Wydarzenia marcowe w Lublinie

Małgorzata Choma-Jusińska

Marzec 1968 r. rozgrywał się na tle różnorodnych wydarzeń i procesów wewnątrzkrajowych i międzynarodowych w drugiej połowie dekady. Był przez to najbardziej złożonym, wielopłaszczyznowym kryzysem społeczno-politycznym w PRL. Wśród czynników tkwiących u jego genezy należy wskazać m.in. zmiany pokoleniowe. W całym świecie w dorosłe życie wschodziło liczne pokolenie urodzone w latach 1945–1949. W Polsce była to generacja niedotknięta traumą wojny i tragicznymi doświadczeniami stalinizmu. W przeciwieństwie do kolegów za żelazną kurtyną młodzi Polacy żyli jednak w państwie niedemokratycznym, to wyznaczyło kierunek ich buntu w marcu 1968 r.

Aspekt pokoleniowy był również istotny w genezie walki, która toczyła się w PZPR, w kręgach władzy. Dążenie czterdziestolatków do zrobienia kariery politycznej i zawodowej hamował brak naturalnych mechanizmów wymiany kadr. Wiele wysokich stanowisk zajmowali działacze komunistyczni starszego pokolenia. Część z nich była pochodzenia żydowskiego, dlatego użytecznym narzędziem walki stała się antysemicka czystka, rozpętana po wybuchu wojny izraelsko-arabskiej w czerwcu 1967 r. Konflikt ten oraz Praska Wiosna stanowiły najważniejsze elementy międzynarodowego tła Marca 1968 r. Wydarzenia w Czechosłowacji, które były postrzegane jako próba uwolnienia się tego kraju spod politycznego wpływu ZSRR, budziły nadzieje, że podobne procesy mogłyby zaistnieć w Polsce.

Atmosfera przed Marcem

Trudno przedstawić zgeneralizowany obraz postaw kilkunastu tysięcy studentów czterech lubelskich uczelni państwowych i KUL przed wydarzeniami marcowymi. Do pierwszych dni marca atmosfera nie wskazywała na to, by miało dojść do jakiejś akcji. Większość młodych ludzi była skoncentrowana na studiach (dla wielu były one ogromnym awansem społecznym), życiu towarzyskim, osobistych planach na przyszłość. W różnych kręgach tliło się jednak zarzewie fermentu. Podłożem było dotkliwe odczucie ograniczania wolności przez władzę komunistyczną i brak perspektyw zmiany. Postawy braku zgody na zastaną rzeczywistość wzmacniała aktywność środowisk związanych z uczelniami. Wybór studiów na KUL wiązał się z deklaracją światopoglądową, choć nieczęsto oznaczało to także gotowość do politycznej manifestacji. Pewną rolę wśród studentów wszystkich lubelskich uczelni odgrywało duszpasterstwo akademickie KUL, prowadzone przez o. Huberta Czumę. Oprócz formacji religijnej kształtowało postawę braku zgody na łamanie praw obywateli i laicyzację społeczeństwa. Inne ważne środowisko kształtowało się wokół organizowanych od 1966 r. w Chatce Żaka Studenckich Wiosen Teatralnych, czyli przeglądów teatrów studenckich, z których część w formie artystycznej wyrażała treści wymierzone w totalitaryzm, broniące wolności.

Nie było uformowanych grup studenckich, jak warszawscy komandosi, raczej luźne kręgi, w ramach których dyskutowano o perspektywach młodego pokolenia, o kulturze i cenzurze, o tym, co się działo w Czechosłowacji i oczywiście o aktualnych wydarzeniach w kraju. 30 stycznia na ostatnim przedstawieniu Dziadów w Teatrze Narodowym obecne były uczennice lubelskiego VII Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Konopnickiej. Na pewno podzieliły się wrażeniami ze szczególnej atmosfery towarzyszącej wydarzeniu. O następnych zdarzeniach lublinianie dowiadywali się m.in. od znajomych studiujących w Warszawie. Wielu studentów i uczniów szkół średnich słuchało audycji Radia Wolna Europa.

