Rocznice

Leszek Szaruga

Ten rok będzie rokiem okrągłych rocznic, z których trzy co najmniej – obok utworzenia w październiku 1918 roku na gruzach cesarstwa austro-węgierskiego Republiki Zakopiańskiej, której prezydentem obwołano Stefana Żeromskiego i która po kilku tygodniach włączona została do reszty kraju – wymienić należy na pierwszym miejscu: odzyskanie przez Polskę niepodległości, wybuch Powstania Wielkopolskiego oraz pół stulecia później wydarzenia marca roku 1968.

Warto może przy tej okazji przypomnieć sobie, że jest to rok jubileuszowy nie tylko dla Polski. Upadek trzech cesarstw oznaczał pojawienie się na mapie politycznej Europy szeregu nowych państw, z których kilka w ogóle przedtem nie mało bytu politycznego – do tych ostatnich należały bez wątpienia Estonia, Łotwa i Finlandia. Dwa pierwsze wchodziły przedtem, nim podobnie jak Finlandia zostały pochłonięte przez Rosję, w skład Inflant niemieckich, następnie Inflant polskich. Finlandia z kolei, przed ogarnięciem jej przez Moskwę, była terytorium państwa szwedzkiego. Pisząc reportaże z krajów bałtyckich, Maria Dąbrowska skupiała uwagę na Finlandii, Estonii i Łotwie. Litwa dopiero po II wojnie światowej i włączeniu jej w obszar Sowietów zyskała miano „pribałtyki”, gdy Finowie zostali zeń wyłączeni. Kiedy Miłosz wygłaszał swą mowę noblowską, w której upominał się o prawa krajów bałtyckich, miał na myśli Litwę, Łotwę i Estonię. Jak widać, już na tym małym kawałku politycznej mapy Europy w XX stuleciu zachodziły procesy niesłychanie dynamiczne. W 1918 roku po rozpadzie Austro-Węgier niepodległość uzyskały Węgry oraz Czechosłowacja, powstało też Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców, zalążek przyszłej Jugosławii.

Jak widać, powody do świętowania stulecia suwerenności ma w roku bieżącym nie tylko Polska. Za datę uzyskania niepodległości przyjmuje się 11 listopada 1918, wszakże Republika Zakopiańska powstała już 23 października. Jako o ciekawostce można wspomnieć tu fakt, że wśród działaczy powołujących do życia ten kawałek wolnej Polski był też ojciec przyszłej noblistki Wisławy Szymborskiej. To, iż właśnie Zakopane stało się owym miejscem szczególnym, można zawdzięczać wyjątkowej pozycji, jaką ta miejscowość zajmowała na mapie kulturalnego życia Polaków na przełomie XIX i XX wieku. Warto bowiem pamiętać, że obok Warszawy, Poznania, Krakowa i Lwowa właśnie Zakopane, szczególnie w okresach letnich, było miejscem spotkań polskiej inteligencji, czemu sprzyjała względnie liberalna polityka Wiednia. Tu m.in. zawiązała się przyjaźń między tak znakomitymi umysłami jak Stanisław Ignacy Witkiewicz i Bronisław Malinowski, którzy niebawem, jeszcze przed wybuchem I wojny światowej, wspólnie wyruszyli w podróż do Australii i Oceanii. Po rozpoczęciu działań wojennych Witkacy, poddany rosyjski, powrócił do Europy, gdy jego przyjaciel, poddany austriacki, takiej możliwości został pozbawiony, dzięki czemu zresztą stał się jednym z ojców współczesnej antropologii.

Oczywiście ta rocznica jest wystarczającym powodem, by ponowić badania dotyczące samego wydarzenia, jak i jego konsekwencji. Historię czytamy przecież wciąż na nowo, nie raz i nie dwa dokonywaliśmy już jej przewartościowań, sięgaliśmy do zdarzeń uważanych dotąd za epizodyczne, by odkryć, że mają istotne znaczenie. To samo dotyczy tej drugiej rocznicy – pięćdziesięciolecia epizodu zamkniętego w pojęciu „wydarzeń marcowych 1968”. Można rzecz rozpatrywać w kontekście peerelowskich politycznych rozgrywek wewnątrzpartyjnych, można widzieć w nich zapłon ruchu kulturalnego „pokolenia ’68” – z Nową Falą w poezji, ze studenckim teatrem alternatywnym czy kinem moralnego niepokoju, można wreszcie je rozpatrywać jako eksplozję antysemityzmu zarówno oficjalnego, jak tego skrytego i wstydliwie spychanego w niepamięć. Można także – i jest to w pełni usprawiedliwiona perspektywa – widzieć zjawisko jako bunt młodzieży pokrewny podobnym ruchom młodzieżowym, jakie wówczas miały miejsce w całej Europie i USA. Przyglądając się temu zjawisku po latach – a bunt młodych pojawił się przecież także w Meksyku – pisał Octavio Paz: „Ta rewolucja kulturalna lat 60-tych, stanowiąca namiętną negację wartości królujących na Zachodzie, była dzieckiem krytyki, ale nie była ruchem krytycznym (…). Nowatorstwo tego buntu nie było typu intelektualnego, lecz moralnego; młodzi nie odkryli nowych idei: wyartykułowali z pasją te, które odziedziczyli. (…) Wyjątek stanowi feminizm. Ten ruch rozpoczął się jednak dużo wcześniej i będzie trwał jeszcze wiele dziesiątków lat. Ten proces czeka żywot znacznie dłuższy (…), mamy tu do czynienia ze zjawiskiem, którego przeznaczeniem jest trwać i zmieniać historię”.

W odniesieniu do Polski uwaga o krytyce wartości Zachodu jest tu chybiona. Właśnie o te wartości – o demokrację i wolność słowa – upominali się ówcześni buntownicy. Warto być może także i to, co się wówczas działo, zobaczyć w nowym świetle, rozpoznać z nowej perspektywy. W gruncie rzeczy bowiem jest to zjawisko wciąż nierozpoznane.