Sztuki piękne i projektowe
Nasze korzenie w tym miejscu, przy Placu Polskim, sięgają roku 1791. Po II wojnie światowej, w pierwszych latach działalności PWSSP, budynek dawnej Akademii Sztuki i Przemysłu Artystycznego był w zdecydowanej większości zniszczony, funkcjonowała tylko jego najstarsza część. Nie było obecnej auli czy sali senatu – całe skrzydło wraz z gabinetem rektora zostało uruchomione dopiero w 1965 roku. Wiadomo, najpierw cegły musieliśmy wysyłać do Warszawy, potem mogły już zostać na miejscu i w końcu rektor Stanisław Dawski odważył się na odbudowę.
Prof. Zbigniew Horbowy, wspominając początek swoich studiów, opowiadał o szaberplacu, z którym szkoła sąsiadowała w latach 40. i 50.
Ja tego pamiętać nie mogę, ale jest to obecny Plac Dominikański, tam gdzie teraz znajduje się galeria handlowa. Z kolei w drugim budynku przy ul. Traugutta mieściła się niegdyś niemiecka Miejska Szkoła Rzemiosł i Przemysłu Artystycznego, kształcąca uczniów szkoły średniej na potrzeby przemysłu ceramicznego i szklarskiego. Po wojnie pierwsze zajęcia odbywały się głównie w tym miejscu, bo budynek był w dobrym stanie. Rok akademicki zaczął się w październiku 1946. Paliło się w piecach, nauczyciele nocowali w szkole – spali na stołach, które służyły jako prycze, a do południa robiło się z nich deski rysunkowe. Obecny gabinet rektora przy Placu Polskim, zaprojektowany przez prof. Władysława Winczego, jest pod ochroną konserwatora. Wszystkie meble są oryginalne, poza szklanym regałem na książki, gdzie znajdują się głównie albumy i wydawnictwa o sztuce, które w ostatnich latach przeżywają swój boom edytorski. Proszę spojrzeć: umywalnia ukryta jest w specjalnej szafie, z biurka wysuwają się dodatkowe blaty, wszystkie meble są bardzo funkcjonalne. Kolekcja prac gęsto zdobiących ściany częściowo należy do uczelni, ale w większości jest moją własnością – jest tu portret żony prof. Gepperta, Hanny Krzetuskiej, trzy obrazy prof. Hałasa, szkła prof. Horbowego… Obok jest sala senatu – całe wyposażenie oryginalne, także lampy. Niczego tu nie zmieniamy, to funkcjonalny i cenny zabytek chroniony prawem. W zeszłym roku po raz pierwszy była cyklinowana podłoga, odnowiono ściany i zamontowano system wystawienniczy.
Widok z okna niesamowity…
Tak. Ostrów Tumski – jeden z najwspanialszych widoków we Wrocławiu, zazdroszczą mi go wszyscy rektorzy.
U początków wrocławskiej PWSSP mamy wątki związane z klasycznym kształceniem akademickim, czyli malarstwo, rysunek i rzeźbę. Później pojawia się szkło i ceramika, które zgodnie z zaleceniami ministerstwa przez wiele lat determinują profil kształcenia. Przemysł szklarski i ceramiczny jednak upada – znika Huta Hortensja, huty w Szklarskiej Porębie, w Szczytnej, zakłady w Jaworzynie, Wałbrzychu i Tułowicach.
Mówimy o okresie dosyć nieodległym. Wbrew pozorom upadek tych hut i zakładów nie wpłynął zbyt silnie na naszą uczelnię. Liczba studentów kształconych w pracowniach projektowania szkła i ceramiki była i jest optymalna, czyli taka, jaką jesteśmy w stanie przeprowadzić przez procedurę warsztatową. Wypuszczamy ich na rynek wszechstronnie przygotowanych do podjęcia różnych wyzwań artystycznych. Poza cyklem wzorniczym dla przemysłu studenci, zarówno w szkle, jak i w ceramice, realizują odważne projekty artystyczne. Przez wiele lat byli zmuszeni dojeżdżać do hut, z którymi podpisywaliśmy umowy na tzw. praktyki wakacyjne czy dyplomowe – jedynie wtedy mogli mieć kontakt z gorącym szkłem i prawdziwą produkcją na skalę przemysłową. Oczywiście kieliszki projektowało się podobnie jak dziś: najpierw trzeba je było narysować, zbadać ich kształt, formę i funkcjonalność. Od czterech lat mamy hutę na miejscu. W nowym budynku przy ul. Traugutta, wybudowanym dzięki wsparciu Miasta, MKiDN i znaczącym środkom unijnym, studenci i dydaktycy realizują je niemalże codziennie. Zakłady przemysłowe zawsze chętnie przyjmowały naszych studentów, przecież przyjeżdżał ktoś młody, sympatyczny z nowymi projektami, choć czasami przekraczającymi możliwości technologiczne – pewne sprawy trzeba było korygować.
