Kod przeszłości
Wiemy, że prehistoryczne malowidła zostały znalezione poza Europą, w Afryce. Prawdopodobnie są bardzo stare. Nie wiemy jednak czy powstały 30 tys. lat temu, czy znacznie później i jaki był ich związek z codziennym życiem autorów malowideł, najpewniej przodków ludu Sandawe. Dzięki grantowi Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Maciej Grzelczyk, doktorant z Uniwersytetu Jagiellońskiego, odkrył na terenie rezerwatu Swaga Swaga w Tanzanii nieznane dotychczas, cenne malowidła naskalne. Badacz próbuje we współczesnych wierzeniach ludów Sandawe znaleźć klucz do interpretacji starodawnej sztuki.
Znalezisko jest typowe i zaskakujące zarazem. Typowe pod względem stylu malowania. Zaskakujące, gdyż dokonano go w nieoczywistym miejscu. Czerwona kreska, którą tworzono malowidła, jest bardziej urozmaicona od stylu malowideł odkrytych kilkadziesiąt lat temu w tanzańskim dystrykcie Kondoa na wschodnich zboczach skarpy Masai. Ten zespół sztuki naskalnej od 2006 roku znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Nie tylko styl odkrytych w tym roku malowideł wzbudził radość naukowca z Instytutu Religioznawstwa UJ. – Do tej pory sądzono, że centrum sztuki naskalnej znajduje się w obrębie strefy wyznaczonej w 2006 r. przez UNESCO. Moje odkrycia mogą zmienić nie tylko ten pogląd, ale także rzucają nowe światło na liczbę stanowisk z malowidłami naskalnymi w Afryce oraz ich typologię – mówi Maciej Grzelczyk.
Odkryte przez Polaka malowidła znajdują się w miejscu oddalonym od zgiełku miast i wrzawy wycieczek turystycznych po Tanzanii – na terenie rezerwatu Swaga Swaga. To zaledwie 60 kilometrów od malowideł z Kondoa. – Prawie wszystkie malowidła w schroniskach naskalnych położone były w wysokich partiach wzgórz, a tu nagle okazało się, że mogą znajdować się także u ich podnóża - mówi M. Grzelczyk. - Tylko w czasie tegorocznych badań udało mi się zlokalizować ponad 50 miejsc, w których znajdują się dziesiątki, a czasem nawet setki malowideł w różnym wieku.
Grzelczyk nie trafił na teren rezerwatu zupełnie przypadkiem. - Aby się dostać na teren zamieszkany przez Sandawe, trzeba przejechać właśnie przez Swaga Swaga. Zawsze myślałem, że fajnie byłoby tam zajrzeć i sprawdzić, czy czegoś nie ma. Z lat 50. XX wieku mamy wskazówki jednego z niemieckich badaczy, który wspominał, że słyszał od miejscowych o istnieniu w środku obecnego rezerwatu kilku miejsc ze sztuką naskalną, jednak nie udał się tam ze względu na niebezpieczne zwierzęta i muchy tse tse.
Rezerwat Swaga Swaga obejmuje tereny praktycznie nietknięte ręką człowieka. Ludy, które go zamieszkiwały, prowadziły łowiecko-zbieracki tryb życia.
Malownicza dolina
Sandawe traktują stare rysunki naskalne jako znak obecności przodków. Tak jak kiedyś myśliwi przed polowaniem malowali wizerunki zwierząt, tak dziś przedstawiciele tej niewielkiej, bo liczącej około piętnaście tysięcy osób społeczności tańczą i śpiewają przed malowidłami modląc się o deszcz.
- Obecnie malowidła nie są już wykonywane, ale jeszcze kilka dekad temu tradycja ich tworzenia była żywa – opowiada naukowiec i dodaje, że lud Sandawe zawsze z szacunkiem traktował czerwone malowidła i nie zamalowywał ich białymi wizerunkami zwierząt. Nowe starano się wykonywać tak, aby stare pozostały nienaruszone.
