Iluminacje

Henryk Grabowski

Długo nie pojmowałem, dlaczego z jednymi rozmowa toczy się wartko i zajmująco, z innymi zaś jest nudna, a jej podtrzymywanie wprawia mnie w zakłopotanie. Dotyczy to zarówno spotkań face to face , jak i w szerszym gronie. Wyjaśnienie, że jedni rozmówcy są bardziej interesujący, a inni mniej, jest zbyt trywialne i zanadto trąci tautologią, bym mógł je uznać za satysfakcjonujące.

Moja żona uważa, że człowiek, który się w towarzystwie nudzi lub nie potrafi tego ukryć, jest albo mało inteligentny, albo źle wychowany. Pewnie jest w tym część prawdy, zwłaszcza gdy chodzi o podmiot rozmowy. Ale to nie wszystko. Jest jeszcze jej przedmiot.

Tematów rozmów może być tak nieskończenie wiele, że jakakolwiek ich klasyfikacja wydaje się niemożliwa. Tak też myślałem do czasu, gdy nagle uświadomiłem sobie (w psychologii twórczości nazywa się to iluminacją), że — ze względu na przedmiot — wszystkie rozmowy dadzą się sprowadzić do dwóch dychotomicznych kategorii: o kimś lub o czymś. Pewnie już ktoś dawno na to wpadł. Ja dopiero teraz.

Wraz z tym „odkryciem” uświadomiłem sobie, że kiedy rozmowa dotyczy — najogólniej — kogoś, a nie czegoś, nie potrafię się w nią zaangażować, a nawet ukryć znudzenia. Pewnie dlatego nigdy nie interesowały mnie tabloidy zajmujące się głównie, a nawet przede wszystkim, pikantnymi szczegółami z życia innych. Zwłaszcza tzw. celebrytów.

Na tym tle może się wydać niezrozumiała moja fascynacja literaturą biograficzną, którą przedkładam nad beletrystykę. Sam tego nie rozumiem. Może wyjaśnienie tego fenomenu czeka na kolejną iluminację?