Najsłabsze ogniwo
Początek konferencji Szkolnictwo wyższe w okresie przemian ’2018 poświęcono projektowi Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce. Prof. Jan Szmidt, rektor Politechniki Warszawskiej i przewodniczący KRASP, mówił, że dokument wypracowany w wyniku dwuletnich konsultacji ze środowiskiem akademickim ma szansę pchnąć polskie szkolnictwo wyższe i naukę na nowe tory. Prof. Jerzy Woźnicki stwierdził, że procedowanie ustawy może zostać opóźnione na etapie prac parlamentarnych.
Prof. Marek Niezgódka (na fot. przemawia), który moderował panel poświęcony otwartej nauce i nauce 2.0, mówił, że wymóg publikowania wyników badań w otwartym dostępie jest zasadą konstytutywną nowoczesnej nauki. W unijnych programach ramowych jest wymóg publikowania wyników w otwartym dostępie. Zasada ta jest powiązana np. z możliwością stosowania rozproszonych infrastruktur badawczych. Dr Sabina Cisek z Uniwersytetu Jagiellońskiego zauważyła, że w oficjalnych polskich dokumentach nie ma mowy o otwartej nauce. Postawiła pytanie: co dziś jest zasobem naukowym? Czy także publikowane w mediach elektronicznych wypowiedzi uczonych? Dr Mariusz Luterek z Uniwersytetu Warszawskiego stwierdził, że publikowanie nie kończy się na druku tekstu. Trzeba go jeszcze przekazać do repozytoriów i baz danych. Wspomniał o tym, że pojawiły się już czasopisma – oszustwa oraz tzw. otwarte konferencje, gdzie nie wymaga się nawet obecności badaczy. Michał Starczewski z ICM UW zwrócił uwagę na rozszerzanie się koncepcji otwartości. O ile w 7. PR UE otwarte publikowanie miało charakter pilotażowy, to już w H2020 było obligatoryjne, a pilotażowy charakter miało otwieranie danych naukowych. W 9. PR otwarty dostęp do danych naukowych będzie obligatoryjny. To tak naprawdę warunek weryfikacji wyników badań przez innych naukowców, ale także zdynamizowania rozwoju nauki. Otwarty dostęp wymaga zaawansowanej, kosztownej infrastruktury informatycznej, co musi kosztować. Nie wskazano jednak wyraźnie, kto i ile płaci za otwarty dostęp. M. Niezgódka powiedział tylko, że w Europie 60% tego typu opłat trafia do holenderskiego koncernu wydawniczego Elsevier. Zauważył, że dyktat wydawców powoduje zorganizowany bunt uczonych. Dodał, że w tym roku wygasają wszystkie polskie umowy z wydawnictwami, co może być dobrą okazją do ich renegocjacji. Dr hab. Aneta Pieniądz (Uniwersytet Warszawski, Obywatele Nauki) zauważyła, że ani w dyskusji o Ustawie 2.0, ani w samym projekcie problem otwartej nauki się nie pojawił.
Prof. Pieniądz moderowała panel poświęcony jednolitemu systemowi antyplagiatowemu, który zgodnie z założeniami wkrótce powinien zacząć obowiązywać, tymczasem jeszcze nic o nim nie wiemy. – Zatem porozmawiajmy o praktyce – zaproponowała. Prof. Andrzej Kraśniewski (Politechnika Warszawska, KRASP) omówił wyniki ankiety, na którą odpowiedziało sto uczelni. Stosowanie systemów antyplagiatowych jest powszechnie akceptowane. Najpopularniejszym jest Plagiat.pl. Problemy nastręcza interpretacja wyników oraz współpraca z repozytoriami. Zdaniem prof. Kraśniewskiego, stosowanie systemów nie rozwiąże najpoważniejszego obecnie problemu – kupowania prac dyplomowych. Krzysztof Gutowski (Plagiat.pl) dodał, że praca magisterska kosztuje 1,5 – 1,8 tys. zł, licencjat – kilkaset zł. Zauważył, że żaden system zwany antyplagiatowym, nie wykrywa plagiatów, a jedynie podobieństwa tekstów. Analiza wyników to zadanie promotora. Sam system pozwala natomiast ocenić np. wkład studenta w powstanie pracy dyplomowej. Swoimi doświadczeniami ze stosowania Otwartego Systemu Antyplagiatowego (OSA) podzieliła się dr Walentyna Wróblewska z Uniwersytetu w Białymstoku. Jej zdaniem, OSA nie pomaga, ale komplikuje pracę. Operowanie systemem jest czasochłonne, a wyniki są niejasne i trudne do interpretacji. Dorota Podrzucka z Politechniki Krakowskiej stwierdziła, że najsłabszym ogniwem systemu antyplagiatowego jest człowiek. Problemów technicznych jest mało i mogą występować właściwie jedynie na etapie wdrożenia. Prof. Łukasz Sułkowski (UJ, PKA) zwrócił uwagę na to, że słabe rozumienie prawa powoduje „zamiatanie spraw pod dywan”. Tzw. sygnaliści są traktowani jako ci, którzy podważają kulturę akademicką, plagiatorzy – już nie.