Oszuści z wyrokiem

Izabella Wlazłowska

O aferze w uczelni w Rykach pisałam w FA już w 2002 roku, w reportażu Cambridge w Rykach . Przypomnijmy: „Zbudujemy Cambridge w Rykach – stwierdził w 1995 roku prof. dr hab. Jan Bogusz, pracownik Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Razem z prof. Danutą Piekut-Brodzką rozpoczęli propagowanie idei rozwijania regionalnych szkół wyższych.

4 lipca 1996 roku utworzona została spółka Centrum Edukacji i Zarządzania (CEiZ), która uzyskała w MEN decyzję rejestracyjną (nr 113) Wyższej Szkoły Umiejętności Pedagogicznych i Zarządzania w Rykach. 9-osobową spółkę tworzyli w równych udziałach warszawscy profesorowie: Danuta Piekut-Brodzka i Jan Bogusz oraz prof. Jan Łaszczyk, ówczesny dziekan Wydziału Pedagogiki Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie, prof. Mirosław Szymański, ówczesny prodziekan Wydziału Pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Franciszek Szlosek, pracownik dydaktyczny Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach i dr Adam Knap, pracownik dydaktyczny Wyższej Szkoły Humanistycznej w Pułtusku, a także trzy mieszkanki Ryk i Dęblina: mgr Halina Szałajko, Małgorzata L. i Grażyna M., żony wojskowych (wojskowi nie mogli być udziałowcami spółki). Oczywiście nie było żadnej przeszkody prawnej, aby na zebrania spółki żony mogły swoim mężom udzielać pełnomocnictw. Zarząd spółki na pierwszego rektora powołał prof. Jana Bogusza, a na prorektora prof. Danutę Piekut-Brodzką.

Na kilka dni przed inauguracją roku akademickiego rektor i prorektor uczelni odwołani zostali przez zarząd spółki. W uchwale napisano: ‘W szkole nie powinien być zatrudniony prof. Bogusz na żadnym stanowisku’. Studentów powitał prof. Szlosek, powołany na nowego rektora przez spółkę – założyciela.

– W tym czasie kpt. wojskowych służb specjalnych Paweł L. miał u mnie otwarty przewód doktorski – mówi prof. Bogusz – a dr Adam K. przez kilka lat był adiunktem w kierowanej przeze mnie katedrze dydaktyki w ówczesnej Wyższej Szkole Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. Tak więc dostałem od nich pierwszy cios w plecy, bo jako rektor odmówiłem podpisania umów o pracę w sugerowanych przez nich wysokościach. Uważałem je za zbyt wygórowane. Dziś wszyscy pobierają pensje znacznie wyższe od tych, których wówczas nie chciałem podpisać. Starałem się nie dopuścić do przekształcenia ryckiej uczelni w przedsiębiorstwo produkujące pieniądze dla kilku osób. Niestety stało się inaczej. Prof. Piekut-Brodzka zrezygnowała z pracy w WSUPiZ i odprzedała swoje udziały w spółce”.

Franciszek Szlosek funkcję rektora pełnił do lipca 2000 r., kiedy to nieoczekiwanie sam z niej zrezygnował. Jego miejsce zajął wówczas dr Adam K., który pełnił jednocześnie funkcję prezesa spółki założyciela CEiZ. Wyglądało więc na to, że niejako sam się na to stanowisko powołał.

W tym czasie prace remontowo-inwestycyjne w budynku głównym uczelni wykonywała firma Termotech z Chełma. Wybrał ją były rektor Szlosek, ponieważ prezes firmy Jacek T. był wtedy studentem uczelni i jak uważał rektor, powinien taniej od innych wykonać roboty na rzecz własnej uczelni. Ale tak się nie stało, bo Jacek T. zadomowił się w uczelni na stałe i na wiele lat zbratał się z Pawłem L., z którym powoli zaczęli przejmować uczelnię. Namówiony przez nich rektor Adam K. aktem notarialnym oddał swoje uprawnienia właśnie Jackowi T. powołanemu na stanowisko dyrektora generalnego WSzUPiZ (który wciąż jako szef Termotechu remontował uczelnię), oraz Pawłowi L., którego powołał na stanowisko kwestora uczelni i jednocześnie jej prokurenta. Jednym więc podpisem rektor Adam K. przekazał całą swoją dotychczasową władzę osobom spoza grona założycieli uczelni i jej kadry. Paweł L. i Jacek T. szybko zabrali się do realizacji swojego prawdziwego celu – wyprowadzania z uczelni pieniędzy.

