Studenci na parkiecie

Grzegorz Filip

Już przed budynkiem chwyciła nas atmosfera turnieju: młode kobiety o włosach uczesanych gładko i związanych w kok, z długimi workami pokrowców na sukienki przewieszonymi przez ramię, ciągnęły za sobą turkoczące walizki na kółkach. Wraz z nimi przez szklane drzwi przechodzili obładowani podobnym bagażem młodzi mężczyźni o sylwetkach tak prostych, jak to się dzisiaj już nie spotyka. W holu przywitały nas: ciepłe powietrze, stoliki recepcyjne, znad których padały ciekawe spojrzenia, zapach kawy z ekspresu i grupki bardzo młodych tancerzy. Kończył się blok taneczny najmłodszych, a więc dzieci w wieku 12-13 lat, a także juniorów, młodzieży i dorosłych w B-klasie. Przez szeroko otwarte drzwi wielobarwnym refleksem błyszczał parkiet zapełniony parami ustawionymi do nagrodzenia. Triumfalna muzyka marszowa okadziła medalistów i po chwili ogłoszono przerwę na czyszczenie parkietu i poprawki sprzętu nagłaśniającego. Dostaliśmy stolik w sąsiedztwie strefy sędziów, lecz zostało jeszcze ponad godzinę do kolejnego bloku eliminacji do Mistrzostw Polski Dzieci i Juniorów w Kombinacji. Dopiero po nich miał się rozpocząć konkurs akademicki. Dzieci tańczą kombinację ośmiu tańców – cztery w „standardzie” i cztery w „łacinie”, juniorzy obciążeni są już bardziej, tak jak dorośli. Tańczą dziesięć układów.

Zanim najmłodsza młodość wbiegła na parkiet, szukałem Alicji Majewskiej, organizatorki turnieju, z którą umówiłem się na rozmowę. Była tancerką klasy międzynarodowej, zdobywała laury, teraz prowadzi we Wrocławiu szkołę tańca, sędziuje w konkursach, udziela się w zarządach Federacji Tańca Sportowego, tym dolnośląskim i tym krajowym. Tutaj jest sędzią głównym, nie ocenia tancerzy, lecz pilnuje procedur i zgodności z przepisami. Szczupła, ciemne włosy obcięte na Kleopatrę, czarne spodnie i takież długie wdzianko. Wszystkie sędziujące kobiety ubrane są tu niezwykle elegancko i wszystkie noszą szpilki. Łatwo się domyślić, że kiedyś były tancerkami.

Teraz już nie zdążymy porozmawiać. Jako sędzia główny musi mieć oko na całą imprezę, właśnie biegnie na odprawę z sędziami. Muszę poczekać do przerwy obiadowej.

Raczej wyczekiwanie

Co chwila ktoś przechodzi z pokrowcem i walizką przez szklane drzwi od strony parkingu dla uczestników, rejestruje się przy stoliku, zostawia legitymację studencką, dostaje kartę startową i idzie do szatni. Za moment próba parkietu. Na razie obserwuję hol i ciągnący się w głąb budynku korytarz z szatniami i łazienkami, chłonę atmosferę turnieju tanecznego. Szatnie opuszczają grupy dzieci z rodzicami, to ci, którzy nie zatańczą w kolejnych rundach. Sukienki już w pokrowcach, lecz fryzury wciąż piękne, lśniące, nienaruszone. W domu czeka pracowite zmywanie lakieru.

