Kokony, lasery i kipu

Kinga Nemere-Czachowska

Stanowisko Castillo de Huarmey leży około 290 kilometrów na północ od Limy, na wzgórzu, w jednej z dolin pustynnego wybrzeża Peru, przy oazie oddalonej cztery kilometry od Oceanu Spokojnego. Już w 2002 r. badania w tym regionie rozpoczęło małżeństwo archeologów z Uniwersytetu Warszawskiego: dr Patrycja Prządka-Giersz i dr Miłosz Giersz. – Zachęcił nas do tego prof. Krzysztof Makowski z Papieskiego Katolickiego Uniwersytetu w Limie, nasz mentor i przyjaciel – mówią.

Zaczynali w sąsiedniej dolinie Culebras, w miejscu nieeksplorowanym przez archeologię. W 2010 r. zainteresowania swojego zespołu przenieśli do doliny rzeki Huarmey. Jednak znajdowali niewiele, bo od lat, a nawet wieków, pozostałości po dawnych kulturach penetrują, niszczą i grabią poszukiwacze skarbów, tzw. huaqueros (z hiszp. złodzieje rzeczy świętych). Rabowania grobów dopuszczali się już hiszpańscy konkwistadorzy, a miejscowi do dzisiaj idą w ich ślady. Szacuje się, że ponad 90% prekolumbijskich eksponatów obecnych dzisiaj w państwowych i prywatnych muzeach całego świata kupiono na czarnym rynku. Już na początku XX w. ojciec archeologii peruwiańskiej Julio Cesar Tello kupił od miejscowych pięknie zdobiony prekolumbijski bęben z jeleniej skóry. Jednak sam nie odważył się kopać ze względu na panującą w miasteczku epidemię dżumy. Hordy złodziei zjawiły się w Castillo de Huarmey po trzęsieniu ziemi w 1970 r., które odsłoniło prawdopodobnie część komór grobowych – nocami przekopywali wzgórze, niszcząc ślady historii. Od tego czasu ugruntowało się przekonanie, że musiał być to ośrodek władzy, a zarazem najbogatsza nekropolia całego imperium Wari, istniejącego w II połowie pierwszego tysiąclecia naszej ery. Jednak została ona ogołocona przez huaqueros.

– Dlatego wszyscy nam mówili, że tylko wariat mógłby inwestować tu czas i pieniądze – mówi dr Miłosz Giersz. – Wprawdzie Niemcy badali już kiedyś to stanowisko, ale tylko powierzchniowo. Dzięki ich dokumentacji znaliśmy skalę zniszczeń dokonanych przez poszukiwaczy skarbów. Pozostałości preinkaskie były w opłakanym stanie. Pracy czekało nas co niemiara, a efekty były niepewne.

Mimo to polsko-peruwiański zespół archeologów rozpoczął w styczniu 2010 r. pierwsze systematyczne i szeroko zakrojone badania w dolinie. Ekipa z Instytutu Archeologii UW posługiwała się metodami magnetometrycznymi, fotogrametrycznymi, analizą przestrzenną GIS i trójwymiarowym modelowaniem terenu. Dzięki podwieszaniu aparatów fotograficznych do latawców, uzyskano zdjęcia, które pozwoliły właściwie zinterpretować stan nekropolii i opracować precyzyjną strategię prac na przyszłość.

– Wiedzieliśmy, gdzie trzeba kopać, żeby coś znaleźć, i na co możemy liczyć – mówi dr Giersz.

Uzyskanie trójwymiarowego modelu El Castillo uświadomiło badaczom ogrom stanowiska zajmującego ponad 40 ha. Dzięki coraz to nowym odkryciom z każdym sezonem zasięg stanowiska się rozrasta. Dwa przylegające do siebie zespoły architektoniczne leżą na szczycie wzgórza zniwelowanego olbrzymią platformą. Pod podłogami budynków kryją się piętra komór grobowych, których są setki. Podobne komory pokrywają skalne zbocza. Mimo zniszczeń dokonanych przez rabusiów archeolodzy mieli nadzieję, że huaqueros nie dotarli do najgłębszych poziomów grobowców. Były one bowiem zbudowane nie tylko z suszonej na słońcu cegły adobe, ale też z rzadko używanego na tym obszarze kamienia, a więc dotarcie do nich było trudniejsze.

