Rok 1968 na Zachodzie

Andrzej Chojnowski

W finałowej sekwencji filmu Michelangela Antonioniego Zabriskie Point (1970) hipiska Daria przybywa do niewielkiego hotelu ukrytego wśród wiecznozielonych krzewów porastających kalifornijskie wzgórza. Jest rozdrażniona, w ciągu poprzednich dni odbyła podróż przez krainę radości i wolności, teraz zaś znalazła się w bezosobowym gmachu, w którym kilku starszych mężczyzn naradza się nad sposobami eksploatacji bogactw naturalnych Kalifornii, nie bacząc na nieuchronne zniszczenia przyrody.

Przygnębienie dziewczyny zamienia się w gniew, gdy dowiaduje się z radia o śmierci Marka, towarzysza swej miłosnej eskapady. Poznali się na kalifornijskich bezdrożach, chłopak w odruchu anarchistycznej beztroski uprowadził prywatną awionetkę, więc uciekał przed pościgiem, ale w końcu postanowił oddać się w ręce władz. Lecz policja nie zamierzała bawić się w areszty, ustawiła na lotnisku blokady, a z twarzy stróżów prawa można było wyczytać, że wykorzystają każdy pretekst do oddania strzałów…

Daria przed wyruszeniem w dalszą podróż zaczęła się wpatrywać w kamienną budowlę motelu, wyobrażając sobie, że zostaje on rozerwany potężną eksplozją. Reżyser powtarza wielokrotnie scenę wybuchu, pozwalając widzowi dostrzec, jak fale płomieni niszczą wyroby z metalu, plastiku, betonu i wszystko inne, czym tylko ludzkość zanieczyściła ziemską przestrzeń. Trzeba więc zbudować lepszy świat, a jedyną siłą zdolną to uczynić będzie młodzież.

Apoteoza młodości, którą głosił film Antonioniego, odzwierciedlała jeden z najważniejszych aspektów wydarzeń 1968 roku. Dotychczasowy porządek społeczny w krajach rozwiniętych był hierarchiczny. Dzieciństwo i młodość traktowano jako niezbyt istotną fazę rozwoju człowieka, po której następuje przejście do prawdziwego, dorosłego życia. Dorosłość oznaczała wiedzę, doświadczenie i odpowiedzialność uprawniające do zasiadania w przeróżnych „radach starców”, skupiających respektowane autorytety. „Starcy” nadawali ton światowej polityce: w 1968 r. prezydent Charles de Gaulle liczył sobie 78 wiosen, Nikita S. Chruszczow przestał być pierwszym sekretarzem KC KPZR w wieku 74 lat, kanclerz Konrad Adenauer opuścił urząd mając 87 lat, Mao Zedong zaś rządził Chinami do 83. roku życia.

Entuzjazm i oburzenie

Na początku lat 60. funkcjonowanie rodziny wciąż regulowało przekonanie, że „dzieci należy widzieć, ale nie ma potrzeby ich słuchać”. Zgodnie z nim to rodzice pozostawali skarbnicą mądrości, a opiekując się swoimi pociechami nie oczekiwali, że mogą się od nich czegoś nauczyć. Lecz nabierające popularności teorie pedagogiczne, np. Jeana Piageta i Marii Montessori, powoli zmieniały myślenie o dziecięcym umyśle, wykazując, że dzieciństwo stanowi wartościowy etap w życiu człowieka. Zgodnie z tymi teoriami edukacja miała sprzyjać rozwijaniu przez uczniów kreatywności, szkoła winna utracić cechy instytucji opresyjnej, dzieci zaś otrzymać prawo do podejmowania decyzji.

W upowszechnieniu się tej nowej filozofii ogromne znaczenie odegrała kultura masowa. W latach 50. muzyczni idole młodzieży, np. Elvis Presley, funkcjonowali w enklawie. Wśród nastolatków jego piosenki wywoływały okrzyki entuzjazmu, wśród dorosłych –krzyki oburzenia, a bariery dzielące oba światy wydawały się nie do przełamania. Dziesięć lat później zespół The Beatles koncertował w studiu CBS, największej stacji radiowo-telewizyjnej w USA, a królowa Elżbieta II odznaczyła muzyków Orderami Imperium Brytyjskiego.

