„Ruszamy w pościg za najlepszymi”, ale jak!?
Dr Dominik Szulc z Instytutu Historii im. Tadeusza Manteuffla PAN w odpowiedzi wicepremierowi Jarosławowi Gowinowi pisze o dorobku uznanym przez ekspertów ERC, ale niepunktowanym w naszym kraju.
Gdy w lutym 2016 r. Pan Premier Jarosław Gowin wręczał mi nagrodę uzyskaną w konkursie „Skomplikowane i proste”, skierował do laureatów słowa zachęty do włączenia się w dyskusję nad przygotowywanym projektem nowej ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce. 5 kwietnia br. projekt ten wpłynął do Sejmu RP (druk nr 2446), zaś 9 maja skierowano go do prac w Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży. Początkowi prac legislacyjnych w niższej izbie parlamentu towarzyszyła wypowiedź Pana Premiera zatytułowana Ruszamy w pościg za najlepszymi , która ukazała się na łamach „Forum Akademickiego” (nr 4/2018, str. 16). Czytelnicy pisma mieli już z pewnością możliwość zapoznania się z nią. Padło wówczas wiele ważnych słów, deklaracji i wyjaśnień odnoszących się do faktycznych intencji stojących za projektem Ustawy 2.0.. Piszę tu o faktycznych intencjach, gdyż nie uważam, aby za ustawą stała chęć świadomego szkodzenia polskiej nauce, zwłaszcza zaś naukom humanistycznym i społecznym, które są najbliższe zarówno mi, jak i Panu Premierowi jako filozofowi. Chcę jednak pokazać, jakie negatywne skutki dla humanistyki może przynieść ustawa w projektowanym kształcie, przytaczając na poparcie tej tezy wyniki jednego z niedawnych konkursów Europejskiej Rady ds. Badań Naukowych.
Pan Premier wyraził pogląd, że „jeżeli młody doktor zdobywa granty ERC, to znaczy, że w swojej dyscyplinie jest lepszy od wielu profesorów. Musimy na niego dmuchać i chuchać, aby nie poszedł z tym grantem za granicę”. Słowa te znajdują odzwierciedlenie w projekcie nowej ustawy oraz w jego uzasadnieniu. Stopień doktora habilitowanego, zgodnie z projektowanym art. 219, uzyska ten doktor nauk, który nie tylko wykaże się „istotną aktywnością naukową”, ale także przedstawi „osiągnięcia naukowe”, pod którymi kryć się mogą monografia naukowa i cykl artykułów, co najmniej dwie monografie naukowe lub co najmniej dwa cykle artykułów opublikowanych w czasopismach, których wykazu jeszcze nie znamy, ale który będzie „następcą” obecnego wykazu, składającego się z list od A do C. Nie trudno zatem odnieść wrażenia, że nowe przepisy mają w intencji Pana Premiera podnieść poziom badań naukowych w Polsce, poprzez wymuszenie publikowania tylko w czasopismach umieszczonych w ministerialnym wykazie. Twórcy „Konstytucji dla Nauki” nie zdają sobie jednak prawdopodobnie sprawy z faktu, iż rozwiązanie to wyrzuci na „śmietnik nauki” dorobek wysoko oceniany przez ERC. Przyjrzyjmy się temu problemowi bliżej.
17 października 2017 r. minął termin składania wniosków do kolejnego konkursu ERC-STG (Starting Grant). Udział w nim postanowił wziąć mój kolega z Instytutu Historii im. Tadeusza Manteuffla PAN w Warszawie dr Adrian Jusupović. 7 maja br. ERC udostępniło w formie elektronicznej tekst 4 recenzji, które przesądziły o tym, że nie uzyskał on grantu. Tym niemniej ich lektura prowadzi do bardzo ciekawych wniosków, które, jak sądzę, należy ujawnić jak najszybciej w związku z trwającymi już pracami legislacyjnymi w Sejmie RP. Okazuje się bowiem, że odmowa przyznania dr. Jusupoviciowi grantu motywowana była wyłącznie tym, iż wniosek był… zbyt ambitny i opisowy oraz trudny do zrealizowania w ciągu 5 lat. Istotną jest ocena, jaką mojemu Szanownemu Koledze wystawili recenzenci opierając się na jego dotychczasowym dorobku naukowym, zwłaszcza w kontekście projektowanego art. 219 nowej ustawy. Na pytania dotyczące umiejętności (skills ) dr. Jusupovicia oraz poziomu jego dotychczasowych badań, recenzenci odpowiedzieli very good (2 recenzentów) oraz excellent (2 recenzentów), co stanowi właściwie najwyższą możliwą ocenę dorobku. Jeden z nich wprost opisał wnioskodawcę jako badacza „with strong track record ”, a z recenzji wynika, że gdyby dr Jusupović poprawił projekt i złożył go ponownie z tym samym dorobkiem, zapewne otrzymałby grant ERC. Przyjrzyjmy się zatem, co kryje się pod dorobkiem, który zrobił takie wrażenie na recenzentach ERC.
