Minister odkrywa karty

Piotr Kieraciński

Narodowy Kongres Nauki, na który przybyło ponad 2 tysiące uczestników z całej Polski, nie rozpoczął się bynajmniej prezentacją projektu nowej ustawy o szkolnictwie wyższym. Uczestników powitał gospodarz, rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Wojciech Nowak, który znaczenie zmian szykowanych w polskiej nauce i szkolnictwie wyższym porównał do reformy Hugona Kołłątaja z XVIII wieku. Mówca podkreślił, że ustawa jest oczekiwana i akceptowana przez środowisko akademickie, jej powodzenie zależy jednak także od wzrostu nakładów na szkolnictwo wyższe i naukę. Lekką konfuzję po pierwszych wystąpieniach kongresowych wywołała informacja o wypowiedzi medialnej prof. Ryszarda Terleckiego z PiS, wicemarszałka Sejmu RP, który powiedział, że nie zna projektu ustawy prezentowanej podczas kongresu i że nie jest to dokument rządowy. Odpowiedź min. Jarosława Gowina skierowana do uczestników kongresu była prosta: Obiecałem, że to państwo, środowisko akademickie, jako pierwsi zobaczycie projekt ustawy i spełniam tę obietnicę.

Prof. Georg Winkler, były rektor Uniwersytetu Wiedeńskiego oraz członek panelu ekspertów Komisji Europejskiej, który przeprowadził ocenę polskiej nauki, mówił o jej wynikach (czytaj artykuł Jana Kozłowskiego na str. 34). Najpierw przedstawiał ocenę zastanej sytuacji, a potem rekomendacje zespołu oceniającego. Wśród tych ostatnich było zmniejszenie liczby instytucji szkolnictwa wyższego i nauki drogą konsolidacji, wprowadzenie czynnika zewnętrznego do zarządzania uczelniami, zmiana systemu studiów doktoranckich, zniesienie habilitacji, zwiększenie mobilności naukowców, ewaluacja jakościowa, a nie ilościowa, instytucjonalna, a nie programowa, likwidacja Centralnej Komisji, no i wzrost nakładów budżetowych, który miałby stymulować takie samo zjawisko w sektorze gospodarczym. O ile z oceną w zasadzie nie było co dyskutować, to już z rekomendacjami – jak najbardziej. Prof. Karol Myśliwiec odniósł się np. do propozycji zespołu, aby najlepsze instytuty PAN połączyć z uczelniami. – Dlaczego nie zrobiono tego w Austrii, skąd pochodzi profesor Winkler, który podobnie jak ja jest członkiem Austriackiej Akademii Nauk? – pytał wybitny archeolog. Prof. Winkler podał dwie liczby dotyczące polskiego udziału w programie Horyzont 2020: polski wkład do Horyzontu miał wynieść 3,03% jego budżetu, zaś „urobek” polskich projektów i instytucji naukowych – tylko 0,9% (Skąd wzięły się te liczby, postara się wyjaśnić ekspert z Krajowego Punktu Kontaktowego w listopadowym numerze FA). Po zagranicznym gościu o działaniach Rady NKN i jej roli w przygotowaniu kongresu mówił krótko prof. Jarosław Górniak, przewodniczący rady.

Wicepremier Jarosław Gowin rozpoczął od przypomnienia konferencji programowych NKN. Podkreślał, że jego własne poglądy, a także konkretne zapisy projektu ustawy, zmieniały się wskutek myśli przedstawianych podczas konferencji i różnych innych debat na temat reformy nauki. Podawał przykłady zmian z ostatnich dni przed prezentacją projektu ustawy. Nawiązał też do wystąpienia prof. Winklera, stwierdzając, że wiele rekomendacji unijnego panelu ekspertów znajduje wyraz w „Konstytucji dla nauki”, jak określił nową ustawę.

– To dla mnie ważny dzień – mówił min. Gowin. Przypomniał liczby: trzy zespoły eksperckie i trzy projekty założeń ustawy. Jak zaznaczył, każdy z nich wniósł spojrzenia i pomysły, które znajdują się w projekcie. Mówił o 574 dniach prac nad projektem i konsultacji, 498 prelegentach konferencji programowych i 7 tysiącach osób, które w nich uczestniczyły (zapewne wiele z tych osób było na kilku konferencjach, niemniej czynne zainteresowanie tworzeniem ustawy było ogromne). J. Gowin podkreślał, że reforma została zaproponowana i zaakceptowana przez środowisko akademickie.

