Politechniki patent na patenty

Mariusz Karwowski

Szeregowy równoważnik magnetyczny, klucz dynamometryczny, mikroreaktor plazmowy, pantograf przestrzenny prosty i stopniowy, kabel telekomunikacyjno-transportowo-energetyczny… Tylko w minionym półroczu statusu patentu doczekało się ponad 30 wynalazków lubelskich inżynierów. To więcej niż w całym 2012 roku. Wśród nich są nie tylko oryginalne rozwiązania aparaturowe, ale również metody technologiczne, jak choćby sposób wytwarzania mieszanek mineralno-asfaltowych. Nierzadko się zdarza, że ochroną patentową obejmuje się obydwie te kategorie jednocześnie. Tak właśnie zgłoszono m.in. sposób i urządzenie do walcowania poprzecznego narzędziami płaskimi. Ten autorski pomysł profesorów Zbigniewa Patera i Janusza Tomczaka służy do wytwarzania kul, za pomocą których i przy udziale siły grawitacji w specjalnych młynach rozdrabnia się rudy miedzi, żelaza, a także węgiel lub żwir.

– To nasi zdecydowani rekordziści. W tym roku opatentowali też narzędzie do walcowania skośnego oraz sposób walcowania poprzecznego przedkuwek. Wydział Mechaniczny, którego prof. Pater jest dziekanem, pod względem patentów to perła w koronie uczelni. Dwie trzecie wynalazków pochodzi właśnie od „mechaników” – przyznaje Maciej Nowicki, rzecznik patentowy Politechniki Lubelskiej, nie podzielając lansowanego tu i ówdzie poglądu, wedle którego innowacje inżynieryjne przynoszą znacznie mniej korzyści niż medyczne. Jego zdaniem te dziedziny mogą się znakomicie uzupełniać, o czym świadczy choćby niedawny patent na protezę ucha środkowego, który współtworzyli naukowcy z PL.

– Uważam, że nie powinno się dzielić wynalazków na mniej lub bardziej przydatne. Wszystkie mają dla społeczeństwa równie duże znaczenie – przekonuje.

Sprzyjający klimat

Nad unikalnymi rozwiązaniami, które mają polepszyć komfort życia bądź po prostu – jako efekt badań podstawowych – wnieść do nauki nową jakość, pracuje się na całym świecie. Ochrona przed konkurencją staje się wobec tego kluczowym elementem wynalazczości. Rolą rzecznika patentowego jest pokazanie, jak się odnaleźć w tym ogromie wiedzy. W patentach chodzi przecież o to, by zastrzec pomysł – w przypadku inżynierów techniczny i powtarzalny – który samemu się opracowało. W tym celu musi on przejść określoną procedurę, która wprawdzie zaczyna się w wydziałowych komisjach do spraw wynalazczości, ale formalnie uruchamiana jest właśnie w biurze rzecznika, zajmującego się prawną ochroną projektów wynalazczych, udzielaniem porad w zakresie prawa własności przemysłowej i informacją patentową. Z reguły cała procedura od momentu zgłoszenia do uzyskania patentu trwa około 2-3 lata, przy czym w szczególnych przypadkach istnieje możliwość jej przyspieszenia. Tegoroczne patenty to zatem innowacje zgłoszone jeszcze w 2015 roku albo nawet i wcześniej. By otrzymać „zielone światło”, każdy musiał spełnić trzy podstawowe kryteria: nowości, poziomu wynalazczego oraz przemysłowego zastosowania. Jeśli pomysł jest odkrywczy, nikt na niego wcześniej nie wpadł, a dodatkowo ma duży potencjał aplikacyjny, nic nie stoi na przeszkodzie, by wysłać zgłoszenie do Urzędu Patentowego RP. Tam rozstrzyga się dalszy los wynalazku.

W ostatnich latach drzwi do biura rzecznika patentowego Politechniki Lubelskiej, mieszczącego się na parterze Wydziału Mechanicznego, rzadko się zamykają. Jeszcze w 2012 roku decyzji o udzieleniu patentu nie było za wiele, ledwie 20, ale już rok później ta liczba uległa podwojeniu, zaś w kolejnym roku osiągnęła imponujący poziom, dochodząc do 80. W 2015 i 2016 roku utrzymała się na stałym poziomie – 87. Wysypowi oryginalnych rozwiązań bez wątpienia sprzyja klimat innowacyjności. Dofinansowanie nowatorskich koncepcji, dotacje na przełomowe badania, zwiększający się udział biznesu we wdrażaniu nowych technologii – to wszystko nie pozostaje bez wpływu na funkcjonowanie uczelnianych laboratoriów i pracowni. Niebagatelne znaczenie ma też uwzględnienie patentów na ścieżce naukowego rozwoju. Z nimi na koncie łatwiej o doktorat czy habilitację, a już wdrożenie nowatorskiego rozwiązania punktowo winduje twórcę do poziomu artykułów w czasopismach z najbardziej prestiżowej listy A. Istotnym czynnikiem aktywizującym naukowców jest też polityka samej uczelni. W przypadku PL autorzy oryginalnych rozwiązań dostają solidne wsparcie.

