Ornitofilia czy ptakomania?
Od pasji do obsesji
Słuchasz, obserwujesz, wciąga cię. Kupujesz lornetkę, lunetę, specjalistyczne książki, płyty CD i aplikacje na smartfon. Jesteś tak podekscytowany, że nawet nie zauważasz, kiedy większość twojej odzieży ma elementy ptasie, a kubki, podkładki do herbaty czy brelok do kluczy, też oczywiście z ptakami, stają się codziennością. Zaczynasz śnić o nowych gatunkach, wyobrażasz sobie siebie z fantastyczną lornetką i aparatem gdzieś w ptasim raju, planujesz podróże, urlopy, a nawet konferencje zawodowe tak, by widzieć, a i wiedzieć coraz więcej o skrzydlatych przyjaciołach. Na początku znajomi obserwują twoją pasję, nawet ich to ekscytuje. Pytają o szczegóły z życia ptaków, sami chwalą się swoimi pierwszymi obserwacjami przy karmniku czy w przydomowym ogrodzie. Jednak w pewnym momencie (to się dzieje tak nagle!) zaczynają cię postrzegać jako ptakomaniaka. Takiego, któremu wszystko i wszyscy kojarzą się wyłącznie z ptakami.
Wolność z pogranicza anarchii
Zatem nie bardzo mnie zdziwiło, że właśnie tam, to znaczy w USA, ukazała się szeroko dyskutowana ostatnio – nie tylko w hobbystycznym i naukowym ptasim świecie – książka Bernda Brunnera pod znaczącym i chyba niewymagającym tłumaczenia tytułem Birdmania . W księgarniach internetowych praktycznie całego świata szybko zdobyła miano bestselleru. Jej tytuł mówi wszystko: Niezwykła pasja do ptaków. Niezwykła, bo dotyczy wyłącznie spoglądania na nie, cieszenia się ich ubarwieniem i pięknym głosem. Jednak nie zawsze tak było. Współczesna pasja pochodzi z… polowania. Pierwsi entuzjaści ptaków patrzyli na nie dość praktycznie – albo nadawały się do zjedzenia, albo dzięki nim można było upolować coś do zjedzenia. Tak powstało myślistwo ptasie i sokolnictwo. Dziś to sporty dla bogatych tego świata. Wyjazd na pardwy czy głuszce to grube tysiące złotych, a pobyt sokoła w klinice sokolniczej w Abu-Dabi jest równowarty pobytowi w najlepszych prywatnych klinikach świata. To rodzaj snobistycznego hobby, a ptaki są przecież dla wszystkich. Według szacunków portali ornitologicznych żyjemy ponoć w najbardziej ptasich czasach w historii. Szacuje się, że osób z lornetkami podglądających ptaki na całym świecie jest około 100 milionów. To olbrzymia siła i dobrze, by przełożyła się na mądrą ochronę naszych skrzydlatych przyjaciół. Jednak to wcale nie takie proste. Wymaga współpracy hobbystów, naukowców, osób często o silnie indywidualistycznych charakterach. Takich jak, nie przymierzając, właśnie ptaki. Wolność z pogranicza anarchii…
Naukowo ptakom przyglądał się już Arystoteles. Opisał 140 gatunków ptaków, jako pierwszy rozpoznał dziwne zachowania lęgowe kukułki. Przypominam, że to pasożyt gniazdowy, podrzucający jaja do gniazd innych gatunków ptaków. Współcześni ornitolodzy do wielu pomysłów Stagiryty podchodzą z rezerwą, jednak świetnie mieć takiego protoplastę własnych zainteresowań badawczych. Widzi to też Brunner, ale nie tkwi w historycyzmie. Dawne przykłady można zaadaptować do współczesnego świata, np. dowiedzieć się, że „koliber” to słówko pochodzenia karaibskiego, a pasja opisywania nowych gatunków osiągnęła formę patologii. Oszuści sklejali ptasie muzealne skórki, przekładali kości, by wykryć skalę przestępstw posiłkowano się najnowszymi technikami radiologicznymi. Ciekawe, że mania nie musi dotyczyć wszystkich ptaków, a czasem może się koncentrować na jednej grupie, nawet tak nietypowej jak sowy.
No dobrze, miłośników nocnego życia jest wielu, ale ilu jest skłonnych narazić swe życie, by chodzić wzdłuż płotu zabezpieczonego drutem kolczastym w obecności dobrze uzbrojonych żołnierzy, tuż przy ambasadzie w pewnym kraju arabskim? To historia pewnego maniakalnie kochającego sowy Fina, która akurat zakończyła się szczęśliwie. Jednak nie wszystkim się udawało. Nawet jeśli nie zostali zabici, to mieli koszmarne sny – rozważania nad nowym układem taksonomicznym ptaków. Małżonki nie wytrzymywały i odchodziły w siną dal.
