Kiedy pora umierać?

Henryk Grabowski

Starszy ode mnie i niestety już nieżyjący Kolega twierdził, że kiedy człowiek zaczyna częściej myśleć o śmierci niż o seksie, to znaczy, że pora umierać. Nie zastanawiałem się wtedy nad tym. Obecnie przypuszczam, że nie chodziło mu o świadomą autorefleksję, lecz spontaniczny i niezależny od woli potok myśli.

Dzięki pamięci i zdolności do abstrakcyjnego myślenia erotyka może absorbować ludzką wyobraźnię niezależnie od rzeczywistej lub potencjalnej aktywności seksualnej. Dlatego, w przeciwieństwie do zwierząt, nie zależy ona od wieku i wydolności wysiłkowej. Ewentualnie u kobiet mentalny erotyzm może być okresowo tłumiony przez macierzyństwo. Chyba jednak nie ma dowodów na masowość tego zjawiska.

Rozmnażanie jest ściśle skorelowane z umieraniem. Gdyby nie było rozmnażania, umieranie nie miałoby sensu. Gdyby nie było umierania, rozmnażanie nie miałoby racji bytu. Prawidłowość ta odnosi się w równym stopniu do ludzi, jak i zwierząt. To, że człowiek może w swojej seksualności – cokolwiek by to nie znaczyło – przekraczać biologiczne ograniczenia, niczego nie zmienia. Tak czy inaczej trzeba umierać, by zrobić miejsce nowo narodzonym.

Zachwianie równowagi między prokreacją a śmiertelnością jest równoznaczne z demograficzną katastrofą. Przewaga urodzin nad zgonami grozi zagładą gatunku z niedostatku. Dominacja zgonów nad urodzeniami – gatunkowym samounicestwieniem.

Wolno zapytać, czy takie rozumowanie jest uprawnione niezależnie od światopoglądu. Wydaje się, że tak. Pod warunkiem, że mamy na myśli życie doczesne, które – niezależnie od tego, czy wykreował je Bóg, czy Natura – może istnieć tylko w obrębie organizmu. W przeciwieństwie do tego życie wieczne, które obiecują różne religie, jeżeli istnieje, to tylko poza organizmem. Ponieważ życie doczesne i życie wieczne nigdy ze sobą nie współwystępują, a co najwyżej po sobie następują, wywód ten, jak się wydaje, jest światopoglądowo neutralny.