Szarotowie

Cz. 3 Perspektywa europejska

Magdalena Bajer

Drogę akademicką w trzecim pokoleniu odwzorował Piotr Szarota, potomek uczonych oraz twórczych kobiet – prababki Eleonory Kalkowskiej, babki po mieczu, Elidy Marii Szaroty, babki po kądzieli, Marii Manteufflowej (była doktorem historii, uczennicą Marcelego Handelsmana), pradziadka Marcelego Szaroty, dziadka macierzystego, Tadeusza Manteuffla, dziadków stryjecznych, braci wybitnego historyka: Leona, Jerzego i Ryszarda oraz dziadka ojczystego, Rafała Marcelego Blütha, wreszcie ojca, Tomasza Szaroty. Dziedzic tak bogatej schedy przebył ją szybko w tym samym rozległym obszarze poszukiwań, jakim jest ogólnie pojęta humanistyka. Na regale w mieszkaniu rodziców profesora Piotra Szaroty stoją książki wymienionych osób obok tych najnowszych jego autorstwa. Patrząc na nie, zastanawiałam się, ile w kolejnych etapach jego naukowej drogi ważył ciężar zobowiązania wobec rodzinnej tradycji.

Najbliższe dziedzictwo

Na ojcu wzorował się – mniej czy bardziej świadomie – w rozległości obszaru poszukiwań, w humanistycznym oddechu, ogarniającym rdzeń wybranej specjalności z bardzo szerokimi pograniczami. Tomasz Szarota zrobił doktorat w wieku lat dwudziestu sześciu, co nieczęste pośród historyków i w ogóle humanistów. Szerszej opinii znany jest przede wszystkim jako badacz dziejów najnowszych, toteż przypomnę, że mój rozmówca ma w bogatej bibliografii publikacje obejmujące bardzo długi czas dziejowych zdarzeń, bardzo różne historyczne zagadnienia oraz postacie. Sam autor za walor swojej naukowej biografii uważa konsekwentnie stosowany, choć czasem wskutek okoliczności zewnętrznych, płodozmian. Sądzę, że takie postępowanie jest uwarunkowane szerokim horyzontem w obrazie świata, który pragnie się poznawać, wiedząc, że zdołamy poznać niewielką jego część, ale może wskażemy następcom drogi wiodące dalej i głębiej.

Pracę magisterską o powstaniu styczniowym pisał u Stefana Kieniewicza. Po studiach obiecano mu etat w Instytucie Historii PAN pod warunkiem, że doktorat będzie z historii Polski Ludowej. Niewdzięczne zadanie Tomasz Szarota wykonał pisząc pracę o osadnictwie miejskim na Dolnym Śląsku w latach 1945-1948, nagrodzoną przez tygodnik „Polityka”.

Habilitował się na podstawie rozszerzonego wydania książki Okupowanej Warszawy dzień powszedni (1978), stając się historykiem szeroko zakreślonego okresu wojny i okupacji. W 2010 roku ukazało się czwarte wydanie wyżej wspomnianej książki, cieszącej się niezmiennie zainteresowaniem czytelników. Pod tytułem Warschau unter den Hakenkreuz opublikowano ją w języku niemieckim (1985).

Jako badacz stereotypów jest autorem pracy Niemiecki Michel. Dzieje narodowego symbolu i stereotypu (1988), która też ukazała się w Niemczech.

Sławę i chwałę, jak mówi żartobliwie profesor, przyniosła mu biografia generała Stefana Roweckiego „Grota” (1983-1985), opublikowana w (niewyobrażalnym dzisiaj) nakładzie stu pięćdziesięciu tysięcy egzemplarzy. Autor uważa to za „fenomen późnego PRL-u”, a tłumaczy tym, że w ówczesnej sytuacji, gdy bohater był (i jest) skondensowanym symbolem antykomunizmu, rządzący, którym bardzo zależało, by ich uznawać za patriotów, znaleźli do tego okazję.

Mówiąc o przekazywanym pokoleniom Szarotów dziedzictwie intelektualnym, przypuszcza, że ważną cechę swojego naukowego warsztatu, tj. podejście komparatystyczne, wziął – w genach oraz z twórczego obcowania – od matki, która badała wspólne cechy literatury baroku różnych krajów europejskich. Syn napisał książki Życie codzienne w stolicach okupowanej Europy (1995) i U progu Zagłady. Zajścia antyżydowskie i pogromy w okupowanej Europie (2000), gdzie pokazał zdarzenia poprzedzające Zagładę w Warszawie, Paryżu, Amsterdamie, Antwerpii i Kownie. Dwa lata temu ta druga ukazała się w Niemczech w języku angielskim. Będąc członkiem Kolegium Programowego Muzeum II Wojny Światowej, mój rozmówca zabiegał o to, by było ono świadectwem losów wszystkich narodów, które cierpiały podczas wojny. Jest zdania, że ten postulat spełniono.