Archeolodzy zaczynają kopać w sierpniu 2010 r. Pod kierunkiem dr. Miłosza Giersza pracują: dr Patrycja Prządka-Giersz, dr Wiesław Więckowski – bioarcheolog z UW oraz dr Krzysztof Makowski i lic. Robert Pimentel z Pontyfikalnego Uniwersytetu Katolickiego w Limie. Znajdują mały grobowiec z czterema osobnikami, po części obrabowany już przez poszukiwaczy skarbów. W suchym piachu pustyni bardzo dobrze zachowały się nakrycia głowy z piór ptaków amazońskich, drewna oraz czapki-peruki, wszystko to wyjątkowe w swojej klasie i bardzo rzadko znajdowane przez archeologów (można je obejrzeć na wystawie). Wykopali także naczynie ze srebra (w przedinkaskich Andach równie prestiżowego jak złoto), biżuterię z kamieni półszlachetnych, wyroby z rzadkich rodzajów drewna, ceramikę, muszle z ciepłych dalekich mórz (Ekwador), nasiona z Amazonii i wspaniałe tkaniny. Ze względu na rangę odkryć, wskazujących na to, że Castillo de Huarmey był ośrodkiem o dużym znaczeniu, archeolodzy uzyskali zgodę na przedłużenie badań o parę tygodni. Już wtedy niektóre media używały określenia „sensacja”.

Odkrycie

Prawdziwie sensacyjne odkrycie następuje jednak podczas drugiej kampanii wykopaliskowej, prowadzonej od sierpnia 2012 do września 2013 r. Badacze skupili się wtedy na części nekropolii o wymiarach 200 x 60 m, zbudowanej na litej skale. Dokopali się do komnaty, w której ukazał im się gliniany tron.

– Wtedy serca zabiły nam mocniej – opowiadają.

Jednak po zdjęciu zniszczonej posadzki zobaczyli warstwę ponad 30 ton kamiennego tłucznia bez żadnych artefaktów.

– Byłem uparty i postanowiłem tłuczeń usunąć – mówi dr Miłosz Giersz. – Gdy czuliśmy już całkowitą rezygnację, na pomoc przyszła nam natura w postaci kokonów much, których dziesiątki, a potem setki zaczęliśmy znajdować w kolejnych warstwach tłuczonych kamieni. Znaczyło to, że musiały one kiedyś żerować na materiale organicznym. I faktycznie, w końcu ujrzeliśmy potężną drewnianą maczugę, stojącą pionowo na środku głównej, nigdy nieeksplorowanej komory grobowej, wykutej w litej skale.

Usunięcie tłucznia ujawniło zupełnie nienaruszony grobowiec kultury Wari z VIII w. n.e. ze szczątkami 64 osób, okutych w toboły grzebalne (tkaniny, sieci). Pięćdziesiąt osiem z nich było kobietami-arystokratkami, trzy z nich wyraźnie wyróżniono złożeniem w osobnej kwaterze. Wszystkie spoglądały w kierunku jednej osoby. Tę najważniejszą, sześćdziesięcioletnią kobietę pochowano wraz ze znakomitym wyposażeniem grobowym, owiniętą w najlepsze tkaniny. Przy ceremonii zamykania grobowca sześć młodych osób zrzucono na najważniejsze z tobołów grzebalnych twarzą w dół, jako ofiarę.

