Dlaczego ludzie chodzą do góry nogami?
Czy uruchomienie kierunku intermedia jest odpowiedzią na współczesne zjawisko zacierania się granic pomiędzy różnymi dyscyplinami artystycznymi?
Kierunek intermedia funkcjonuje u nas od kilkunastu lat. Termin „intermedia” po raz pierwszy zastosował Dick Higgins już w połowie lat sześćdziesiątych, a w 1968 roku został powołany kierunek o takiej nazwie na jednej z amerykańskich uczelni. Początkowo terminy intermedia i multimedia były używane zamiennie – na Uniwersytecie Artystycznym kierunek intermedia prowadzony jest na Wydziale Komunikacji Multimedialnej. Wracając do pytania o granice, myślę, że powstanie tego terminu, a później kierunku, miało związek z naturalnym procesem łączenia się i przenikania różnych dyscyplin. Na gruncie amerykańskim zaobserwowano w sztuce zjawiska z pogranicza rysunku i fotografii, teatru i działań muzycznych, które trudno było nawet zaszeregować do konkretnej dyscypliny. Ponieważ o fotografii zaczęto mówić w kategoriach rysunku, w efekcie różne pracownie zajmujące się rysunkiem klasycznym sięgnęły po kamerę filmową i okazało się, że jest to bliskie ideom, które w ramach tych pracowni były poddawane procesom badawczym na gruncie artystycznym. Tak więc powstanie terminu i kierunku intermedia było odpowiedzią na ducha czasu. Proces dojrzał do tego, aby znaleźć jakąś nową formułę na określenie tych zjawisk.
Problem granic w sztuce jest przedmiotem dyskusji. Gdy na konkursach malarskich pojawiają się różne instalacje, nieraz padają pytania, czy mamy do czynienia z malarstwem, czy weszliśmy już w nowy obszar.
Jako fotograf mogę mówić o pewnych zależnościach pomiędzy fotografią a malarstwem, które istnieją od momentu powstania fotografii – wyrosła ona na bazie malarstwa i jest kontynuatorką idei z nim związanych. Relacje tych dyscyplin na przestrzeni prawie 200-letniej historii fotografii wyglądały różnie. Raz fotografia naśladowała malarstwo, gdy pojawił się nurt piktorialny, później malarstwo hiperrealistyczne naśladowało fotografię. Niemiecki badacz i krytyk Hans Betting uważa malarstwo i fotografię za dyscypliny przeciwstawne. W przypadku malarstwa każdy gest twórcy jest wyrazem przemyślenia i akceptacji – panowanie malarza nad obrazem nie jest jednak odpowiednikiem działań fotografa. Fotografia ma większy sens, gdy jej autor traci to panowanie i pozwala, by obraz wymknął mu się spod kontroli. Zależności pomiędzy dyscyplinami są bardzo interesujące, ich wzajemne przenikanie się jest obszarem poszukiwań wielu artystów, np. Thomasa Strutha.
Na pewno, zastanawiam się jednak, jak w przypadku kierunku intermedia przebiega proces kształcenia. Jak ustrzec się przed ryzykiem powierzchowności związanej z wielością wątków warsztatowych i teoretycznych? Zajrzyjmy do obowiązujących do niedawna standardów. W programie mamy m.in.: „warsztaty mediów klasycznych, analogowych, cyfrowych, telematycznych, zagadnienia teoretyczne związane ze sztukami pięknymi, muzyką, baletem, kinem, sztuką mediów, architekturą, urbanistyką, ikonosferą, audiosferą”.
Jestem dziekanem Wydziału Komunikacji Multimedialnej, ale mój rodowód jest rodowodem fotograficznym. Fotografia kojarzy się ze skupieniem nad konkretnym medium, a jednak studenci zajmują się różnymi dyscyplinami, przechodzą przez pracownie rysunku i malarstwa, wybierają także inne pracownie: rzeźbę, tkaninę albo pracownie intermedialne. W czasie studiów zachęcamy ich do eksperymentowania i to z dużą dozą ryzyka. Mają prawo do błędów, pewne spłycenie też jest ich prawem. Na tym polega rola pedagogów, aby czuwali i pokazali, że może nie wszystkie wybory są właściwe, że pewnym zjawiskom warto się przyjrzeć trochę głębiej. Muszę przyznać, że na studiach artystycznych bardziej sprawdzają się osoby, które mają duży bagaż doświadczeń. Zdarzają się studenci, którzy skończyli już jakiś kierunek albo studiowali na kilku kierunkach i nie są nastawieni na zdobycie dyplomu, tylko szukają swojego miejsca – takiej dyscypliny, w której mogliby się wypowiedzieć, która sprostałaby ich oczekiwaniom. Chodzi o to, żeby nie sformatować tych osób, aby umożliwić im rozwój na bazie wcześniejszych doświadczeń.