Fragment programu Podejrzana uczelnia , TVN „Uwaga” z 13 sierpnia 2005 r.: „Paweł L. już wcześniej dał się poznać za sprawą przekraczających granicę prawa działań. Został za to usunięty z Wojskowych Służb Informacyjnych. Reporter «Uwagi» dotarł do jego kolegi z WSI. – Ze względu na swoje wykształcenie ekonomiczne szkolony był do działań gospodarczych – mówi nasz informator. – Przeszedł przeszkolenie w tworzeniu różnego rodzaju dokumentacji. Trafił potem na praktykę do jednostki i po trzech miesiącach złożono wniosek, by kapitana L. natychmiast zwolnić ze służby, bo jego pomysły były na granicy przestępczości”.

Firma budowlana kupuje wykłady

Aby przejąć kontrolę nad uczelnią, Paweł L. musiał odkupić udziały od warszawskich profesorów. To wtedy doszło do transferu ogromnych pieniędzy do prywatnych kieszeni niektórych członków spółki-założyciela. W maju 2001 r. w chełmskim oddziale banku PBK udziałowcy spółki: profesorowie Łaszczyk i Szlosek oraz Grażyna M., spotkali się z prezesem Termotechu Jackiem T. Prof. Szymański spotkanie takie odbył miesiąc później w Warszawie. Jacek T. zaproponował, że oficjalnie odkupi od nich nie udziały w spółce, lecz posiadane przez nich prawa autorskie do dzieł wytworzonych w czasie pracy na uczelni. Osoby te aktami notarialnymi, za niebagatelną sumę aż 750 tys. na osobę, przeniosły więc swoje prawa autorskie na firmę budowlaną Termotech. Profesorowie sprzedali firmie budowlanej teksty swoich wykładów, skryptów dla studentów i opracowań, za które już wcześniej otrzymali wysokie honoraria z uczelni w ramach umów o dzieło. I tak dla przykładu: prof. Łaszczyk tylko za pozycję Analiza porównawcza planów i programów kształcenia na kierunkach pedagogicznych otrzymał z ryckiej uczelni 52 240 zł, prof. Szlosek za Menagement i organizację dostał 58 704 zł, a prof. Szymański za opracowanie ekspertyzy Wydział Pedagogiczny Uniwersytetu Warszawskiego a WSzUPiZ w Rykach otrzymał 54 240 zł. Takich umów było dużo więcej.

Wraz ze swoimi publikacjami profesorowie sprzedali też firmie budowlanej prawa do jednej dziewiątej części współautorstwa koncepcji utworzenia uczelni w Rykach, jej statutu i regulaminów. Jednocześnie ze sprzedażą praw autorskich profesorowie udzielili Jackowi T. i Pawłowi L. notarialnych pełnomocnictw do reprezentowania ich w działalności spółki, a prof. Szymański dodatkowo zobowiązał się do wypłacenia Jackowi T. kwoty 900 tys. zł w przypadku, gdyby podjął decyzję o odwołaniu udzielonego mu pełnomocnictwa. Faktycznie więc profesorowie sprzedali firmie Termotech swoje udziały w spółce CEiZ. W ten oto sposób Paweł L. i Jacek T. przejęli władzę nad spółką CEiZ, a w konsekwencji stali się właścicielami uczelni w Rykach, gdyż odkupione udziały plus udział Małgorzaty L. dawały im bezwzględną większość 5/8 udziałów, a więc rzeczywistą władzę w spółce CEiZ. 750 tys. zł otrzymała też Grażyna M. i to jedynie za prawa do jednej dziewiątej części koncepcji utworzenia wyższej uczelni, statutu i regulaminów organizacyjnych uczelni (a więc za o wiele mniej niż trzej profesorowie). Koncepcje te powstały „w wyniku jej działalności twórczej” – jak napisano w akcie notarialnym. Pani M. jest rolniczką o wykształceniu podstawowym i w spółce CEiZ znalazła się tylko ze względu na to, że jej mąż Andrzej M. był oficerem i nie mógł działać we własnym imieniu.