Łączność między współczesnymi Sandawe a ich przodkami dobrze ilustruje rytuał odwiedzin schronisk skalnych na terenach zamieszkanych przez ten lud. Obcy, tzn. turysta czy naukowiec, aby odwiedzić miejsca pokryte malowidłami, musi zabrać ze sobą miejscowego przewodnika z ludu Sandawe, który odprawiając rytuały, prosi przodków o pozwolenie zobaczenia malowideł przez gości. Zanim oczom obcego objawią się malowidła, przewodnik polewa skałę wodą, aby dać się napić duchom przodków.
Skały, na których zachowały się malowidła, są bardzo ważne dla lokalnej społeczności Sandawe - to tu współczesność spotyka się z duchami przodków.
- Analizując rytuały do dzisiaj praktykowane przy malowidłach, mam szansę spojrzeć na sztukę naskalną z innej, nie tylko archeologicznej strony – tłumaczy Maciej Grzelczyk. Naukowiec już trzykrotnie był w Tanzanii. Podczas tych wizyt przeżył ponad pół roku, jedząc i kładąc się spać z ludem Sandawe. Dzięki bezpośredniej obserwacji pojawia się szansa na nowy wgląd w znaczenie, funkcję i symbolikę malowideł. Podstawą nowej ich interpretacji ma być obserwacja kultywowanych do dziś obyczajów Sandawe.
Niektóre z odkrytych stanowisk mogą wskazywać na podobieństwa w wierzeniach Buszmenów z południa Afryki i Sandawe z Tanzanii. Chociaż wspólne pochodzenie genetyczne i językowe tych ludów jest potwierdzone, to sfera korelacji kulturowych nie jest tak jasna. Pierwszym badaczem, który zwracał na to uwagę, był David Lewis-Williams. Twierdził on, że niektóre z malowideł tanzańskich wykazują silne związki ze stanami transowymi, dokładnie tak jak w sztuce z południa, oraz że simbó jest rytuałem, którego odpowiednik możemy znaleźć właśnie wśród Buszmenów.
- Niektórzy badacze zwracali uwagę, że malowidła z Tanzanii prezentują zupełnie inny styl niż buszmeńskie (np. te malowidła były wykonywane kilkoma kolorami), jednak wydaje mi się, że nie w stylu należy szukać korelacji, a właśnie na kolejnych poziomach swoistej semantyki malowideł – mówi M. Grzelczyk.
Odkrycia polskiego badacza dowodzą, że sztuka naskalna była rozprzestrzeniona na znacznie większym obszarze niż do tej pory sądzono. Nawet jeśli wiedziano o jakiś stanowiskach poza tymi z Kondoa, to nie były one tak imponujące. Natomiast te ze Swaga Swaga im dorównują, a czasem wręcz przewyższają.
Szaleństwo i metoda
O silnym związku między obecnymi Sandawe a ich przodkami świadczy m.in. kultywowany do dziś rytuał simbó , który można nazwać tańcem oczyszczającym czy uzdrawiającym. Towarzyszy mu spożywanie alkoholu czoja sporządzonego z miodu i liści hibiskusa. Napój zawsze towarzyszy rytuałowi simbó i jest podawany w specjalnych naczyniach - kalabaszach. Gdy czas i rytm muzyki, tańca i alkoholu wypełni się, uczestnicy ceremonii zaczynają kopać w ziemi w poszukiwaniu kamieni - symboli swoich przodków. Wprowadzanie się w trans ma na celu wcielenie w siebie określonego ducha. By uniknąć spotkania z tym niewłaściwym, złym duchem, rysuje się węglem drzewnym linie pod oczami. W tańcu bierze udział kilka rodzin, ale głównym aktorem jest uzdrawiacz – szaman, który natchniony dobrą energią, dokonuje aktu uleczenia chorego, czyli osoby o zachwianej równowadze między pozytywną i destrukcyjną formą mocy.