W tej atmosferze spontanicznie zrodziła się inicjatywa zademonstrowania solidarności ze studentami warszawskimi, brutalnie zaatakowanymi 8 marca przez siły milicyjne. W nocy z 9 na 10 marca na terenie miasteczka akademickiego zostały rozrzucone ulotki z apelem o udział w wiecu o godz. 14 przed Chatką Żaka. Część zawierała także hasło: „Żądamy wolności, prawa, polskości”. Przygotowali je studenci II roku filologii polskiej oraz prawa i ekonomii UMCS. W tej pierwszej grupie byli m.in. Waldemar Bugaj, Zbigniew Fronczek, Stanisław Kieroński, Józef Osmala i Stanisław Rogala z polonistyki. W czasie kolportowania ulotek zostały zatrzymane dwie studentki uniwersytetu: Barbara Stępień i Agnieszka Fus.

Lokalne władze PZPR w porozumieniu z rektorami uczelni państwowych 10 marca podjęły działania prewencyjne, by nie dopuścić do zgromadzenia. Uspokajające oświadczenia wydały organizacje studenckie ZMS i ZSP. Władze były przygotowane także na zdecydowane rozwiązania. Zmobilizowane zostały Ochotnicze Rezerwy Milicji Obywatelskiej i grupy tzw. aktywu robotniczego. Teren miasteczka akademickiego patrolowali funkcjonariusze MO i SB, ale ich obecność wzmagała napięcie. W szkołach średnich w pobliżu uniwersytetów wprowadzono dyżury nauczycieli, a uczniów starszych klas zatrzymano po południu w szkole.

Wiec studencki

10 marca rano przez Radio Akademickie w dwóch domach studenckich nadana został audycja Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa poświęcona protestom w stolicy. Audycję wyemitowali studenci z Radia, ale funkcjonariusze SB długo nie zdołali ustalić sprawców i ostatecznie nikt nie został ukarany. Atmosferę wśród studentów podgrzała dodatkowo prasa, która w kontekście wydarzeń w Warszawie donosiła o „bananowej młodzieży”, inspirowanej przez „bankrutów politycznych” i „syjonistów”, wywołującej „chuligańskie awantury”.

11 marca przed Chatką Żaka zgromadzili się około godz. 14 studenci. Wiec miał być manifestacją poparcia dla studentów z Warszawy. Inicjatorzy nie mieli chyba dalszych planów. Po około godzinie ktoś zasugerował, by przejść manifestacyjnie na Krakowskie Przedmieście. Ruszył pochód około tysiąca osób skandujących hasła: „Precz z cenzurą”, „Żądamy wznowienia Dziadów ”, „Precz z dziadami obecnie rządzącymi”. W pobliżu skrzyżowania dzisiejszej ulicy Radziszewskiego i Akademickiej idących zatrzymali ormowcy i tzw. aktyw robotniczy z pałkami i psami. Część uczestników pochodu rozeszła się na wezwanie. Spośród pozostałych wyłapywano pojedyncze osoby, legitymowano. Nie tylko wobec stawiających opór, ale także nieagresywnych studentów milicja użyła siły. Aresztowano 39 osób, w tym 21 studentów KUL, 14 z UMCS, po dwie osoby z Wyższej Szkoły Rolniczej i Akademii Medycznej, jedną z Wyższej Szkoły Inżynierskiej oraz jednego ucznia, dwie osoby nieuczące się i niepracujące. Dodatkowo od 10 marca zatrzymano czworo studentów rozwieszających ulotki.

Propagandowy atak na KUL

12 marca „Sztandar Ludu”, organ prasowy KW PZPR, i popołudniówka „Kurier Lubelski” przystąpiły do ataku na uczestników wiecu. „Sztandar” przedrukował z „Trybuny Ludu” artykuł o zajściach na UW, a  w komentarzu domagał się ukarania ich „inspiratorów” oraz niesprecyzowanych „popleczników działających w Lublinie”.