Dużą część holu zajmują dwa kramy, jeden z butami do tańca i najprzeróżniejszymi akcesoriami, w drugim sprzedają stroje. Pufy wokół dorodnej rośliny, która zdobi środek wolnej przestrzeni, okupuje grupka dorosłych tancerzy. Nie wyczuwam między nimi napięcia, podniecenia, to raczej wyczekiwanie. Z listy startowej wiem, że wszyscy studenci mają międzynarodową klasę S, a za sobą dziesiątki turniejów i mistrzostw w kraju i za granicą. To kolejne zawody, kolejny sprawdzian tego, co ich ciała znają na pamięć. Pośród dorosłych – młodziutka tancerka, trzynaście, może czternaście lat, zapatrzona w starsze koleżanki jak w tęczę. Rozmawiają, używając środowiskowego żargonu. Dziewczyna w krótkiej sukience do „łaciny” siedzi, opierając pionowo o podłogę na podkulonych palcach stopy w grubych skarpetkach. Przeżuwa kupioną na stoisku bułkę z wędliną. Inna tancerka w czarnych leginsach i krótkim fioletowym szlafroczku związanym w pasie odsunęła się w stronę stoiska z ubiorami, do którego teraz nikt nie podchodzi, i ćwiczy powolny rumba walk. Zamawiamy kawę w papierowych kubeczkach, popijamy gorącą.

Idę korytarzem, pouchylane drzwi do poszczególnych szatni objawiają panujący w nich bezład, nagromadzenie ubrań i strojów do tańca. Pomiędzy tym wszystkim tancerze, jedni w dresach, inni już gotowi do występu, jeszcze inni nieubrani – rozciągają mięśnie, poprawiają zrobione wcześniej fryzury, przypinają na plecach numery startowe. Wchodzę do hali, gdzie gra muzyka i w półmroku trwa już od dobrej chwili próba parkietu. Na ławkach w cieniu leżą młode zawodniczki, młodzi zawodnicy. Może drzemią? Albo ćwiczą trening mentalny? Jedna z par w strojach standardowych obiega parkiet krokiem walca, nie przejmując się tym, że z głośników pobrzmiewają rytmy samby. Potem, już po skończonej próbie, gdy parkiet pustoszeje, bez muzyki, na sucho ćwiczą przez dobrą chwilę quickstepa, jakby jeszcze nie byli pewni, czy ciała zapamiętały wszystko, co trzeba.

Serce w tańcu

Światła rozjaśniają salę, sędziowie z tabletami stają za białymi kielichami stolików rozstawionych wzdłuż długiej linii, płynie marszowa muzyka, konferansjer anonsuje wejście wszystkich par, które wystąpią w tym bloku. I wlewa się w raźnym tempie wartki potok najpierw dzieci, potem juniorów, wreszcie dorosłych, którzy zatańczą w mistrzostwach akademickich. Długie suknie używane w „standardzie” i skąpe kiecki do „łaciny”, zgrabne fraki i wydekoltowane koszule tancerzy – wszystko to przesuwa się przed oczami audytorium w barwnym korowodzie. Mrugają sztuczne rzęsy, z nagłośnień płyną numery startowe par, nazwiska tancerzy i tancerek, nazwy klubów. Stoliki oblepione przez rodziców startujących dzieci, przyjaciół i rodziny juniorów. Migają flesze, kręcą się filmy. Niedługo Boże Narodzenie, będzie się czym pochwalić w rodzinnym gronie. Głębiej, w rzędach ławek, z których znikli już odpoczywający zawodnicy, gromadzi się pozostała publiczność. Za chwilę ruszy konkurs i wtedy zabrzmią z różnych stron mobilizujące okrzyki: „Dawaj Karola!”, „Dawaj Michał!”. Tak wygląda każdy turniej taneczny, taki jest zwyczaj, a doping rośnie i wzmaga się im bliżej finału.

Kiedy spoglądam na tańczące dzieci, czuję w sobie wyjątkowe emocje. Wielkie wrażenie robi sprawność małych tancerzy. Wiem, że to wybrani z wybranych, w końcu przecież trafili na Mistrzostwa Polski, więc są najlepsi, mimo wszystko to jednak dzieci. Ich rówieśnicy, którzy nie mają za sobą tych kilku lat regularnego treningu, nie potrafiliby powtórzyć ani jednej figury.

