Kompleksy humanisty

Marek Misiak

Nie będę pierwszym, który poruszy to zagadnienie, ale być może jednym z pierwszych, którzy próbują to robić z osobistej perspektywy. Pisałem już na tych łamach o zaletach humanistycznego wykształcenia (ale rzecz jasna bez poczucia wyższości wobec osób legitymujących się wykształceniem innego typu). Doświadczeniem niektórych filologów, historyków czy filozofów – tak przynajmniej wynika z wypowiedzi znajomych, których miałem okazję słuchać – jest jednak swego rodzaju poczucie nie tyle niższości, ile raczej niepełnego dopasowania do świata i społeczeństwa. Co istotne, opisywany tu stan umysłu nie jest pretendującym do obiektywizmu obrazem postrzegania osób o humanistycznym wykształceniu w społeczeństwie, ale zapisem subiektywnego świata wewnętrznego (samo takie ujęcie już jest mocno humanistyczne).

Nie mówimy tu o kompleksie w psychologicznym (a już zwłaszcza psychoanalitycznym) rozumieniu, ale raczej o powiązanych ze sobą liniach negatywnego myślenia o samym sobie, swojej wartości i roli w świecie. Uważam, że podatność na tego rodzaju myślenie może (ale nie musi) wynikać z wcześniejszej podatności na niestabilną samoocenę. Z mojego doświadczenia wynika, że takie postrzeganie siebie samego może zrodzić się z czasem (bywa, że wiele lat po zakończeniu studiów) u osoby, która wcześniej była wręcz dumna ze swojego wykształcenia. Nie jest to w żadnym razie stan psychiczny kwalifikujący kogoś do psychoterapii, natomiast nie da się ukryć, że może on negatywnie wpływać na komfort życia. U jednych humanistów występują tylko niektóre opisane poniżej części składowe (określane przeze mnie roboczo mianem „linii myślenia”), u innych – większość.

Specjalista od czasu wolnego

Najczęstsza i najbardziej ogólna linia myślenia dotyczy perspektyw wniesienia czegoś istotnego i trwałego do otaczającego świata dzięki zdobytemu wykształceniu. Nawet doświadczonym naukowcom-humanistom zdarza się – i to całkowicie na serio, a nie po spożyciu większej dawki etanolu – snuć refleksje nad znikomym znaczeniem prowadzonych przez nich badań. Nie wynajdą przecież leku na raka, nie opracują ułatwiającej życie aplikacji na smartfon, nie odkryją nowych zależności w środowisku naturalnym ani nie zaprojektują pięknego i funkcjonalnego domu. Zamiast tego zgłębiają XVII-wieczną polską poezję albo myśl Ludwiga Wittgensteina. Jakie to ma znaczenie dla świata i czy kogoś poza wąskim gronem specjalistów w ogóle to obchodzi? Przyznam, że nie mam na takie jeremiady dobrej odpowiedzi. Zabrzmi to może nieco bezlitośnie, ale wychodzę z założenia, że nie każdy musi być Einsteinem czy Stevem Jobsem, i na tej podstawie buduję moją samoocenę pod kątem wykształcenia. Nie, nie wynajdę leku na raka, ale dokładam swoją małą cegiełkę do świata na innych obszarach. Ludzka cywilizacja ma niewyłącznie scjentystyczny charakter, sztuka (w moim wypadku głównie kino i literatura) jest jej częścią tak samo, jak rzeczy zdecydowanie bardziej praktyczne. Co istotne: nie chcę tu budować skomplikowanych konstrukcji intelektualnych, mających uzasadnić, że nauka bez sztuki byłaby rzekomo „wydrążona”, „nieludzka” itp. Humanistyczne wykształcenie nie jest żadnym warunkiem wrażliwości na piękno ani snucia refleksji o ludzkiej kondycji. Natomiast brak łatwo uchwytnego znaczenia praktycznego nie oznacza braku znaczenia, jest ono po prostu bardziej subtelne. Możemy nie być w stanie go zdefiniować. Dopiero gdyby jakimś cudem wszystkie osoby z humanistycznym i artystycznym wykształceniem w Polsce któregoś dnia zniknęły (albo zmieniły się w inżynierów), mielibyśmy okazję się przekonać, że naszemu społeczeństwu czegoś istotnego brakuje. Nie umiem dostarczyć dowodów, jestem jedynie o tym głęboko przekonany.

