Menedżer zamiast kuratora

Ewolucja uczelnianego muzeum

Jan Kozłowski

Nikt do końca nie wie, ile jest ich w Polsce, wiadomo tylko, że po roku 1989 ich liczba szybko wzrasta. W roku 1979 było ich zaledwie 10, sześć lat później 15, w 2006 – 25, trzy lata później – 30. Nie wiadomo, czy ta jest pewna, zapewne raczej zaniżona, bo dziś nawet sami uczelniani muzealnicy nie znają ich dokładnej liczby. Dzieje się tak dlatego, że muzea uniwersyteckie bywają kolekcjami bez nazwy, otwartymi czasem dla szerszej publiczności, a czasem nie.

Ocenia się, że obecnie działa w Polsce ok. 70 muzeów uniwersyteckich. To stosunkowo niewiele w porównaniu z innym krajami. W Stanach Zjednoczonych jest ich ponad tysiąc sto, a w Europie jeszcze znacznie więcej. Muzea uczelniane (w Polsce i na świecie) są w różnych fazach organizacji, działają w ramach wydziałów lub jako jednostki międzywydziałowe. Nie wszystkie regularnie udostępniają swe zbiory, bądź z powodu trudności organizacyjnych, bądź ze względu na specyfikę obiektów (np. zbiory medyczne).

Zwykle po przekroczeniu pewnej liczby muzeów uczelnianych w danym kraju powstają „organizacje parasolowe”, które je reprezentują – krajowe, a później regionalne i międzynarodowe związki i komitety. Instytucje te promują idee leżące u podstaw muzeów, starają się pomagać w rozwiązywaniu ich problemów oraz wypracowaniu standardów i dobrych praktyk.

Jednym z pierwszych stowarzyszeń muzeów uczelnianych był CAUMAC (Council of Australian University Museums and Collections), założony w roku 1992. W Wielkiej Brytanii powołano University Museum Group, a we Włoszech – sieć muzeów koordynowaną przez Uniwersytet w Ankonie.

Kiedy krajowe „organizacje parasolowe” stały się bardzo liczne, powłano dwie ważne międzynarodowe instytucje „wyższego rzędu”: w roku 2000 UMAC, Międzynarodowy Komitet Uczelnianych Muzeów i Kolekcji, wchodzący w skład ICOM, Międzynarodowej Rady Muzeów, oraz rok później Universeum.

Universeum wspiera studia i upowszechnianie wiedzy o spuściznach uczelni, opiekę i promowanie ich kolekcji oraz wykorzystywanie zbiorów w projektach badawczych i dydaktycznych. Ponadto, służy ono jako platforma współpracy i wymiany doświadczeń.

Zadania UMAC są podobne. Komitet dąży do zachowania i utrwalania uniwersyteckiego dziedzictwa, rozwoju uczelnianych kolekcji, które pełnią istotną rolę w badaniach i nauczaniu w ramach uniwersytetów i szeroko pojętym edukowaniu lokalnych społeczności. Mocno podkreśla wagę ochrony zbiorów uniwersyteckich przed ich rozproszeniem.

Ponad dekadę później w Polsce czas dojrzał i w roku 2014 powołano Stowarzyszenie Muzeów Uczelnianych, którego celem jest działalność na rzecz rozwoju muzeów uczelnianych oraz zachowania dziedzictwa akademickiego poprzez jego ochronę, upowszechnianie, promocję, a także wspieranie gromadzenia, dokumentowania i konserwacji zabytków, inicjowanie i prowadzenie badań naukowych. Stowarzyszenie prowadzi szeroko zakrojoną działalność informacyjną, propaguje ideę muzealnictwa uczelnianego w Polsce, jak też poza jej granicami. W skład stowarzyszenia wchodzi 25 z tej nieznanej liczby muzeów; wiadomo, że mniejszość, ale są wśród nich te najważniejsze – przede wszystkim krakowskie Collegium Maius, a także Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego i Muzeum Uniwersytetu Wrocławskiego. Prócz muzeów, stowarzyszenie zrzesza kilkudziesięciu członków indywidualnych.