– Przełomowym momentem było znalezienie sztabki złota – mówi dr Patrycja Prządka-Giersz. – Od tego momentu mieliśmy pewność, że jest to grobowiec wyjątkowy. Baliśmy się, że gdy nasi robotnicy się dowiedzą, co tu znaleźliśmy, informacja rozejdzie się po okolicy i ściągnie na nas niebezpieczeństwo. Kilka nocy nie przespaliśmy, zastanawiając się, jak tę sprawę rozwiązać. Nie chcieliśmy, by pilnowała nas grupa z bronią, bo i tak nie ochroniłaby nas i skarbów w drodze. Postanowiliśmy więc trzymać wszystko w jak największej tajemnicy i udawać, że nie ma tu nic wartościowego. Pracowaliśmy od świtu do nocy, porozumiewając się kodem opartym na wyrazach z języka polskiego. No i nie mogliśmy okazywać emocji.

O tym, co właściwie odkryto i o znaczeniu znaleziska robotnicy pracujący przy wykopaliskach dowiedzieli się dopiero po wielu miesiącach. Tymczasem z całej komory wydobyto ponad 1300 zespołów drogocennych przedmiotów, m.in. sto ciężkich ozdób uszu: złotych, srebrnych albo inkrustowanych szlachetnymi metalami i masą perłową z bardzo cennych muszli spondylus (pochodzących z ciepłych mórz, czyli z odległych regionów). Wyposażenie grobowca stanowiły również szpile do spinania szali, pierścienie, naszyjniki, pektorały, a także – wyjątkowo cenne dla archeologów (bo najrzadsze) – przedmioty drewniane, np. mikroskopijnej wielkości pojemniczki na wapno żute razem z liśćmi koki czy drewniane łyżki wypełnione pigmentami z bogatą gamą odcieni czerwieni (być może wykorzystywano je do makijażu).

Zdumiewające są przedmioty związane z tkaniem: złote i srebrne wrzeciona oraz mikroskopijne przęśliki do tkania najwspanialszych na świecie tkanin (nota bene do tej pory nikt nie prześcignął prekolumbijskich tkaczy w uzyskaniu najcieńszej nici i najgęstszego splotu na centymetr kwadratowy. Specjaliści szacują, że nad jedną tkaniną o wyrafinowanym wzorze pracować mogły nawet trzy pokolenia!). Kobietom towarzyszyły kuferki z trzciny na biżuterię i przedmioty związane z tkactwem. Przy głównej damie znaleziono ceremonialne kubki, w tym jeden z białego alabastru, z ikonografią obszaru Altiplano. Ułożony był tak, jakby miała nim ona przepijać do wszystkich innych kobiet złożonych w grobowcu.

W komorze nie brakowało także ceramiki ofiarnej, która reprezentuje wzornictwo z terenów całego imperium Wari. Jedno z naczyń wykonane jest w kształcie psa bez sierści, który w czasach przedhiszpańskich trafił na obszar andyjski prawdopodobnie z Meksyku. Uwagę zwraca butelka z dostojnikiem Wari płynącym na tratwie po wodach oceanu, z którego fal wyłaniają się morskie potwory. Unikatowy jest kubek ceremonialny (tzw. kero) z andyjskiego alabastru, na którym widać cztery twarze nawiązujące do ikonografii kultury Tiahuanaco, z siedzibą odległą o 2 tys. kilometrów na południe. Kubek służył do picia piwa kukurydzianego o nazwie chicha.

– Czekamy na wyniki badań próbek z zastosowaniem aktywacji neutronowej, z USA – mówi dr Giersz. – Ale już wiemy, że ceramikę tę produkowano z lokalnych glinek, jednak rękami mistrzów sprowadzanych z bardzo różnych regionów, czyli podróżowały nie naczynia, a rzemieślnicy.

Jednym z bardziej spektakularnych odkryć w sensie naukowym są dwa egzemplarze kipu – pisma węzełkowego, tworzonego ze sznurków o różnych kolorach. Oba są wyjątkowe, bo zachowane w kontekście i wcześniejsze niż większość tych, które przetrwały w Andach do dzisiaj. Gary Urton, najbardziej znany badacz kipu, odczytał zapis liczbowy na większym egzemplarzu, ale i tak tajemnicą pozostaje, czego te liczby dotyczą.