Ptaki po prostu wciągają!
Czasem jest coś pomiędzy chęcią zastrzelenia a obserwacją: posiadanie ptaka w domu. Ślicznie śpiewającego kanarka, będącego popularnym obiektem w domach górników, z czym zresztą wiążą się piękne historie, papug wielu gatunków, tak rzadkich, że stanowiących poważny obiekt szmuglu, o wartości niewiele ustępującej handlowi narkotykami, czy wreszcie egzotycznych kur i bażantów. Jednak wszystkie wymienione grupy gatunków razem wzięte ustępują gołębiom. Tak właśnie – gołębiom, tym powszechnie występującym w naszych miastach ptakom, które potrafią zupełnie nieźle zabrudzić samochód, kościół lub pomnik wieszcza. Jednak właśnie te miejskie „brudasy” mają sporo fascynatów, zwłaszcza osób w starszym wieku, podających im misternie pokrojony w kostkę chleb. O różnych rasach gołębi pocztowych czy wyścigowych potrafiły dyskutować wielkie nazwiska, a na zakup najpiękniejszych egzemplarzy asygnować iście bajońskie sumy. Do zafascynowanych gołębiami nie należeli biedacy: Pablo Picasso, Frank Zappa, Walt Disney, Mike Tyson, a nawet wielki wynalazca Nikola Tesla.
Jakkolwiek są to pieniądze wydawane na realny kontakt z pięknem, z żywymi organizmami, nierzadko było to za mało dla opętanych ptasimi maniami. Kiedyś fortuny wydawano na okazy rzadkich ptaków przywożonych z egzotycznych krajów. Dziś z kolei obserwacje rzadkości też są tym, czym potrafią chwalić się obserwatorzy ptaków. Dotyka to nawet zimnych naukowców. Poszukiwaniom dzięcioła wielkodziobego w lasach Luizjany przyglądał się nawet prestiżowy tygodnik „Science”. Ptaki po prostu wciągają! Ale czasem to Homo sapiens wciągał – w sensie bardziej dosłownym – ptaki na statki. Tak na przykład europejskie szpaki podbiły Amerykę Północną i Nową Zelandię. Co ciekawe, tamtejsze populacje mają się świetnie, tymczasem szpak w Europie powoli ginie.
Takich opowieści o fascynacji poszczególnymi taksonami, gatunkami czy ptasimi rodzinami można by przywoływać tysiące. To one składają się na całościowy obraz – od pasji do obsesji, często przysłaniającej cały świat. Jeden z trudniejszych przykładów: w obozie koncentracyjnym Auschwitz – Birkenau, niemiecki oficer Günther Niethammer posiadał specjalne zezwolenie i przez dwa lata służby obozowej przyglądał się ptakom w okolicy. Za płotem, tuż za ścianami jego biura ginęli ludzie, a on tego w zasadzie nie zauważał, zaś pracę ornitologiczną opatrywał skrupulatnie dodanym znaczkiem formacji SS. Czyżby, zapytam przewrotnie, ptaki tak zniekształciły jego postrzeganie świata? Czy raczej w szpetocie poszukiwał czegoś pięknego i wolnego? Na te pytania niestety nie potrafimy odpowiedzieć.
Pozostańmy lepiej przy pozytywnych obrazach. Ptaki są praktycznie wszędzie. Na każdym kontynencie. Przelatują nad szczytami Himalajów, ale też potrafią przemierzać setki tysięcy kilometrów nad taflami oceanów. Znajdziemy je w tropikalnym lesie deszczowym, na półotwartych przestrzeniach sawanny, jak również na pustyniach i gołych skałach. Spojrzenie na machającego ogonkiem ptaka wywołuje uśmiech na twarzy najbardziej zmęczonego wędrowca. Jeśli wędrowiec ma na szyi lornetkę, to zapewne powoduje także ekscytację. Po prostu takie są ptaki.
Dla porządku dodam, że książka została napisana i po raz pierwszy wydana w języku niemieckim. Jednak serce ptasich manii i obsesji bije w obszarze języka angielskiego, stąd natychmiastowa adaptacja do amerykańskich warunków. Ptaki są estetycznymi stworzeniami, kolorowymi i subtelnymi. Taka też jest ta właśnie książka. Najbardziej żałuję, że nie znałem książki Brunnera pisząc o swoich przemyśleniach na temat zachowań polskich obserwatorów ptaków w książce Rozum z ptakami odlatuje . Dołożyłbym jeszcze więcej smaczków, choć nawet na naszym małym podwórku pikanterii nie brakuje.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.