Kiedy po występach dzieci i juniorów trafiają na parkiet dorośli, wprowadzają wyraźnie nową jakość. Pod ich stopami podłoga drży, taniec staje się bardziej zdecydowany, pełniejszy, może prawdziwszy. Ten turniej będzie dla mnie przełomem w postrzeganiu tańców standardowych. Nie ceniłem ich dotąd, wydawały mi się zbyt uładzone, salonowe, zwłaszcza w porównaniu do dzikiej, nieokiełznanej „łaciny”. Teraz, od stolika, z bliska odebrałem to inaczej, wychwyciłem szczegóły, poczułem energię, dostrzegłem pot na czołach. Taniec nabrał życia i autentyzmu.

– „Standard” zawsze był bliższy naszemu sercu – powiedzą mi po turnieju mistrzowie tego stylu, Marcin Kleist i Julia Bień, nie tłumacząc dokładniej, jak to rozumieć. Ale użyją słowa „serce” i owo serce bez wątpienia można zobaczyć w ich tańcu i w tańcu innych par. Marcin studiuje pedagogikę, Julia jest jeszcze uczennicą liceum. Tańczą razem od czterech i pół roku, a zdążyli już zdobyć wicemistrzostwo świata WDC w kategorii poniżej 19 lat i mistrzostwo Europy WDC poniżej 21 lat. Akademickie Mistrzostwa Polski oceniają jako bardzo dobrze zorganizowane, ze świetną atmosferą.

Drugie miejsce w tańcach standardowych zdobywa rodzeństwo Dawid Kozów i Karolina Kozów (Wyższa Szkoła Fizjoterapii we Wrocławiu), a brązowe medale zabierają do domu Jarosław Biernat i Wiktoria Rutkowska (SGH).

Na początku była samba

Wrocław odkryje więc przede mną wartości i piękno tańców standardowych, pokaże, że konkursem w długich sukniach też można się pasjonować, choć nie umniejszy to w żaden sposób mojej miłości do „łaciny”. Czternaście par studenckich wkracza teraz na parkiet, by rywalizować o tytuł mistrza Polski w tym stylu. Piękne, zgrabne dziewczyny wydają się na parkiecie wyższe i bardziej foremne niż na korytarzu albo w holu, gdy mijałem je ubrane w dresy czy nawet już w sukienki. Magda Abramowicz z Lublina ma na sobie błękitną z żółtym obszyciem. Co za materiał, robi wrażenie! Drobna, filigranowa Anna Wałachowska z Warszawy przywdziała barwy złoto-brązowe, a jej partner Bartosz Lewandowski nosi strój zaprojektowany w tym samym stylu. Ostrym różem odznacza się Celina Balon, Paulina Mrówczyńska z Łodzi zwraca uwagę bielą prostej kreacji, a pełną licznych wycięć czarno-srebrną sukienkę Magdaleny Pechner uzupełnia ciemne boa. Fryzury potrafią być niezwykle misterne, uzupełnione niejednokrotnie lśniącymi diademami. Czy jest jakiś inny sport, w którym kobiety mogą być takie piękne, który pozwala im wydobyć całą urodę ciała i ruchu? Lecz z drugiej strony taniec jest sportem mało wymiernym i choć sędziowie oceniają konkretne umiejętności każdej pary, wyposażeni w bardzo wyraźne kryteria, to i tak nie da się wyeliminować czysto ludzkiego wrażenia i wpływu przyrodzonego gustu.

Ale i mężczyznom warto się przyjrzeć uważniej. Zaczesane do tyłu, mocno zalakierowane włosy błyszczą zgodnie z konwencją tańca latynoamerykańskiego. Spodnie na pierwszy rzut oka wszyscy mają właściwie podobne, ciemne i szerokie, ale już od pasa w górę zawodnicy dalece się różnią. Szeroko dekoltowane białe koszule odsłaniają torsy. Inne wdzianka z kolei są ciemne, zabudowane pod szyję, czasem skromne, innym razem wykończone połyskliwymi aplikacjami. Niektórzy zdecydowali się na krótkie rękawy, to dobra metoda prezentacji umięśnionych ramion. Wyprostowane sylwetki, głowy dumnie podniesione… Przyjemnie patrzeć na tę młodzież, tak dorodną, tak wysportowaną.