W rozmowie z osobami o innym rodzaju wykształcenia humanista może czasem odczuć, że studiował zagadnienia, które rozmówca zgłębiał w czasie wolnym: literaturę, kino, sztuki plastyczne, filozofię. Jest to refleksja jedynie subiektywnie nieprzyjemna, tym bardziej że przecież partner w rozmowie najczęściej cieszy się, że może porozmawiać o swoich zainteresowaniach z kimś, kto się na danym obszarze wiedzy/kultury rzeczywiście zna i można zasięgnąć u takiego humanisty informacji, podzielić się przemyśleniami czy poprosić o radę (np. co do doboru lektur). U humanisty pojawia się jednak bolesna świadomość, że jego fachowa wiedza nie ma w tej sytuacji takiego ciężaru gatunkowego, jak wiedza zawodowa czy związana z dbaniem o rodzinę (np. o zdrowie dzieci), mimo wszystko nawet najciekawsza i najbardziej zmieniająca spojrzenie na świat książka czytana do poduszki czy na urlopie nie będzie przecież tak ważna, jak rodzina czy kariera zawodowa. Sam łapałem się kiedyś na tego rodzaju przemyśleniach i znalazłem na nie prosty sposób: zaakceptowałem taką rolę i odnalazłem się w niej. W naszym społeczeństwie są specjaliści od różnych, często bardzo wąskich obszarów, więc dlaczego ja nie miałbym spełniać wobec swoich znajomych funkcji swego rodzaju leisure time specialist (specjalista ds. spędzania czasu wolnego)? Istnieją zawody o podobnej nazwie, ale uprawiające je osoby zajmują się raczej planowaniem innym aktywności turystycznej lub sportowej. Ja natomiast mogę pomóc komuś zaplanować aktywność kulturalną: czytanie, oglądanie filmów i seriali w domu, chodzenie do kina i teatru, zwiedzanie muzeów i uczestniczenie w różnego typu wydarzeniach kulturalnych.

Z innej perspektywy

Kompleksy mogą też wynikać z przekonania o „niepraktyczności” zdobytego wykształcenia w znaczeniu mniejszych szans na rynku pracy i gorzej płatnych stanowisk. To akurat da się zmierzyć statystycznie i nie jest to iluzja poobijanych serc. Przy takich przemyśleniach mówię sobie jedno: ten fakt trzeba po prostu przyjąć, gdyż tak funkcjonuje rynek pracy nie tylko w Polsce. Nie ma w tym niczego niesprawiedliwego, gospodarka rzeczywiście potrzebuje głównie specjalistów w innych dziedzinach. Warto natomiast uświadomić sobie, że perspektywa ekonomiczna w patrzeniu na społeczeństwo nie jest ani jedyna, ani najważniejsza. Jeśli jestem w stanie zarobić na siebie i rodzinę, to mogę zrezygnować z patrzenia na siebie głównie w takiej optyce, bo to do niczego nie prowadzi. Nie zawodzę w roli męża ani ojca (moi bliscy utrzymują nawet, że całkiem przyzwoicie się w nich odnajduję), zatem to dobrze, że mogę się też rozwijać w kierunku, który mi odpowiada. Zdobywam niektóre praktyczne kompetencje potrzebne mi do zarabiania pieniędzy już po studiach, ale wykorzystuję też sporo wiedzy i tzw. umiejętności miękkich ze studiów, więc te lata nie były przeznaczone wyłącznie na oddzielony od życia zawodowego samorozwój. Mój przyjaciel jest informatykiem zainteresowanym tym, co robi, i już zaczął przekazywać tę pasję swojej córce. Jest szansa, że ja też będę mógł pokazać moim dzieciom piękno kultury i sztuki dzięki temu, że idę ścieżką swoją, a nie cudzą (której w moim subiektywnym i być może błędnym przekonaniu społeczeństwo mogłoby ode mnie oczekiwać).

