Akademia, Zabawa, Sport – w wersji 2.0
Wycinek z międzywojennej prasy, przy którym nie sposób się nie uśmiechnąć (pisownia oryginalna): „AZS warszawski pragnął urządzić match międzyuniwersytecki pomiędzy A.Z.S. Warszawa a A.Z.S. Poznań, otrzymał jednak dość ciekawą, jak na nasze stosunki, odpowiedź, że »z powodu upałów A.Z.S. Poznań swą drużynę rozpuścił«”.
Dalej wiersz, może nieco patetyczny, acz w pełni oddający emocje, jakie towarzyszą powrotowi do studenckich lat. Zaczyna się od słów: „To tak jak w wierszu Tuwima / Oczy mam pełne łez / Kiedy Ciebie wspominam / AZS…”.
Wreszcie prawdziwy rarytas: przypadkowo znalezione Śluby sportowe z serii „Teatr dla wszystkich” – komedia w trzech odsłonach prozą. Bohaterami są feminizujące studentki i ich atletyczni koledzy, którzy garną się do sportu, a z czasem… również do siebie. Rozwijające się uczucie stanowi doskonałe tło do pokazania „kuchni” AZS-u.
Takich „perełek” w Wirtualnym Muzeum Akademickiego Związku Sportowego będzie co niemiara.
– „Otwieramy” je pod koniec pierwszego kwartału przyszłego roku – zapowiada prof. Dariusz Słapek z Instytutu Historii UMCS, zaznaczając od razu, że z klasycznymi placówkami o podobnej tematyce, znajdującymi się w Warszawie, Gdańsku, Olsztynie, Karpaczu czy Bydgoszczy, niewiele będzie ono miało wspólnego. – W tradycyjnym muzeum sport bywa uwięziony, ograniczony przestrzenią, to nie jest dla niego właściwe miejsce. Internet daje nam o wiele więcej możliwości.
Na rozgrzewkę… Motor Lublin
Przekonał się o tym, tworząc przed kilkoma laty Lubelskie Centrum Dokumentacji Historii Sportu, gdzie zdigitalizowane plakaty anonsujące mecze Motoru, Lublinianki czy Startu, dyplomy, puchary i medale zdobywane przez zawodników tych drużyn, wreszcie wiele archiwalnych fotografii i wycinków prasowych, również z prywatnych kolekcji, udostępniono online . W ten sposób udało się je ocalić od zapomnienia. To była jednak tylko rozgrzewka, podczas której zakiełkowała o wiele śmielsza idea: zachowanie spuścizny Akademickiego Związku Sportowego.
– To zupełnie wyjątkowa i specyficzna organizacja, o której można powiedzieć, że od swego zarania bardzo mocno związana jest z polskimi elitami, a przez nie – siłą rzeczy – z burzliwymi losami państwa i narodu. W AZS-ie te pozornie oddzielne historie bez przerwy się splatają – przekonuje prof. Słapek, a w dowód tego pokazuje kolumnę sportową „Wieczoru Warszawskiego” z 31 sierpnia 1939 roku. Informacja o niedawnym zebraniu Zarządu stołecznego AZS, w której mowa jest o ciągłym prowadzeniu rutynowej rekrutacji nowych członków, kończy się następująco: „z uwagi na ważność chwili (…) niech nie zabraknie nikogo w sprawie dla każdego Polaka dziś najważniejszej (…). Kolegów studentów Politechniki (…) prosimy o zaoferowanie współpracy w dziale obrony przeciwlotniczo-gazowej”.
Wycinki prasowe – m.in. z „Przeglądu Sportowego”, na którego łamach AZS ustępował popularnością jedynie Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej, ale i z niszowego „Sportu Wodnego” czy „Taternika” – to nie wszystko. Prawdziwie tytaniczną pracę lubelscy historycy wykonali w archiwach, przekopując setki metrów bieżących akt. Hybrydowy charakter organizacji, mocno osadzonej w strukturach sportowych, ale wywodzącej się i funkcjonującej w ramach akademii, determinował poszukiwania w zasobach uniwersyteckich, ministerialnych, urzędów kultury fizycznej, Zarządu Głównego AZS, a nawet… Instytutu Pamięci Narodowej. Niejednokrotnie działano z duszą na ramieniu, nie mając pewności, czy przepisy prawne pozwolą na umieszczenie zeskanowanych materiałów w internecie. Nieocenionym źródłem okazało się Archiwum Akt Nowych, podobnie Centralne Archiwum Wojskowe (w międzywojniu sport był pod pieczą wojska) czy archiwum Polskiej Akademii Nauk. Kwerendę prowadzono też w Wilnie, wszak tamtejszy AZS przy Uniwersytecie Stefana Batorego był jednym z najprężniej działających. Poświęcony tej organizacji album fotograficzny z lat trzydziestych stał się dla lubelskich badaczy świętym Graalem: wiadomo było, że istnieje, ale nikt nie miał pojęcia gdzie. W litewskich zbiorach ślad po nim nie został, odnaleziono go w końcu z pomocą dr. Roberta Gawkowskiego w archiwum Uniwersytetu Warszawskiego.