W moim odczuciu specyfika kierunku intermedia tym bardziej uwidacznia się i nabiera znaczenia, im bardziej zaawansowany jest proces edukacji. Szczególnie jest to widoczne na studiach doktoranckich, na które trafiają absolwenci fotografii, malarstwa, rzeźby i innych kierunków artystycznych prowadzonych na rozmaitych uczelniach. Taki intermedialny tygiel niesie duże wartości.
A jak postrzega pan przyszłość fotografii jako samodzielnego kierunku studiów, w dobie powszechnego dostępu do mediów cyfrowych?
Uważam, że ten kierunek ma przyszłość. Na kierunku fotografia od lat 90. prowadzimy edukację dwutorowo: na studiach stacjonarnych i niestacjonarnych. Studia niestacjonarne cieszyły się ogromnym zainteresowaniem, mieliśmy roczniki na które przyjmowaliśmy 50 osób, obecnie przyjmujemy ich mniej. Duża liczba kandydatów w przeszłości była spowodowana tym, że przez wiele lat w Polsce nie mieliśmy wyższego szkolnictwa fotograficznego. Na uruchomionym w naszej uczelni kierunku wiele osób, które od lat twórczo zajmowały się fotografią, uzupełniało swoje wykształcenie. Tak się złożyło, że intensywny rozwój fotografii cyfrowej, która wyparła całkowicie fotografię analogową czy tradycyjną, zbiegł się ze zjawiskiem niżu demograficznego. Tak więc mniejsza liczba chętnych wynika z ogólnych, dotykających całe szkolnictwo tendencji demograficznych. Rozwój nowych technologii związanych z fotografią i jej dostępność powodują, że zainteresowanie tym medium jest ciągle duże. Obecnie wiele osób po kierunkach uniwersyteckich, takich jak kulturoznawstwo czy socjologia, przychodzi na studia do nas, by poszerzyć swoje wykształcenie.
A praktycy, na przykład fotoreporterzy?
Nie. Oni w mniejszym stopniu, bo jednak reportaż jest rodzajem publicystyki. Natomiast my, w przeciwieństwie do szkół dziennikarskich, publicystyką się nie zajmujemy. Nawet próbowaliśmy trochę zniechęcać kandydatów o takich preferencjach, gdyż oczekiwali czegoś, co nie mieściło się w naszym profilu kształcenia i trudno byłoby o porozumienie. Mamy satysfakcję, że mury naszej uczelni opuściło ponad tysiąc absolwentów kierunku fotografia i wielu spośród nich świetnie sprawdza się na rynku sztuki, ale również na rynku komercyjnym. Wystawiają swoje prace nie tylko w Polsce, lecz w znaczących galeriach na świecie, wielu z nich uczy fotografii albo przez swoją twórczość wpływa na podnoszenie świadomości i zrozumienia specyfiki tego medium.
Czy fotografia artystyczna może stanowić źródło utrzymania?
Istnieje tzw. fotografia komercyjna, która może być fotografią artystyczną, ale bardzo często, wykonywana na zlecenie, musi sprostać konkretnemu zamówieniu i tu mamy duży dylemat.
Kwestia granic kompromisu.
Tak, z tą komercją różnie bywa. Są artyści, którzy potrafią pogodzić ją z własną twórczością, ale jest to możliwe pod warunkiem, że mamy duży margines swobody. Taka formuła lepiej sprawdza się w innych miejscach świata, gdzie przeznacza się znaczne środki na kulturę i sztukę. My natomiast nie jesteśmy zbyt bogatym państwem i jeszcze nie możemy się w tej dziedzinie równać z krajami np. kultury anglosaskiej. Jest też kwestia pewnej tradycji. Fotografia w wielu krajach, jak Stany Zjednoczone czy Czechy, jest postrzegana jako dyscyplina wręcz narodowa, ma bardzo duży prestiż, na równi z innymi wiodącymi dyscyplinami sztuki. W Polsce ta świadomość nie jest jednak powszechna, zwłaszcza gdy każdy może kupić sobie aparat fotograficzny i poczuć się artystą-fotografem. Obecnie telefony wyposażone w aparaty fotograficzne w wielu krajach stają się również dokumentami tożsamości, więc trudno sobie wyobrazić, by ktoś mógł funkcjonować bez aparatu fotograficznego. Jest to narzucone, wymuszone przez kulturę popularną – każdy fotografuje codziennie, używa tego narzędzia nawet częściej niż ołówka i długopisu, co nie pozostaje bez wpływu na świadomość. Dla fotografii taka sytuacja nie jest prosta.
