Materiał na doktoracik

Piotr Müldner-Nieckowski

W pewnym super, hiper czy może megamarkecie, w każdym razie w rozległym magazynie handlowym, w którym można kupić prawie wszystko, żona poszła do mięs, ryb i serów, a ja zwyczajowo do stoiska z drukami. Kiedy ona pójdzie do szkła, ja udam się do warzyw, ona do mleka, ja do narzędzi, i tak dalej. Taki plan. Chodziło o to, żeby być tam jak najkrócej i szybko wynieść jak najmniej zakupów za minimalne pieniądze.

Początkowo na wierzchu były dzienniki typu „Gazeta Polska Codziennie” i „Rzeczpospolita”, które zasłaniały ciągi pozostałych gazet, były także tygodniki „wSieci” i „Do Rzeczy”, za którymi zakryte znajdowały się inne kolorowe pisma.

Wyjąłem do przejrzenia najnowszy numer „Zrób To Sam” i zastanawiałem się, czy warto to kupić ze względu na opis zdumiewającego kleju do dotychczas niesklejalnego polietylenu, gdy znowu rzuciłem okiem na półkę z pismami politycznymi i zobaczyłem, że na miejsce wyżej wymienionych wskoczyły „Gazeta Wyborcza” i „Dziennik”, a zamiast „wSieci” i „Do Rzeczy” – „Newsweek”, „Polityka” i „Forbes”.

No, pomyślałem, rzecz zrozumiała. Najpierw ktoś szukał prasy prawicowej i wydobył ją na wierzch. Ledwie się jednak obejrzałem, sytuacja się zmieniła i nastąpiła odwrotka. Lewica z liberalizmem wróciły na front, a prawica z patriotyzmem za tygodniki komputerowe. Już miałem to zbadać, gdy do stoiska cichaczem podeszła pewna pani w wieku równie podeszłym jak to jej podejście i jednym dyskretnym ruchem, ciach, ciach, przestawiła prawicę na przód, a lewicę pod spód, przy okazji przekładając „Tygodnik Powszechny” na półkę z wódkami, która znajdowała się po drugiej stronie regału. Pomyślałem, że chodzi o dyskryminację tego pisma, ale widać pomyliłem się w ocenie, bo spomiędzy butelek jakiś klient wydobył wszystkie trzy egzemplarze, wrzucił do swojego wózka i w dużym tempie odjechał. Czy był w zmowie ze starszą panią, trudno ocenić, bo oboje znikli jak sen złoty.

Przeniosłem więc wzrok z alkoholi z powrotem na czasopisma i zauważyłem, że na półce z tygodnikami zostały wyłącznie te, które są poświęcone kucharstwu, modzie i celebrytkom, by wkrótce wszystko zostało pokryte „Gazetą Polską Codziennie”. Zerknąłem, co się dzieje przy stoisku z rybami i moją żoną, gdy wraz z przejściem grupy eleganckich panów w białych kołnierzykach nastąpiła rewolucja i teraz na półkach dominowała „Gazeta Wyborcza”, a z nią „Newsweek”, „Top Gear”, „Auto Świat”, „Przegląd Sportowy”, „Komputer Świat”, „Fakt” i „Angora”. Jakiś młody człowiek wziął tę ostatnią i wrzucił ją na podłogę pod regał, po czym przyszła młoda kobieta i wrzuciła tam jeszcze „Komputer Świat” wraz z zeszytami historycznymi „Polityki” i „wSieci”, ale jej następczyni dokonała rewizji zawartości stoiska w taki sposób, że gazety i pisma historyczne powędrowały na półkę najwyższą, a na tę, która znajdowała się na poziomie oczu, trafiły równo rozłożone egzemplarze „Sielskiej Kuchni” i „Gali”.

Zadzwonił telefon i usłyszałem polecenie, żeby nie zapomnieć o bułkach i maśle, dlatego nie zauważyłem, kto dokonał kolejnej korekty, a stało się to wręcz błyskawicznie. Teraz na froncie znajdowały się: „Bieganie”, „O czym Lekarze Ci nie Powiedzą”, „Sekrety Medycyny”, „Dbam o Zdrowie”, „Zdrowie bez Leków”, „Poradnik Zdrowie”, „Holystic Health”, „Fryzury”, „Glamour”, „Uszyj mi Mamo”, „Program TV”, „Psychologia dla Ciebie Sens”, „Focus” oraz „Świat Nauki”.

Nic nie zmyślam, mam rzetelne dowody, obfotografowałem bowiem regał do przestudiowania w domu, gdyż dotychczas nie wiedziałem, że takie rzeczy w ogóle istnieją na rynku. Od dawna codziennie przychodziłem tylko po swoją gazetę, w poniedziałki po swoje tygodniki, i to wszystko. Tym razem spojrzałem na to przez inne okulary. Rozmaitych tytułów, jak się okazuje, jest znacznie więcej, niż podsuwa wyobraźnia. Są o dzieciach, paznokciach, zegarkach, działkach, nalewkach, strojach, ślubach, magnoliach, przyjęciach, kamizelkach, grach komputerowych, ogrodach, butach, malowaniu mieszkania, seksie, przedszkolu, magii, o wszystkim.

Najciekawsze było to, co się w pewnej chwili stało z gazetami „Wyborczą” i „Polską Codziennie”. Otóż znowu obie zgodnie wykwitły na półce środkowej, i to w dość dużej liczbie egzemplarzy. Opierały się o plecy regału niczym wierne towarzyszki, były tylko trochę wymięte. Kiedy sięgnąłem po tę pierwszą, okazało się, że wystają z niej składki z „Gazety Polskiej Codziennie”. Natomiast z „Codziennej” wystawały fragmenty „Wyborczej”. Nie mam zamiaru wyciągać z tego zbyt daleko idących wniosków, ale jedno jest pewne: komuś zależało, żeby pogodzić ogień z wodą, tyle że wkrótce przyszedł inny niepozorny klient i wszystko z „Wyborczej” przepakował do „Codziennej”, z „Codziennej” do „Wyborczej”, a na wierzch wsadził „Super Express” z „Faktem”.

Co było potem, nie wiem, bo musiałem już do iść kasy. Może jednak warto zbadać to metodycznie i może ktoś zrobi z tego jakiś doktoracik? Niczego nie sugeruję, tak mi tylko przyszło do głowy, bo jest lato i horyzonty są teraz nader szerokie.

e-mail: lpj@lpj.pl