O zapomnianej wojnie na uczelniach

Dominik Szulc

Gdybym miał wskazać na takie wydarzenia w dziejach polskiego szkolnictwa wyższego, o których wielu już zapomniało, drażliwych i wstydliwych, nieprzynoszących naszym uczelniom chluby, wymieniłbym te, które doprowadziły niemal do polsko-żydowskiej wojny na uczelniach, w której padły też ofiary śmiertelne. W ostatnim czasie wydarzenia te stały się fabułą książki Szczepana Twardocha Król (2016).

„Wyższe uczelnie nie mogą być nadal terenem mordów na bezbronnych studentach” („Nowy Dziennik”, 31 maja 1939)

W latach 1938-1939 ogólnopolską opinią publiczną wstrząsnęły wiadomości o serii zabójstw studentów Uniwersytetu i Politechniki Lwowskiej. W 1997 r. eseista i poeta Henryk Grynberg opublikował tom pod tytułem Drohobycz, Drohobycz , na który składają się wywiady ze świadkami historii Żydów polskich z okresu międzywojennego i II wojny światowej. Jeden z jego rozmówców wspominał: „(…) na uniwersytecie Młodzież Wszechpolska biła Żydów wychodzących z zajęć. Woźny ukrył kilku w laboratorium, ale znaleziono ich i porżnięto nożami – Samuel Proweller zmarł po dwóch tygodniach w szpitalu. 24 listopada wieczorem napadnięto czterech studentów wychodzących z wydziału farmacji – pokłuty nożem Karol Zellermayer zmarł tej samej nocy. 24 maja 1939 na politechnice został poraniony nożem Markus Landsberg ze Zbaraża – zmarł dwa dni później w szpitalu”.

Niestety do tak tragicznych wydarzeń dochodziło nie tylko we Lwowie i nie tylko w ostatnich latach istnienia II RP. Już na początku roku akademickiego 1931/1932 doszło do przypadków bójek między studentami Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie narodowości polskiej i żydowskiej. Ich powodem był spór o możliwość korzystania przez studentów medycyny podczas zajęć anatomii ze zwłok osób pochodzenia żydowskiego, a nie tylko polskiego, na co studenci Żydzi nie zgadzali się z przyczyn światopoglądowych. Z czasem protesty studentów polskich objęły inne miasta, jak Kraków czy Poznań. Senat USB podjął wówczas decyzję, że nie będzie informował o narodowości osób, których ciała trafiały na zajęcia anatomii. W odpowiedzi część studentów polskich zablokowała 8 listopada 1931 r. możliwość odbycia zajęć w Zakładzie Anatomii Opisowej. Władze uczelni zachowały się zdecydowanie – kolejnego dnia rektor Aleksander Januszkiewicz, sam lekarz i twórca Wydziału Lekarskiego, zagroził studentom surowymi karami. Nie uspokoiło to sytuacji – bójki między studentami przeniosły się na ulice, gdzie śmiertelnie ranny został student I roku prawa Stanisław Wacławski, a 37 osób zostało lżej rannych i to mimo podjęcia przez policję akcji pacyfikacyjnej, w efekcie której aresztowano 60 studentów. Uniwersytet został czasowo zamknięty. Sytuacja była tak napięta, że gdy dokładnie rok później we Lwowie zabity został przez pospolitych kryminalistów żydowskich polski student Jan Grodkowski, podczas jego pogrzebu doszło do kolejnych starć studentów polskich i żydowskich.

Sytuacja eskalowała, a władze właściwe ds. szkolnictwa wyższego nie reagowały. Zdecydowały się na to dopiero po tragicznej śmierci studenta żydowskiego Samuela Prowellera w 1938 r., zasztyletowanego wprost na sali rysunku Wydziału Wodno-Lądowego Politechniki Lwowskiej. W efekcie przeprowadzonego śledztwa minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego, prof. Wojciech Świętosławski, 15 czerwca 1939 r. zawiesił w prawie do działalności Bratnią Pomoc Studentów Polskich we Lwowie, organizację studencką zdominowaną przez członków Związku Akademickiego „Młodzież Wszechpolska”. Ówczesnym prezesem Rady Naczelnej MW był Jan Ostoja Matłachowski, wcześniej student prawa i historii na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Słynny emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego do okupowanej Polski, Jan Karski, który po ukończeniu gimnazjum w Łodzi w 1931 r. zapisał się na prawo na UJK, opisywał Matłachowskiego jako dopuszczającego się „ohydnych aktów” napaści na studentów Żydów, do czego używał laski, z którą chodził pomimo sprawności fizycznej. W jej rozdwojonej końcówce ukryta była żyletka, uderzenie nią gwarantowało poranienie.