– Wielka reforma to zbyt poważna sprawa, by zostawić ją wyłącznie politykom – mówił. – To wymaga współpracy i zaufania. Dziękuję za kredyt zaufania, którego mi państwo udzielili. Premier podkreślił, że zaproponowana reforma jest wynikiem pewnych kompromisów. Ustawa porządkuje i ujednolica prawo o szkolnictwie wyższym. Łączy w sobie cztery dotychczasowe akty prawne: Prawo o szkolnictwie wyższym, ustawę o stopniach i tytułach naukowych, ustawę o finansowaniu nauki oraz ustawę o kredytach i pożyczkach studenckich. Minister podkreślał, że nowy projekt jest dwa razy krótszy od ustaw, które ma zastąpić. Faktycznie projekt liczy ponad 450 artykułów, opublikowanych na 175 stronach. Samo PSW miało ponad 250 artykułów, opublikowanych na niecałych 70 stronach. J. Gowin wyraził przekonanie, że także liczba przepisów wykonawczych do ustawy zostanie zmniejszona co najmniej o połowę (było ich dotychczas 80).

Samą ustawę premier charakteryzował tak: wprowadza nowy model zarządzania szkołami wyższymi – chodzi głównie o nowy organ uczelni, czyli radę, powoływaną przez senaty w większej części spośród reprezentantów otoczenia, a w mniejszej, z członków społeczności akademickiej. W ten sposób ma być realizowana społeczna kontrola nad szkołami wyższymi. Stałym członkiem rady ma być przewodniczący uczelnianego samorządu studentów. J. Gowin przytoczył słowa Karla Jaspersa, że uniwersytet jest intelektualnym sumieniem społeczeństwa. Niestety, wymóg posiadania rady nie dotyczy uczelni niepublicznych. Ustawa przenosi szereg rozstrzygnięć dotychczas dla niej zarezerwowanych na poziom statutów szkół wyższych. To poszerza autonomię uczelni, ale zarazem nakłada na nie odpowiedzialność za własny ustrój i organizację. Społeczność uczelni zachowuje wpływ na wybór jej władz. Pozycja rektora zostaje wzmocniona, ale minister chciałby, aby minimalnym wymogiem kandydowania na rektora był stopień naukowy doktora. Habilitacja pozostanie, lecz jej rola w systemie się zmieni (tak naprawdę zmniejszy), będzie ona uprawniała do prowadzenia przewodów doktorskich. Uczelnia, a nie jej części, staje się podmiotem prawa: ona podlega ewaluacji i jest gospodarzem (tak to określił min. Gowin) uprawnień do nadawania stopni naukowych.

W myśl ustawy będą dwa typy uczelni: zawodowe i akademickie, a z tych ostatnich w trybie konkursowym zostaną wyłonione za kilka lat uniwersytety badawcze. Ich status związany będzie ze specjalnym finansowaniem, ale też z wysokimi wymaganiami. Uczelnią badawczą będzie mogła zostać tylko taka, która ma połowę ocen ewaluacyjnych A i A+ i prawo do habilitowania w czterech dziedzinach bądź też – a to z myślą np. o uczelniach medycznych – 2/3 kategorii A i A+ oraz prawo do habilitowania w trzech dziedzinach. Do tego brak kategorii C i negatywnej oceny PKA. Premier podkreślił, że dodatkowe finansowanie uczelni badawczych będzie pochodziło ze wzrostu nakładów, a nie ze środków, którymi obecnie dysponuje szkolnictwo wyższe. Zauważył też konieczność utrzymania tzw. wysp doskonałości w regionalnych ośrodkach akademickich.

Ustawa przewiduje zintegrowanie strumieni finansowych, zwłaszcza dotacji podstawowej i statutowej, co ma dać uczelniom szanse na znacznie elastyczniejsze zarządzanie finansami. Minister przy okazji zapowiedział wzrost środków budżetowych na naukę o miliard złotych w 2018 r. J. Gowin po raz kolejny wyraził przekonanie, że zwiększenie nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe jest polską racją stanu. Trzeba jednak do tego przekonać społeczeństwo.

Ustawa zmienia wiele w kształceniu. Studia będą mogły mieć praktyczny bądź akademicki charakter. Studia niestacjonarne zostaną wydłużone, aby mogły realizować ten sam program, co stacjonarne. Zniesione zostaną minima kadrowe. Zastąpi je wymóg zatrudnienia kadry naukowo-dydaktycznej na umowę o pracę: 50% w przypadku studiów praktycznych i 75% w przypadku akademickich. Zasadnicze zmiany dotyczą kształcenia doktorantów. Ma ono być zorganizowane w postaci interdyscyplinarnych szkół doktoranckich. Wszyscy doktoranci dostaną stypendia w wysokości 110% minimalnego wynagrodzenia przez 2 lata, ale za to ich postępy zostaną potem zweryfikowane i od wyników oceny będzie zależało, czy dostaną przedłużenie stypendium – już 170% minimalnej płacy – do końca studiów. Można też będzie robić doktorat w trybie eksternistycznym. Szkoły doktorskie będą ewaluowane z udziałem zagranicznych ekspertów.