W analizach przygotowanych przez funkcjonariuszy SB i informacjach partyjnych przesyłanych dla kierownictwa PZPR eksponowane było to, że studenci KUL stanowili największy odsetek wśród zatrzymanych. Następnego dnia „Kurier Lubelski” w artykule W niedobrej sprawie wskazał jako inspiratorów wiecu kilkunastu studentów katolickiego uniwersytetu, „znanych ze swego zamiłowania do wszelkiej draki”, którzy dodatkowo byli jakoby pod wpływem alkoholu. Zarzuty powtórzył rektor UMCS prof. Grzegorz Seidler, który w oświadczeniu opublikowanym w „Sztandarze” zarzucił młodym ludziom z KUL, iż bezprawnie przebywając na terenie uniwersytetu, wywołali „niepokoje i awantury”. Przestrzegał: „podburzanie młodzieży i łamanie przepisów na terenie UMCS jest bezprawiem i będę je ścigał z całą surowością”. Groził sankcjami także studentom UMCS niereagującym na działania „prowokatorów”.

Przeciwko tym oskarżeniom w stosownym oświadczeniu zaprotestował Senat Akademicki KUL. Odrębne pismo do Seidlera wysłała także Rada Uczelniana ZSP KUL. Nawet studenci UMCS z dezaprobatą komentowali słowa rektora. Być może prof. Seidler chciał w ten sposób przerzucić odium ze studentów własnej uczelni na KUL. Katolicka uczelnia kolejną dekadę była obiektem różnorakich szykan, ograniczających jej działalność naukową i dydaktyczną. Zarzuty przeciwko studentom były dogodnym pretekstem do dalszych represyjnych kroków. Wbrew stanowisku wojewódzkich władz PZPR centralne kierownictwo partyjne nie zdecydowało się jednak na zaostrzenie polityki wobec KUL.

Oficjalny wiec w Chatce Żaka

Prasowe doniesienia o wiecu w Lublinie, nieprawdziwe i krzywdzące, wywołały wzburzenie wśród studentów. Szybko rozeszły się informacje o zatrzymaniach. Koledzy aresztowanych zwołali na 12 marca na Placu Litewskim, centralnym miejscu miasta, wiec solidarnościowy. Zebrało się 150–300 osób, ale rozeszły się one na wezwanie milicji.

Wydarzeniem równie istotnym jak manifestacja 11 marca był wiec zorganizowany 13 marca w Chatce Żaka przez organizacje młodzieżowe, ZSP i ZMS, z udziałem przedstawicieli władz uczelni. Rektor zgodził się na to spotkanie pod wpływem rozdyskutowanych studentów, od paru dni gromadzących się w Chatce Żaka.

Obrady z udziałem około dwóch tysięcy osób, głównie z UMCS, były burzliwe, choć nad całością czuwał przedstawiciel władz uniwersytetu i uczelnianej organizacji partyjnej, Artur Korobowicz. Wiec odbywał się pod hasłem: „O socjalizm i demokrację”. Było to znamienne dla ruchu studenckiego w Marcu, odwołującego się do ideałów socjalizmu, jak się wielu wciąż wydawało, gwarantującego wolność i równość dla wszystkich. W uchwalonej na koniec rezolucji studenci żądali podawania obiektywnych informacji w mediach, sprostowania nieprawdziwych oskarżeń, uwolnienia osób zatrzymanych i wycofania wobec nich zarzutów. Protestowali zarówno przeciwko antysemickim hasłom w kampanii propagandowej, jak i antyradzieckim.