Dla studentów ta konfrontacja na pewno była bardzo cenna.
Tak, stawali się oni naocznymi świadkami realizacji własnych projektów – mogli w ten proces ingerować i robić korekty, dopóki dało się w drumli dogrzewać i formować masę szklaną. To wszystko było bardzo żywe. A potem – cała procedura wielogodzinnego odprężania szkła. Zanim w akademii powstała huta, na miejscu można było tylko przekazywać teorię związaną z procesem hutniczym.
Stosowaliśmy materiał zastępczy – szkło kryształowe i optyczne, którego dostarczały nam zakłady w Jeleniej Górze. Nawiązaliśmy też kontakty z partnerami z Czech i Niemiec. Na pograniczu polsko-czeskim tych większych i mniejszych hut istniało bardzo dużo, nie mówiąc już o średnich szkołach szklarskich, z których część działa w Czechach do dziś. Okazji do organizacji wspólnych sympozjów, plenerów i wymiany artystycznej mieliśmy dużo. Ważne jednak, o jakiej skali rozmawiamy, zwykle projektowanie szkła studiowało na roku sześciu czy ośmiu studentów. Każdy z nich miał okazję zetknąć się z technologią pracy hutnika, choć nie ukrywam, że wyspecjalizowaliśmy się w obróbce szkła, w technice „na zimno” – w grawerunku, cięciu, klejeniu, szlifowaniu, polerowaniu – zgodnie z możliwościami warsztatowymi.
Kryzys nie dotknął więc absolwentów w takim stopniu, jak miało to miejsce na przykład w Łodzi, zaraz po upadku przemysłu włókienniczego.
Nie określałbym tego w ogóle w kategoriach kryzysu, myślę, że nowa sytuacja spowodowała zupełnie nową aktywność. W przypadku ceramiki zakłady w Wałbrzychu czy Jaworzynie początkowo miały państwowego właściciela, później pojawił się prywatny, ale produkcja wciąż trwała. Wałbrzych przez całe lata kojarzył się z plenerami: ceramicznymi, szklarskimi, a także malarskimi i graficznymi. Do dziś prężnie działa tutaj Biuro Wystaw Artystycznych, a niedawno doszedł świetny obiekt – Stara Kopalnia, w której otwarto Centrum Ceramiki Unikatowej z uratowaną przed buldożerem historyczną kolekcją. Z kolei we Wrocławiu w latach 80. i 90. realizowano prace artystyczne według własnego projektu w zakładach produkujących sanitariaty. Masa ceramiczna jest ta sama – studenci korzystali z cyklu technologicznego i wstawiali prace do pieca, pomiędzy umywalki. Wykorzystywali różne tlenki, całą tę chemię do barwienia szkliw, a z reguły pracowali tylko nad nową formą wzorniczą, pozostawiając białe szkliwo. Wielu naszych artystów wyjechało za granicę i wykorzystując zdobyte wszechstronne wykształcenie, osiągnęło artystyczne wyżyny. Ci, dla których uczelnia stała się atrakcyjnym miejscem pracy dydaktycznej, naukowej i artystycznej, wybitni wychowankowie profesorów Zbigniewa Horbowego, Ludwika Kiczury, Henryka Wilkowskiego, tacy jak prof. Małgorzata Dajewska, prof. Kazimierz Pawlak i prof. Barbara Zworska-Raziuk, spełniają się do dziś.
Jak wspomniałem, staliśmy się mistrzami pracy w zimnym materiale. Prof. Małgorzata Dajewska słynie z wieloelementowego łączenia różnokolorowych fragmentów szkła kryształowego, tworzy przepiękne obiekty, które trafiają do międzynarodowych kolekcji. Obdarowywane są nimi najbardziej znamienite osoby świata kultury, polityki i religii.