Oto zapis jednego z przesłuchań Grażyny M:

„– Sprzedałam firmie Termotech prawa autorskie.

– Jakie to były prawa autorskie?

– Nie pamiętam jakie.

– Co pani rozumie pod pojęciem praw autorskich?

– Nie wiem, co to jest prawo autorskie”.

Trzej profesorowie i rolniczka wycenili swoje prawa autorskie na łączną kwotę trzech milionów złotych. Niebagatelna to suma zważywszy, że powołany do sprawy biegły sądowy prof. Adam Grzegorczyk wycenił te prawa autorskie jedynie na kwotę 126 413,84 zł.

Ponieważ Jacek T. ani jego firma nie dysponowali żadnymi środkami finansowymi, wymyślono, że firma Termotech na spłacenie profesorów i rolniczki zaciągnie kredyt w banku, a jego zabezpieczeniem będzie udzielone przez uczelnię poręczenie. Jacek T. złożył więc w PBK w Chełmie wniosek o udzielenie kredytu w kwocie 3 100 000 zł. Jego zabezpieczeniem był przelew środków pieniężnych w wysokości 3 250 000 zł ustanowiony na rachunku uczelni w Rykach, który na czas trwania tej operacji przeniesiony został z Ryk do Chełma.

Miesiąc po spłaceniu profesorów rycka uczelnia reprezentowana przez kwestora Pawła L. i dyrektora generalnego Jacka T. z powrotem odkupiła od Termotechu prawa autorskie, ale już za kwotę 3 450 000 zł. Właściciel Termotechu zarobił więc na tej transakcji 450 tys. Aby w umowie sprzedaży dwukrotnie nie figurowało nazwisko Jacka T., z ramienia firmy budowlanej wystąpił jako pełnomocnik mieszkaniec Chełma Włodzimierz N., de facto rzecznik prasowy uczelni w Rykach. Wszystko więc załatwiono w swoim gronie. W 2007 r. Włodzimierz N. w niewyjaśnionych okolicznościach rozbił swój samochód w pobliżu uczelni i zginął na miejscu, unikając odpowiedzialności karnej.

Czynu zabronionego nie widać

Po transakcjach w Chełmie udziałowcy CEiZ: mgr Halina Szałajko i prof. Jan Bogusz złożyli zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa. W listopadzie 2002 r. prokurator Lesław Kwiatkowski z Prokuratury Okręgowej w Lublinie – Ośrodek Zamiejscowy w Chełmie umorzył postępowanie w sprawie działania na szkodę uczelni w Rykach, bo w działaniach Pawła. L. i Jacka T. nie dopatrzył się znamion czynu zabronionego. Po zażaleniu Haliny Szałajko i Jana Bogusza do Prokuratury Krajowej nakazano ponowne zbadanie całej sprawy. Dziwnym trafem zajął się nią ponownie prokurator Kwiatkowski z Chełma, który w kwietniu 2004 r. po raz drugi umorzył postępowanie.