– Dążymy do tego, żeby zgłoszeń było dużo, ale z drugiej strony – żeby były też treściwe. Nie jest naszym celem patentowanie legendarnych już podstawek do zniczy. Chodzi o to, by nie zgłaszać przedmiotów, które nie spełniają odpowiednich kryteriów do uzyskania patentu. Dlatego na wstępie, przy pomocy ekspertów, oceniamy zarówno kryterium nowości, jak i poziomu wynalazczego. Pokazujemy przychodzącym do nas pracownikom, jak się odnaleźć w dziedzinie, którą oni znają z publikacji naukowych, a więc od strony czysto formalnej – tłumaczy Maciej Nowicki, z wykształcenia inżynier mechanik. Okazuje się, że nie jest to bez znaczenia w pracy rzecznika patentowego, szczególnie w politechnikach lub np. uniwersytetach medycznych. Wprawdzie wynalazki dotyczą różnych dziedzin i nie sposób na każdej z nich się znać, więc sięga się po pomoc specjalistów, jednak – zdaniem mojego rozmówcy – prawnikowi wyuczonemu reguł prawa i niemającemu styczności z inżynierią o wiele trudniej zrozumieć procesy technologiczne i zasady działania urządzeń poddawane procedurze patentowej.

Eureka i… co dalej?

Sama rola rzecznika jest niejako wtórna w stosunku do działań naukowca. Pełni on jedynie funkcję doradczą. Do jego zadań należy przygotowywanie i sporządzanie dokumentacji zgłoszeniowej na podstawie materiałów dostarczonych przez twórców projektów wynalazczych, konsultacji z autorami oraz researchu w literaturze patentowej. Zwłaszcza te dwie ostatnie sfery działań są wyjątkowo czasochłonne. Nie należą do rzadkości sytuacje, gdy naukowiec przychodzi z opracowanym przez siebie wynalazkiem i… nie wie, co dalej z nim zrobić.

– Pomagamy wówczas zaszeregować to rozwiązanie w międzynarodowej klasyfikacji patentowej, pokazując jednocześnie, jak z jej pomocą oraz w ogólnie dostępnych bazach patentowych znaleźć określoną dziedzinę techniki, a potem wszelkie publikacje związane z danym tematem. Każdego prowadzimy przez tę proceduralną ścieżkę krok po kroku, pisząc następnie, we współpracy z autorem, opis wynalazku tak, by był on spójny z przepisami. Jeżeli ten pomysł nie spełnia wymogu poziomu wynalazczego, czyli specjalista w danej dziedzinie techniki w łatwy i oczywisty sposób może dojść do tego samego wykorzystując inne dostępne rozwiązania, wówczas proponujemy drogę dla wzoru użytkowego, czyli tzw. mały wynalazek – wyjaśnia Nowicki.

Konsultacje z autorami często kończą się niespodziewanym efektem. W trakcie tych spotkań, gdy pada wiele pytań, sugestii, szczegółowo omawia się kwestie techniczne, bywa, że naukowcowi wpada do głowy całkiem nowy pomysł, będący udoskonaleniem tego, z którym przyszedł do biura. Ta wzajemna wymiana myśli, podczas której twórca konfrontowany jest ze spojrzeniem innej, niezaangażowanej w projekt osoby, potrafi naprowadzić na świeży trop poprawiający pierwotne rozwiązanie.

Dominatorzy z mechanicznego

Jak przyznaje rzecznik PL, z roku na rok jakość zgłaszanych do niego wniosków diametralnie się poprawia. Naukowcy, zwłaszcza ci, którzy mają na swoim koncie kilka patentów, z każdym kolejnym uczą się, jak opisywać następne, co uwzględnić, a co pominąć, pamiętają, żeby dołączyć rysunki, jednym słowem – opanowali tę biurokratyczną procedurę. Mimo to zdarzają się kwestie wymagające wyjaśnień. Najwięcej pytań dotyczy know how i sposobu jego ochrony w sytuacji nieujawniania szczegółów. Odnosi się to do sytuacji, gdy uczelnia sprzedaje nieopatentowane rozwiązanie do zakładu przemysłowego, ale z zachowaniem poufności. Trochę tak jak z recepturą coca-coli, w której składniki są znane, ale nie za bardzo wiadomo, w jaki sposób otrzymać z nich idealny napój. Innym, nie mniej drażliwym problemem są programy komputerowe, których w Polsce… patentować nie można.