– Cóż, nie raz musieliśmy się wykazać detektywistycznymi zdolnościami, a otwartość na współpracę z ludźmi z rozmaitych środowisk była wręcz nieodzowna – wspomina prof. Słapek, którego w realizacji trzyletniego grantu, finansowanego przez resorty nauki i szkolnictwa wyższego oraz sportu, wspomagają dr hab. Mirosław Szumiło i mgr Paweł Markiewicz.
Metodą odkurzacza
We trójkę, przy pomocy doktorantów z Instytutu Historii UMCS, udowadniają, że sport, wbrew opinii o jego banalności, niegodnej wręcz akademickiego zainteresowania, może być wdzięcznym tematem dla historyka. O ile tylko nie będzie podany w formie dziennikarskiej, ograniczonej jedynie do wyników, rekordów, liczb, lecz zostanie ukazany w możliwie jak najszerszym kontekście. Sport akademicki był przecież ważny dla polityków, armii, wpływał na gospodarkę, służył promocji zdrowia, a także… propagandzie. Tworząc muzeum dostępne o każdej porze dnia i nocy z dowolnego zakątka świata, nie określano na siłę cezur czasowych, dlatego znajdą się w nim materiały zarówno z początków działalności AZS, gdy sport traktowano jeszcze jak zabawę, a aktywność studencka sprowadzała się do turystyki, jak i z lat współczesnych, w których struktury związku ulec już musiały głębokiej specjalizacji i profesjonalizacji.
– W przypadku okresu do 1939 roku działamy trochę jak odkurzacz: często bez względu na jakość zachowanych materiałów, z uwagi na ich unikalność, zasysamy wszystko, co znajdziemy. W dziejach AZS to najciekawszy moment, w którym ujawniał się cały etos organizacji, system wartości jej członków.
Kolejne dekady, z uwagi na rosnącą masę zachowanych dokumentów, wymagają już dokładnej selekcji. Dość powiedzieć, że na początku tego tysiąclecia pod akademickim logo funkcjonowało blisko 300 klubów. Skoncentrowano się więc na źródłach opowiadających o istotnych momentach w historii każdego AZS-u: i tych czołowych, i mniejszych.
– Sport to przecież nie tylko to, co się dzieje na stadionie, ale i wokół niego – prof. Słapek wykłada swoją koncepcję Wirtualnego Muzeum Akademickiego Związku Sportowego.
Jej rdzeniem będzie opowieść o tworzących go ludziach. Takich jak Roger Verey, gwiazda polskich sportów wodnych z Krakowa, o którym pisano, że „jest wzorem amatora sportowca, karnym, rycerskim, skromnym i obowiązkowym”. Albo inż. Stefan Gajęcki, sportowiec, działacz, a przy tym znakomity konstruktor kadłubów i silników mocowanych do łodzi, za przyczyną którego AZS Warszawa stał się prawdziwą wodną potęgą. Lub Alfred Luther, lekkoatleta, wioślarz, szermierz i siatkarz związany z AZS Kraków i AZS Zakopane, którego wspomnienia nadesłane na konkurs z okazji obchodów jubileuszu związku znaleziono w archiwum Zarządu Głównego. To istny wulkan emocji przelanych na papier. Podobnie jak pozostałe, nie trafiły pod cenzorskie sito, są autentyczne, pisane często niepoprawną polszczyzną, momentami frywolne, aż do bólu szczere i nigdy wcześniej niepublikowane: „Czas dzieliło się między naukę, trening i nocne rodaków rozmowy. Czasem na zawody przychodził na start jakiś kolega po przerwie treningowej z wyblakłym obliczem, a na zapytanie skąd tak marna kondycja odpowiadał znużonym głosem: »w kotle cholera siedziałem 2 tygodnie«. Dla objaśnienia młodszym rocznikom podaję, że w tych czasach 1945–1949 władze bezpieczeństwa w mieszkaniu osób podejrzanych stosowały zatrzymanie wszystkich osób tam wchodzących – nawet przypadkowo. Po okresie przeciętnie 2 tygodni taki »kocioł« likwidowano, a często Bogu ducha winni ludzie przesiedzieli w cudzym mieszkaniu i na cudzym wikcie kilkanaście dni – a potem zwalniano ich do domu”.