Przeglądając dokumentację prokuratorską stwierdziłam, że oba postępowania umorzono z powodu nierzetelnego ich prowadzenia, bo jeżeli prokurator nie przesłuchuje niektórych osób, do których ja dotarłam, jeśli nie dołącza do akt dokumentów, które ja jako dziennikarz znałam, to coś się za tym kryło. Determinacja, z którą jako dziennikarz „walczyłam” o sprawiedliwość, przyniosła efekty. Kiedy w czerwcu 2004 r. ukazał się w wydaniu książkowym Wokandy lubelskiej kolejny duży reportaż o aferze w Rykach, zgłosiły się do mnie osoby, które „zaczęły sypać”. Otrzymałam też ponad 500 dokumentów (w dużej części oryginalnych), które w ewidentny sposób świadczyły o przestępczej działalności osób zarządzających uczelniami w Rykach i w Brzegu k/Opola Śląskiego (którą również przejęli Paweł. L. i Jacek T.) i do których prokurator Kwiatkowski, gdyby tylko chciał, mógł też mieć dostęp.

9 września 2004 r. – jako dziennikarz – zawiadomiłam Prokuraturę Krajową o popełnieniu przestępstw w uczelni w Rykach. Po raz trzeci ruszyła machina prokuratorska. Prokurator Ireneusz Kuna, który w Prokuraturze Okręgowej w Lublinie rozpoczął kolejne śledztwo, musiał zmierzyć się z mataczeniem podejrzanych, zgłaszaniem absurdalnych wniosków dowodowych i przeciąganiem postępowania. A ja odbierałam korespondencję, w której gazetowe litery układały się w napis „Rezat blat”, składałam zawiadomienia do policji o robieniu mi zdjęć twarzy dla mafii ukraińskiej, podrzuceniu mi do piwnicy paczki marihuany oraz zastraszaniu mnie i moich informatorów.

22 czerwca 2007 r. akt oskarżenia stał się faktem i trafił do sądu. Nie wdając się w prawnicze szczegóły aktu oskarżenia, prokurator oskarżył kwestora uczelni w Rykach Pawła L., dyrektora generalnego uczelni Jacka T., rektora Adama K. i rolniczkę Grażyną M. o to, że wyrządzili szkodę wielkich rozmiarów w majątku Wyższej Szkoły Umiejętności Pedagogicznych i Zarzadzania w Rykach – w kwocie 3 450 000 złotych. Od początku afery minęło sześć lat.

Prawo jest złe

Wiele się mówi o niewłaściwym funkcjonowaniu sądów, ciągnących się latami procesach, złych sędziach itp. I tylko nic się nie mówi o bardzo złych przepisach prawa, które obowiązują, i archaicznej procedurze karnej, która na taką przewlekłość pozwala. To nie sądy i sędziowie są źli, to prawo jest złe. I najlepszym tego przykładem (wręcz podręcznikowym) był proces aferzystów z Ryk, który śledziłam przez dziesięć lat. Bo co można powiedzieć o procedurze karnej, która pozwoliła na to, aby dopiero po roku, na dziesiątej rozprawie, prokurator mógł wreszcie odczytać akt oskarżenia, by proces mógł ruszyć? Co można powiedzieć o możliwościach, jakie daje procedura karna oskarżonym i ich pełnomocnikom, by przeciągali proces aż do przedawnienia, by nie stawiali się na rozprawy, zasypywali sąd setkami bzdurnych wniosków i dowodów? Tomy akt, które sąd w tej sprawie zgromadził, są ewidentnym przykładem na to, jak oskarżeni i ich pełnomocnicy mogli sądem manipulować, bo pozwały im na to przepisy prawa. A sędzia przewodnicząca Aleksandra Machel-Dzik, by nie narazić się na zarzut, że nie dopuszczając jakiegoś dowodu lub wniosku pozbawiła oskarżonych możliwości obrony, była zmuszana wzywać kolejnych świadków, biegłych, występować do różnych instytucji itd., itd.