Szkoła, która w początkowych swoich założeniach miała być uczelnią kształcącą artystów na potrzeby przemysłu szklarskiego i ceramicznego, obroniła swój akademicki charakter dzięki mocnej, czysto artystycznej kadrze i postaci jej pierwszego rektora. To Eugeniusz Geppert wraz z Marią Dawską, Julią Kotarbińską, Leonem Dołżyckim i Emilem Krchą gwarantowali, że na pewno nie rozstaniemy się ze sztukami czystymi – z malarstwem, rysunkiem, rzeźbą i grafiką warsztatową.
Jest pan artystą malarzem. Jak postrzega pan miejsce malarstwa i tzw. sztuk czystych w kształceniu akademickim w kontekście nowych mediów i kierunków o charakterze projektowym?
Bez względu na kierunek studiów, a mamy ich obecnie dwanaście, każdy student musi opanować podstawowy warsztat artysty, jakim jest umiejętność kreacji, czyli opowiadania o własnym dziele ołówkiem na papierze. Kształcimy w tej dziedzinie bardzo szeroko, zajęcia z malarstwa, rysunku studyjnego i rzeźby są obligatoryjne, także dla studentów tzw. nowych mediów.
Mam nadzieję, że dopóki w pierwszym członie nazwy szkoły pozostanie „akademia”, to malarstwo będzie doceniane, przynajmniej na polskich uczelniach. Tu jesteśmy europejskim liderem, podobnie jak uczelnie azjatyckie. Chińczycy bardzo doceniają tę dziedzinę, natomiast część uczelni europejskich postawiła akcent w innym miejscu. Tymczasem kształtowanie wyobraźni rozpoczyna się od podstawowych zagadnień, jakimi są rysunek, studium martwej natury i realizacje z rzeźby, które są pierwszym kontaktem z przestrzenią 3D. Podstawowy kurs rzeźby nie zmienił się od lat – zawsze na początku jest klasyczna głowa, postać, potem skala się powiększa, dochodząc do realizacji pomnikowych.
Mam świadomość zmieniających się oczekiwań co do profilu kształcenia obecnych i przyszłych studentów, dlatego uruchamiamy bądź modyfikujemy przedmioty pod kątem wykorzystania nowych technologii i mediów, bez których język współczesnej wypowiedzi artystycznej byłby ubogi. W tym zmieniającym się bardzo szybko elektronicznym świecie doceniamy nasze prawo do indywidualnego naboru.
Uczelnie artystyczne, muzyczne i teatralne pozostają jedynymi, na których przy rekrutacji przeprowadza się egzamin. U nas nie rozpocznie nauki ktoś, kto nigdy w życiu nie narysował studium aktu albo nie namalował martwej natury. Bardzo często nie dopełniamy nawet naboru w stu procentach, nie przyjmujemy na siłę kandydatów, którzy mają braki.
Jednak, mimo wszystko, w wielu polskich uczelniach pula godzin przeznaczonych na sztuki czyste ulega redukcji.
Zgoda, to jest naturalny proces – uczelnie się rozwijają, rośnie liczebność studentów i kadry, która szybciej niż w minionych dekadach podnosi swoje kwalifikacje naukowe. Powstają nowe wydziały, pracownie, tworzymy pewne przekształcenia kierunkowe, starając się odpowiedzieć na oczekiwania tzw. rynku. Takie przedmioty, jak malarstwo i rysunek, ulegają pewnemu ograniczeniu czasowemu, ale nie wpływa to znacząco na poziom i liczbę wykonywanych prac. Studenci, przyszli artyści, zawsze znajdą dodatkowy czas na kolejny obraz, rzeźbę, grafikę czy rysunek. Uczelnia jest otwarta do godziny 21.00 i student ma dostęp praktycznie do każdej pracowni. Studia artystyczne są bardzo drogie: najzwyklejsze krosno to wydatek od 70 do 150 złotych, a do tego farby, pędzle, papier… i jeszcze materiały do pracy w domu, co daje niezłą sumkę. A to tylko jeden przedmiot.
Ostatnio wiele się zmienia, głównie na kierunkach projektowych – grafika warsztatowa, projektowanie, wnętrza i design uzupełnione o cyfrowe media stworzyły praktycznie nieograniczone możliwości. Współczesna ceramika artystyczna to obiekty rzeźbiarskie – prof. Przemysław Lasak tworzy naturalnej wielkości rozrzeźbione postacie. Latami niedoceniane koło garncarskie stało się wyjątkowym warsztatem artystycznych kreacji, powstające prace gubią swój naczyniowy kształt, przeistaczając się w fascynujące formy. Nawet tradycyjna filiżanka może mieć kształt trapezu, sześcianu lub pójść w niczym nieograniczoną geometryczną kreację, współczesne technologie na to pozwalają. Wprowadziliśmy drukarkę 3D. Efektywność i dydaktyczna pomoc tego urządzenia jest zdumiewająca: każdy projekt może zostać niezwłocznie przeanalizowany od strony funkcjonalności.