Przedmioty ze złota, srebra, obsydianu, muszli, ceramiki i z drewna pozwalają archeologom uzyskać informacje o statusie społecznym kobiet należących do najwyższych sfer w okresie 600-1000 r. n.e. Dzięki odkryciu Polaków wiadomo, że status tych kobiet był bardzo wysoki, porównywalny ze statusem mężczyzn. Dotąd wielu badaczy wątpiło, że Wari, przybysze z gór dalekiego południa, zdołali podbić potężne królestwa z wybrzeża. Tymczasem odkrycia dowodzą, że mniej więcej w latach 600-1000 n.e. w Huarmey znajdowało się główne centrum ekspansji Wari i prowincjonalna stolica imperium z pałacem-mauzoleum książąt. Znaczenie badanego przez nich okresu niektórzy porównują do wagi, jaką dla kultury Europy mają podboje Aleksandra Macedońskiego.

Rekonstrukcja

Najciekawsze obiekty znalezione w Castillo de Huarmey eksponowane są na warszawskiej wystawie zorganizowanej dzięki współpracy badaczy z Narodowym Muzeum Archeologii, Antropologii i Historii Peru w Limie. To pierwsza w Polsce tak duża ekspozycja prezentująca oryginalne zabytki (a nie kopie) z prekolumbijskiej Ameryki. Do tej pory wystawa prezentowana była w pełnym kształcie jedynie w Limie. W Warszawie wzbogaca ją kilkadziesiąt przedmiotów pochodzących z innych stanowisk kultury Wari. Za pomocą okularów VR zajrzeć można do wnętrza niektórych z nich. Niesamowicie prezentuje się np. polichromowana wewnątrz i na zewnątrz olbrzymia ceramiczna urna, której ściany zdobi postać rodem z Bramy Słońca w Tiahuanaco (obecnie na terenie Boliwii). Dzięki zdjęciom panoramicznym i wirtualnej rzeczywistości można się poczuć jak odkrywca stanowiska Castillo de Huarmey.

Prekolumbijskie przedmioty stoją w niezliczonych jasnych drewnianych skrzynkach zbliżonych kształtem do tradycyjnych, suszonych na słońcu cegieł z gliny. Autor oprawy graficznej wystawy, Przemo Łukasik, znany polski architekt, nawiązał w ten sposób do charakterystyki środowiska i miejsca, w których znaleziono skarb.

Celem archeologów jest wirtualna rekonstrukcja zarówno budowli cmentarzyska, jak i odtworzenie ceremoniału pogrzebowego, a nawet wyglądu samej królowej Wari.

– To dla nas największa przygoda – mówi dr Miłosz Giersz.

Badacze wykorzystują do tego najnowsze technologie. Już w 2014 r. udział w rekonstrukcji jednego ze splądrowanych wcześniej grobowców wziął także zespół prof. Jacka Kościuka z Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej, który wraz z firmą Leica Geosystems Polska wykonał dokumentację architektoniczną z użyciem skanera 3D. Przełożenie pomiarów na wersję cyfrową umożliwiło analizę budowy i przebudowy stanowiska oraz odtworzenie wyglądu grobowca.

Obecnie archeolodzy z UW współpracują z Pracownią Skanerów 3D Instytutu Archeologii UW, działającą w ramach Laboratorium Cyfrowego Humanistyki.

– Naziemnym skanerem laserowym „omiatamy” całe stanowisko – mówi Janusz Janowski, archeolog z Pracowni Skanerów 3D. – Jest on niezwykle dokładny, przy rozdzielczości jeden punkt na milimetr urządzenie wysyła milion punktów na sekundę. Skaner potrafi rejestrować różnice w intensywności odbicia promienia laserowego w zależności od tego, czy trafia on na glinę mokrą, czy suchą, na drewno czy skałę. Laser ten jest tak czuły, że „widzi” nawet ryty naskalne w ciemnej jaskini. To pozwala nam interpretować również to, co nie jest widoczne gołym okiem.