Do swojego wniosku dr Jusupović załączył dorobek publikacyjny w postaci 3 monografii wydanych w języku polskim (jedna częściowo w języku staroruskim) oraz cyklu 5 artykułów opublikowanych w Polsce i krajach byłego ZSRR (4 w językach wschodnioeuropejskich nowożytnych, jeden w języku polskim). Na marginesie zwracam uwagę zwolennikom tezy o rzekomym czołowym znaczeniu j. angielskiego w nauce, że w tak wysoko ocenionym przez ERC dorobku język ten nie jest w ogóle obecny! Jedna z przedstawionych monografii prezentuje bardzo wysoki poziom naukowy i uzyskała nawet prestiżową Nagrodę „Przeglądu Wschodniego”, stało się to jednak już po złożeniu wniosku do ERC. Natomiast spośród wskazanych artykułów stanowiących spójny tematycznie cykl żaden nie został opublikowany w czasopiśmie, które nie tylko obecnie, ale w ogóle kiedykolwiek ujęte było w ministerialnym wykazie czasopism w Polsce. Czasopismom tym nie przyznano na listach od A do C nawet jednego punktu. Jak to więc możliwe, że najwyższą ocenę ERC uzyskuje dorobek naukowy oparty na tak wątłych, jak mogłoby się wydawać, podstawach?
Na powyższe pytanie kompetentnej odpowiedzi udzielić może wielu humanistów, zwłaszcza zaś historyków, zajmujących się dziejami Europy Wschodniej, do których zalicza się zarówno dr Jusupović, jak i piszący te słowa. Czołowe wschodnioeuropejskie periodyki historyczne, takie jak „Lithuanian Historical Studies” czy „Lietuvos Istorijos Studijos” (pominę w tym miejscu pozostałe), redagowane przez międzynarodowe zespoły badaczy czuwających nad zachowaniem najwyższych standardów naukowych publikowanych tekstów, rzadko zabiegają o indeksację w bazach międzynarodowych. Gdy periodyki takie mają wysoką cytowalność, są powszechnie rozpoznawalne, a potencjalni autorzy sami zabiegają o publikację w nich, gdyż pragnienie indeksacji w bazach międzynarodowych, czytaj: także znalezienia się w polskich wykazach, nie jest ich redakcjom do niczego potrzebne. Nie zachęcają do tego także przepisy krajowe, np. na Litwie w ogóle nie ma żadnej listy czasopism naukowych. Gdy więc Pan Premier zapowiada, że w nowym wykazie czasopism znajdą się „po pierwsze te, które są w bazach międzynarodowych”, badacze tacy jak ja nabierają obaw, że czołowe dla ich specjalizacji czasopisma wschodnioeuropejskie nie znajdą się w nim, a zapowiadany konkurs „Wsparcia dla czasopism naukowych” dedykowany ma być czasopismom polskim. Rodzi się jednak pytanie: skoro owe czasopisma (np. „????????????? ????”) nie są nigdzie lub prawie nigdzie indeksowane, skąd wiedzą o nich recenzenci ERC? Oznacza to wszak, iż obecne są one w obiegu międzynarodowym nawet pomimo ich nieobecności w „jakichś” bazach. Odpowiedź jest prosta: recenzenci ERC od tego są ekspertami, aby znać faktyczną, a nie ustaloną administracyjnie (jak ma to i będzie miało miejsce w Polsce) wartość danej publikacji. Znaczenie ma tylko realna wartość czasopisma lub opublikowanego artykułu oraz umiejętności jej autora, a nie administracyjnie przyporządkowana czasopismu liczba punktów.
Tym sposobem docieramy do finału artykułu – ukazania nieoczekiwanych skutków projektowanego art. 219 ust. 2 pkt 2. Oto bowiem spójny tematycznie cykl artykułów, który jak pokazuje przykład dr. Jusupovicia, daje realną szansę uzyskania grantu ERC, w świetle nowej ustawy nie mógłby zostać zaliczony do jego dorobku i stanowić osiągnięcia naukowego koniecznego do uzyskania stopnia doktora habilitowanego w Polsce. Wówczas okaże się, że polski naukowiec najpierw przedstawi cykl artykułów podobnych do tych autorstwa dr. Jusupovicia i nie otrzyma stopnia doktora habilitowanego w Polsce, następnie zaś ten sam cykl przedstawi jako swój dorobek w konkursie ERC i uzyska na jego podstawie grant europejski. Byłoby to jednak wytłumaczalne, gdyby Pan Premier jako inicjator „Konstytucji dla Nauki” wyrażał swoją niechęć względem grantów ERC, wszyscy wiemy jednak, że jest dokładnie odwrotnie, czemu niejednokrotnie dał wyraz.
Postawiliśmy tym samym diagnozę – problemem jest nieszczęśliwy kształt projektowanego art. 219 ust. 2 pkt 2, potwierdzający zasadność przygotowanej na zlecenie Biura Analiz Sejmowych opinii opinię prof. Mirosława Sadowskiego o „zupełnym pominięciu specyfiki nauk humanistycznych i społecznych w projekcie”. Co zatem powinien teraz uczynić Sejm RP? Moim zdaniem należy poszerzyć wspomniany przepis o czasopisma recenzowane znajdujące się poza przyszłym wykazem, a więc o te, o których mowa w art. 10 ust. 1 pkt 4 rozporządzenia ministra nauki z 12 grudnia 2016 r. w sprawie przyznawania kategorii naukowej jednostkom naukowym i uczelniom, w których zgodnie z ich statutami nie wyodrębniono podstawowych jednostek organizacyjnych (Dz. U. z 2016 r. poz. 2154). Zasadność włączenia danej publikacji do cyklu artykułów, o którym mowa w projektowanym art. 219 ust. 2 pkt 2 „Konstytucji dla Nauki”, mogłaby potwierdzać dodatkowo komisja habilitacyjna.
Na koniec chciałbym uprzedzić ewentualnych krytyków mojej propozycji. Nie, nie jestem historykiem publikującym wyłącznie na liście B lub w ogóle poza wykazem. W swoim dorobku mam artykuły opublikowane także na listach A i C, a mimo wszystko dostrzegam, że „ślepa” wiara w bazy międzynarodowe jest w niektórych dyscyplinach i specjalizacjach po prostu drogą donikąd.