Wprawdzie SB odnotowywała jeszcze pogłoski o planowanych wystąpieniach, ale po wiecu w Chatce Żaka napięcie w Lublinie opadało. Dla wielu istotna była możliwość wyrażenia poglądów w otwartej dyskusji. Nie bez znaczenia były represje wobec uczestników wiecu z 11 marca. Liczba zatrzymanych, wysokie grzywny i groźba kar dyscyplinarnych na uczelni sprawiły, że próby wznowienia protestów przeszły bez echa. Jeszcze 25 marca dwaj reprezentanci KUL i UMCS uczestniczyli we Wrocławiu w spotkaniu delegacji studenckich z kilku ośrodków. Finałem tego wyjazdu było postępowanie w sprawie ich udziału w antypaństwowym zebraniu, ostatecznie umorzone przez prokuraturę.

Choć w obrazie Marca, w skali kraju, jak i lokalnie, dominujące są protesty studentów, wydarzenia miały wyraźny charakter pokoleniowy. Pojedyncze protesty przeciwko polityce władz miały miejsce w kilkunastu miejscowościach w regionie, m.in. Biłgoraju, Chełmie, Kraśniku, Łukowie, Parczewie. Najczęściej swój sprzeciw wyrażali uczniowie, nauczyciele, nieuczący się już dwudziestoparolatkowie. Rozpowszechniane były ulotki czy plakaty z wyrazami solidarności ze studentami, ale niektóre zawierały hasła antykomunistyczne i antysowieckie, żądania wolnościowe.

Marcowe represje

O skali represyjności władz na Lubelszczyźnie świadczy stosunkowo wysoka liczba zatrzymanych w województwie do końca marca: 65 osób, w tym 43 studentów, 6 robotników, 4 osoby niepracujące, 4 pracowników umysłowych, 2 uczniów oraz 6 osób niemieszczących się w tych kategoriach. Postępowanie karne i karnoadministracyjne objęło 34 osoby (23 studentów). Kolegia ukarały 24 osoby grzywnami (15 studentów z KUL, 7 z UMCS), a 3 dwumiesięcznym aresztem (w tym studentów KUL: Janusza Bazydłę i Adama Konderaka). Do października dodatkowo wszczęto sprawy karne przeciwko 12 osobom (5 studentom), z których 3 umorzono, a w 5 skazano 7 osób na kary pozbawienia wolności (2 z zawieszeniem wykonania kary). Najwyższy wyrok otrzymał dziewiętnastoletni Bolesław Kruczkowski. Został skazany we wrześniu przez Sąd Wojewódzki w Lublinie na rok aresztu i grzywnę za wykonanie i rozpowszechnienie trzech ulotek. Kilkunastu studentów UMCS zatrzymanych 11 marca w czasie wiecu ukarano dyscyplinarnie, czterech studentów UMCS i jednego z KUL wcielono do wojska. Nikt nie został relegowany, ale dwie studentki zatrzymane 10 marca za rozwieszanie ulotek zostały zawieszone na rok i pół roku. Pomimo presji ze strony Ministerstwa Oświaty i Szkolnictwa Wyższego rektor KUL i specjalna komisja Senatu odmówili usunięcia z uczelni osób uznanych za niepożądane ze względu na „wrogą” czy „antypaństwową postawę”.

We wspomnieniach z tego okresu właściwie nie jest wzmiankowane, by wykładowcy lubelskich uczelni przyczynili się do wystąpień studenckich lub je jednoznacznie poparli. (Warto zwrócić uwagę, że na UMCS prowadziła zlecone wykłady prof. Maria Żmigrodzka, która przygotowała dla Teatru Narodowego program Dziadów. ) Wobec represji, które spadły zwłaszcza na studentów UMCS i KUL, na obydwu uczelniach grono pracowników wsparło młodych ludzi, m.in. wstawiając się za nimi lub gromadząc fundusze na grzywny. Szczególnie podkreślana jest postawa ks. prof. Wincentego Granata, który pomógł w opłaceniu kar, a w latach 1969-1971 on, a potem jego następca o. prof. Mieczysław Krąpiec, przyjęli na studia grupę studentów represjonowanych z przyczyn politycznych, m.in. relegowanych z innych uczelni po Marcu.