Jak pan, jako artysta fotografik, odnajduje się w obecnej, multimedialnej rzeczywistości, w której fotografia stała się czymś powszechnym? Niegdyś kojarzyła się z wiedzą tajemną, niemalże z alchemią: ciemnia, odczynniki – tiosiarczany, cytryniany…
Tak, to była wiedza tajemna, choć w niedawnej jeszcze przeszłości każdy, kto opanował tę wiedzę i miał jakieś pojęcie o chemii czy optyce w kontekście fotografii, już był postrzegany jako artysta. W tej chwili ta dziedzina sztuki stała się bardziej demokratyczna, bo każdy ma dostęp do narzędzi, ale łatwiej też zobaczyć, kto potrafi się nimi posługiwać i to nie w sensie umiejętności technicznych czy technologicznych, ale w sensie poszukiwań filozoficznych, wypowiedzi niebanalnych i interesujących. Vilem Flusser stwierdził, że fotografia daje możliwość zajmowania się filozofią za pomocą obrazu, refleksja wizualna jest podstawą tego medium. Rozwój fotografii wcale nie spowodował tego, że artyści posługujący się fotografią czują się zagubieni, wręcz przeciwnie – to medium staje się polem coraz szerszych badań i wypowiedzi.
Jakiś czas temu, przy okazji wystawy Kontury realności , wspominał pan, że fotografia ma sens jako medium, które usiłuje oddać istotę rzeczywistości, a nie jest skupione na jej dokumentowaniu. Koncentrował się pan wtedy na światach ginących, na rzeczywistości, która ulega atrofii. Czy nadal tak kształtują się pana zainteresowania?
Przyznam, że w tej chwili jestem już trochę odległy od poszukiwań związanych z Konturami realności , choć zagadnienia przemijania nadal są mi bliskie.
Kontury realności wpisane były w epokę transformacji…
Tak, to była reakcja na to, z czym się stykałem na co dzień. Punktem wyjścia było pewne zdarzenie: znalazłem się kiedyś dosyć przypadkowo w Skarżysku-Kamiennej, miasteczku w środkowej Polsce, i mając wolny czas zacząłem poszukiwać interesujących obiektów, które mógłbym obejrzeć. Wydawało się, że nie ma tam niczego ciekawego, ale w końcu odkryłem przepiękną kamienną więżę z początku XIX wieku. Jak się okazało, powstała ona z projektu Stanisława Staszica, a stanowiła jeden z zabytkowych elementów pozostałych po Staropolskim Okręgu Przemysłowym w okolicach Kielc. Przyjeżdżałem wielokrotnie fotografować tę wieżę i inne obiekty poprzemysłowe. Krótko później polityka miejscowych władz doprowadziła do tego, że ta wspaniała wieża legła w gruzach i wszelki ślad po niej został zatarty. Najpiękniejszy i najbardziej wartościowy obiekt architektoniczny Skarżyska Kamiennej został stracony bezpowrotnie.
Bezmyślność czy interesy deweloperów?
Bezmyślność. Nikt nawet palcem nie kiwnął, aby ochronić ten obiekt. Złomiarze dokonali swego dzieła. Ich działanie jest takie, że podkopują obiekty zawierające metalowe konstrukcje, żeby się przewróciły i można było wydobyć z nich, co tylko się da.
Nadal na porządku dziennym są sytuacje niszczenia zabytkowych obiektów. Zdarzają się dziwne pożary, zaraz po nich wchodzi inwestor… Ale dochodzimy do publicystyki, a chciałam jeszcze zapytać o pana aktualną twórczość.
Kiedyś koncentrowałem się na przemianach kulturowych, procesach industrialnych związanych z kształtowaniem środowiska, z rozumieniem znaczenia danego miejsca. Cykl Kontury realności dotyczył problemów związanych z pojęciem i statusem tzw. świątyń cywilizacji. Kolejny cykl bardziej skupiony na zagadnieniach przemijania, miał tytuł Aura niepewności . Później sięgnąłem po wideo, łącząc je z klasyczną, tradycyjną fotografią tak, aby te dwa media komentowały się wzajemnie.
Fotografia łączy kartezjański perspektywizm, czyli podporządkowanie świata opisowi geometryczno-matematycznemu, z koncepcjami metafizycznymi. Model geometryczny jest schematem i modelem reprezentującym rzeczywistość, jest grą konwencji, które mogą nas zwodzić. Tego typu refleksje prowadziły mnie zawsze w rejony związane z prostą rejestracją postrzeganej rzeczywistości. Okazuje się, że pod jej powierzchniowym widzeniem możemy odkryć niezwykłe, zaskakujące nas i zadziwiające kolejne warstwy znaczeń. I w tych warstwach tym mocniej ujawnia się wątek metafizyczny, im prostsza i bardziej bezpośrednia, w pewnym sensie pozbawiona „czynnika ludzkiego”, mojej ingerencji, jest fotografia.
W tej chwili zmierzam w kierunku materialnej i duchowej analizy bytu. Najbliższa wystawa ma tytuł Dotykając drzewo pośrodku ogrodu i sięga do Genesis w kontekście procesów zachodzących w duchowości. Próbuję zająć się tym obszarem, co nie przeszkadza mi spoglądać na pewne sprawy z pozornie żartobliwym dystansem, chociażby poprzez pracę Dlaczego ludzie chodzą do góry nogami .
Piotr Chojnacki, Z cyklu Kontury realności
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.