×

Serwis forumakademickie.pl wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z naszej strony wyrażasz zgodę na wykorzystanie plików cookies w celach statystycznych. Jeżeli nie wyrażasz zgody - zmień ustawienia swojej przeglądarki internetowej.

Jak poprawić rady?

Aleksander Temkin z Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej i Narodowej Rady Rozwoju powraca do problemu rad uczelni, których kompetencje w projekcie ustawy, jaki 22 stycznia przedstawił min. Jarosław Gowin, znacząco odbiegają od pierwotnych założeń

Art. 21. 1. W celu zapewnienia lepszej więzi szkoły ze środowiskiem społecznym oraz gospodarką i kulturą regionu Minister w porozumieniu z odpowiednimi instancjami i organizacjami szczebla wojewódzkiego może powołać rady społeczne szkoły spośród działaczy politycznych, społecznych, gospodarczych i kulturalnych”. Tyle ustawa o szkolnictwie wyższym z 1968 r. Kompromitujące mnie porównanie? A przecież poetyka modernizacji otula całą „debatę” na temat reformy. Warto krytycznie przyjrzeć się tej modernizacyjnej poetyce reformatorów, by przejść do oceny propozycji. Odłóżmy na bok ministerialne zaklęcia – jeżeli rady uczelni, organy przywracane przez MNiSW w nowej ustawie, mają nas wprowadzić w XXI wiek, to byliśmy w nim już w 1968 roku.

Czym jednak mają być rady uczelni w roku 2018? Ich najważniejsze uprawnienia to ustalanie strategii uczelni, przedstawianie kandydatów na rektora (lub bezpośredni wybór) oraz monitorowanie polityki finansowej prowadzonej przez rektora. Ponad 50% osób w radzie wybieranej przez senat pochodzić będzie spoza uczelni (łącznie z przewodniczącym).

Rady uczelni w proponowanej postaci są jednocześnie zbyt silne i zbyt słabe. Zagrożenia związane z ich wprowadzeniem do systemu znacznie przeważają nad niejasnymi korzyściami. Zwolennicy rad podkreślają swobodę doboru członków rady przez senat. Możemy jednak wiarygodnie przewidywać ciążenie rady w stronę środowisk lokalnego biznesu oraz samorządu.

Zagrożenie pierwsze – upolitycznienie uczelni. Trudno zignorować wypowiedzi zwolenników nowego rozwiązania, deklarujących entuzjazm dla wprowadzenia byłych polityków do rad uczelni (wypowiedź rektora Politechniki Łódzkiej: „Jeżeli senatorzy wybiorą radę złożoną z, powiedzmy, byłego marszałka województwa, z byłego ministra czy wiceministra, lub uznanych profesorów będzie to wspaniałe ciało”, Dziennik Łódzki”, 2.11.2017 r.) lub zdobycia przez samorządowców wpływu na wybór rektora (wypowiedź prezydenta Leszna, eksperta partii wicepremiera: „jako prezydent miasta Leszna będę składał wnioski w toku prac nad ustawą, by biznes i samorząd miał większy wpływ na wybór rektora”; http://wielkopolska.tv/leszno-gowin-o-przyszlosci-studentow). Ustawa, wyznaczając senatowi decydowanie o składzie rady, nie określa kto miałby inicjatywę w przedstawianiu kandydatów, spośród których wybierać ma senat.

Trudno zignorować również zakulisowe wieści o rozdzielaniu miejsc w radach wśród byłych lub kończących drugą kadencję rektorów. Zdominowany przez wzmocnionego rektora senat nie wydaje się być zdolny do podmiotowej postawy w procesie wyłaniania członków rady. Tylko przypuszczenie? Pamiętajmy o rezygnacji ze struktury wydziałów i zastanówmy się, jak przełoży się ona na podmiotowość senatu wobec rektora.

Zagrożenie drugie – system kooptacyjny. Sposób wyboru rektora w zakulisowych negocjacjach pomiędzy głównymi aktorami wymaga zmian. Grozi nam powstanie systemu, w którym rektorzy monitorowani będą przez byłych rektorów i zaprzyjaźnionych samorządowców, którzy namaszczą również ich następców.

Zagrożenie trzecie – cios w humanistykę. Oddanie nowemu ciału kompetencji tworzenia strategii uczelni może okazać się podzwonnym dla kierunków mających złą społeczną percepcję, choć nierozłącznie związanych z kształceniem uniwersyteckim. Kierunki humanistyczne, jako „niepraktyczne”, pierwsze padną ofiarą kuracji oszczędnościowych. Mamy na to przykłady z zagranicy.

Co robić? Rady uczelni w żadnym wypadku nie mogą ustalać kandydatów na rektora. Te wybory potrzebują innej kuracji. Jeżeli rady mają ustalać strategię uczelni, to niech reprezentacja regionów będzie silna, lecz bez pakietu kontrolnego – 30-35% miejsc wystarczy. A rady niech mają mocny głos doradczy wobec senatu. Należy uregulować, kto ma prawo do zasiadania w radzie. Najbardziej wypróbowanym modelem jest schemat rady dialogu społecznego: reprezentanci biznesu, administracji i związków zawodowych.

Jeżeli chcemy przyznać radom uprawnienia do kontroli finansów uczelni, to niech reprezentanci otoczenia społecznego posiadają w nich pakiet kontrolny. Z zastrzeżeniem, że przedmiotem kontroli jest formalna strona polityki finansowej uczelni, nigdy zaś kadrowa i merytoryczna.

Możemy z nowinkarskim entuzjazmem wskrzeszać zapisy z lat 60 XX wieku i dziwić się samym sobie za lat 15. Lepiej jednak zmądrzeć jeszcze przed cywilizacyjną szkodą.