„Dzień bez Żyda”

W grudniu 1935 r. poseł na Sejm dr Emil Sommerstein poinformował premiera Mariana Zyndram-Kościałkowskiego, że „kastety i pałki, drewniane i gumowe, nieraz na końcu zaopatrzone w żyletki, złomy żelaza, stołki – oto narzędzia walki, któremi się rozbija głowy studentów-Żydów przy wyrzucaniu ich z sal wykładowych”. Z interpelacji Sommersteina do kolejnego premiera Felicjana Sławoj-Składkowskiego z grudnia 1937 r. wynika, że władze rektorskie UJK we Lwowie wyznaczyły odrębne miejsca w salach wykładowych dla studentów żydowskich i studentów należących do Młodzieży Wszechpolskiej, a wśród pozostałych przeprowadziły plebiscyt, pytając, w których ławkach chcą siedzieć. Gorącym orędownikiem proponowanego rozwiązania był ówczesny prorektor UJK, prof. Roman Longchamps de Bérier, zamordowany w 1941 r. przez Niemców na Wzgórzach Wuleckich we Lwowie. Zwolennicy plebiscytu twierdzili, że jest on konieczny, gdyż w zaledwie niecałe 20 lat od odzyskania niepodległości państwo polskie mogło stracić swój polski, narodowy charakter, a to wskutek przewagi Żydów w niektórych zawodach, które zdobywali m.in. dzięki uzyskaniu wykształcenia akademickiego. Faktycznie w 1937 r. na ponad 2,5 tys. studentów UJK tylko nieco ponad 300 deklarowało się jako Żydzi. Nie bez znaczenia musiał być zatem fakt, iż w 1930 r. lwowskie stowarzyszenia zrzeszające studentów żydowskich i ukraińskich odmówiły złożenia deklaracji lojalności wobec Rzeczypospolitej. W związku z bojkotem głosowania przez większość polskich studentów i sprzeciwem części pracowników uczelni jej władze wycofały się z zarządzenia. Zalecono jednak, by MW zasiadała po prawej stronie sali wykładowej, zgodnie z jej konserwatywnym światopoglądem.

W interpelacji do Składkowskiego z 1937 r. Sommerstein także opisał „Dzień bez Żyda” ogłoszony przez niektórych studentów uczelni warszawskich. Akcja polegała na zakazywaniu studentom żydowskim wstępu na uczelnie, co przypomina analogiczne akcje studentów niemieckich i austriackich związanych z NSDAP w tym czasie.

Przeciw antysemityzmowi na uczelniach ostro protestował Kazimierz Bartel, profesor Politechniki Lwowskiej, pięciokrotny (to rekord w polskiej historii) premier RP. Endeccy studenci obrzucili go za to jajami, a na Politechnikę sprowadzili świnię z wymalowanym napisem BARTEL.

Getto ławkowe

W interpelacji Sommersteina z 1937 r. pojawiła się kwestia numerus nullus. Chodziło tu o zasadę ograniczenia dostępu do studiów dla obywateli polskich narodowości żydowskiej. Miało to ograniczyć ich wpływ na los świeżo odrodzonego państwa, a także zwiększyć szanse młodzieży polskiej, zwłaszcza tej z terenów wiejskich. Faktycznie zaledwie co piąty student Politechniki Lwowskiej pochodził z terenów wiejskich. Intelektualne kryterium doboru kandydatów na studia miało jednak w praktyce zostać zastąpione przez kryterium wyznaniowe. Dziś możemy wyrażać zdziwienie, że pomysł ten szybko zyskał wielu zwolenników, także wśród władz uczelni, a władze państwowe nie potrafiły się temu skutecznie przeciwstawić.

14 października 1937 r. minister Świętosławski (ten sam, który później zawiesił Pomoc Bratnią we Lwowie) dopuścił do tworzenia tzw. gett ławkowych i zezwolił rektorom szkół wyższych wydawać zarządzenia w tej sprawie. Świętosławskiego może tłumaczyć tylko fakt, że jego działania w istocie legalizowały to, co i tak już funkcjonowało – pierwsze getto ławkowe zaczęło funkcjonować na Politechnice Lwowskiej w 1935 r. Dzięki decyzji ministra Bratnia Pomoc „nabrała jednak wiatru w żagle” i zaczęła pozwalać sobie na jeszcze więcej: Zjazd Prezesów w 1938 r. zażądał nawet rozszerzenia numerus nullus o pracowników naukowych pochodzenia żydowskiego, do czego przychyliły się władze Uniwersytetu Warszawskiego. W sprawozdaniu Bratniej Pomocy Politechniki Lwowskiej z 1938 r. czytamy m.in., że „nasza walka z żydostwem to nie tylko obrona (…). My atakujemy – tak samo, jak lekarski lancet atakuje potworny nowotwór w chorym organizmie”. Doszło do tego, że sprawozdania takie drukowano wraz z informacjami o pomocy materialnej udzielanej studentom (oczywiście nieżydowskim). „Ciąg dalszy tych sprawozdań już po roku dopisały wojna, okupacja i holocaust” – pisał kilka lat temu Piotr Hübner.

Gwoli ścisłości należy wspomnieć, że wielu się temu sprzeciwiało. Podczas zajęć na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie getto ławkowe wprowadził rektor prof. Włodzimierz Antoniewicz w 1937 r., Irena Sendlerowa manifestacyjnie siadała w ławkach „żydowskich”. Stała się z tego powodu obiektem szykan – władze uczelni czasowo zawiesiły ją w prawach studentki, choć jej mąż Mieczysław był wówczas pracownikiem naukowym UW.

* * *

Napięć między studentami polskimi a żydowskimi nie udało się uśmierzyć przed wybuchem II wojny światowej. Rzeczywistość funkcjonowania polskich uczelni w tym czasie była już jednak inna, ale o niej napiszę w kolejnym artykule poświęconym konspiracyjnemu, wręcz sensacyjnemu życiu w okresie okupacji niemieckiej rektora Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, prof. Edmunda Bulandy. ?