Po wykonaniu mappingu, zastosowaniu specjalnego oprogramowania oraz gogli VR, badacz może wirtualnie „wejść” do komnaty (także pod ziemię), a co najważniejsze – każdy kamień można zmierzyć i udokumentować, i to już po powrocie zespołu do domu. Podobną możliwość ma również widz na wystawie, daje mu to wrażenie obecności na wykopaliskach. Technologia ta przydała się również do zeskanowania z milimetrową dokładnością czaszki królowej Wari, która nie mogła opuścić Peru. Czaszkę wydrukowano w 3D, co umożliwiło dokonanie rekonstrukcji wyglądu głowy władczyni Wari. Przez pół roku pracował nad tym szwedzki archeolog Oscar Nilsson. Na modelu czaszki umieścił kołeczki, by za pomocą gliny odtworzyć mięśnie, a później rysy. Posiłkował się także fotografiami starszych kobiet z tamtego rejonu, nawet kupił włosy, jakie mają dzisiaj kobiety z okolic Castillo de Huarmey. Efekt można podziwiać na wystawie, twarz wygląda jak żywa i jest łudząco podobna do przeciętnej Indianki z tamtych okolic.

Od dokonania tego wielkiego odkrycia minęło już kilka lat, a zespoły cały czas nad nim pracują.

– Wszystkie arystokratki Wari urodziły się i żyły aż do śmierci na tym terenie – mówi PAP dr Miłosz Giersz.

Wskazują na to badania chemiczne zawartości izotopów strontu w kościach i zębach zmarłych. Jak badacze raportowali w „Journal of Archaeological Science”, od każdej z badanych osób pobrano dwie próbki. Ząb umożliwił zidentyfikowanie miejsca urodzenia kobiet, gdyż proporcja izotopów strontu w szkliwie zęba odzwierciedla proporcję izotopów w podłożu geologicznym miejsca życia człowieka w okresie formowania się jego zębów. Natomiast w żebrze, w przeciwieństwie do zęba, proporcja izotopów strontu zmienia się w ciągu życia, dlatego porównanie tych dwóch próbek powala ustalić, czy zmarły zmienił swoje miejsce zamieszkania.

– Dzięki analizom bioarcheologicznym wiemy też, że królowa Wari cieszyła się długim życiem bez stresu i zajmowała się głównie tkactwem w pozycji siedzącej – mówi dr Patrycja Prządka-Giersz. – Jadła przede wszystkim mięso lam i płody rolne, a nie ryby czy owoce morza, które kojarzą się z wybrzeżem. Być może zachowywała tradycje rodzinne swoich przodków, którzy przybyli na wybrzeże z obszarów górskich. Cierpiała na próchnicę i paradontozę, choroby charakterystyczne dla arystokracji, która miała dostęp do diety bogatej w węglowodany, np. piła świętą chichę.

Pół roku trwało odtwarzanie ceremoniału pochówku, bo w tym celu trzeba skrzyżować mnóstwo danych. Wyniki są imponujące i nie byłyby możliwe bez zaawansowanej techniki. Badacze już wiedzą, że w skale komory grobowej wykuto najpierw dwa wejścia – od wschodu i zachodu. Po złożeniu sześciu młodych kobiet, w przedsionku pochowano jeszcze mężczyznę i kobietę, którzy nie należeli do najwyższej warstwy, ale oboje nie mieli prawej stopy – amputowano im ją na wiele lat przed śmiercią. Być może mieli pełnić rolę strażników, którzy symbolicznie nie mogli się przemieszczać. Nisze zapełniono dzbanami pełnymi piwa chicha. Po zamknięciu i zasypaniu tej części komory kamiennym tłuczniem, zbudowano wierzchnią część grobowca z depozytami ofiarnymi zwierząt związanych z władzą, jak np. szpony kondora. Tam też złożono cztery powtórne pochówki osób wcześniej pochowanych gdzie indziej; może też byli to członkowie rodziny królewskiej. Na samym wierzchu stanęła wielopiętrowa wieża grobowa.

– Jeszcze dziesięć lat temu nie bylibyśmy w stanie robić tak szczegółowych badań i uzyskiwać takich wyników mówi dr Prządka-Giersz.