- Rytuał ten może być traktowany jako płaszczyzna odniesienia do interpretacji sztuki tanzańskiej – mówi Maciej Grzelczyk.
Odmienne stany świadomości, jak pokazują badania, mają charakter uniwersalny i układają się w powtarzalny wzór, co w przypadku sztuki naskalnej Tanzanii i południowej Afryki, może oznaczać wspólną tradycję semantyczną.
- Sterczące włosy, nienaturalnie wydłużony tułów i wiele innych wspólnych cech malowideł naściennych może być efektem transu albo graficznym zapisem mocy emanującej z głowy człowieka lub formami entoptycznymi – dodaje uczony.
I właśnie ten związek sztuki naskalnej z codziennością intryguje Maciej Grzelczyka. W starych malowidłach szuka nowych odpowiedzi na temat życia człowieka. Dzięki interdyscyplinarności jego projektu, mamy szansę nie tylko poznać kształty i kolory malowideł naskalnych, ale także losy i kulturę ich twórców. Rozwój techniki jest naszym sprzymierzeńcem.
- Mniej więcej połowa malowideł jest niemal niedostrzegalna gołym okiem. Dopiero zastosowanie odpowiedniego filtru w aparacie umożliwia ich dostrzeżenie – mówi badacz, który już dziś marzy, by powrócić do Tanzanii i kontynuować dokumentację. Sprzęt do wykonania trójwymiarowych panoram sferycznych 360 stopni już ma. Teraz szuka pieniędzy na dalsze prace.
- A muchy tse, tse nie boi się Pan? – pytam nieśmiało.
- Afrykańska śpiączka to już przeszłość. Tanzania mnie zauroczyła, więc nie boję się niczego – odpowiada z uśmiechem. I już pakuje plecak, przygotowuje wystąpienie, które wkrótce przedstawi na międzynarodowej konferencji.
Historia malowideł naskalnych wciąż jest otwartą kartą w książce pt. Dzieje człowieka. - I to mnie najbardziej ekscytuje – kończy doktorant-odkrywca. ?
Maciej Grzelczyk swoją przygodę z archeologią rozpoczął już w czasach licealnych. Lektura książki Africa’s Vanishing Art: The Rock Paintings of Tanzania (Mary Leakey) tak go zainspirowała, że stworzył projekt naukowy, który w 2014 roku uzyskał maksymalną liczbę punktów w programie Diamentowy Grant realizowanym przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Na badania sztuki naskalnej rejonu Kondoa w Tanzanii otrzymał 195 tys. zł. Projekt pt. „Sztuka naskalna rejonu Kondoa w Tanzanii. Perspektywa archeologiczno-etnologiczna” to interdyscyplinarne studium sztuki naskalnej, gdzie archeologia spotyka się z etnologią. Grzelczyk realizuje go na Wydziale Historycznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. M. Grzelczyk ukończył studia licencjackie w zakresie archeologii na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Obecnie jest doktorantem w Instytucie Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Pierwsze nowożytne wzmianki o afrykańskiej sztuce naskalnej pochodzą z 1721 roku i odnoszą się do zaobserwowanych przez portugalskich misjonarzy malowideł z Mozambiku.
Pierwszą dokumentację sztuki naskalnej z Tanzanii zawdzięczamy polskiemu etnologowi Janowi Czekanowskiemu, który w czasie wyprawy finansowanej przez księcia Adolfa F. Meklemburskiego w 1907 roku sfotografował malowidła w rejonie Bukoba, nad jeziorem Wiktorii.
Pierwsze zakrojone na szeroką skalę badania archeologiczne w Tanzanii podjął w latach 30. XX wieku Luis Leakey, który zainteresował się również malowidłami. Wnioski z przeprowadzonych badań opublikował w 1936 roku w książce pt. Stone Age in Africa: An outline style .
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.