Zaczynają od samby, jak stanowią przepisy. Ten taniec świetnie się nadaje na początek, bo pary szybko przemieszczają się po parkiecie i dzięki temu publiczność może je z bliska obejrzeć. Brazylijska samba zawiera w sobie wszystkie niemal wyznaczniki „łaciny”, energię, żywioł, kołyszącą, wahadłową akcję ciała, która przypomina chwilami falowanie. Partnerzy obiegają się, gubią i szukają. Przepisowe półtorej minuty i już konferansjer zapowiada cza-czę.

Dwie pary w stylu latynoamerykańskim przyciągają jak magnes od początku turnieju: Grzegorz Zmokły i Magdalena Abramowicz z Lublina oraz Bartosz Lewandowski i Anna Wałachowska z Warszawy. No, może nie wyłącznie te dwie. Żeby zaskarbić sobie względy publiczności wiele robią Taisto Rusanen i Aleksandra Ożga, popisują się zachowaniem, gestami, uśmiechem, tańczą do publiczności. Sędziowie zakwalifikują ich do finału i para ta ukończy konkurs na piątym miejscu. Nie wejdą do finału Maciej Dobak i Magdalena Pechner, para prezentująca się bardzo atrakcyjnie – zadowolą się siódmym miejscem. A dwie magiczne pary będą walczyć o prymat. Obie wyglądają pięknie, obie tańczą na światowym poziomie. Lubliniacy imponują bardzo stylowym paso doble, wspaniałym jive’em, a warszawiacy piękną sambą i żywiołową cza-czą. Obie pary na równi czarują rumbą. Kogo wybrać? Ostatecznie sędziowie, którzy przecież dostrzegają szczegóły niedostępne oku profana, opowiedzą się za Warszawą. Akademickimi mistrzami Polski zostaną Anna Wałachowska i Bartosz Lewandowski reprezentujący Politechnikę Warszawską, tegoroczni wicemistrzowie świata WDSF młodzieży poniżej 21 lat i mistrzowie Polski FTS w kategorii 16-20 lat. „Każdy nasz występ, który porusza publiczność i wpływa na jej emocje, traktujemy jako mały sukces” – powie mi Bartosz Lewandowski po turnieju.

Wicemistrzowie, Magda Abramowicz i Grzegorz Zmokły, powtarzają sukces z Wałbrzycha, sprzed dwóch lat, kiedy to również zajęli drugie miejsce. W tym roku akademickim zdążyli już wygrać International Open w Kijowie i zająć czwarte miejsce w North European Championship. „Akademickie Mistrzostwa Polski to turniej, do którego często będziemy wracać pamięcią. Wspaniała organizacja, cudowna atmosfera i przede wszystkim ciepła, entuzjastyczna publiczność” – skomentuje Magda Abramowicz.

Na trzecim miejscu podium stają Piotr Firląg i Celina Balon (SGGW i Wyższa Szkoła Menedżerska w Warszawie).

Sporty artystyczne są ekskluzywne

– To jest impreza mistrzowska przeznaczona dla studentów – mówi Alicja Majewska, z którą rozmawiam w przerwie obiadowej – ten turniej będzie przepustką do Mistrzostw Europy i Mistrzostw Świata. W imprezie biorą udział czołowe polskie pary, m.in. para, która reprezentowała nas na The World Games. Jest dużo bardzo dobrych par, które sytuują się wysoko w rankingu światowym i to właśnie studenci. Bardzo nas cieszy, mówię tu jako członek zarządu Federacji Tańca Sportowego, że następuje połączenie kultury fizycznej z rozwojem intelektualnym. Tak się składa, że tancerze to bardzo często ludzie dobrze wyedukowani, choć w tańcu na poziomie zawodowym odnoszą zdecydowanie większe sukcesy finansowe niż w wyuczonym zawodzie. Sama skończyłam dwa kierunki, kulturoznawstwo i muzykologię, ale robię inne rzeczy. Tutaj, kiedy patrzyłam na uczelnie reprezentowane przez uczestników, standardowo mamy AWF, ale są uczelnie medyczne, akademie ekonomiczne z prestiżowymi kierunkami biznesowymi, są psychologia i socjologia. To się prawdopodobnie wiąże z indywidualnym tokiem nauczania, bo inaczej się nie da.

