Wyobraźnia

Leszek Szaruga

W wywiadzie, jaki z nim przeprowadził dla „Rzeczpospolitej” Marek Oramus, a zatytułowanym Drgawki czasoprzestrzeni , profesor astrofizyki Marek Demiański konstatując kryzys, z jakim ma do czynienia współczesna fizyka, podkreśla: „Jest to problem kwantowej teorii grawitacji, której wciąż nie mamy i nie bardzo widać, skąd by się pojawiła. (…) Za mało wiemy. Jest to kryzys wyobraźni – nie potrafimy sobie wyobrazić, jak ten kwantowy świat uwzględniający grawitację i czasoprzestrzeń mógłby wyglądać. Są tam rzeczy, które przechodzą ludzkie pojęcie i nawet wyobraźnią nie jesteśmy w stanie tego w tej chwili ogarnąć”. Najzabawniejsze, że w jakiejś, w tej chwili zupełnie nieznanej przyszłości, ale przecież może już za chwilę, może nawet w tym momencie, gdy stukam w klawisze komputera, ktoś gdzieś już to ogarnął, a gdy on lub ona to ogarnie, wtedy okaże się to proste i oczywiste. Cóż, każdy może malować jak Picasso, ale trzeba być Picassem, by tak właśnie zacząć malować.

W cytowanej wypowiedzi najbardziej zainteresowała mnie waga, jaką profesor Demiański przywiązuje do wyobraźni. Wyobraźnia bez wątpienia należy, przynajmniej w moim przekonaniu, do najważniejszych instrumentów poznawczych, jakimi dysponuje człowiek. Ale czym w istocie jest ten instrument, nie do końca wiadomo. Jedną cechę, jak się wydaje, można tu chyba wskazać jako fundamentalną: jest nią zdolność do zobaczenia świata inaczej, czyli zdolność do przeprowadzania eksperymentów myślowych, czasem zgoła ekstremalnych, tym wszakże odmiennych od doświadczeń w sferze materialnej, że w zasadzie bezpiecznych. Niebezpieczeństwa jednak wykluczyć tu nie sposób, choć na szczęście dotyczy ono raczej jednostki niż większej grupy ludzi: można, jak to się potocznie określa, zwariować. Ryzyko nie jest wielkie, jednak warto o nim pamiętać, gdyż może prowadzić do natręctwa myśli, jakiejś idée fixe prowadzącej na manowce, z których trudno się wydostać.

Jeśli powiada się zatem, że coś przekracza ludzkie pojęcie, warto odwołać się właśnie do wyobraźni, czyli do takiego sposobu myślenia, który odrzuci gotowe jego wzorce. W sztuce – poezji, malarstwie czy muzyce – taki sposób postępowania nie należy do rzadkości, choć przecież znamy okresy, w których próbowano wyznaczyć nieprzekraczalne reguły postępowania twórczego wskazujące co wolno, a co winno być sprzeczne z regułami rzemiosła. Na co przychodził znienacka ktoś, kto powiadał, że jego owe reguły nie obowiązują, a czasem ogłaszał, że przed nim, który owe reguły odrzucał, sztuka jeszcze nie istniała. I niekiedy – choć dalece nie zawsze i raczej nie często – okazywało się, że otwierał nowe przestrzenie artystycznego poznania. Bo przecież sztuka ma także niewartą pogardy funkcję poznawczą, przede wszystkim dotyczącą samego człowieka i jego, że użyję dawnego i niedefiniowalnego pojęcia, duszy.

I warto tu zwrócić uwagę na zjawisko z pozoru tylko niewiele mające wspólnego z podnoszonym tu problemem: na skokowy przyrost naturalny. W moich latach szkolnych liczba jednostek „gadającej pleśni”, jak określał ludzkość Tadeusz Różewicz, oscylowała wokół liczby 3,5 miliarda. Dziś przekroczyła miliardów siedem i można zasadnie domniemywać, że w tym samym tempie następuje przyrost wyobraźni: sądzą, że procentowo grupa osób, które podejmują działalność twórczą, nie ulega zmianie. Jeśli tak jest, a nie ma powodów, by miało być inaczej, tym samym należy oczekiwać dalszego skokowego przyrostu nowych idei i pomysłów, także w nauce. Można to zjawisko uznać za optymistyczne, można wszakże się go obawiać: możemy po prostu się w tym pogubić. Jedno wydaje się pewne: przy zachowaniu obecnego przyrostu naturalnego wyobraźnia może stać się żywiołem niesłychanie groźnym, zwłaszcza wówczas, gdy jej owoce wykraczać będą poza sferę działalności czysto umysłowej.

Te zagrożenia doskonale widoczne są już w obszarze przemian technologicznych i pojawia się coraz więcej głosów przed nimi przestrzegających. Jak się wydaje, nie do końca wiemy, czym są narzędzia, jakich obecnie używamy, jakie dają możliwości, a tym bardziej czego są zapowiedzią. Dotyczy to nawet telefonów komórkowych, skądinąd sprzętu powszechnie używanego. Można się zastanawiać, czy krzywe wzrostu nie wyhamują, jak to dotychczas bywało – tak przynajmniej przedstawiają to niektóre podręczniki i inne uczone opracowania – z zastrzeżeniem, że dotychczas, i że nie musi to być regułą. Osobiście bym na to nie liczył, choć przecież dysponujemy środkami zdolnymi radykalnie zmniejszyć efekty przyrostu naturalnego, lecz są to środki, których użycie pozostawiłbym w sferze eksperymentów myślowych i raczej nie próbował ich stosować w praktyce życia społecznego. Niemniej obawiam się, że sytuacja kryzysowa dotyczy nie tylko tych obszarów, o których w swoim wywiadzie mówi profesor Demiański. Jak na razie, co właśnie obejrzałem w telewizji, powstały firmy turystyczne dowożące ciekawskich na wyznaczającą możliwy punkt zwrotny granicę między dwoma państwami koreańskimi.