Pośród aktywności wielostronnego badacza dziejów najnowszych profesor ceni sobie edytorstwo, mające na celu przywracanie lub zgoła wprowadzanie do obiegu naukowego książek, które zapomniano, a mają znaczenie w poznawaniu historii. Wznowił m.in. reportaże dwóch dziennikarzy, świadków narodzin Trzeciej Rzeszy, przebywających w latach trzydziestych w Berlinie – Antoniego Sobańskiego i Zygmunta Nowakowskiego, opublikowane w roku 1933 i w 1934. Prace edytorskie przyniosły liczne satysfakcje: ustalenia autorstwa publikacji zagranicznych, a dotyczących Polski, rozszyfrowania pseudonimów, odtworzenia biografii autorów wznawianych dzieł.

Zaczerpnięta śmiałość

Słuchając opowieści ojca o najmłodszym dziś w uczonym rodzie Piotrze Szarocie, profesorze psychologii, nabieram przekonania, że wyniósł z rodzinnego domu, z obecnego w nim wielkiego uznania dla zasłużonych nauce i kulturze przodków, zwłaszcza babki Elidy Marii, więcej śmiałości w podejmowaniu zadań niż obaw, do których przyznał się w poprzedniej części rodzinnej opowieści prof. Szarota senior, że nie dorówna matce ani w znajomości języków, ani w pracowitości, warunkujących jej wielkie osiągnięcia.

Wedle kryteriów metrykalnych Piotr ma w bliskiej genealogii troje profesorów uniwersytetu: wspomnianą babkę Elidę Marię, dziadka po kądzieli, Tadeusza Manteuffla i ojca. Doktorów z górą dwakroć tyle. Zdaniem historyka Tomasza Szaroty, uzasadnia to użyte przeze mnie miano „rodu uczonego”. Najmłodszy profesor, Piotr, świadomie zajął należne, ale tym bardziej zobowiązujące miejsce w sztafecie pokoleń. Mówi o tym dedykacja w książce Wiedeń 1913, wydanej w sto lat od tytułowej daty, tj. w 2013 roku, przez gdańską oficynę Słowo/obraz terytoria: „Pamięci mojej prababki, Eleonory Kalkowskiej, polsko-niemieckiej dramatopisarki i poetki oraz mojego pradziadka, Marcelego Szaroty, historyka, publicysty i dyplomaty, który w latach 1920-1921 kierował poselstwem RP w Wiedniu”. Ojciec autora zastrzega, że nie sugerował tych wyrazów wdzięczności, ale rad jest, że ogniwa rodzinnej tradycji uobecniają się w pamięci następców.

W dziejach połączonych rodzin Szarotów i Manteufflów znajduję przynajmniej jeden z wariantów odpowiedzi na pytanie powracające przy każdym spotkaniu z potomkami rodzin inteligenckich: Co trwałego wynoszą dzieci takich rodzin ze swoich domów? Czy właśnie śmiałość w pójściu śladem przodków? Czy obawę przed wynikającymi ze spadku po nich wymaganiami? Czy poczucie bogatego wyposażenia, pozwalającego spełnić stawiane sobie ambitne zadania? Czy także ową zdolność i ambicję stawiania zadań samodzielnie i pragnienie, by były oryginalne, pionierskie, trudniejsze od potocznych powinności?

Świadom dziedzictwa

Piotr Szarota, urodzony w 1966 roku, skończył w Warszawie liceum Reytana, jedno z najlepszych, i psychologię na Uniwersytecie Warszawskim. W roku 1991 wyjechał na roczne stypendium Heinricha Hertza do Bielefeld w Niemczech, by w trzy lata po powrocie obronić doktorat. Praca w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej, zdaniem mego rozmówcy, nie satysfakcjonowała zadowalająco jego syna, wobec czego przeniósł się do Pracowni Psychologii Kulturowej i Badań Międzykulturowych w Instytucie Psychologii PAN. W roku 2006 się habilitował. Od ubiegłego roku jest dyrektorem tej placówki, po wygraniu konkursu, i profesorem w IP PAN.

Zanim poznałam bibliografię prac książkowych Piotra Szaroty, z których dwie przybliżę czytelnikom, zastanawialiśmy się, jak wspomniałam wcześniej, z jego rodzicami nad tym, czy istnieje coś takiego jak „geny humanistyczne”, czy też zainteresowania potomka filologów, historyków, literaturoznawców zaszczepiło mu wychowanie i aura rodzinnego domu. Nierozstrzygalny to dylemat. Na pewno najmłodszy w uczonym rodzie wyniósł z inteligenckiego domu cechę charakterystyczną dla życiowych wyborów młodych ludzi poświęcających się nauce, tj. uwagę dla tego, co nowe, obiecujące stawianie pierwszych kroków, przecieranie ścieżek albo wytyczanie dróg. Można to określić krócej i lapidarniej mianem prekursorskich ambicji, do których ośmielają (może też zobowiązują) podobne osiągnięcia antenatów, nawet jeśli na innym polu zyskane.