W sferze politycznej symboliczną zapowiedzią nowych czasów było zwycięstwo wyborcze Johna Kennedy’ego w 1960 r. W chwili objęcia urzędu miał zaledwie 44 lata, ale z głosem tego „młodzieniaszka” musieli się liczyć o wiele starsi przywódcy innych krajów. Czy jego krótka prezydentura należała do udanych, to kwestia otwarta, na pewno pozostała po nim legenda energicznego polityka, który „chciał dobrze”, czym naraził się ciemnym siłom tego świata.

Wprawdzie Kennedy był młodszy prawie o dekadę od swego następcy Lyndona Johnsona, jednak należał do wojennej jeszcze generacji. Dwudziestolatkowie z lat 60. tworzyli natomiast pierwsze pokolenie, które nie doświadczyło okrucieństwa II wojny światowej. Niemniej nie była ona odległą od ich emocji abstrakcją.

Jerozolimski proces Adolfa Eichmanna skłonił młodych Niemców w RFN do zainteresowania się czasami, o których nie mogli się dowiedzieć ani w szkole, ani w domu. Francja miała dopiero przed sobą rozrachunki z okresem Vichy, za to borykała się z traumą „brudnych” konfliktów kolonialnych w Indochinach i Algierii. Najważniejszym jednak impulsem do zastanawiania się nad mechanizmami świata stawała się wojna w Wietnamie. Dla historyków była i jest ona elementem ideologicznej rywalizacji między Wschodem i Zachodem. Tymczasem w latach 60. duża część europejskich elit politycznych widziała w niej przejaw amerykańskich dążeń imperialnych. Z kolei w odczuciu młodzieży Wietnam potwierdzał najczarniejsze obawy przed cynizmem i bezwzględnością dorosłych. Stąd wielka popularność pochodzącego z tamtych lat hasła „Make love, not war”, jak również nawoływania, by „nie wierzyć nikomu po trzydziestce”, choć kryło ono w sobie pułapkę, bo przecież dla głoszących je dwudziestolatków czas nie zatrzymywał się w miejscu.

Dał im przykład Mao Zedong

Młodzieżowy ferment lat 60. nie miał charakteru powszechnego ani w wymiarze geograficznym, ani społecznym. Dał o sobie znać głównie w USA, Francji, RFN i Włoszech, a jego kolebką były uczelnie. Nie był to przypadek, albowiem po II wojnie doszło do upowszechnienia dostępu do oświaty, a w konsekwencji do wielkiego wzrostu liczebności uczniów i studentów. Wobec podnoszenia się poziomu zamożności warstwy średniej pozostająca „na garnuszku” rodziców młodzież nie musiała się spieszyć z podejmowaniem pracy zawodowej. Dysponowała ona dużą ilością czasu zarówno na naukę, jak i na rozrywki, a również na aktywność obywatelską. Jej głos się jednak mało liczył, bo np. światem uniwersyteckim rządziła autokratycznie profesura, która nie była skłonna do krytycznej analizy treści nauczania, metod wychowawczych i sposobu funkcjonowania uczelni. Studentów traktowano jak duże dzieci, stosując różne restrykcje administracyjne, m.in. ograniczanie możliwości odwiedzania męskich akademików przez kobiety i odwrotnie. Przeludnione uniwersytety stawały się swoistymi koszarami, zasiedlonymi przez tyleż sfrustrowanych, co znudzonych młodych ludzi o niespożytkowanych siłach witalnych. W sprzyjających okolicznościach mogli oni się przekształcić w potężną siłę polityczną. Tę możliwość uświadomił ówczesnemu światu Mao Zedong, używając hunwejbinów z Czerwonej Gwardii jako głównego narzędzia tzw. rewolucji kulturalnej (1966).

Zapowiedzą fermentów młodzieżowych były starcia studentów z policją w Barcelonie w kwietniu 1966 r. Na przełomie maja i czerwca 1967 r. studenci niemieccy protestowali przeciwko wizycie w RFN szacha Iranu, przy czym w Berlinie Zachodnim jedna osoba zginęła, a kilkadziesiąt odniosło rany. Ale prawdziwa fala buntów nadeszła rok później. W 1968 r. wystąpienia studenckie objęły wiele ośrodków akademickich w Europie, m.in. Berlin Zachodni, Madryt, Mediolan i Paryż (Sorbona), a w Stanach Zjednoczonych m.in. Nowy Jork (Uniwersytet Columbia) i Berkeley (Uniwersytet Kalifornijski). Kulminacją tej fali na Starym Kontynencie były wydarzenia we Francji w maju 1968 r. Na początku tego miesiąca rozpoczął się bezterminowy strajk w szkołach wyższych i okupacja Sorbony przez młodzież, rozpowszechniające się zamieszki zostały zaś wykorzystane przez związki zawodowe do podjęcia strajku generalnego pod hasłami podwyżki płac i skrócenia tygodnia pracy. Postulaty ekonomiczne zostały w większości spełnione przez rząd, toteż w czerwcu robotnicy wrócili do fabryk, a studenci wznowili studia.