Finansowanie

Sezon 2010 Projektu Archeologicznego Castillo de Huarmey przeprowadzono dzięki środkom Narodowego Centrum Nauki (badania wykopaliskowe: grant nr NCN 2970/B/H03/2009/37) oraz Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego (badania nieinwazyjne: projekt MIĘDZYNARODOWY NIEWSPÓŁFINANSOWANY 579/N-PERU/2009/0). Sezony 2012-2014 tego projektu sfinansowano dzięki grantom Narodowego Centrum Nauki (NCN 2011/03/D/HS3/01609 i NCN 2014/14/M/HS3/00865), Towarzystwa National Geographic Society (EC0637-13, GEFNE85-13, GEFNE116-14 oraz W335-14), a także dzięki wsparciu finansowemu prywatnego sponsora z Peru (Compania Minera Antamina SA). Badania nad rolą kobiet i trwaniem niektórych tradycji z czasów przedhiszpańskich we wczesnym okresie kolonialnym (XVI i XVII w.) przeprowadzono na podstawie dokumentacji etnohistorycznej dzięki środkom NCN (NCN 2015/18/E/HS3/00106). Wiele inicjatyw badawczych w ramach projektu zostało przeprowadzonych dzięki wsparciu Ośrodka Badań Prekolumbijskich Uniwersytetu Warszawskiego, Papieskiego Katolickiego Uniwersytetu Peru, Museo de Arte de Lima, samorządu prowincji Huarmey oraz Ministerstwa Kultury Republiki Peru. W 2011 r. Miłosz Giersz prowadził też badania archiwalne nieopublikowanych dzienników Julio C. Tello w Limie (w tym jego zapisków dotyczących Huarmey) dzięki wsparciu Fundacji na rzecz Nauki Polskiej (grant KWERENDA 2011/195). Natomiast wcześniejsze prace badawcze 2002-2011 projektów archeologicznych Valle de Culebras oraz „Cuenca Culebras-Huarmey” były finansowane z grantów MNiSW oraz NCN, a także z funduszy UW (głównie Ośrodka Badań Prekolumbijskich).

Czy po takim sukcesie łatwiej zdobywać pieniądze na dalsze badania?

– Na jakieś środki liczyć możemy, ale problem wszystkch badań archeologicznych polega na tym, że pieniądze dostaje się tylko na rok, dwa, więc nie można planować pracy w dłuższej perspektywie – mówi dr Patrycja Prządka-Giersz. – Kończy się grant i nie wiadomo, co będzie dalej. Tymczasem gdy archeolog coś wykopie, to jego obowiązkiem jest także zadbanie o środki na konserwację znaleziska, jest to integralna część badań. A przecież nigdy nie wiadomo, co znajdziemy i ile tego będzie. ?

Jedno z dziesięciu najważniejszych odkryć 2013 roku według amerykańskiego magazynu „Archaeology”. Cover-story magazynu „National Geographic” (czerwiec 2014), opublikowanego w ponad 20 wersjach językowych na całym świecie. Nagroda National Geographic Traveler 2013 w kategorii naukowe odkrycie roku.

Kultura Wari rozwijała się w pierwszym tysiącleciu naszej ery, czyli na długo przed pojawieniem się Inków. Narodziła się w Andach na południu dzisiejszego Peru, ale szybko zaczęła się rozprzestrzeniać także na tereny wybrzeża, osiągając mistrzostwo w budowie tarasów oraz systemów irygacyjnych. W okresie największego rozkwitu, około VIII w., obejmowała swoim zasięgiem prawie połowę obszaru dzisiejszego Peru, na północy sąsiadując z kulturą Moche, a na południu z kulturą Tiahuanaco – niektórzy badacze używają nawet określenia imperium Wari-Tiahuanaco, na bazie którego w kolejnych wiekach wyrosło imperium Inków. Usytuowana w środkowych Andach stolica Wari (odległa o 850 km od Castillo de Huarmey) liczyła wtedy ok 40 tys. mieszkańców, czyli dwa razy więcej niż Paryż.