Gajlowie. Cz. II
Cz. II Ciągle w służbie
W pokoleniu mojego gościa, doktora Olafa Gajla, dyrektora Ośrodka Przetwarzania Informacji, cudzoziemskie pochodzenie rodziny (przybysze z Niemiec po wojnach napoleońskich) nie jest faktem stale obecnym w pamięci, jakkolwiek, gdy mowa o rodzinnej tradycji, przywoływane bywa pośród znaczących źródeł tych postaw i poglądów, które kształtowały kolejne pokolenia przybyszów. Biografie antenatów pana doktora poświadczają wymownie patriotyzm rychło spolszczonej rodziny – w jego wersji romantycznej i pozytywistycznej zarazem, patriotyzm gorący, ale mniej obciążony „kulturą klęski”, jaka naznaczyła myśli oraz działania tych, co „urodzeni w niewoli, okuci w powiciu”.
Z tej tradycji dzisiaj dorośli Gajlowie wzięli na pewno życiową aktywność i bardzo ważną cechę, jaką jest trafne rozeznanie zadań najważniejszych, które trzeba wykonywać w pierwszej kolejności ze względu na pilne potrzeby dyktowane przez historię.
Mój rozmówca parokroć konstatował, że sam do uczonych przedstawicieli rodu nie należy, jako że nie poszedł dalej akademicką drogą, muszę jednak przywołać uzupełniające nazwę kierowanej przezeń instytucji określenie: Państwowy Instytut Badawczy, co bliżej definiuje charakter wykonywanej tam pracy.
* * *
Urodzony w 1947 roku nie poznał swego dziadka Józefa, którego Niemcy zastrzelili na schodach willi na Ochocie po wybuchu powstania warszawskiego, zabijając granatami zięcia i wnuki, chroniących się w piwnicy. A to właśnie od Józefa zaczyna się w rodzinie inżynierska tradycja naukowa, którą mój rozmówca kontynuuje w innej dziedzinie, w tym samym stopniu potrzebnej dzisiaj jak w Drugiej Rzeczypospolitej górnictwo i przemysł naftowy – specjalności zarówno pradziadka, jak i dziadka.
Wojenny scenariusz
Janusz Gajl studiował na Politechnice Warszawskiej, szefując studenckiej organizacji Brania Pomoc, co spowodowało, że nie zdążył dokończyć studiów przed wybuchem wojny. Dyplom zrobił po kilkuletniej przerwie. Jego syn Olaf wspomina, że ojciec, jako jedyny w latach 30. student miał samochód, kupiony przez dziadka, któremu „nafta przynosiła duże dochody”. Inny samochód Józefa Gajla odegrał istotną rolę w sekwencji zgoła filmowych zdarzeń na początku wojny.
Posłuszny rozkazowi opuszczenia stolicy, gdy jeszcze się broniła, Janusz z gronem przyjaciół wyruszył z miasta. Spotkany niebawem generał Michał Karaszewicz Tokarzewski powiedział im: Chłopcy wracajcie. Idziemy bronić Warszawy. Niedoszły inżynier zabrał swemu ojcu duży amerykański samochód i został kierowcą generała.
Jeżdżąc w rozmaitych misjach, mijał płonący dom rodzinny, ale się nie zatrzymywał. Podczas ewakuacji Cytadeli eskortował do Kampinosu konwój ciężarówek ze skrzyniami dokumentów, gdzie zakopano je w lesie. Po wojnie Janusz Gajl próbował to miejsce odnaleźć, ale sprawa pozostanie pewnie jedną z zagadek najnowszej historii.
W przeddzień agresji sowieckiej, we wrześniu 1939 roku wieczorem, wiózł Stefana Starzyńskiego i generała Tokarzewskiego do ambasady ZSSR. Po blisko godzinie panowie wyszli uspokojeni zapewnieniami, że o żadnym wkroczeniu do Polski nie ma mowy. Ojciec mego rozmówcy dziwił się, bo prowadząc samochód słyszał ich rozmowę pełną najgorszych przewidywań.
W czasie powstania Janusz Gajl zdobywał PAST-ę, o czym jego syn Olaf dowiedział się ze szczegółami w roku 1968, kiedy obaj z ojcem odwiedzili mieszkającego we Francji architekta Jacka Sawickiego, powstańczego zwierzchnika Janusza, i spotkali tam rotmistrza „Leliwę”, dowódcę kompanii Kiliński, zdobywającej PAST-ę. Pod koniec walk powstańczych został ranny i trafił do szpitala, skąd wywieziono go z ludnością cywilną po kapitulacji.
Zaraz po wojnie, kiedy skutki porozumień jałtańskich nie były jeszcze powszechnie dotkliwe, Janusz Gajl podjął naukowy wątek rodzinnej tradycji. Wymowne są analogie w dziejach niemal każdej inteligenckiej rodziny, której przodkowie, służąc ojczyźnie tam, gdzie najpilniej było trzeba, szli do powstań, a po przerwie zakończonej klęską jeszcze bardziej gorliwie niż przedtem oddawali się pracy u podstaw, żebyśmy w następnej próbie okazali się lepiej przygotowani i żeby budować tkankę społeczną niezbędną do urządzania państwa, gdy będzie niepodległe.