Prawo do habilitowania otrzymają uczelnie tylko w tych dyscyplinach/dziedzinach, które uzyskają kategorię A i A+. Prawo do doktoryzowania te, które będą miały B+. Uczelnie stracą prawo do nadawania stopni naukowych w dyscyplinach, które uzyskają kategorię B i C. Obecnie prawo do habilitowania ma ponad 600 jednostek (czyli niemal 60%), w tym takie, które w zasadzie nie prowadzą uznanej działalności naukowej. Warunkiem uzyskania samodzielności naukowej będzie doktorat. To odważna decyzja, której nie zdecydowali się powziąć poprzedni ministrowie nauki.

– Nie zdecydowaliśmy się na wymuszenie mobilności naukowej – mówił minister Gowin. – Za to pojawi się dydaktyczna ścieżka kariery akademickiej. Chcemy przywrócić prestiż pracy dydaktycznej. Sukcesy dydaktyczne są niedoceniane, a od jakości pracy dydaktycznej zależy jakość nauczania – zauważył.

Nastąpią też zmiany w organach kontrolnych. Centralna Komisja zostanie zastąpiona przez Radę Doskonałości Naukowej (nie będzie miała kompetencji w zakresie przyznawania uprawnień do nadawania stopni naukowych), a Komitet Ewaluacji Jednostek Naukowych przez Komitet Ewaluacji Nauki. Zamiast obecnych ośmiu obszarów, 23 dziedzin i ponad stu dyscyplin, przyjmiemy system klasyfikacji OECD, czyli 8 dziedzin/obszarów i 40 dyscyplin/dziedzin. Dodamy do tego sztukę, której nie ma w klasyfikacji OECD, a jest w naszej tradycji. Minister mówił też o nowej, jednej liście czasopism naukowych oraz utworzeniu listy wydawców akademickich. Tylko publikacje w dobrych mediach będą brane pod uwagę w ewaluacji.

Na koniec min. Gowin zapewnił: – Ta reforma nie jest podporządkowana cyklowi politycznemu i politycznym interesom. O kosztach implementacji ustawy mówił podsekretarz stanu w MNiSW, min. Sebastian Skuza. Najdroższym przedsięwzięciem będą stypendia doktoranckie, które pochłoną 800 mln zł rocznie. – Lata pobierania stypendium doktoranckiego będą zaliczone do okresu składowego w ZUS – zaznaczył minister. Kolejny koszt – 400 mln zł rocznie – to finansowanie inicjatyw doskonałości naukowej. Do tego dochodzi obligatoryjna waloryzacja wynagrodzeń, co ma kosztować 300 mln zł. Zatem łączny koszt reformy wyniesie ok. 1,5 mld zł.

Kongres miał przebogaty program, który trudno omówić. Chcę jednak zwrócić uwagę na problem reformy Polskiej Akademii Nauk. Ustawa o PAN nie została włączona do reformy. Poświęcono jej jednak jeden z paneli. Zaprezentowano na nim dwa pomysły: o propozycji powołania Uniwersytetu PAN mówił prof. Paweł Rowiński, wiceprezes Akademii (więcej w FA 4/2017); drugi pomysł, bazujący na horyzontalnej współpracy między instytutami oraz instytutami i uczelniami, omówili krakowscy profesorowie Małgorzata Witko, dyrektor Instytutu Katalizy i Fizykochemii Powierzchni PAN, i Marek Jeżabek, dyrektor Instytutu Fizyki Jądrowej PAN (więcej na str. 31). Wybuchła gorąca dyskusja. Od początku zgłaszał się do głosu prof. Jacek Kuźnicki, dyrektor Międzynarodowego Instytutu Biologii Molekularnej i Komórkowej, jednak mimo że siedział blisko sceny, nie został zauważony przez prowadzącego debatę prezesa PAN, prof. Jerzego Duszyńskiego. Na usprawiedliwienie moderatora dyskusji dodajmy, że reflektory świeciły mu wprost w oczy i patrzył na salę osłaniając je dłonią. Z propozycją, którą chciał przedstawić prof. Kuźnicki, można się zapoznać na str. 28.

Projekt nowej ustawy nie był jedyną tajemnicą, którą odsłonięto podczas kongresu. Drugą było autorstwo pomysłu na jego organizację. Min. Gowin ujawnił, że autorką była dr Anna Budzanowska, dyrektor generalna w MNiSW. Dostała za to od uczestników kongresu wielkie brawa.

Piotr Kieraciński