Kampania antysemicka

Z nową siłą nagonka „antysyjonistyczna” została rozpętana w Lublinie już po wyciszeniu nastrojów na uczelniach, bo wątek ten nie był wykorzystany w oficjalnych interpretacjach lokalnych wydarzeń. Według urzędowych danych w województwie mieszkało w tym czasie około 450 osób pochodzenia żydowskiego. Część dotknęły różne szykany, zwłaszcza tych, którzy pełnili publiczne lub kierownicze funkcje. Wykorzystywano rzeczywiste lub wymyślone zarzuty, by usuwać z pracy, przenosić na gorsze stanowiska lub, w przypadku osób prowadzących np. własny sklep, nie przedłużyć koncesji.

Atmosfera Marca sprzyjała rywalizacji o stanowiska zwłaszcza na UMCS i AM. Do ministra oświaty i szkolnictwa wyższego wysyłano anonimy z oskarżeniami wobec pracujących tam wykładowców pochodzenia żydowskiego. Do października 1968 r. w Lublinie posady straciło około 20 osób, wyrzucono z PZPR 8 osób, kilka pozbawiono renty partyjnej. Wśród nich były osoby kojarzone z władzą, wpływowe politycznie zwłaszcza przed 1956 r., jak Sara Nomberg-Przytyk, była redaktor naczelna „Sztandaru Ludu” i jej mąż Andrzej Przytyk, do 1953 r. funkcjonariusz WUBP. Innych nękano np. uporczywymi obraźliwymi telefonami, anonimami.

Antysemicka propaganda i szykany zburzyły poczucie bezpieczeństwa Polaków żydowskiego pochodzenia. Do 1972 r. z województwa wyemigrowały 122 osoby, około połowa do Izraela, inni do Danii, Szwecji i USA. Podobnie jak w skali kraju stosunkowo wysoki odsetek stanowiły osoby wykształcone. Do końca sierpnia 1969 r. wśród emigrantów było 13 osób z wyższym wykształceniem i 6 studentów. Wyjechał z Lublina m.in. doc. Wiktor Szmuness, epidemiolog i wirusolog pracujący w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej i AM, a także doc. Krystyna Modrzewska, kierownik Katedry Antropologii na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi UMCS. Zapewne polityczny kontekst rzutował też na sprawę prof. Józefa Parnasa, zasłużonego dla Instytutu Medycyny Pracy i Higieny Wsi, który w 1968 r. został aresztowany pod zarzutem usiłowania przekazania tajemnic państwowych ambasadzie państwa kapitalistycznego, a rok później skazany na 5 lat pozbawienia wolności (zwolniony w 1971 r., wyemigrował do Danii).

Trudno ocenić w jakim stopniu oficjalna kampania antysemicka zyskała aprobatę w lokalnym społeczeństwie. Nagonka prowadzona na oficjalnych wiecach w zakładach pracy najczęściej nie wywoływała sprzeciwu. Na pewno byli tacy, którzy skwapliwie wykorzystali sytuację dla własnych korzyści. Inni byli obojętni. Większość zapewne obawiała się zareagować.

Wydarzenia marcowe były dla młodych ludzi ważnym doświadczeniem pokoleniowym. Wielu pozbawiły złudzeń co do gotowości rządzących do wysłuchania głosu społeczeństwa. Dla jednych doświadczenie represji było tak silne, że realizując cele osobiste i zawodowe przyjęli reguły narzucane przez system. W wielu przypadkach Marzec stworzył jednak zalążki grup i środowisk, które w następnych latach nadawały kierunek działalności opozycji.

Dr Małgorzata Choma-Jusińska, Instytut Pamięci Narodowej, Oddziałowe Biuro Badań Historycznych w Lublinie