Szybki start
Janusz Gajl, dokończywszy przerwane studia, szybko przeszedł wstępne etapy drogi akademickiej, zostając w Politechnice Łódzkiej zastępcą profesora. Istniejące wówczas formalnie stanowisko oznaczało w tym przypadku pracę pod kierunkiem wybitnego uczonego Bogdana Stefanowskiego. Niebawem ludzie szeroko rozumianej kultury, w tym nauki, którzy po wojnie znaleźli życiowy azyl i zawodowe szanse w Łodzi, zaczęli wracać do odbudowującej się Warszawy, pozostawiając zaczyn środowiska i rozbudzone ambicje akademickie.
W domu Natalii i Janusza Gajlów, gdzie już przyszedł na świat pierworodny syn Olaf, nastały trudne dni, gdyż ojciec, ściągnięty przez swego szefa do stolicy, ale pracujący ciągle w Politechnice Łódzkiej, kursował między dwoma miastami, matka zaś energicznie wkroczyła na drogę naukową na młodym łódzkim uniwersytecie.
Wybuch wojny przerwał jej naukę w chorzowskim Liceum Administracyjno-Handlowym, jednak przygotowując się samodzielnie do matury, zdała ją w 1940 roku. Dziesięć lat później ukończyła studia na Wydziale Prawa UŁ, w roku 1959 zrobiła doktorat, w 1963 habilitację. Od roku 1976 była profesorem zwyczajnym, specjalizując się w prawie finansowym. Na uniwersytecie pełniła funkcje: kierownika Katedry Prawa Finansowego, przekształconej w Katedrę Prawa Finansowego i Prawa Zarządzania Gospodarką Narodową, prodziekana i dziekana Wydziału Prawa. W dorobku ma książki aktualne dzisiaj, także w kształceniu studentów prawa, mimo zasadniczych przekształceń ustrojowych. Syn wspomina zdarzenie wymownie o tym świadczące – wizytę „pewnej pani minister” we Francji i rozmowę z wybitnym tamtejszym prawnikiem o budżecie zadaniowym, podczas której usłyszała, że ów profesor zna z Polski tylko Natalię Gajl, nieżyjącą od 1998 roku, zapamiętaną z wykładów w Paryżu i z działalności w międzynarodowych organizacjach prawników.
Jak całe pokolenie wykształconych po wojnie uczonych – ale i zgodnie z tradycją Gajlów zapoczątkowaną na przełomie ubiegłych wieków – matka mojego rozmówcy zaangażowała się w sprawy publiczne, kiedy Rzeczpospolita odzyskała suwerenność i trzeba było definiować na nowo oraz umacniać podstawy demokratycznego państwa prawa. Po roku 1989 służyła wiedzą jako ekspert Sejmu i Rady Ministrów, pełniąc także inne funkcje doradcze wobec organów państwowych. W latach 1985-1989 była sędzią Trybunału Konstytucyjnego.
Pan doktor z perspektywy czasu i własnych życiowych doświadczeń uważa, że on i młodsza siostra Karyna nie doceniali naukowej rangi matki i jej roli w życiu publicznym Trzeciej Rzeczypospolitej.
Tradycja akademicka
Wątpliwości mojego gościa co do tego, czy nazwa „ród uczony” jest w odniesieniu do jego rodziny odpowiednia, rozpraszają zupełnie biografie obojga rodziców, ale także drogi ich rówieśników, tj. tego pokolenia Gajlów, które powitało Niepodległą u progu własnej młodości ze świadomością, że to im zdarza się szansa urzeczywistnienia życiowych ambicji i z poczuciem odpowiedzialności za to, by ambicje nie były egoistyczne, lecz związane z potrzebami odradzającego się po latach niewoli kraju, z urządzaniem nowoczesnego europejskiego państwa.
Dwie córki Kazimierza Gajla, wybitnego hydrobiologa i, jak dzisiaj to widzimy, prekursora ekologii (był autorem m.in. pracy: Bielany pod Warszawą i konieczność ich ochrony ), Danuta (1927-2005) i Kazimiera Gajl-Pęczalska, urodzona w 1925 roku, wybrały medycynę. Młodsza została onkologiem i zajmowała się m.in. zakładaniem szpitali oraz oddziałów onkologicznych w różnych miejscach Polski, kiedy tworzono program walki z rakiem, a w końcu lat 60. kierowała Instytutem Onkologii w Warszawie.
Kazimiera, jak większość jej rówieśników w rodzinie, była żołnierzem AK, walczyła w powstaniu warszawskim. Po wojnie skończyła medycynę i została profesorem w warszawskiej Akademii Medycznej, po czym wyjechała do Stanów Zjednoczonych, uzyskując profesurę w Minneapolis, gdzie pracowała długie lata w szerokiej specjalności patologii ogólnej.