Pytam, dlaczego taniec sportowy nie funkcjonuje w ramach AZS-u.

– To jest ważna kwestia. W roku 2018 będziemy tworzyć Polski Związek Tańca Sportowego, spełniliśmy warunki, muszą nas przyjąć. Taniec sportowy jako dyscyplina trafi na najbliższą uniwersjadę. Tam, żeby nas reprezentować, oboje partnerzy będą musieli być studentami z polskim obywatelstwem.

– Przepraszam, na jakiej uczelni studiujecie? – Alicja Majewska zwraca się do przechodzącej pary.

– Na Politechnice Gdańskiej.

– A jaki kierunek?

– Inżynieria produkcji – odpowiada dziewczyna.

– Inżynieria środowiska – mówi chłopak.

– A, przepraszam, wy jesteście na jakim kierunku? – Organizatorka mistrzostw zatrzymuje parę, która weszła właśnie na próbę parkietu.

– Ja jestem na doktoracie z zakresu nauk prawnych – mówi dziewczyna.

– Finanse i rachunkowość – przedstawia się jej partner.

– Jestem pełna podziwu dla nich – kontynuuje Alicja Majewska – bo ci zawodnicy poświęcają masę czasu. W piątek wylatują na turniej, w sobotę i niedzielę tańczą, w poniedziałek wracają na uczelnię. Ba, pracują, żeby mieć na taniec. Te najlepsze pary zarabiają na pokazach, jeżdżą do Chin… I powiem panu, że bardzo często studiują z wysoką średnią. To jest niewiarygodne. Musimy promować te pary, bo to jest kierunek, w którym powinien pójść taniec. World Dance Sport Federation robi mnóstwo zawodów i w większości występują tam studenci. Są obyci, zwiedzili kawał świata, bo taniec im to umożliwia, wyróżniają się ogromną kulturą osobistą. To przeuroczy ludzie i bardzo ambitni. Sporty artystyczne są ekskluzywne, to ludzie troszeczkę z innej półki. Nawet osoby, które miały trudno w życiu, dochodzą do wysokiego pułapu dzięki ciężkiej pracy. A potem już łatwiej zarabiać pieniądze na pokazach różnego typu, płatnych turniejach. Można też uczyć w szkołach tańca.

– W mniejszych miastach chyba nie ma takich możliwości?

– Nawet w Elblągu są wielkie możliwości, wspaniałe programy unijne… Dobrze się dzieje.

– Czy taniec towarzyski jest dziś równie popularny jak kiedyś?

– Nie jest to sport niszowy, cieszy się dużą popularnością. Natomiast kiedyś, gdy ja tańczyłam (też byłam finalistką Mistrzostw Akademickich we Wrocławiu), był to faktycznie sport dla studentów. To się zmieniło wraz z otwarciem granic i wejściem do UE. Jesteśmy globalną wioską, nie ma znaczenia, gdzie się mieszka, ściągamy szkoleniowców z zagranicy, pary jeżdżą na obozy, mamy federację, która organizuje za darmo szkolenia. My tańczyliśmy przeważnie w obu stylach, teraz poziom jest tak wyśrubowany, że pary decydują się tylko na jeden styl, bo nie dają rady finansowo albo czasowo. Kiedyś był też generalnie inny odbiorca, teraz się zmienił – dodaje z uśmiechem Alicja Majewska.

Organizatorami tegorocznych Akademickich Mistrzostw Polski byli SKT Perfect Dance z Wrocławia, Dolnośląski Związek Sportu Tanecznego i Federacja Tańca Sportowego. ?