A poetów przybywa
Na co drugim poetyckim spotkaniu autorskim pada z sali twierdzenie, że to, co jest prezentowane, nie jest poezją, bo nie zawiera rymów ani nawet rytmu. Przed zarzutem „braku rytmu” i „średniówki” łatwo się obronić. Wystarczy poprosić protestującego o podanie, gdzie rytm został zaburzony, i spór jest wygrany, ponieważ w czasie słuchania wiersza zadanie to jest niewykonalne, tym bardziej że obecnie wierszy się już nie recytuje, ale po prostu czyta, mówi.
Ale nawet gdyby taki słuchacz miał tekst przed sobą, można by go poprosić, żeby przeanalizował utwór pod kątem układu klasycznego, na przykład takiego z jambami, spondejami, trochejami, daktylami i tak dalej, czyli ze wzorcami stóp metrycznych. Nie zrobi tego, bo z zasady nie zna stóp. Co mogą dla niego znaczyć takie pojęcia jak: toniczny, sylabiczny, sylabotoniczny czy nie daj Boże kataleksa i hiperkataleksa, tok cezurowany i dierezowany…?
Ludzie nieznający współczesnej poezji nie wiedzą też, że wierszem białym („bezrymowym”) pisywali Kochanowski, Słowacki czy Norwid, a wolnym („nierytmicznym”) Kasprowicz… Źle przygotowani w szkole twierdzą, że poezja istnieje tylko wtedy, kiedy jest zrymowana i zrytmizowana, a najlepiej niech to będą teksty pieśni i piosenek. Jakiż jednak kłopot: jest mnóstwo piosenek, które wyłamują się ze strychulca rytmiczno-rymowego! Choćby taki blues… Na uwagę, że niektóre dramaty Słowackiego czy Mickiewicza trudno nazwać poezją, owi nieznawcy reagują agresją albo ostentacyjnym wyjściem z sali, bo nagle zaczęło im się boleśnie nie zgadzać zestawienie wyrażenia „dramaturgiczny utwór rymowany” z wyrażeniem „utwór poetycki”. Nie uwzględniają też funkcjonowania pojęcia „liryka”, być może źle lokalizują jego sens wśród terminów literackich, i nie słyszeli o przesunięciach kategorialnych w zakresie literatury pięknej, które się dokonały w ciągu ostatnich dwustu lat. Ba, prawdopodobnie nigdy nie uzyskali prawdziwego kontaktu z poezją XX i XXI wieku, nie przeczytali do końca albo nie zastanowili się nad strukturą formalną i (co jeszcze ważniejsze) nad treścią żadnego nowoczesnego wiersza, ponieważ nie podjęli trudu pokonania pozornej bariery niezrozumiałości.
Chyba tu jest pies pogrzebany. Nie wiedzą, o czym się do nich mówi, ani – co gorsza – jakie treści o poezji sami wypowiadają. Mówią o wierszu, jednak czy wiedzą, co znaczy słowo „wiersz”? A co „poezja”? Czy wiedzą, że pojęcie „wiersz” może nie mieć nic wspólnego z pojęciem „poezja”? I że można być poetą, nie napisawszy ani jednego wiersza, a nawet ani jednej linijki?
To dopiero pytania! Sprawa staje się jasna: ludzie, często dobrze wykształceni (ale nie literacko), po prostu stracili kontakt z wiedzą o podstawach literatury.
Kiedy mam komuś wytłumaczyć, dlaczego nieumiejętnie informuje, posługuję się praktyczną kategorią jednego z wadliwych sposobów komunikacji językowej. Kategorię tę nazywam „komunikowaniem egocentrycznym”, kojarzy mi się bowiem z końskimi okularami i krańcowym ignorowaniem adresata, ale także z zapatrzeniem w siebie i z rozumieniem wyłącznie sytuacji własnej. Polega to na tym, że źle informujący wypowiada jakąś kwestię, ograniczając się do podawania identyfikatorów okoliczności widzianych tylko przez siebie, i bez tła sytuacyjnego. Czasem w informacji wystarczy jeden taki dezinformujący składnik „egocentryczny”, aby całość była niezrozumiała lub instruktażowo nieefektywna.
Oto autentyczny przykład niepoprawnej instrukcji „jak iść do określonego punktu w terenie” podanej mi w rozmowie telefonicznej: „Jak będziesz na przystanku tramwajowym ósemki, to pójdziesz w prawo i tam zobaczysz taką tablicę z dużym napisem, a stamtąd to już trafisz”. To instrukcja kompletnie fałszywa. Ustala kierunki wobec mówiącego, którego pozycji słuchający nie może znać. Informujący mówi o obiektach, które właśnie widzi, ale nie sprawdził, czy w okolicy nie ma podobnych (a były!). Nie podaje żadnych istotnych cech wymienianych obiektów, ponieważ sam je widzi i nie bierze pod uwagę, że słuchający (w czasie instruowania) nie może tego zobaczyć. Kończy wypowiedź w momencie, w którym powinna się zacząć. Osoba odbierająca taką instrukcję nie wie, względem czego ma sytuować stronę prawą, o którą tablicę chodzi, gdzie się ta tablica w terenie znajduje, co dla mówiącego znaczy słowo „duży”, jaką treść zawiera napis. Nie dowiaduje się także, czy jest to tam jedyna tablica i jak należy się do niej odnieść – czy iść w jej kierunku, czy może minąć z lewej lub prawej, jaką drogą się przemieszczać względem niej… Nie wie, ponieważ wie to wszystko wyłącznie nadawca. Nadawca skupiony na sobie. Na czubku własnego nosa.
Tak, poezja też może w ten sposób „informować”. Ale wiersz liryczny mimo wszystko nie jest instruktarzem, ani poezja instruktażem. Czytelnik (lub słuchacz) poezji jest w innej sytuacji niż odbiorca instrukcji. To najtrudniej zrozumieć, najtrudniej też wytłumaczyć, i dlatego większość odbiorców ignorujących nowoczesną poezję nadal będzie pozytywnie reagować wyłącznie na wiersze zrymowane. A poetów piszących wiersze wszelkie, w tym białe i wolne, przybywa! Jest ich coraz więcej, naprawdę.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.