Problematyka muzeów uczelnianych jest w literaturze zaledwie zarysowana. Od około 20 lat obserwujemy większe zainteresowanie tym tematem, wnikliwsze jego analizy, osobne publikacje. To znak wzrostu znaczenia ich przedmiotu – muzeów uniwersyteckich, zarówno wewnątrz uczelni, jak i miast.

Między miastem a biretem

Możliwe, że większość z nas słysząc określenie „muzeum uczelniane” sądzi, że chodzi o muzeum poświęcone historii uczelni. To jednak jedna z wielu możliwości. Muzea uczelniane to zbiór nie mniej zróżnicowany niż muzea w ogóle: to teatry anatomiczne i muzea archeologiczne, muzea nauk ścisłych i biologicznych, muzea historyczne, muzea budynków, muzea szpitalne i galerie sztuki współczesnej, planetaria, ogrody botaniczne, arboreta i akwaria, archiwa, centra nauki i sztuki, e-muzea, a także kolekcje specyficzne dla dyscyplin, utrzymywane przez wydziały, instytuty naukowe, a czasem przez biblioteki.

Muzea uczelniane mają podwójną tożsamość, należą zarówno do świata uczelni, jak świata muzeów. Muzeów uczelnianych wśród ogółu muzeów jest, w zależności od kraju, od kilku do kilkunastu procent (4% w Wielkiej Brytanii, 14% w Stanach Zjednoczonych); w Polsce, jeśli korzystać z danych NIMOZ, jest ich ok. 7,5%. Rzecz jednak nie tylko w tych odsetkach, ale także bogactwie i znaczeniu kolekcji, jakie te placówki posiadają.

Swoistość muzeów uczelnianych polega nie tyle na ich kolekcjach (podobne mogą posiadać muzea nieuczelniane), co na ich miejscu w uczelniach, a zatem także na funkcjach usługowych, jakie wobec nich pełnią. Ta swoistość nie jest tak do końca silna, bo muzea uczelniane są także, jak mówi się po angielsku, zawieszone między „town and gown”, czyli „miastem i biretem”, a wiele muzeów nieuczelnianych jest silnie powiązanych z uniwersytetami. Jednak jak dotąd w Polsce tylko Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego stało się konkurencyjne wobec innych najlepszych krajowych muzeów.

Swoistość muzeów uczelniach w małym stopniu zależy od ich funkcji, bo te są takie same, jak w pozostałych muzeach: gromadzenie, badania naukowe, konserwacja, interpretowanie i wystawiennictwo. Funkcją dodatkową bywa nauczanie, ale dydaktyka – na potrzeby studentów i obywateli, najczęściej w formie cyklów wykładów – staje się także odrębną funkcją pozostałych muzeów.

Różnorodność muzeów uczelnianych to efekt długoletniej historii. Nie sięgając Arystotelesa (jeśli wyróżnił 500 gatunków, to je zapewne zebrał, a ponieważ wykładał, to pewnie wykorzystywał zbiory w dydaktyce), prapoczątki muzeów uczelnianych to koniec XVI wieku (teatry anatomiczne w Padwie i w Lejdzie) i wiek XVII (Ashmolean Museum, Oxford). Napędu tworzeniu kolekcji dostarczyła rewolucja naukowa. W Rzeczypospolitej nie możemy się pochwalić tak wczesnymi początkami, Kraków i Wilno pozostały (aż do II poł. XVIII w.) oporne wobec rewolucji. Rozwój polskich uczelnianych kolekcji to wiek XIX. Pierwszeństwo ma tu Warszawa: otwarte dla publiczności Muzeum Sztuk Pięknych (1819) w gmachu dzisiejszego Wydziału Historycznego, ze wspaniałą Salą Kolumnową (1821), udostępnioną ponownie przed pięcioma laty.