Mam nadzieję, że jeszcze długo będą cenione stare, tradycyjne technologie, które bazując na wiekowym doświadczeniu, dają najwspanialsze efekty. Myślę, że niewiele zmieni się w klasycznym pojmowaniu szkła i ceramiki. Jedyną zmienną jest kreacja artystyczna wynikająca z naturalnej potrzeby młodych ludzi poszukujących swojej drogi.
Wydział ceramiki i szkła, jak pan wspomniał, kształci niewielką grupę studentów.
Aktualnie na pierwszym roku jest ich dwudziestu czterech. Dzieląc się na podgrupy, tworzą zespoły sześcioosobowe. Warsztat jest tak skonstruowany, aby kontakt studentów z technologią był najefektywniejszy, a korekty prowadzących trafiały do nich na każdym etapie. To ciężka praca, wymagająca skupienia i litrów wylanego potu.
Czy tak tradycyjny kierunek studiów jak malarstwo nadal cieszy się dużym powodzeniem wśród kandydatów?
Myślę, że zgodnie ze współczesnymi trendami najpopularniejsze są kierunki, które dają konkretne możliwości pracy. Oczywiście malarstwo trochę na tym cierpi. Nie wrócimy do sytuacji, kiedy na jedno miejsce przypadało dziesięciu czy dwunastu kandydatów, obecnie przyjmujemy ich dwudziestu czterech. Wyjątkowe zainteresowanie studiami doktoranckimi, zaocznymi i podyplomowymi utwierdza nas w przekonaniu, że chęć studiowania malarstwa jest niesłabnąca.
Co wyróżnia konkurs im. Eugeniusza Gepperta spośród innych konkursów adresowanych do młodych malarzy?
Łódź ma Strzemińskiego, my mamy Gepperta, jesteśmy jego artystycznymi spadkobiercami. Większość dydaktyków, którzy rozpoczęli pracę w Akademii na przełomie lat 60. i 70., była jego uczniami i w oczywisty sposób przeniosła wartości estetyczne i artystyczne Mistrza. Nie mieliśmy wątpliwości, że konkurs jego imienia powinien powstać we Wrocławiu. Długoletnia umowa i owocna współpraca z Biurem Wystaw Artystycznych stwarza nam bazę do przygotowania profesjonalnej prezentacji. Wysoki poziom konkursu utrzymywany jest dzięki wyjątkowym kuratorom wybieranym cyklicznie, to oni typują młodych artystów. Dbamy o czystość malarskiej wypowiedzi, nie odcinamy się od działań happeningowych. Instalacje są dla nas naturalnym językiem malarskiej wypowiedzi, odnoszą się do formy, przestrzeni, koloru, działań wizualnych, aż po kontrowersyjne sytuacje, w których to osoba niestudiująca malarstwa wygrywa konkurs. Takie jest oblicze współczesnej sztuki.
Studia artystyczne są naprawdę wyjątkowe i dają wprost nieograniczone możliwości. Nie dzielimy się tak do końca na grafików, malarzy, rzeźbiarzy, projektantów. Każdy z nas może i powinien opanować różne dyscypliny – wszystko zależy od studenta.
Musimy pamiętać, że profesjonalizm w sztuce, przynoszący fantastyczne efekty artystyczne, pojawia się tylko wtedy, kiedy podparty jest systematyczną i ciężką pracą. Wspaniałe jest dochodzenie do własnych rozwiązań twórczych, które poprzedzone są silnym bodźcem emocjonalnym – np. taki „kop” po obejrzeniu dobrej wystawy lub fascynującego filmu czy reportażu. Niedawno oglądałem dokument ukazujący artystyczną spuściznę Picassa. Wszyscy wiemy, że tworzył dużo, ale ilość tych dzieł jest naprawdę niewiarygodna. Aż trudno wyobrazić sobie, że człowiek jest w stanie stworzyć tysiące obrazów, prac ceramicznych, rzeźb, rysunków, szkiców i że to wszystko istnieje w różnych kolekcjach i muzeach. Jak wielka jest wśród artystów potrzeba tworzenia… Jaka ogromna energia!
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.