Marginalia powstania styczniowego
Książka Samborskiej-Kukuć to zbiór ośmiu szkiców poświęconych „ludziom powstania styczniowego”. Jak pisze we wstępie autorka „Bohaterkami większości tekstów są kobiety: piszące lub opisywane, mówiące swoim głosem lub cudzym słowem”. Nie jest to jednak dzieło stricte historyczne, a raczej o przyczynkarskim charakterze. Autorki nie zajmują naczelnicy, bitwy, konsekwencje powstania, sytuacja geopolityczna, tym wszakże zajęli się już zawodowi historycy. Płacz Antygony należałoby uznać raczej za dopowiedzenie, historyczne i tematyczne marginalia.
Każdy szkic to oddzielna historia, opis indywidualnego bohatera lub zarysowanie uwarunkowań społecznych ówczesnych czasów. Badaczka pisze więc m.in. o bracie Marii Konopnickiej, Józefie Wasiłowskim, studencie, który zginął w bitwie pod Krzywosądzem. Źródłem informacji są wspomnienia Konopnickiej budujące niemal hagiograficzny portret inteligenta-patrioty czułego na niedolę ciemiężonego narodu. Rozdział Odkształcanie mitu o Marii z Rogolińskich Piotrowiczowej miał być chyba w zamierzeniu próbą odbrązowienia bohaterskiej kosynierki, próbą być może bulwersującą i szokującą, ale odautorskie konkluzje są jedynie takie, że Piotrowiczowa zginęła nie tyle w obronie ojczyzny, ile w imię miłości do rannego męża, którego nie chciała zostawić na polu bitwy. Nie wydaje mi się, aby owo spostrzeżenie w jakikolwiek sposób wpłynęło na postrzeganie Piotrowiczowej przez potomnych. Innym niezłomnym bohaterem jest ks. Jan Chyliczkowski, proboszcz w parafii Goraj pod Zamościem, postać właściwie spiżowa, który za swą propolską działalność spędził ponad dwadzieścia lat na Syberii, a i tam wykazał się hartem ducha i przedsiębiorczością, zakładając młyn, bogacąc się i nauczając miejscową ludność nowoczesnej uprawy ziemi. Przypuszczam, że szperając w parafialnych aktach wielu kościołów w Polsce znaleźlibyśmy więcej takich „Chyliczkowskich”, którzy swą działalnością, okupioną więzieniem, szykanami lub zsyłką, budowali zręby przyszłej i wolnej Rzeczypospolitej oraz podnosili na duchu zniewolonych mieszkańców. Wydaje mi się jednak, że to rzecz bardziej dla regionalistów i pasjonatów małych ojczyzn.
Autorka opisuje również insurekcję na Mohylewszczyźnie widzianą oczami rodzimej szlachcianki oraz przyjezdnej Francuzki. Według spostrzeżeń łódzkiej badaczki obyczajowy gorset krępował swobodę wypowiedzi rodzimej matrony, zaś zachodnie wychowanie cudzoziemki sprawiało, że zwracała ona uwagę na inne aspekty życia kobiety w czasie lat wojennych. Jednakże obie relacje łączy punkt wspólny, którym jest heroiczność kobiecych działań i ich nieustępliwość. Polka w swych wspomnieniach buduje niemal książkowy i jednocześnie stereotypowy archetyp damy w czarnej sukni, podczas gdy w memuarach Francuzki do głosu dochodzi bardziej osobisty ton wywodów. Powodem wspomnianych różnic jest według badaczki „patriarchalna opresyjność”, w wyniku której polskie kobiety sprowadzone zostały do roli zdecydowanie podrzędnych i niedocenianych uczestniczek powstania. Potwierdzeniem owej „patriarchalnej opresyjności” pozostają cytowane pamiętnikowe relacje powstańców, Józefa Ożegalskiego i Feliksa Riedla, w których kobiety to bynajmniej nie dzielne żołnierki ani nawet strażniczki domowego ogniska niosące pomoc rannym żołnierzom, a jedynie trzpiotki i niepoważne modnisie, które kurierkami zostawały chyba po to, aby nawiązać interesujące romanse. Rzecz jasna tak skrajne postrzeganie powstańczej kobiecej aktywności zostało w Płaczu Antygony przytoczone chyba jedynie w tym celu, aby udowodnić poprawność twierdzenia o patriarchalnych oprawcach i bodaj tylko feministyczny pryzmat usprawiedliwia i umożliwia taki sposób konstruowania argumentów.
Płacz Antygony to książka głównie dla regionalistów, w znacznej części złożona (o czym pisze na ostatniej stronie okładki prof. Tadeusz Budrewicz) z „marginaliów”; być może istotnych, bez wątpienia interesujących, ale jednak „odległych od spraw o znaczeniu przesądzającym o losach narodu”.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.