Jednak kiedy mówi się w Polsce o muzeach uczelnianych, oczy zwracają się w stronę Krakowa. Przez wieki w najstarszym gmachu Collegium Maius narastał niezwykły zasób przedmiotów artystycznych, pamiątek oraz instrumentarium naukowego. Ze zbiorów collegium wywodzą się Biblioteka Jagiellońska i Archiwum UJ. W 1947 roku ulokowano tu Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Poprzednikiem i jednym ze źródeł muzeum był Gabinet Archeologiczny, powołany w 1867 roku przez Józefa Łepkowskiego.

Jak pisze raport OECD Managing University Museums (2001), muzea uniwersyteckie ewoluowały zazwyczaj z kolekcji pamiątkowych, ceremonialnych, dekoracyjnych i dydaktycznych zgromadzonych z różnych źródeł w toku dziejów uczelni. Przez stulecia celem ich było gromadzenie, zabezpieczanie oraz klasyfikacja zbiorów, korzystanie z nich w nauczaniu i badaniach, a dopiero na końcu upowszechnianie wiedzy. Jednak wszystko to zaczęło się zmieniać w wieku XIX, muzea uczelniane zaczęły dostrzegać świat pozauniwersytecki, otwierać się na szerszą publiczność i rozszerzać godziny otwarcia, w czym dopomogły lampy gazowe, a później elektryczne. W II połowie XX wieku znalazło to wyraz w spisanych misjach muzeów, które dodawały dydaktykę i wymieniały ją nierzadko jako najważniejszą funkcję instytucji.

Awans edukacji

Niektóre muzea, nie przecinając formalnych powiązań z uczelnią, z muzeów uniwersyteckich przeobraziły się w muzea znajdujące się na uniwersytetach. Nawet jeśli prowadzone w nich badania naukowe pozostały ważnym zadaniem, przewagę nad nimi zdobyła edukacja publiczna, a nawet rozrywka. Stało się tak także dlatego, że w poszukiwaniu źródeł finansowania, a nawet dla wzmocnienia swojej pozycji wewnątrz uniwersytetu, często muzea szukały i znajdowały zewnętrznych sponsorów, takich jak banki lub przedsiębiorstwa. Otwarcie na miasto, a nie zamknięcie w murach uniwersytetów, były ich argumentem w staraniach o dotację. Kurczące się rządowe subsydia dla uczelni okazały się skuteczną pobudką dla opisanej reorientacji. Nie spotykała się ona ze sprzeciwem władz uniwersyteckich, zmuszanych przez wskaźniki dokonań, którymi obwarowane bywały rządowe dotacje, do tego, by ściślej wiązać się z miastem i regionem („przedsiębiorczy uniwersytet”, „uniwersytet obywatelski”, „trójkąt wiedzy” itd.).

Potrzeba budowy marki, niezbędnej w epoce masowego wyższego wykształcenia i walki o krajowego i zagranicznego studenta, sprawiła, że władze uczelniane z zadowoleniem powitały politykę otwarcia swoich muzeów. Okazało się, że poprzez wystawy, usługi turystyczne, zajęcia dla rodzin i programy edukacyjne (zarówno formalne, jak i nieformalne) muzea mogą być skutecznym środkiem, komunikacji uczelni ze światem.

Wzmocnienie nacisku na edukację publiczną, w połączeniu z teleinformatyką i ewolucją publicznych muzeów nauki, spowodowały, że muzea uczelniane sięgnęły po nowe formy wystawiennictwa. Wzorem centrów nauki, takich jak La Vilette (Paryż), Exploratory (San Francisco) lub rodzime Centrum Kopernika, wiele z nich stało się proaktywnymi i interaktywnymi, fizyczną obecność w miastach i na kampusach uzupełniając o aktywność na stronach internetowych (blogi, grupy dyskusyjne, pliki wiki, podcasty, video itd.).

