nader skromny (dziewięć cytowań)”. Nie odpowiada to prawdzie – prace te były dotychczas cytowane ponad 150 razy wg bazy Web of Science. Aktualnie (30.06.2018) całkowita liczba moich cytowań (bez autocytowań) wg bazy WoS to 244, H-indeks = 11.
Autor polemiki pisze ponadto: „dziwi nieco fakt, że wśród autorów zgłoszeń patentowych brak nazwisk tych współwykonawców”. Odpowiedź jest prosta. Patent „Sposób i system do kolorowego znakowania metali”, bo o nim mowa, został zgłoszony 5 kwietnia 2012 roku (informacja widnieje na www.uprp.pl w opisie PL222531B1). Jego redagowanie rozpocząłem ok. dwa miesiące wcześniej, zaś współpraca z grupą naukowców z UTP w Bydgoszczy została nawiązana pod koniec roku 2012. 17 grudnia 2012 roku wymieniliśmy z dr. Łukaszem Skowrońskim pierwszego e-maila, w którym mowa jest o wysłaniu przeze mnie próbek.
Napiszę ponownie, co już zostało ujęte w monografii: podstawę monografii stanowią publikowane oraz niepublikowane dotychczas prace autora, dotyczące badań własnych oraz tych, których ze względu na genezę koncepcji oraz współrealizację autor nie waha się zaliczyć do swoich osiągnięć – i w pełni to podtrzymuję.
Laboratorium Mikroobróbki Laserowej na Politechnice Wrocławskiej stworzyłem osobiście w roku 2008. Koncepcja zdecydowanej większości badań prezentowanych w moim wątku badawczym została zdefiniowana przeze mnie w ramach projektu POIG 01.01.02-02-002/08 pt.: „Technologie związane z mikroobróbką laserową i ich zastosowania” w ramach programu badawczego „Wykorzystanie nanotechnologii w nowoczesnych materiałach” w roku 2009 (w 2010 otrzymaliśmy projekt), a więc znacznie wcześniej, niż pojawili się doktoranci w moim zespole.
Uwzględniając powyższe wyjaśnienia oparte na łatwych do sprawdzenia faktach, uważam iż stwierdzenie [z opinii prof. Przetakiewicza napisanej na zlecenie Centralnej Komisji]: „Antończak, opracowując jednoautorską monografię w oparciu o wieloautorskie publikacje (w 13. na 36 jest pierwszym autorem) i zaliczając w niej wyniki innych osób do własnych osiągnięć, postąpił nierzetelnie. Można nawet doznać wrażenia, że wydając monografię, rozmył niezbyt korzystny dla niego obraz osobistych osiągnięć naukowych w obszarze objętym tematyką cyklu publikacji” jest dla mnie bardzo niesprawiedliwe i krzywdzące.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.
Jestem psychologiem, a nie technikiem , więc nie jestem w stanie wypowiedzieć się o meritum sprawy. Jednak zarówno zawodowe doświadczenia pozapsychologiczne (np. dwuletnia praca w Oddziale Informacji Naukowej Politechniki Warszawskiej, później roczna praca w branżowym ośrodku badawczo-rozwojowym), jak i specjalistycznie psychologiczne (motywacja w dynamice grupowej) nasuwają mi bardzo jednoznaczne hipotezy.
Jednym z przekleństw życia naukowego w ogóle, i ze szczególnym nasileniem u nas, są nadwrażliwi strażnicy "proceduralnej czystości". Są to najczęściej osoby, których INDYWIDUALNE naukowe osiągnięcia mają walor warsztatowej poprawności w ramach powszechnie przyjętych i wyraźnie zwerbalizowanych norm pisanych. A pisane normy polskiej nauki w POSTĘPOWANIACH AWANSOWYCH nie przewidują wysokiego wartościowania prac zespołowych (są tylko apele o takie wartościowanie), nie doceniają konieczności tworzenia zespołów w badaniach interdyscyplinarnych (w postępowaniach awansowych pracę zespołową uważa się za rodzaj wady) i kwestionują ogólny sens wykorzystywania zespołowych osiągnięć interdyscyplinarnych dla formalnego awansu naukowego (bo kto właściwie i z czego konkretnie ma uzyskać ten stopień?), a wreszcie zabraniają posiłkowania się w postępowaniach awansowych syntezami wyników z wielu lat (przecież już dawno o tym pisał, i to czasem tylko jako współautor!).
Opisana wyżej specyfika, tworząc trudności same w sobie, jest niestety pożywką dla osobowościowych i klikowych nadużyć w recenzenckich praktykach. Nie rozwijając tej myśli, chciałbym jako psycholog zauważyć, że w świetle dostępnych informacji zarzut o autoplagiacie i niejasności co do własnego udziału jest na tyle bezzasadny, że usprawiedliwia poszukiwanie innych motywacji jego postawienia. Powtarzam też, że moje uwagi w żaden sposób nie odnoszą się do naukowej i praktycznej oryginalności oraz wartości wszystkich pomysłów pechowego autora.