Nie będę relacjonowała przebiegu całego procesu. Posłużę się jedynie przykładem z 2017 roku. Oskarżeni, chcąc udowodnić sądowi, że odkupując od firmy budowlanej Termotech prawa autorskie, nie narazili uczelni na żadne straty, przedstawili sądowi dokument, mający świadczyć o tym, że zrobili na tym jeszcze bardzo dobry interes. Dokument ten wprawił w osłupienie nie tylko mnie, oskarżyciela posiłkowego mgr Halinę Szałajko, również prokuratora (w 2009 roku oskarżyciel posiłkowy prof. Jan Bogusz po jednej z bardziej burzliwych rozpraw zmarł na atak serca, podobnie oskarżony dr Adam K., który po wylewie nie doszedł już do zdrowia i zmarł w 2016 roku).

Cofnijmy się w czasie. Po uzyskaniu od warszawskich profesorów pełnomocnictw do większościowego reprezentowania ich w spółce CEiZ, która była założycielem uczelni, Paweł L. i Jacek T. wymyślili sposób pozbycia się mgr Haliny Szałajko i prof. Jana Bogusza, niewygodnych dla nich wspólników. Spółka CEiZ wystąpiła do MEN z wnioskiem o przeniesienie wszystkich jej praw i obowiązków założyciela uczelni na rzecz Kolegium Edukacyjnego sp. z.o.o. Aktualnie prezesem tej spółki jest syn Pawła. L. W marcu 2006 r. MEN wydało na to zgodę, mimo iż o Rykach było już wtedy głośno w całej Polsce.

Fragment audycji Podejrzana uczelnia , TVN „Uwaga” z 13 sierpnia 2005 r.: „Uczelnia w Rykach pod rządami Pawła L. zaczęła podupadać. Z trzech tysięcy studentów przed laty, dziś zostało tam zaledwie 300. Mimo to bez problemów dostała akredytację Ministerstwa Edukacji. Sam Paweł L. nie ukrywał, że zawdzięcza to swoim kontaktom w ministerstwie. Potwierdził to w specjalnym oświadczeniu były kolega Pawła L. z WSI, któremu L. opowiedział o znajomościach z urzędnikami ministerstwa. O tym samym opowiedziała nam była pracownica uczelni w Rykach. – Byłam świadkiem, jak kilkakrotnie dzwonił do urzędniczki ministerstwa, która miała dostęp do szerokiej dokumentacji, związanej z działalnością wyższych uczelni – mówi była pracownica szkoły w Rykach. – Dostawał w ten sposób potrzebne informacje o szkole w Rykach. Ta pani miała na imię Renata.

Przeciwko Pawłowi L. i Jackowi T. toczy się w tej chwili kilkanaście postępowań w sądach i prokuraturach, cywilnych i wojskowych, w kilku miastach Polski. Oskarżani są między innymi o przestępstwa gospodarcze, groźby karalne, wymuszanie, fałszowanie dokumentów i korupcję.

Tymczasem L. w podobny sposób, jak w szkole w Rykach, przejął kontrolę nad Wyższą Szkołą Umiejętności Pedagogiczno-Ekonomicznych w Brzegu. Dzięki sfałszowanym dokumentom przejął udziały wspólników i obsadził uczelnię swoimi ludźmi”.

Fragment audycji Oszust uczelniany zatrzymany , TVN „Uwaga” z 24 listopada 2005 r.: „Pawłem L. zainteresowała się też prokuratura, zarzucając mu oszustwo na ponad 400 tys. zł. Wraz z Jackiem T. zostali aresztowani.

– 7 listopada zatrzymano obu, przedstawiając im zarzuty działania na szkodę szkoły w Rykach – mówi Andrzej Jeżyński z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. (Paweł L. opuścił areszt po wpłaceniu 250 tys. zł poręczenia majątkowego, a Jacek T. po wpłaceniu 20 tys. zł. – przyp. I.W.). Wiele wskazuje na to, że kariera Pawła L. dobiega końca. Przed miesiącem zapadł wyrok w sprawie fałszerstw dokumentów dokonywanych przez niego w szkole w Brzegu, której również jest współwłaścicielem. W całym kraju toczy się jeszcze kilka postępowań przeciwko Pawłowi L.”.

