Kultura kontroli, kultura zachęt
Publikacją Paktu dla nauki ruch społeczny Obywateli Nauki wskazał, że poważnie traktuje działania na rzecz podniesienia jakości polskiej nauki i szkolnictwa wyższego. Dlatego z wielkimi nadziejami podeszliśmy do proponowanej przez premiera Jarosława Gowina idei nowej i nowoczesnej „Konstytucji dla Nauki”. W zaprezentowanym w Krakowie projekcie odnajdujemy pomysły, które mocno popieramy, ale są tam też rozwiązania budzące nasze wątpliwości oraz takie, które uznajemy za pozbawione większego sensu.
Z perspektywy „Paktu”
Zanim przejdę do meritum sprawy, chciałbym poczynić jedno zastrzeżenie: Ruch społeczny Obywateli Nauki celowo pozostaje jedynie ruchem. Bez instytucjonalno-organizacyjnych obciążeń potrafimy dyskutować i spierać się o to, co naszym zdaniem istotne. Każdy z nas ma za sobą nieco odmienne doświadczenia i odrobinę różną wizję naprawy. Poniższy tekst prezentuje to, co dla nas najistotniejsze, ale jest jednocześnie moim własnym zdaniem.
Obywateli Nauki nie mogło oczywiście zabraknąć tam, gdzie najaktywniej dyskutowano o przyszłości polskiego szkolnictwa wyższego i nauki, czyli na Narodowym Kongresie Nauki w Krakowie. Nie tylko dla nas od dłuższego czasu było sprawą oczywistą, że obecna sytuacja polskich uczelni i jednostek badawczych pozostawia wiele do życzenia. Zamiast jednak pogrążyć się we frustracji ON zaproponowali pakiet rozwiązań opublikowanych pod tytułem Pakt dla nauki . Wskazaliśmy w nim najważniejsze, naszym zdaniem, problemy. I właśnie z tej perspektywy patrzyliśmy na przedstawiony w czasie krakowskiego kongresu projekt ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, określanej także jako „Konstytucja dla Nauki” lub Ustawa 2.0.
Od samego początku wskazywaliśmy, że jedną z największych bolączek polskiej nauki jest bardzo niski poziom studiów doktoranckich, przekładający się na mizerną jakość bronionych doktoratów. Zwracaliśmy uwagę na „chów wsobny” oraz niemal kompletne lekceważenie potrzeb materialnych tych, którzy dopiero wchodzą na ścieżkę kariery naukowej. Zaproponowane w projekcie prawa o szkolnictwie rozwiązanie dotyczące studiów doktoranckich jest bardzo bliskie naszym postulatom. Zwiększenie wymagań wstępnych, wprowadzenie oceny postępów badawczych przy wykorzystaniu zewnętrznych ekspertów w połowie studiów doktoranckich, którym jednocześnie towarzyszy godziwe stypendium – to rozsądna droga podniesienia jakości tych studiów i jednoczesnego zlikwidowania fikcji masowej dostępności.
Rada nie będzie fikcją
Zaproponowana w trakcie kongresu radykalna zmiana ustroju uczelni wzbudziła ogromne emocje. Likwidacja wydziałów jako ustalonego w ustawie porządku uczelni, ograniczenie roli senatu do spraw dydaktycznych i badawczych to zaledwie początek planowanej rewolucji. Najważniejszą zmianą jest wprowadzenie zupełnie nowego organu – rady uczelni. W składzie rady (liczącej 7 lub 9 członków) większość mają stanowić osoby spoza uczelni. Projekt wyraźnie wskazuje, że planowana rada nie będzie kolejnym, czasem mocno fikcyjnym, konwentem. Członkowie rady będą zobowiązani do pracy (dlatego otrzymają wynagrodzenie), a ich podstawowym zadaniem jest nadzorowanie rektora i jego sposobu zarządzania uczelnią, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii finansowych. Co więcej, choć kolegium elektorów ma nadal wybierać rektora, to rada przedstawia kandydatów do pełnienia tej funkcji. W myśl Ustawy 2.0 rektor ma zyskać prawo do rzeczywiście samodzielnego, choć nadzorowanego przez radę, zarządzania wszystkimi sprawami uczelni. O konieczności wzmocnienia władzy rektora pisaliśmy nie tylko my w Pakcie dla nauki . W istocie był to jeden z kluczowych postulatów, który pojawiał się we wszystkich trzech projektach założeń do ustawy.