W swoich wystąpieniach młodzież często nawiązywała do kwestii dotyczących całego społeczeństwa. W Stanach Zjednoczonych do takich należały wojna w Wietnamie oraz walka o zniesienie dyskryminacji rasowej Afroamerykanów. Przed Niemcami w RFN stawała na nowo konieczność analizy przyczyn i konsekwencji nazizmu. Najsilniejszym jednak nurtem tych wystąpień były postulaty reformy systemu edukacji. Młodzież akademicka nie chciała być dłużej wykluczana z podejmowania ważnych dla niej decyzji, pragnęła uznania podmiotowości. Jako że studentów cechowało przy tym wysokie mniemanie o własnych walorach umysłowych, w arogancki sposób wyśmiewali lub wytupywali wykładowców o poglądach uznanych przez siebie za „reakcyjne”. Niezależnie od tego rodzaju skrajności lata 60. zapoczątkowały wprowadzanie w szkolnictwie wyższym zwyczajów dzisiaj niekwestionowanych, jak chociażby procedury oceny poziomu zajęć przez słuchaczy.

Maoiści i Che Guevara

W Stanach Zjednoczonych oraz w Republice Federalnej Niemiec wydarzenia 1968 r. przybierały niekiedy krwawą postać. We Francji natomiast rzucano wprawdzie kamieniami i wywracano pojazdy, jednak nie było tu ofiar śmiertelnych. Studenci wyrażali swe zapatrywania na wiele sposobów, najczęściej jednak podczas ciągnących się w nieskończoność wieców i zebrań. Dochodziło wtedy zarówno do pokazów erudycji i rozsądku, jak i popisów demagogii i pustosłowia. Toteż jeden z uczestników takiego zgromadzenia krzyknął wychodząc z sali, że gotów jest zginąć za sprawę, lecz nie zamierza umrzeć z nudów.

Przemówienia wiecującej młodzieży pełne były lewicowej frazeologii, a do najczęściej używanych należało słowo „rewolucja”. Paradoksalnie do tej rewolucji nawoływali młodzi inteligenci z wyższych uczelni, a także wspierający ich intelektualiści, wywodzący się przeważnie z klasy średniej. Oskarżali kapitalizm i imperializm o wszystko co najgorsze i piętnowali konsumeryzm, ale sami nie zamierzali wyrzekać się życia w dostatku. Złośliwcy odnotowali, że gdy grupka reżyserów doprowadziła do przerwania festiwalu w Cannes (maj 1968) jako siedliska „burżuazyjnej sztuki”, to następnie filmowcy ruszyli eleganckimi samochodami do portu, by wypłynąć luksusowymi jachtami na rajd po Morzu Śródziemnym.

Ferment nie objął młodzieży proletariackiej, a zachodnioeuropejskie partie komunistyczne odniosły się do niego z rezerwą. Potwierdzało to przekonanie „nowej lewicy”, że hegemonia Moskwy przyniosła degenerację i wypalenie się sił ruchu robotniczego. Ratunkiem miało być „przejęcie pałeczki” przez komunistów kubańskich i chińskich, którzy nie splamili się kompromisem „z burżuazją” i nadal zamierzali narzucić ludzkości własną wersję szczęścia.

„Nowa lewica” odwoływała się do myśli „młodego Marksa”, posiadała też własnych filozofów, takich jak Herbert Marcuse, natomiast ruch studencki wyłonił z siebie takich liderów politycznych, jak Rudie Dutschke i Daniel Cohn-Bendit. Z ówczesnych kronik filmowych wynikałoby jednak, że na nastroje manifestantów najsilniej oddziaływały postacie chińskich maoistów oraz Che Guevary, wszechobecne na plakatach, transparentach, fotografiach i koszulkach. Krzyżowanie się nawoływań do całkowitej wolności oraz fascynacji azjatycką wersją komunistycznego totalitaryzmu mogło zdumiewać, tyle że owo zauroczenie maoizmem było niesłychanie powierzchowne, na granicy infantylizmu.