19 września 2006 r. CBŚ zatrzymało Renatę O., naczelnika Wydziału Departamentu Organizacji Szkół Wyższych MENiS – podejrzaną o przyjęcie łapówki w zamian za udzielenie koncesji dla uczelni w Brzegu, ppłk. WSI Stanisława W., kanclerza uczelni w Brzegu, podejrzanego o wręczanie łapówki urzędnikom MENiS, prof. Andrzeja J., byłego członka Państwowej Komisji Akredytacyjnej i byłego rektora uczelni w Brzegu, podejrzanego o przyjęcie łapówki za umożliwienie powstania uczelni w Brzegu, kpt. Pawła L., współwłaściciela spółki Towarzystwo Wspierania Reform – Uniwersytet 2000, która zakładała uczelnię w Brzegu. Sprawę o korupcję w MENiS zaczęła prowadzić Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce. Do dnia dzisiejszego końca tej sprawy nie widać.

Uciekając od różnego rodzaju odpowiedzialności dokonano też zmiany nazwy uczelni z WSzUPiZ na Lubelską Szkołę Wyższą w Rykach. Jej aktualny rektor prof. Andrzej J. w wystąpieniu na stronie internetowej uczelni chwali się jej sukcesami: „Uczelnia nasza powołana decyzją MEN w maju 1997 roku (…) dopracowała się uznania w regionie (…). I chociaż w międzyczasie zmieniały się władze Uczelni, zmieniono jej nazwę na «Lubelska Szkoła Wyższa w Rykach», to zawsze staraliśmy się o wysoki poziom kształcenia. Dowodem tego są kontrole z Ministerstwa oraz dwukrotna już pozytywna ocena procesu kształcenia przez Państwową Komisję Akredytacyjną”.

Arabski ślad i nowy kierunek

5 grudnia 2016 r. Piotr Sochacki, kanclerz Lubelskiej Szkoły Wyższej (nota bebe kuzyn Pawła L.), poinformował pisemnie sąd, że rektor uczelni prof. Andrzej J. ustanowił swojego pełnomocnika, Aleksandrę D. mieszkającą na stałe w Arabii Saudyjskiej, która w jego imieniu w miejscowości Dammam podpisała w maju 2016 r. umowę z obywatelem Arabii Saudyjskiej o sprzedaży „Autorskich praw majątkowych do utworów” za kwotę… jednego miliona euro.

Wezwana na świadka przez sąd Aleksandra D. nie stawiła się, bo uczelnia nie miała jej adresu zamieszkania, a w umowie sprzedaży takowe nie zostało zapisane. Wezwany na świadka prof. Andrzej J. również się nie stawił, bo pod polskim adresem zamieszkania nie odbierał wezwań. Po informacji, że na stałe mieszka w Grecji, sąd zwrócił się do polskiej ambasady o ustalenie miejsca jego pobytu. Prof. Andrzej J. dowiedziawszy się, że będzie pytany o sprzedaż praw autorskich za milion euro, odmówił złożenia jakichkolwiek wyjaśnień. Sąd mógł wreszcie zakończyć proces.

Na głównej stronie internetowej Lubelskiej Szkoły Wyższej w Rykach czytamy hasło „Od 19 lat wyznaczamy nowy kierunek”.

* * *

24 sierpnia 2017 r. Sąd Rejonowy w Lublinie III Wydział Karny skazał Pawła L. i Jacka T. na rok bezwzględnego więzienia i zwrócenie uczelni kwoty 3 450 000 zł. Paweł L. ma zapłacić 30 tys. zł kosztów procesu, a Jacek T., z uwagi na jego złą sytuację zdrowotną i finansową, został zwolniony z tych kosztów. Co do Grażyny M. sąd postanowił sprawę umorzyć, bowiem dowody nie wykazały, by kobieta wiedziała, że pieniądze będą nielegalnie wyprowadzone ze szkoły. Ma zwrócić jedynie 10 tys. zł kosztów procesu. Wyrok nie jest prawomocny.