Rada uczelni budziła niemałe obawy; w czasie kongresu pojawiły się nie tak znowu odosobnione głosy, że stanie się ona przyczółkiem do zawłaszczania uczelni przez polityków. Jednak projekt ustawy wyraźnie wskazuje, że członków rady powołuje senat uczelni. Ewentualne więc wprowadzenie polityki do działań rady może wynikać jedynie z braku wystarczającej roztropności senatu, nie zaś z samej konstrukcji ustawy. I to przede wszystkim z tego względu rozwiązanie to uważamy za właściwe i potrzebne. Bez mocnego i sprawnego rektora nasze uczelnie jeszcze długo mogą tkwić w stanie bezładu.
Bardzo dobre i upraszczające funkcjonowanie nauki w Polsce jest wprowadzenie zasady oceny jakości naukowej (kategoryzacji) w reprezentowanych w uczelni dyscyplinach naukowych, bez oglądania się na wewnętrzną strukturę organizacyjną. Zaś wprowadzenie automatyzmu w przyznawaniu uprawnień do nadawania stopni (A+ i A – w przypadku habilitacji, B+ – doktoratu) jest odejściem od zasady, że liczy się liczba profesorów, a nie jakość prowadzonych przez nich badań.
Przejrzystość procedur
Wzmocnienie pozycji rektora, działanie na rzecz stworzenia rzeczywistych warunków do prowadzenia badań naukowych już na etapie studiów doktoranckich, uproszczenie zasad przyznawania uprawnień do nadawania stopni – to jest realizacja postulatów zgłaszanych już w Pakcie dla nauki , dlatego popieramy je bez większych zastrzeżeń. Ale w projekcie ustawy znaleźliśmy rozwiązania, które trudno uznać za rzeczywiście sprzyjające naprawie stanu nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce. Jednym z takich rozwiązań jest nie tyle utrzymanie habilitacji (Obywatele Nauki byli i nadal są za znaczącym podniesieniem wymagań), ile likwidacja jej transparentności. Wyraźnie to mówimy i powtarzamy przy każdej okazji: przejrzystość procedur, transparentność przy podejmowaniu decyzji są najlepszym zabezpieczeniem przed nepotyzmem i kolesiostwem. Czy to w przypadku konkursów na stanowiska pracy, czy procedury habilitacyjnej. Pomysł wprowadzenia dwóch „tajnych” recenzentów, których nazwisk ani osoba starająca się o habilitację, ani środowisko akademickie nie pozna, jest rozwiązaniem co najmniej kuriozalnym. I trudno odnaleźć jakiekolwiek argumenty przemawiające za tym, że przyczyni się ono do podniesienia jakości naszej nauki.
Nie sposób wymienić tutaj naszych wszystkich zastrzeżeń i wątpliwości. W końcu projekt ustawy liczy grubo ponad 150 stron. Ale jest dla nas niemałą przykrością to, że „Konstytucja dla Nauki” w sposób zdawkowy podchodzi do konieczności współudziału uczelni w edukacji na niższych poziomach. Bez wprowadzenia ustawowych mechanizmów tej współpracy może się okazać, że z dobrych rozwiązań na poziomie uczelni nie będzie miał kto skorzystać, bo zabraknie odpowiednio przygotowanych maturzystów. Cieszy nas wprowadzenie równoległej ścieżki kariery, przeznaczonej dla osób szczególnie dobrze radzących sobie w dydaktyce, ale z drugiej strony – po lekturze projektu – nadal trudno nie mieć wrażenia, że dydaktyka jest dla tych, którzy nie sprawdzili się w prowadzeniu badań. Projekt ustawy kompletnie pomija nasz postulat otwartego dostępu do wyników badań naukowych. A przecież jeśli są one finansowane z pieniędzy publicznych, to dla tej publiczności powinny być dostępne.
I na zakończenie: pisaliśmy w Pakcie , że Polska potrzebuje świetnych uniwersytetów, konkurujących z najlepszymi ośrodkami zagranicznymi. Ale nie mieliśmy wątpliwości, że równie ważne są szkoły regionalne. A dla nich w projekcie ustawy tak naprawdę zostawiono niewiele miejsca. Nawiązując do raportu zagranicznych ekspertów, zaprezentowanego tydzień przez Narodowym Kongresem Nauki, można odnieść wrażenie, że proponowana w projekcie ustawy wizja nadal wyrasta z „kultury kontroli”. Zabrakło natomiast „kultury zachęt”, zwłaszcza dla tych, którzy w tym momencie nie mogą się zaliczyć do grona najlepszych.
Podsumowując – naszym zdaniem ta ustawa jest niezbędnie potrzebna, ale projekt wymaga niemałych korekt.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.