Jej syn Kazimierz Pęczalski skończył Politechnikę Warszawską, zrobił doktorat i jest adiunktem na Wydziale Mechatroniki. Drugi syn Andrzej mieszka w USA.
W inżynierskiej linii Gajlów zajmujących się nauką jest jeszcze urodzona w 1934 roku Barbara, z istotnym dorobkiem w dziedzinie mechaniki teoretycznej, przez wiele lat pracująca w PW.
Z dwójki dzieci Natalii i Janusza Gajlów córka Karyna poszła drogą matki, jak twierdzi mój rozmówca, pod jej przemożnym wpływem, kończąc prawo. W tym momencie naszej rozmowy pan doktor konstatuje, że matka miała silny charakter i duże wymagania, wobec siebie i bliskich. On sam chciał studiować architekturę, ale matka i ojciec chrzestny, zaprzyjaźniony profesor politechniki, uważali, że powinien najpierw skończyć budownictwo. O tym, że po maturze idzie się na studia, nie dyskutowano. „Nie było alternatywy”.
Olaf Gajl skończył budownictwo lądowe w Politechnice Łódzkiej, a także – co okazało się ważne – studia na Wydziale Matematyki, Fizyki, Chemii Uniwersytetu Łódzkiego i uzyskał stopień doktora. Pracował na politechnice oraz w Instytucie Podstawowych Problemów Techniki, odwzorowując analogiczny etap życiowej drogi swego ojca. Kierował się tam, gdzie działy się rzeczy nowe, gdzie i wiedza, i energia, i ciekawość są niezbędne, a na rutynę jeszcze nie ma miejsca.
Odezwały się też tradycje obywatelskie, obecne w dawniejszych pokoleniach jako praca u podstaw, edukowanie i wychowywanie szerokich kręgów społeczeństwa w poczuciu powinności wobec ojczyzny i tej powinności wzajemnej, właśnie obywatelskiej. Doktor Olaf Gajl od roku 1990 pracował w przedsiębiorstwach opracowujących i stosujących nowe technologie, zajmując kierownicze stanowiska, jako że obok posiadanej w tym zakresie i pomnażanej wiedzy cechowała go śmiałość poddawania tej wiedzy próbom i korygowania w razie potrzeby.
Wygrawszy konkurs został dyrektorem Ośrodka Przetwarzania Informacji, będącego (co należy w kontekście rodzinnej opowieści podkreślić) Państwowym Instytutem Badawczym, które to stanowisko zajmuje do dzisiaj, z prawie dwuletnią przerwą (2005-2007), kiedy był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej, przekształconym wtedy w Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, nawiązując do nauczycielskich tradycji Marii Gajl, ciągle żywych i wprost kontynuowanych w Radomiu, gdzie trwa założona przez nią szkoła.
Przedstawicielem najmłodszego dziś pokolenia jest syn mojego rozmówcy, mieszkający w Łodzi, mieście związanym z dziejami rodziny, z wykształcenia i zawodu informatyk, co też do bliskiej rodzinnej tradycji nawiązuje.
* * *
W domu, gdzie oboje rodzice zajęci byli i poznawaniem świata, i działaniami na rzecz poprawy otaczającej rzeczywistości, na wychowanie dzieci spory wpływ miała prababcia, zapamiętana przez mego gościa jako „bardzo dostojna dama w czarnej sukni z żabotem”, uosabiająca pamięć o powstaniu styczniowym i etos tamtej epoki, tj. tradycyjny patriotyzm, nakazujący ojczyznę stawiać na pierwszym miejscu umiłowanych wartości i przyświecających celów. Nieco inny wpływ miała babcia, pół Rosjanka, owoc mezaliansu jej ojca, pochodzącego z utytułowanej rodziny, z córką lekarzy, Tatarów Krymskich.
W atmosferze dziecinnego domu przyszłego specjalisty od rzeczywistości wirtualnej i sztucznej inteligencji mieszały się klimaty szlachecko-historyczno-patriotyczne z rosyjsko-arystokratycznymi, co doktor Olaf Gajl ocenia dzisiaj jako bardzo interesujące i czemu po części przypisuje swoje konserwatywne skłonności, wyjaśniając, że nie mają nic wspólnego z niechęcią do zmian, a polegają na realistycznym przywiązaniu do tradycji.
Realizm jest obecny w jego ocenie czasów, w których dorastał, oglądając z okna łódzkiego mieszkania pochody pierwszomajowe, po których gromadzili się u rodziców i grali w brydża żołnierze, sanitariuszki, kurierzy i łączniczki z powstania warszawskiego. Realistycznie ocenia też współczesność, wymagającą kompromisów, jakich granicę trzeba wyraźnie wykreślić i stale baczyć, by jej nie przekroczyć ani nie przesunąć w stronę konformizmu. Sam przeżywał podobne próby i wtedy cała, bogata, złożona z wielu wątków rodzinna tradycja bywała pomocą. ?
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.