Historia mówiona
Nie mniejszą wartość mają historie mówione. Wprawdzie apel do środowiska o dzielenie się pamiątkami i wspomnieniami nie przyniósł oczekiwanego skutku, ale badacze nie poddali się i ruszyli w Polskę. Interesowała ich szeroka perspektywa, dlatego odwiedzając blisko trzydzieści osób, w większości członków honorowych, pytali ich o dzieciństwo, sytuację polityczną, rolę kobiet w AZS-ie…
– Nie jest możliwe spoglądanie na historię, w tym przypadku – sportu, bez zajrzenia w czyjeś osobiste koleje losu – wyjaśnia Michał Krzyżanowski, autor nagrań, któremu w pamięć zapadły szczególnie opowieści najstarszych rozmówców, choćby Juliusza Szaflika, pierwszego prezesa AZS Katowice, czy Kajetana Hądzelka, działacza AZS Warszawa. Wszyscy okazali się niezgłębioną kopalnią wiedzy.
– To ludzie, o których można by pisać almanachy, słowniki biograficzne czy poradniki dla młodzieży o tym, jak żyć i co robić, by zachować równowagę między ciałem a duchem – dodaje prof. Słapek.
W ciągu stu lat przez AZS przewinęło się kilka pokoleń żaków. Nierzadko, jak u Derezińskich, występy pod szyldem z charakterystycznym białym gryfem na zielonym tle były rodzinną tradycją: ojciec, Henryk, był wieloletnim wiceprezesem sportowym klubu z Zakopanego, matka, Henryka – sędziną sportową i zawodniczką, zaś ich synowie Andrzej i Roman specjalizowali się w narciarstwie alpejskim. Takim dynastiom poświęcona będzie specjalna muzealna sekcja. W innej zaprezentowana zostanie galeria postaci, w której pojawią się sportowcy, z Haliną Konopacką na czele, uwiecznieni przez rysowników i karykaturzystów. Zgromadzono też różnego rodzaju przypinki, zapinki, zawieszki, medale, dyplomy, zaproszenia, plakaty czy naklejki, będące niekiedy jedynymi pozostałościami sportowych wydarzeń sprzed lat. Nie zabraknie poezji, anegdot i dykteryjek, które są w stanie powiedzieć o wiele więcej aniżeli tradycyjna narracja historyczna. Choć oczywiście i ta będzie dostępna na muzealnej platformie. Co więcej, dzięki nowoczesnym technologiom obydwie będą doskonale się uzupełniały.
– Klikając myszką, będzie można swobodnie przechodzić z jednej narracji w drugą – tłumaczy prof. Słapek, dodając, że są też historie o ludziach przegranych, nie tylko na boisku – wszak porażka to nieodłączny element sportowej rywalizacji – ale i życiowo.
Uatrakcyjnieniem tej podróży w czasie online będą z pewnością filmy – AZS pojawia się już w kronikach z epoki międzywojnia – oraz fotografie, z których spora część po raz pierwszy trafi do publicznego obiegu, jak zdjęcie piłkarzy ręcznych AZS Lublin, zrobione w czerwcu 1947 roku na nieistniejącym już dziś stadionie przy ulicy Okopowej, inne, przedstawiające przystań kajakową AZS Kraków z 1920 roku, czy jedno z pierwszych wykonane wodniakom AZS-u Warszawa ubranym jeszcze w koszulki z symbolem „U” (od uniwersytet) na koszulkach.
W sumie zebrano do tej pory blisko 100 gigabajtów danych, a sam inwentarz zgromadzonych zbiorów zajmuje ponad 600 stron. Całość zostanie udostępniona w marcu 2019 roku.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.