Powodem zwrotu w stronę miasta był także fakt, że nieraz badania naukowe i curricula utraciły bezpośredni związek z kolekcjami. Tak stało się m.in. ze zbiorami przyrodniczymi. Systematyka i taksonomia są nadal ważne, ale faktem jest, że od dziesięcioleci front badań przesunął się w stronę innych obszarów problemowych, takich jak ekologia i genetyka. Zbiory przyrodnicze pozostały źródłem odkryć naukowych (np. badania genetyczne wymarłych gatunków), ale w większym stopniu służą one obecnie edukacji.

Wzmocnienie nacisku na edukację publiczną nieraz odbywało się kosztem prowadzonych w muzeach badań. Stało się tak w szczególności w muzeach przyrodniczych. Np. Muzeum Historii Naturalnej w Porto skreśliło „badania” z misji instytucji w roku 1995.

Muzea na ogół trzymają się zasady, że zbierają obiekty, które wyszły z użycia, i wokół nich budują swoją opowieść. Warszawskie Muzeum Przemysłu i Rolnictwa, które obok gromadzenia maszyn i urządzeń prowadziło także laboratoria (w pracowni fizycznej pracowała Maria Skłodowska), było wyjątkiem, podyktowanym brakiem polskich szkół wyższych w zaborze rosyjskim. Jednak zasada ta prowadzi do pewnego rozdwojenia: o ile skały, skamieniałości, urny, szkielety i preparaty („obiekty, które wyszły z użycia”) mogą być wprost i bezpośrednio przedmiotem pewnych badań geologicznych, biologicznych i archeologicznych, to żaden fizyk nie sięgnie po przestarzałe przyrządy naukowe. Mogą one stać się jedynie przedmiotem zainteresowania historyka nauki lub techniki. Cele edukacyjne muzeów stawiają pewne dyscypliny i pola badań w gorszej sytuacji: otwarte dni laboratoriów lub komputerowe symulacje doświadczeń wydają się wyjściem z sytuacji.

Pozostawione „między miastem a biretem” muzea uczelniane nie mogą ulec pokusie roztopienia się w życiu kulturalnym miasta i zapominać o swoich rodzicach. Próba konkurowania muzeów uniwersyteckich z wielkimi muzeami najczęściej rodzi frustrację: lepiej, by szukały one własnej niszy.

Usiłowanie służenia dwóm bogom – miastu i biretowi – może sprawić, że miasto uzna muzeum za placówkę uczelnianą, a uczelnia – za miejską. Poszukiwana nisza musi harmonijnie łączyć orientację „na miasto” i orientację „na biret”. Musi być próbą wyważenia interesów uniwersyteckich (badacze, studenci) z interesami świata zewnętrznego. Sposób wyważenia zależy od lokalnej specyfiki.

Są muzea, które uczenie się i nauczanie studentów określiły jako swoją podstawową misję i wokół niej zorganizowały działania. Współpracują one z wydziałami i organizacjami studenckimi; zapraszają badaczy z różnych dyscyplin, aby w salach muzeum prowadzili zajęcia; urządzają imprezy dla studentów, związane np. ze sztuką, a także fundują nagrody pieniężne dla studentów za eseje związane z tematyką wystaw. Ale z drugiej strony nawet te muzea są świadome, że dydaktyka muzealna to nie „core business” uczelni.

Menedżer zamiast kuratora

Menedżer zamiast kuratora! – słychać głosy, które podkreślają, że aby sprostać nowym rolom muzeum uniwersyteckiego, należy szukać ich zarządcy wśród ludzi przeszkolonych w zarządzaniu muzeami, przedsiębiorczych i energicznych, skutecznych w fundraisingu, a nie obarczać tą funkcją zasłużonych emerytowanych uczonych. Pracownicy etatowi, a nie wolontariusze, względnie nauczyciele akademiccy lub bibliotekarze, pracujący na pół etatu lub na zlecenia – dodają inni.

Rzeczywiście, nowoczesne metody zarządzania szybko torują sobie drogę do muzeów uczelnianych. Spisana misja, plan strategiczny, roczny raport – niepisane na kolanie i nieodkładane na półkę, ale traktowane poważnie, efekt kolegialnej pracy – to dziś codzienność w wielu uniwersyteckich muzeach.