– Ograniczają nas przepisy prawa. W USA jest inaczej, ale u nas ustawa na to nie zezwala. Oczywiście na Wydziale Elektroniki i Informatyki tworzy się wiele innowacyjnych rozwiązań, tym niemniej z pewnością te zapisy mocno ograniczają ich innowacyjny potencjał – tłumaczy rzecznik, odnosząc się tym samym do skromnej liczby patentów tego wydziału (12 w roku 2014, 10 – w 2015 i 8 – w 2016). Na tle Wydziału Podstaw Techniki (po jednym patencie w każdym roku) czy Wydziału Budownictwa i Architektury (1, 3, 5) to i tak niemało. Na Wydziale Inżynierii Środowiska (5, 11, 11) jest podobnie, za to bezkonkurencyjny pozostaje Wydział Mechaniczny, na którym patentem objętych zostaje co roku ponad 60 nowatorskich rozwiązań. Co zrozumiałe, zgłoszeń jest o wiele więcej, ale nie każdy nowy pomysł zasługuje na miano patentu. Pretensji do rzecznika nikt jednak nie zgłasza.

– Politechnika osiągnęła w tej chwili poziom patentowalności powyżej 95% i to w pełni nas satysfakcjonuje. Niewiele jest zgłoszeń, które albo odrzucamy w biurze, uznając, że się nie nadają do ochrony, albo sam twórca, po zapoznaniu się ze stanem techniki, dochodzi do takiego wniosku.

Można też oczywiście patentować samodzielnie, tyle że to… nieopłacalne. Zgodnie z obowiązującym regulaminem naukowiec może złożyć wniosek o odkupienie praw do wynalazku od uczelni (koszt: 5% przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia za pracę w gospodarce narodowej w roku poprzednim), a co dalej z tym zrobi, to już jego sprawa. Jeżeli zdecyduje się na samodzielne opatentowanie, jest zobowiązany oddać uczelni 25% przychodu z późniejszej komercjalizacji. Gdy korzysta z pomocy uczelni, może liczyć na 50% przychodów z komercjalizacji. Wybór należy do niego samego, ale wzrost liczby wynalazków w ostatnich latach jasno pokazuje, że efektywniej jest mieć za sobą instytucjonalne zaplecze uczelni. Tym bardziej że pozytywna decyzja Urzędu Patentowego RP wiąże się z uiszczeniem opłaty za pierwszy okres ochrony obejmujący trzy lata. Kwota nie jest może wielka – to 480 zł – ale przez następne 17 lat co roku należy wpłacać kolejne (obecnie: 250 zł, 300 zł, 350 zł itd.).

Niektóre wynalazki otrzymują też możliwość zaistnienia na rynkach zagranicznych. W związku z ograniczonym budżetem uczelni nie wszystkie dostają taką szansę – to zależy od pozyskania środków na ten cel z funduszy zewnętrznych oraz od potencjału danego rozwiązania. Tak było choćby ze wspomnianą na początku technologią wytwarzania z szyn kul do młynów kulowych, na którą pozyskano patenty europejskie w Czechach, Niemczech, Francji czy Wielkiej Brytanii. Wybór krajów nie jest przypadkowy. Nie opłaca się bowiem patentować tam, gdzie na dane rozwiązanie nie będzie popytu, zaś możliwe do zastosowania będzie w państwach z silnie rozwiniętym przemysłem ciężkim. Podobnie jest z wynalazkiem współautorstwa Dariusza Zielińskiego, który wygrał ostatnią edycję konkursu „Student – Wynalazca”. Jego sposób i układ magazynowania ciepła albo chłodu w pojazdach z napędem elektrycznym również został zgłoszony w systemie międzynarodowym z uwagi na perspektywy, jakie się przed nim rysują. Zresztą to nie pierwszy sukces Politechniki Lubelskiej, której studenci bądź doktoranci zdominowali ten konkurs w ostatnich latach. Regularnie wygrywają oni wyjazdy na Międzynarodową Wystawę Wynalazków w Genewie, skąd zazwyczaj wracają z medalami.

Wynagrodzenie autorskie sfinansowane zostało przez Stowarzyszenie Zbiorowego Zarządzania Prawami Autorskimi Twórców Dzieł Naukowych i Technicznych KOPIPOL z siedzibą w Kielcach z opłat uzyskanych na podstawie art. 20 oraz art. 201 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.