Prof. Szarota senior mówi expressis verbis o swojej rodzicielskiej dumie, a jego żona milcząco to potwierdza, upoważniając mnie do pytania o to, jaki był ich wspólny dom, w którym wychowali jedynaka. Słyszę od ojca, że starał się postępować tak, aby Piotr sam dochodził do tego, na co pozwalały mu zdolności oraz zainteresowania. I jeszcze cytat z napisanych po niemiecku wspomnień jego babki, gdzie o swoim jedynym synu, już wtedy uczonym historyku, zapisała: „Książka Tomka sprzedaje się jak świeże bułeczki” (dotyczyło to biografii „Grota”). Pani Anna ujmuje główną wychowawczą dewizę konkretnie, oznajmiając stanowczo, że nie zdarzyło się jej z synem odrabiać lekcji, co jest nagminne u znajomych matek i babć. Wydaje się, że w rodzinnej tradycji wiadomo było, od pojawienia się pierwszych znaczących w kulturze i nauce postaci, co się rzeczywiście liczy w domowej opinii, za co zbiera się pochwały, na co u wchodzących w dorosłe życie potomków czekają ci, co już w życie wnieśli swój wkład.

Psychologia z historią

Piotr Szarota jest psychologiem kultury, który to obszar poznania ma rozległe i płodne intelektualnie pogranicza – z historią, sztuką, filozofią, socjologią. W jego sporym dorobku zwracają szczególną uwagę dwie książki: Wiedeń 1913 (2013) i Londyn 1967 (1016). Pierwszą z nich nominowano do nagrody Nike, obie zyskały uznanie krytyki i duże zainteresowanie czytelników.

W wywiadzie dla „Nowych Książek” z listopada ubiegłego roku autor, pytany o wybór tych akurat momentów dziejowych, mówił: „Wiemy, że naruszone zostały wtedy skostniałe struktury społeczne, zakwestionowana została dawna obyczajowość czy schematy myślenia. I Wiedeń 1913, i Londyn 1967 są zatem próbą bardziej szczegółowego przyjrzenia się temu, co na chwilę przed znaczącymi wydarzeniami działo się w sferze szeroko pojętej kultury”.

Obie wymienione książki, jak zresztą i inne Piotra Szaroty – m.in. Psychologia uśmiechu. Analiza kulturowa (2006), Od skarpetek Tyrmanda do krawata Leppera. Psychologia stroju dla średnio zaawansowanych (2008), Anatomia randki (2011) – mówią o oryginalności wybieranych tematów badań i o śmiałym wkraczaniu na obszary dotąd nieeksplorowane. Znajduję potwierdzenie dla supozycji o działaniu tradycji w rodzinach inteligenckich, gdzie ułatwia ona powtarzanie albo kontynuację dróg, jakimi podążali poprzednicy. Z perspektywy czytelników, a bliżej także uczniów i następców psychologa kultury, stanowią one pionierskie zwrócenie uwagi na antecedencje przełomowych w dziejach kultury zdarzeń, jakimi były I wojna światowa, a także, choć w mniejszej skali, przełom 1968 roku. Analiza zjawisk zwiastujących gruntowne przemiany społeczeństw zachodniej Europy – autor poświęca uwagę młodzieżowym zespołom muzycznym, modzie, obyczajom bohemy, dyskusjom w rozmaitych gremiach i postaciom wpływającym na życie kulturalne zarówno Wiednia przed z górą stu laty, jak Londynu 1967 roku – pozwala zrozumieć dziejową logikę przeobrażeń, jakie nastąpiły w obu przypadkach rok później. Lektura obu książek, choć nie są częściami pomyślanej całości, uświadamia, jak w ciągu stulecia dzielącego opisy miast będących Miłoszowymi „stolicami świata” zmieniały się poziomy i rejestry ekspresji ideowych i artystycznych, zacierając podział na kulturę wysoką i popkulturę, który to podział autor uważa dzisiaj za bezsensowny. Przyjrzenie się natłokowi zjawisk, jakie w przypadku Wiednia znamionowały schyłek epoki zakończonej gwałtownie dramatem wojny, a w Londynie stanowiły tygiel, w którym warzyły się nowe postawy wobec spraw najistotniejszych dla jednostek i dla społeczeństw, pomaga w uzyskaniu dystansu wobec koniecznych wyborów i poczucia, że mogą nie być ostateczne.

* * *

Zapamiętawszy konstatację prof. Tomasza Szaroty o myślowych tropach dziedziczonych w jego rodzinie, odnotowuję u najmłodszego z akademicko utytułowanych humanistów „historyczność” w badaniach psychologicznych, co zresztą sam przyznaje, skłonności komparatystyczne, nieodzowne chyba przy zainteresowaniu zjawiskami o europejskiej skali i właśnie tę europejską perspektywę, obecną już u jego prababki Eleonory Kalkowskiej, dominującą u babki Elidy Marii Szaroty i żywą u ojca. Dziedziczenie wartości intelektualnych w tym uczonym rodzie wydaje się modelowo trafne i owocne.