Czwarta i ostatnia linią negatywnego myślenia wielu humanistów o sobie samych wynika z poczucia niepełnego rozumienia świata – odkryć naukowych i nowych technologii, a także globalnych procesów (ekologicznych, ekonomicznych, technologicznych). Widać to wyraźnie w dyskusjach o takich problemach jak smog w Polsce czy antropogeniczne zmiany klimatu; nie zawsze jestem w stanie uczestniczyć w nich na równych prawach. Można niekiedy napotkać na pocieszające tezy, że osoby z takim wykształceniem postrzegają te kwestie mniej szczegółowo, ale za to bardziej holistycznie. Moim zdaniem to nieprawda. Uważam, że widzę te procesy i przemiany z innej perspektywy – nie pełniejszej, nie bardziej ogólnej, ale i nie płytszej, po prostu innej. Humanistyczne wykształcenie uwrażliwia np. na to, co otacza argumentację, na stosunek do adwersarza i jego poglądów oraz sposób dowodzenia swoich racji. I często okazuje się, że ten, kto (niezależnie od wykształcenia) uważał się za stuprocentowego racjonalistę, raz po raz usiłuje ośmieszyć poglądy przeciwnika zamiast wykazać ich błędność za pomocą argumentów opartych na wiedzy i faktach. Może mieć rację, ale jego szanse na przekonanie oponenta się niewielkie. Ponadto jestem świadom, że dokonałem pewnego wyboru, chcąc zgłębiać interesujące mnie obszary dorobku ludzkości, zgodziłem się na to, że moja orientacja w innych obszarach będzie niepełna i/lub powierzchowna. Uważam, że to, w czym się orientuję, jest warte słabszego orientowania się w czymś innym. Aczkolwiek nie usprawiedliwia to całkowitej ignorancji w kwestiach ważnych dla przyszłości rasy ludzkiej i nas samych z osobna. O smogu, zmianach klimatu czy polityce trzeba mieć jakieś elementarne pojęcie, bo nawet jeśli my nie będziemy chcieli mieć nic wspólnego z tymi problemami, one mogą wpływać na nasze życie w stopniu większym niż dotąd.

Przewrażliwieni

Najlepszym lekarstwem na pesymistyczne myślenie o sobie jako humaniście jest jednak refleksja znacznie bardziej ogólna: uświadomienie sobie, że – jakkolwiek banalnie to brzmi – to nie społeczeństwo wyznacza naszą wartość jako ludzi. Znam osoby, które nie traktują mnie do końca poważnie właśnie z uwagi na to, że jestem polonistą, ale to dowód na ich ograniczenia, nie moje. Nie można być zakładnikiem czyjejś niepełnej wizji świata. Moja też jest niepełna, ale ja mam tego świadomość. Jestem w stanie zarobić na siebie i rodzinę – czasem dzięki mojemu wykształceniu, a czasem pomimo niego – a właśnie niemożność w tym zakresie byłaby jedynym realnym powodem, dla którego mógłbym czuć się gorszy. Przede wszystkim zaś rzadko doświadczałem autentycznego braku szacunku czy niepoważnego traktowania z racji mojego wykształcenia czy uprawianego zawodu. Znani mi informatycy, inżynierowie, matematycy, fizycy czy chemicy szanują moje wykształcenie, a ja szanuję ich intelektualny background. Przynajmniej w moim przypadku „humanistyczny kompleks” mieści się głównie w mojej głowie i może w niektórych sytuacjach zakrzywiać percepcję i prowadzić do dopatrywania się traktowania z góry tam, gdzie naprawdę go nie ma. Natomiast widoczne zakompleksienie może działać jak samospełniająca się przepowiednia i faktycznie taka osoba będzie brana nie do końca serio, ale z uwagi na swoje przewrażliwienie, a nie wykształcenie. ?