Niewinne i optymistyczne istoty

Młodzieżowe wystąpienia przysłużyły się skróceniu wojny w Wietnamie oraz zniesieniu w USA barier rasowych, przyniosły też zmiany w funkcjonowaniu uniwersytetów. Jednakże zrewoltowani studenci nie przekształcili świata aż tak bardzo, jak pragnęli. Najtrwalszym efektem tamtych wydarzeń były przeobrażenia obyczajowości i kultury masowej, niezależnie od tego, że wiele ówcześnie rozpowszechnionych zwyczajów z czasem przemijało, jak chociażby moda na noszenie przez mężczyzn długich włosów. Kwestie stroju, wyglądu, manier itp. miały swoje znaczenie, ale znakiem rozpoznawczym tamtych lat stał się nowy klimat relacji męsko-damskich. Wprowadzenie do sprzedaży pigułki antykoncepcyjnej pozwoliło oddzielić seks od prokreacji i powodowało upowszechnianie się postaw hedonistycznych. Wpłynęło to na sposób funkcjonowania rodziny, przy czym zwolennicy radykalniejszych przemian propagowali instytucję wolnych związków (tak jak zresztą w Rosji po zwycięstwie bolszewików), a amerykańscy hipisi tworzyli kolektywy (komuny), funkcjonujące na zasadzie swobodnej wymiany partnerów. Sztuka wywalczyła sobie prawo do pokazywania nagości i erotycznych przeżyć, ale nie towarzyszyły temu wszystkiemu postulaty zniesienia dyskryminacji kobiet w życiu zawodowym i ekonomicznym.

Motorem zmian w kulturze były nowe prądy w plastyce, kinematografii, a przede wszystkim w muzyce. Krzyżówka bluesa i jazzu przyniosła rozkwit bogatej gatunkowo muzyki rockowej, która zawojowała dużą część świata. W ten sposób narodziła się młodzieżowa wspólnota gustów muzycznych ponad granicami politycznymi i ideologicznymi.

Euforycznemu przeżywaniu sztuki i miłości sprzyjało masowe sięganie po narkotyki. Odbywające się w oparach marihuany imprezy artystyczne wydawały się festiwalami powszechnego szczęścia, pokoju i tolerancji. Tak został zapamiętany zlot muzyczny w Woodstock (sierpień 1969), pokazujący młodzież jako buntujące się i używające życia, lecz zarazem niewinne i optymistyczne istoty. Lecz w grudniu tegoż roku wynajęci przez zespół The Rolling Stones do pilnowania porządku motocykliści z gangu Hells Angels pobili śmiertelnie czarnoskórego chłopaka. Zachowane filmy z koncertu w Altamont pokazują znarkotyzowanych widzów, równie odurzonych dragami „Aniołów” oraz przerażonego Micka Jaggera, nawołującego bezradnie do spokoju. Ironią losu do tragedii doszło w trakcie wykonywania utworu Sympathy for the Devil .

W następnej dekadzie dawni uczestnicy studenckiej kontestacji wędrowali już różnymi drogami, włącznie z tym, że jedni weszli do politycznego i gospodarczego establishmentu, drudzy – inna rzecz, że nieliczni – stanęli na czele organizacji terrorystycznych, które powstały głównie w RFN i we Włoszech.

Owo rozejście ilustrują w sposób symboliczny losy dwójki wykonawców głównych ról w Zabriskie Point. Nie byli zawodowymi aktorami i u Antonioniego grali właściwie samych siebie. Mark Fretchette, jak przystało na buntownika, nie dożył trzydziestki. Po filmowym epizodzie pomieszkiwał w bostońskiej komunie, w sierpniu 1973 r. został aresztowany w trakcie napadu na bank i zmarł w więzieniu w niejasnych okolicznościach. Natomiast siedemdziesięcioletnia obecnie Daria Halprin szybko stała się postacią z kalifornijskiej socjety, w 1978 r. założyła wraz z matką istniejący do dziś Tamalpa Institute, który oferuje terapię za pomocą sztuki.

Prof. dr hab. Andrzej Chojnowski, historyk z Uniwersytetu Warszawskiego, członek Kolegium (2007–2010) oraz Rady Instytutu Pamięci Narodowej  (2011–2016)