Plany Muzeum Nauki i Techniki uniwersytetu w Patras (Grecja) obejmują m.in.: wspieranie pracy terenowej nauczycieli akademickich i studentów, współpracę z nimi w gromadzeniu zbiorów; wspieranie kursów z historii nauk i nauczania poszczególnych dziedzin nauki; włączanie personelu i studentów uczelni w organizację wystaw i innych działań muzealnych oraz włączanie ich do zaawansowanego intelektualnego dialogu poprzez działania organizacyjne; pomoc badaczom w popularyzacji ich badań; organizowanie seminariów dla studentów lub innych ochotników, którzy chcą wspierać gromadzenie, dokumentowanie i działania edukacyjne muzeum; organizowanie specjalnych obszarów w muzeum dla dzieci; organizowanie działań dla dorosłych (np. wystawy, wykłady).

Nieraz także to uczelnie przygotowują i publikują dokumenty strategiczne. W Macquarie University w Sydney (Australia) opracowano politykę w stosunku do Muzeum, przyjętą i zaaprobowaną przez radę uczelni.

Wspomniany wcześniej australijski CAUMAC (Rada Australijskich Muzeów i Kolekcji Uniwersyteckich) spotyka się trzy razy w roku na różnych uczelniach, aby omawiać sprawy ważne dla wszystkich, planować lobbying, organizować wspólne wystawy oraz dni szkoleń pracowników. Zalety tej krajowej „organizacji parasolowej” są niezliczone: zmniejsza ona izolację odczuwaną przez wielu zarządców zbiorów uniwersyteckich, rozwija partnerstwo między muzeami uniwersyteckimi, a także między tymi muzeami i innymi instytucjami, zachęca do dzielenia się zasobami, opracowuje standardy zarządzania, podejmuje akcje ochrony zagrożonych zbiorów itp. Jak się zdaje, na podobną ścieżkę weszło polskie Stowarzyszenie Muzeów Uczelnianych.

Blaski i cienie

Na koniec trzeba dodać, że patrząc na rozchodzenie się w Polsce idei muzeum uczelnianego, bylibyśmy w błędzie sądząc, że jest to proces liniowy i nieodwracalny. Podobnie jak w innych krajach, wiele muzeów to placówki niewielkie. Bywają one efektem pasji jednostek, które potrafią zarazić nimi innych – nauczycieli akademickich lub bibliotekarzy. Stworzone ad hoc giną, gdy ich twórcy przechodzą na emeryturę lub umierają, a kanclerze chcą zwolnić przestrzeń lub dokonać cięć w budżetach. Stąd tak ważne jest, aby muzea przekroczyły „punkt, z którego nie ma odwrotu”, by były dostatecznie rozpoznawalne i zakorzenione i miały własną tożsamość, aby nawet najbardziej elokwentny kanclerz nie mógł podnieść na nie ręki. Ten punkt udało się m.in. przekroczyć Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego, które cieszy się mocnym poparciem władz uniwersyteckich.

Na muzea kładą się cieniem problemy, z którymi boryka się środowisko muzealników uczelnianych. Są nimi kwestie organizacji jednostek i ich przynależności, kwestie dofinansowań, możliwości udziału w programach ministerialnych, a może przede wszystkim – trudności formalne wynikające ze styku ustaw, na podstawie których muzea uniwersyteckie prowadzą działalność.

Jednak przy tym wszystkim muzealnicy mają przekonanie, że wiatr historii wieje im w plecy. Muzea nie należą do „ginących przemysłów”, wartych wsparcia głównie ze względu na wartość dziedzictwa. Są one, co prawda, opiekunami dziedzictwa i dysponentami bardzo cennych kolekcji, ich misja wykracza jednak poza pełnienie roli strażników pamięci. Przyszłość muzeów uczelnianych leży w rękach samych muzealników, ale także władz uczelnianych oraz ministrów (regulacja przepisów).

Artykuł oparty na literaturze przedmiotu i informacjach uzyskanych od Stowarzyszenia Muzeów Uczelnianych.